Musieliśmy pojechać dwoma taksówkami, ponieważ było nas za dużo. Pierwszą pojechali chłopcy czyli Michael, Stiles i Isaac. Ja jechałam drugą, razem z Madeline, Amber i Loganem. Siedziałam z tyłu na samym środku, po mojej prawej stronie znajdowała się rudowłosa dziewczyna, a po lewej jej przygłupia blond siostra, która oczywiście siedziała przyklejona do swojego telefonu. Z przodu razem z kierowcą postanowił usiąść Logan, za co chciałam go zabić, ponieważ jeszcze przed wejściem do samochodu, kłócił się o to miejsce razem z Madeline. Wiedział dobrze, że nie chciałam siedzieć obok niej, więc po prostu stwierdził, że tak będzie śmiesznie.
Nie wiedziałam dokładnie na jaką ulicę się kierujemy, dlatego wpatrywałam się z uwagą w przednią szybę pojazdu, kierowca co chwilę patrzył się na mnie w lusterku, posyłając w moją stronę współczujące spojrzenie, widząc jak niepocieszona siedzę obok osoby siedzącej po mojej lewej. Logan zaśmiał się cicho widząc to, a ja kiedy usłyszałam głośną muzykę, która na bank nie była puszczona z radia popatrzyłam się w lewo. Znajdował się tam wielki dom, przed którym stało wiele nastolatków. Jedni mniej, a drudzy bardziej pijani, Popatrzyłam na Amber, która uśmiechając się od ucha do ucha wysiadła z auta, kiedy się zatrzymało, uprzednio dziękując kierowcy i rzucając w stronę Logana żeby to on zapłacił. Poszłam w jej ślady i po paru sekundach stałam obok niej. Harvey dołączył do nas zaraz po zapłaceniu kierowcy, a po nim młodsza Stone, która prawie zaliczyła bliskie spotkanie z chodnikiem, ponieważ nie zauważyła krawężnika, na moje nie, a jej szczęście podparła się jedną ręką, bo oczywiście w drugiej miała telefon.
Jedyny chłopak w naszym gronie, wyciągnął telefon, by skontaktować się z resztą, która powinna się gdzieś tu znajdować.
- Gdzie jesteście?...Okej...No my też...Nara stary. - rozłączył się i obrócił w naszą stronę. - Są w środku, - uśmiechnął się i pognał w stronę drzwi wejściowych.
Od razu ruszyliśmy za nim, jeśli to była impreza z okazji urodzin jakiegoś kolesia, to ja nie chce żeby ktoś stąd wiedział kiedy je mam. Przekroczyliśmy próg budynku, a ja mimowolnie poczułam odpychający swąd tytoniu i potu. Ludzie jedni na drugich tańczyli nie patrząc na to, że wylewają na siebie i innych alkohol znajdujący się w ich szklankach. Westchnęłam i odwróciłam się z powrotem do Amber, jednak jej po prostu tam nie było. Nie umiałam dojrzeć w tym tłumie nawet Logana albo chociażby Madeline, która wyróżniała się spomiędzy innych swoją jaskrawo różową sukienką. Jej sztuczna słodycz zawarta w ciuchach, sposobie jakim się wypowiadała i makijażu po prostu odpychała, a fakt, że była w łóżku z połową męskiej części Manchesteru mnie przerażała i zadziwiała, no bo kto o zdrowym rozsądku, poleciałby na coś takiego? No błagam.
Usiadłam przy jakimś stoliku i oparłam głowę o swoje dłonie.
- Hej! - krzyknęła jakaś dziewczyna siedząca przede mną. Szczerze, to nawet jej nie zauważyłam. Muzyka grała naprawdę głośno, więc to, że ją usłyszałam i to nawet bez jakiegoś większego problemu było dosyć zaskakujące.
- Em, hej. - nadal byłam zdziwiona tym, że jej nie widziałam
- Nowa? - odezwał się ktoś po lewej stronie. Okazało się, że była z przyjaciółką, której również nie zauważyłam.
- Ta. - przyznałam niechętnie. - Maritza. - uśmiechnęłam się wystawiając najpierw rękę w stronę brunetki.
- Jessica. - uścisnęła moją dłoń i odwzajemniła uśmiech.
A później czerwonowłosej.
- Cassie.
Zaczęłyśmy krótką rozmowę zapoznawczą, po czym już w obecności alkoholu rozpoczęła się długa i bardzo zajmująca pogawędka, tak na prawdę o niczym.
Śmiałam się z żartów Cassandry, nie potrafiąc się opanować. Alkohol zadomowił się w moich żyłach, a coraz to nowsze drinki sprawiały, że wszystko stawało się jeszcze zabawniejsze. Czemu tyle piłam? Może chciałam pokazać innym, a w tym Madeline, że wcale nie jestem głupim dzieckiem, które boi się tego typu imprez. Jednak to było zabawne, bo próbowałam uświadomić coś komuś, kto nie był nawet w zasięgu mojego wzroku. Jak zaraz przy wejściu zgubiłam Amber, blond małpę i Logana, tak do teraz na oczy ich nie widziałam. Nie wspominając już o Isaacu, Stilesie i Michaelu. Wiedziałam, że mieli swoją paczkę, i że taki ktoś jak ja nie dość, że zniczy im reputację, to jeszcze spieprzy zabawę, nie dziwne, że zniknęli. Może i wyszło mi to na dobre. Poznałam Cassie i Jessie, które tak cholernie przypominały mi moich znajomych z Rzymu, co było dla mnie na plus. Do tamtych nie pasowałam i nawet nie starałam się wpasować.
- Maritza? - usłyszałam z mojej lewej strony, męski, głęboki i niski głos. Znałam go.
- Nie, Święty Mikołaj, hoł, hoł, hoł. - wybuchłam śmiechem z mojego tekstu.
- Jesteś pijana. - Gerard stanął przede mną z miną jakbym zabiła mu pół rodziny. Chociaż to niezbyt dobre porównanie. Przecież jemu by to nie przeszkadzało.
- Nie jestem. - burknęłam, starając się przybrać podobny wyraz twarzy do jego. - Czekaj, zanim powiesz, że jestem. - podniosłam rękę, nim zdążył się odezwać. - Powiedz aaa.
- Co?
- No powiedz aaa.
Patrzył na mnie, jak na idiotkę, jednak to zrobił.
- Aaa.
- Aaa. - powtórzyłam starając się wychwycić ton jego głosu. - Nie jestem. - powiedziałam próbując brzmieć jak on.
Był bliski zaśmiania się, jednak po chwili znów stał się poważny.
Przez niego zapomniałam o moich nowych psiapsi, dlatego odwróciłam się w ich stronę. Patrzyły na mnie jak na kosmitkę.
- Co? - zaśmiałam się, wyglądały śmiesznie.
- Skąd ty go znasz? Przecież to Gerard. - odezwała się Cass lekko przerażona i zdziwiona.
- Wiem, że to Gerard. - wzruszyłam ramionami patrząc się na chłopaka.
- Ty już wychodzisz. - złapał mnie za rękę.
- Nigdzie się nie wybieram. - założyłam nogę na nogę i chwyciłam szklankę z alkoholem. Miałam się napić, kiedy po prostu mi ją zabrał. - Eej. - fuknęłam patrząc na niego z wyrzutem.
Uniósł prawą brew i wstawił swoją rękę bym za nią złapała, jednak ja pokiwałam przecząco głową. Jessica zaśmiała się z tego. Cassie zrobiłaby pewnie to samo, gdyby nie fakt, że nie ogarniała jeszcze do końca, że stoi tu Gerard.
- Okej, sama tego chciałaś. - poszedł do mnie i mnie podniósł. Ten chuj tak po prostu mnie podniósł i przerzucił sobie przez ramie jak najzwyklejszy worek ziemniaków.
- Puść mnie! - krzyczałam i uderzałam go pięściami w plecy, jednak na nim nie robiło to najwyraźniej najmniejszego wrażenia.
Zignorował to co powiedziałam.
- Powiedz pa swoim koleżankom. - odwrócił mnie twarzą w ich stronę.
- Pa. - machnęłam ręką z obrażoną miną, a Gerard słysząc to zaczął iść w stronę drzwi wyjściowych.
Oczywiście wszyscy się na nas patrzyli, jakby nie widzieli faceta niosącego jakiejś dziewczyny na rękach. Czy brzmiało to gorzej, niż wyglądało?
No tak, ale przecież to nie był jakiś tam facet, to był Gerard Pique, którego wszyscy się tak bali, a ja wciąż nie wiedziałam dlaczego. Jednak czy chciałam?
_______________________
A tak oto wyglądała pierwsza impreza naszej Mari w Manchesterze, troszke zaszalała, ale przynajmniej Madeline tego nie widziała ;D Gerard po raz pierwszy ratuje ją z "opresji", będzie to pierwszy i ostatni raz? :D
Czekam na opinie i do następnego <3
PS. zmieniłam tytuły od początku opowiadania jakby co i dodałam nowych bohaterów, będziecie mogli zobaczyć jak nasza paczka wygląda :D