sobota, 29 kwietnia 2017

014 Like all of us, baby.

Usiadłam na kanapie w salonie i sprawdziłam swoje portale społecznościowe w czasie, kiedy Gerard robił coś w kuchni. Najpierw odpalilam Facebooka, a już na samym początku wyświetliło mi się zdjęcie Amber, Madeline, Stilesa i Michaela, na koncie tego ostatniego, z imprezy, na którą byłam zaproszona. Uśmiechnęłam się na widok opisu: "Bez trzech kołków, z czego jeden zarabia na nasze imprezy, kochamy cie xoxo." W komentarzu Logan oburzył się tym, że Michael wyznał miłość tylko mnie, dlatego minutę później czerwonowłosy chłopak zedytował post, a następnie usunął komentarz, który mógłby być dowodem, ze Logan wcześniej nie został oznaczony. 
Wciąż męczyły mnie wyrzuty sumienia. Nie lubiłam kłamać, ale miałam świadomość, że trwając w tym głupim pakcie z piłkarzem Manchesteru, będę musiała robić to znacznie częściej. Westchnęłam przeciągle i poprzeglądałam jeszcze kilka innych zdjęć, które wstawili Isaac i Amber. Jak się okazało Cassy i Jessy naprawdę też tam były. Dostrzegłam je na kilku fotografiach gdzieś w tle. Wszystko dzięki czerwonym włosom Cassandry, których naprawdę nie dało się nie nie zauważyć. 
- Chcesz wodę, herbatę czy piwo?! - usłyszałam głos Gerarda z kuchni. 
- Herbatę! - odkrzyknęłam i odłożyłam urządzenie na szklany stolik do kawy. 
- Nie mamy herbaty. - wychylił się zza futryny i głupio uśmiechnął. 
- To wodę? 
- Wody też.
- To po jaką cholerę pytasz? - oburzyłam się. 
- Bo wypada. - wzruszył ramionami i znów schował się w kuchni. Po chwili wrócił z dwiema butelkami jakiegoś piwa. Otworzył je szybko, rzucił otwieracz na podłogę i podał mi jedną z nich. 
Pokręciłam głową na to jakim bałaganiarzem był, sięgnęłam po nią i wzięłam jednego, dużego łyka. Piwo było zimne i orzeźwiające, a po kilku godzinach pracy właśnie tego było mi trzeba. Przymknęłam lekko oczy i rozluźniona napiłam się jeszcze trochę. Szybko jednak spięłam się na nowo, kiedy Pique poinformował mnie, że musimy już zacząć. Odłożyłam na wpół wypite piwo, obok pustej już butelki Gerarda i, zakładając nogę na nogę, wygodnie się oparłam. Starałam się stwarzać pozory niewzruszonej tym, o czym mieliśmy za moment rozmawiać. Tak jakby to w ogóle nie sprawiało, że moje serce zaczynało podchodzić mi do gardła. 
Zaczęliśmy ustalać okoliczności w jakich się poznaliśmy, kiedy i w jaki sposób Gerard mi się oświadczył oraz inne tego typu bzdety. Dowiedziałam się przy okazji, że ulubionym kolorem Gerarda jest czarny i Bóg był mi świadkiem, że nie zaskoczył mnie tym ani trochę. Kochał piłkę nożną całym sercem, a jego ulubionym klubem była FC Barcelona, o której słyszałam już parę razy. Ja za to miałam bardziej ułatwioną sprawę, bo piłkarz spodziewając się, że mogłabym za dużo mu nie powiedzieć, popytał trochę Isaaca i innych, z którymi rozmawiałam najczęściej i, którzy wiedzieli o mnie najwięcej. Poopowiadał mi też trochę o swoim dzieciństwie. 
- Boże, naprawdę jako małe dziecko spadłeś z balkonu? - przestraszyłam się jego niecodziennym wyznaniem.
- Ta, byłem u babci i dziadka w domu. Nie był zabezpieczony, a oni byli gdzieś na dole. Przez kilka godzin leżałem w śpiączce. - odpowiedział wzruszając ramionami, jakby to nie było coś złego. 
- Przecież mogłeś zginąć. 
- Nie pierwszy i ostatni raz. - wymamrotał biorąc do ust moją butelkę, bo wcześniej powiedziałam, że już jej nie chcę. Prawdopodobnie nie powinnam tego usłyszeć, ale usłyszałam i to bardzo dobrze. 
Nie pytałam, bo wiedziałam, że go zdenerwuję. 
Moje serce w ciągu jednej sekundy przyspieszyło, a po chwili poczułam w nim ukłucie. Przełknęłam gorączkowo ślinę, odchrząknęłam, poprawiłam swoją koszulkę i cicho odezwałam się:
- Jest coś, co jeszcze powinniśmy ustalić? 
Odpowiedziała mi krótka cisza, bo Gerard prawdopodobnie starał się przestudiować naszą rozmowę szukając jakiejś luki, którą będzie trzeba wypełnić. Miałam małą nadzieje, że to już wszystko, bo po jego ostatnich słowach atmosfera w pomieszczeniu niebezpiecznie zgęstniała i, przynajmniej w moim odczuciu, zrobiło się niebywałe niezręcznie. 
- Właśnie - podniósł na mnie swój twardy wzrok - Jest jeden warunek w tym wszystkim. 
- Jaki? - spytałam niepewnie, bojąc się jednocześnie i jego spojrzenia, i tego co zaraz powie.
- Nie możesz mnie pokochać, rozumiesz? To dla twojego i mojego dobra. - przerwał by zobaczyć moją reakcje i po chwili kontynuował - Wiem, że to... możliwe, wiesz będziemy zachowywać się jak para. Nie chce żebyś robiła sobie później jakieś nadzieje, bo ja nie bawię się w związki ani inne tego typu gówna. 
Patrzyłam się na niego przez moment i nie wiedząc co zrobić po prostu się zaśmiałam, czym prawdopodobnie go zdezorientowałam. 
- Ja w tobie? - ciąglę utrzymywałam rozbawioną minę - To niemożliwe. Ja wciąż cię nie lubię. 
- Oczywiście, że nie. - prychnął i dokończył moje piwo. 
- Coś jeszcze? - spytałam trochę niemiło. 
Niewiedzieć czemu jego "warunek" trochę mnie poirytował. Myślał, że jest człowiekiem wspaniałym, którego każdy uwielbia? Swoją drogą to wcale nie tak, że od pewnego czasu bawił się ze mną w jakieś podchody, którymi już dawno mógłby zrobić mi nadzieję. 
Pokręcił głową. 
- Ok, to ja już idę. - wstałam, pociągnęłam za sznurek od mojej torebki i włożyłam do niej mój telefon, uprzednio sprawdzając na nim godzinę. 
Była dziesiąta trzydzieści. Przygryzłam zdenerwowana wargę, bo ostatni autobus jechał piętnaście minut temu. Zła za to co musiałam w tym momencie zrobić odwróciłam się do Gerarda, a on orientując się o co chodzi - uśmiechnął się zwycięsko. 
- Nie każ mi prosić. - jęknęłam. 
- Prosić o co? - oblizał swoje usta, szczerząc się jak głupi. 
- Ugh, czy mógłbyś mnie podwieźć do domu? - zapytałam, a on kiwnął ręką bym coś jeszcze dopowiedziała. - Proszę? 
- Liczyłem na jakąś zapłatę w naturze, ale "proszę" też może być. - mrugnął do mnie i chwycił za dokumenty i kluczyki do auta, a ja przewróciłam oczami, bo znów rzucał sprośnymi tekstami. 
Mruknęłam ciche "dziękuję" i zaczęłam zakładać buty. Kiedy skończyłam wiązać sznurówkę w lewym conversie, złapałam za drugi a po chwili usłyszałam jak piłkarz głośno wciąga powietrze. W jednej chwili wyprostowałam się i odwróciłam w jego stronę. 
- Nie rób tak więcej. 
- Dlaczego? - od razu zapytałam, automatycznie rumieniąc się, bo dobrze wiedziałam o co mu chodziło. 
Chłopak powoli się do mnie zbliżył i przejechał nosem po moim rozpalonym policzku. 
- Bo mnie nakręcasz. - nawilżył spokojnie językiem swoją górną wargę i uśmiechnął się widząc jak wzdrygnęłam się na jego słowa. Zaczął podchodzić jeszcze bliżej, a ja z każdym jego krokiem automatycznie posuwałam się do tyłu, dopóki moje plecy nie uderzyły w drzwi. 
Jego prawa ręka oparła się o nie, a tym samym znalazła się obok mojej głowy. Druga zaś poprawiła moje włosy, dając je za ucho. 
- Wiesz, masz duże i wygadane usta. - wyszeptał przyprawiając mnie o dreszcze. - Na twoim miejscu wykorzystywałbym je w lepszej sprawie. 
Przełknęłam ślinę niebardzo wiedząc co powiedzieć. Jego bliskość w jakiś nieznany sposób sparaliżowała mnie i, co najgorsza, nie stało się to po raz pierwszy. 
- Na przykład? - ledwo wydusiłam. 
- To kiedy indziej. - uśmiechnął się i złapał za klamkę. Szybko odsunęłam się od drzwi żeby nie upaść kiedy je otwierał i pokręciłam zdenerwowana głową. Znów się mną bawił, a ja mu na to pozwalałam. Najgorsze było to, że za każdym razem ta gra podobała mi się coraz bardziej. 

                                    ***

- Co dzisiaj robimy? - spytała znudzona Amber. 
Było piątkowe popołudnie. Mieliśmy początkowo w planach przejść się po mieście, ale jak zwykle deszcz pokrzyżował nasze plany. Siedzieliśmy więc tak wszyscy w mieszkaniu sióstr i patrzyliśmy się w telewizor, mimo że, jak na złość, nie puszczali nic dobrego. Ja znajdowałam się na podłodze, obok Amber, oparta o fotel, na którym siedział Michael. Logan i Stiles razem z Isaaciem i Madeline siedzieli na kanapie, a ten trzeci robił coś na telefonie co chwilę się uśmiechając. Byłam pewna, że pisał z dziewczyną, z którą się ostatnio spotkał. Gerard zajmował drugi fotel, który znajdował się naprzeciwko mnie i Amber i wpatrywał się w ekran, chociaż domyślałam się, że głęboko nad czymś rozmyślał ani trochę nie zwaracając uwagi na to, co się na nim działo. 
- Poszłabym gdzieś. - jęknęłam, patrząc zła w okno, obserwując jak spływają po nim krople deszczu. 
- Jak my wszyscy, kochanie. - odezwał się Logan, który od pewnego czasu miał w zwyczaju się tak do mnie odzywać. Uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym samym, ponieważ naprawdę go lubiłam. 
- Myślę, że on chce cię pieprzyć. - zwróciła się do mnie po cichu Amber, a ja zakrztusiłam się colą. 
- Po prostu się lubimy. 
- On lubi cię w ten seksualny sposób. 
- Nie wiesz tego, po drugie czy każdy chłopak, który jest miły dla dziewczyny chce się z nią od razu pieprzyć? 
- Yy, tak? - odpowiedziała mi pytaniem jakby to było oczywiste. Dla mnie nie było, ale przestałam się kłócić żeby odwrócić głowę w prawą stronę, bo wyczułam na sobie czyiś wzrok. 
Gerard bacznie się mi przyglądał, co chwilę spoglądając na Logana, który rozmawiał teraz z Michaelem o tym, że aktorka, którą właśnie pokazywali w telewizji ma naprawdę ładny biust. Zmarszczyłam brwi i starałam się ignorować natarczywy wzrok chłopaka. Zachowywał się dziwnie, ale przecież to była norma. 
- Chodźmy do Starbucksa, mam ochotę na kawę. - zaproponowała rudowłosa, a ja od razu jej przytaknęłam. W taką pogodę kawa, to wybawienie. 
- W sumie to tylko jakieś pięć minut stąd. - zauważył Michael przerywając swoją rozmowę. 
- No to chodźmy. - uśmiechnęłam się. 
Po chwili ubierania i drogi, zajmowaliśmy już swoje miejsca przy stoliku. Ja siedziałam na samym brzegu obok Logana. 
- Co zamawiasz, kochanie? - spytał się mnie i położył rękę na moich ramionach. 
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ odezwał się Gerard.  
- Ja złożę zamówienie, mógłbyś się zamienić, stary? Będę miał łatwiej wyjść. - zwrócił się dosyć niemiło do Logana, a on zabrał szybko swoją rękę i przytaknął. 
Tym sposobem siedziałam teraz obok Gerarda, który spisał sobie na telefonie to, co każdy chciał i poszedł zamawiać. 
Rozmawialiśmy wszyscy na temat meczu Manchesteru, który miał odbyć się w następnym tygodniu i ustaliliśmy, że na niego pójdziemy, a potem udamy się do jakiegoś klubu. 
Po chwili pojawił się Pique, który wcisnął się pomiędzy mną a Loganem i uśmiechnął się do siebie informując chłopaka żeby poszedł później po nasze napoje. Czułam, że jest do niego wyjątkowo niemiły, tylko nie wiedziałam dlaczego i naprawdę mnie to denerwowało. 

sobota, 15 kwietnia 2017

013 She likes talking too much.

*upewnij się, że przeczytałeś poprzedni rozdział, bo dodaje nowy w odstępie trzech dni*

Rozkładałam po kolei nowy towar na pułkach, co chwilę przełączając piosenki w telefonie. Cieszyłam się, że wzięłam słuchawki, bo umarłabym chyba z nadmiaru ciszy. Melissa zaraz po moim przybyciu pojechała załatwiać jakieś sprawy papierkowe. Wciąż ciekawiło mnie to, czego chciał od niej Gerard, kiedy przyszedł do apteki i szukał swojej ciotki. Nie pytałam ani jej, ani jego, bo nie powinno mnie to w ogóle interesować. Jednak interesowało. Co parenaście minut odchodziłam od kartonów pełnych lekarstw, by obsłużyć jakiegoś klinenta, a potem znów wracałam i dalej uzupełniałam puste miejsca. Zwykle szło mi to bardzo sprawnie i przyjemnie, ale tego dnia w ogóle nie potrafiłam się skupić. Albo przyklejałam ceny w złe miejsca, albo wszystkie pudełka poukładałam nie na przeznaczonym do tego przedziale. Momentami byłam niemiła dla klientów, za co potem miałam ochotę uderzyć się w twarz. Myślami byłam przy moim porannym porzegnaniu z Gerardem. Ciagle miałam wrażenie, że chce coś zacząć, ale w połowie rezygnuje i kończy się na idiotycznych podchodach, w których oczywiście on wygrywał. Byłam też zła na siebie, że tak łatwo dawałam mu górować. Pocieszałam się, że działał tak na wszystkie, ale przecież ja nie byłam taka. Nie lubiłam go. Dobra, może lubiłam, ale tylko w tej dobrej wersji, kiedy nie zachowywał się jak pewny siebie dupek, nie mający szacunku do innych, a już w szczególności do kobiet. W tamtym momencie świadomość tego w co się wpakowałam, zgadzając się na jego idiotyczny plan, uderzył we mnie, jak zimny powiew z rana. Głos w mojej głowie podpowiadał żebym dała mu szansę i nie wiedziałam czy robiłam dobrze słuchając się go.
Po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka, a potem usłyszałam kobietę rozmawiającą z kimś przez telefon. Nie zauważyłam nawet, że ktoś wszedł. Odwróciłam się w jej stronę i uśmiechnęłam, kiedy rozpoznałam w niej rudowłosą piękność - Amber. Dawno nie widziałam się ani z nią, ani z resztą paczki, dlatego bardzo się ucieszyłam, że mogłam chociaż chwilę porozmawiać z siostrą wkurzającej Madeline. 
- Hej! - pisnęła, od razu się rozłączając. Nie dała mi nawet odpowiedzieć  - Rozmawiałam z Loganem, jest  impreza, idziesz? Obiecuje, że tym razem cię nie zgubimy! Słyszałam, że twoje koleżanki tez będą, Isaac coś mówił. 
Zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, że Isaac znał Cassy i Jessy, ale zostawiłam to bez komentarza. 
- Będzie twoja siostra? - spytałam całkiem poważnie, a potem się zaśmiałam, kiedy rudzielec przewrócił oczami uśmiechając się. 
Bardzo dobrze wiedziała, że nie przepadam za jej siostrą, ale nie miała mi tego za złe, bo byla w pełni świadoma, że w naszej paczce Madeline była najmniej lubiana. 
- Będzie i ty też będziesz - wskazała na mnie palcem. 
Miałam się zgodzić, ale w tym samym momencie przypomniałam sobie poranną rozmowę z Gerardem, kiedy chciałam wyjść z jego auta. 
- Amb, nie mogę dzisiaj. Melissa kazała zostać mi dzisiaj dłużej w pracy. - jęknęłam mając nadzieję, że nabierze się na moje malutkie kłamstwo. 
- Hej skarbeńku! - do apteki jak na złość weszła pani Bernabeu, która trzymała w rękach stos teczek. - Chodź tu i mi pomóż, a potem jesteś już wolna! 
Zerknęłam na Amber, która chciała wybuchnąć śmiechem na nieporadny chód mojej szefowej, ale ze względu, że nie wypada - powstrzymała się. Najwidoczniej nie usłyszała drugiej części wypowiedzi kobiety, a ja odetchnęłam z ulgą. Podbiegłam szybko do ciotki Gerarda i wzięłam od niej część teczek i papierów. 
- Do jasnej cholery, nie mogli mi tego do czegoś włożyć? Myślą, że mam moc widzenia przez te cholerne teczki? Dziecko drogie, nie mam pojęcia jak ja tu doszłam, ale dzięki Bogu, że nie zaliczyłam gleby przy krawężniku. 
Parsknęłam śmiechem, a potem wzięłam od niej połowę, by mogła swobodnie iść. 
- Pomogę pani. - powiedziałam głośno - Melissa, proszę powiedz, że muszę zostać do dziewiętnastej, proszę, proszę. - dodałam ciszej, niemal błagając. 
Spojrzała na mnie krzywo a potem dotknęła mnie w czoło swoją ręką. 
- Niby wszystko z tobą w porządku, ale jednak nie do końca. 
- Proszę, po prostu powiedz. - zerknęłam w tył, by zobaczyć Amber piszącą coś na telefonie. Wzrok pani Melissy również pokierował się w tamtą stronę, a kiedy dostrzegła moją przyjaciółkę od razu się rozpromieniła. 
- Amber, kochanie! - rzuciła na ziemie to, co trzymała w rękach i podbiegła do dziewczyny. Pokręciłam głową, bo ona naprawdę była szalona. 
- Pani Melissa? - zdziwiona rudowłosa przytuliła się do kobiety - Czemu nie mówiłaś, że pracujesz u cioci Gerarda? Nigdy nie pomyślałabym, ze twoja szefowa Melissa, to ta Melissa. - zwróciła się do mnie. 
- Bo nie pytałaś? - wzruszyłam ramionami. 
- Wiedziałam, że ma pani tu gdzieś aptekę, ale nie wiedziałam, że to ta. - uśmiechnęła się. 
- A co tu robisz, kochana? Jesteś chora? Potrzebujesz czegoś? 
- Nie, nie. Przyszłam tylko po tabletki przeciwbólowe. 
Pani Bernabeu od razu podreptała na zaplecze i przyniosła trzy pudełka tabletek. Dziewczyna wybrała jedną z nich i sięgnęła do torebki po portfel, ale kobieta zatrzymała ją mówiąc, że to prezent za to, że się dawno nie widziały. 
- A i chciałam zapytać się Mari czy nie pójdzie dzisiaj z nami na małą imprezkę, ale kazała jej pani zostać dłużej w pracy. - powiedziała nie ukrywając zawiedzenia, a mnie zrobiło się glupio, że przez Gerarda musiałam okłamywać innych. 
- Kazałam? - popatrzyła na mnie, a ja posłałam jej znaczące spojrzenie. Od razu przypomniała sobie moją prośbę. - Aa tak, kazałam. Mari, znacie się z Amber? Czemu ja o tym dziecko drogie nie wiem?  
- Tak! Nie mówiła pani? Zna wszystkich, moją siostrę, Logana, Michaela, Stilesa a z Isaaciem nawet mieszka. 
Westchnęłam, ponieważ Amber lubiła mówić zbyt dużo. Cieszyłam się, bo nie wspomniała przynajmniej o Gerardzie. 
- A mój siostrzeniec dalej się z wami przyjaźni? Mari, znasz Gerarda? 
- Jasne, że zna. - uśmiechnęła się dziewczyna, a ja żałośnie jęknęłam. 

                                         ***

Pani Bernabeu nie wypuściła od razu Amber, za to zaparzyła jej kawę i razem na zapleczu rozmawiały przez około półtorej godziny, kiedy ja musiałam zajmować się klientami i dokończyć wykładanie towarów. Starsza kobieta co chwilę wołała mnie i pytała czy to, co powiedziała Stone, to prawda. Opowiadała jej o tym jak znalazłam się w Manchesterze i jak poznałam na ulicy Isaaca. Wspomniała też o Gerardzie, a jego temat był dla mojej szefowej tak ciekawy, że zajął im trzy czwarte całej rozmowy. Nie dziwiłam sie jej jednak, ponieważ wiedziałam, że ostatnim razem widziała go, kiedy skończył piętnaście lat. Przynamniej tak powiedział mi Isaac. Siedziałam na stołku przy ladzie i włączając cichą muzykę w telefonie obserwowałam wskazówki zegarka. Z każdą upływającą sekundą i informującym mnie o tym dźwiękiem zegara denerwowałam się coraz bardziej. Za piętnaście minut miał przyjechać Gerard. Miałam nadzieję, że Amber wyjdzie szybciej, bo inaczej byłabym skazana na czekanie, aż przyjaciółka nie opuści budynku. Na moje szczęście usłyszałam, jak Melissa prosi dziewczynę, by odwiedzała ją częściej, a ta powiedziała, że zrobi to napewno w przyszłym tygodniu, po czym wyszły obie z zaplecza. Życzyłam Amber miłej zabawy i poprosiłam, by pozdrowiła resztę grupy, na co bardzo się ucieszyła. Pożegnała się z nami i chwilę potem zniknęła za drzwiami apteki. Spojrzałam do góry na wiszący zegar i odetchnęłam widząc, że mam jeszcze dziewięć minut. 
- No to teraz powiedz co kombinujesz, kochanieńka. - pani Bernabeu stanęła przede mną i popatrzyła na mnie podejrzanie. 
- Co mam ukrywać? - wstałam i zaczęłam powoli zbierać moje rzeczy. 
- Wiem, że poszłabyś z chęcią na tą imprezę, nie lubisz  ich towarzystwa? A może to chodzi o Gerarda? Zrobił ci coś? Albo może zmuszał cie do czegoś? Mari, pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść. - mówiła śmiertelnie poważnie, a ja głośno westchnęłam. Wszyscy traktowali go jak jakiegoś psychola zabijającego każdego, kto stanie mu na drodze. Fakt, zachowywał się tak, ale przecież była jego ciocią. Powinna dobrze wiedzieć jaki potrafił być. Ze jeśli chciał - umiał się uśmiechnąć czy zażartować i nie tylko w ten sprośny sposób, chociaż tak zdarzało mu się najczęściej. 
- Nie proszę pani, po prostu już się dzisiaj z kimś umówiłam, a wiem jak Amber lubi mówić. 
Czekałam na reakcje z jej strony, ponieważ cały czas patrzyła się na mnie tym samym podejrzanym wzrokiem. Na szczęście po moich słowach uśmiechnęła się do mnie serdecznie i popchnęła mnie w stronę zaplecza, żebym mogła się przebrać. Kiedy wyszłam dostałam SMS, ale spodziewając się, że jest on od Gerarda nie odebrałam go, tylko jeszcze przez chwilę porozmawiałam z Melissą, która nie potrafiła wyjść z zadziwu, jak rudowłosa wyładniała i wydoroślała. Jak się okazało, cała ich paczka powstała jeszcze w rodzinnym kraju Gerarda, kiedy wszyscy pojechali tam na wakacje. Kobieta jednak nie zdążyła powiedzieć mi skąd jest, bo usłyszałam klakson i spodziewając się, że to on, pożegnałam się z kobietą i wybiegłam z budynku w stronę znanego mi samochodu. 

______________
Życzę Wam Wesołych Świąt i mokrego dyngusa! <3 

środa, 12 kwietnia 2017

012 Nice to see you too, Pique.

Złapałam za kurtkę, która jakimś sposobem leżała na ziemi i powoli zaczęłam ją ubierać. Rozglądałam się dookoła zastanawiając się czy czasem o czymś nie zapomniałam. Stwierdzając, ze mam już wszystko krzyknęłam tylko Isaacowi, ze wychodzę do pracy i chwile później schodziłam już po schodach w stronę drzwi od klatki. Stwierdziłam, ze tym razem chciałabym się przejść, jednak nie wynikało to z faktu, ze zaczęłam dbać o swoje zdrowie, po prostu nienawidziłam komunikacji miejskiej. Po ostatnim incydencie jeszcze bardziej, kiedy przecier gruszkowo- jabłkowy małego dziecka wylądował na mojej nowiutkiej bluzce. Musiałam wtedy jechać na ulice, gdzie pracuje i później w śmierdzącej koszulce czekać aż nastepny autobus przyjedzie i będę mogła wrócić do domu, by ją zmienić. Nie chciałam tym razem narażać się na taką sytuacje lub jeszcze gorszą, o ile było coś gorszego od wymiocin rocznego dziecka na nowym ciuchu. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem, kiedy weszłam do parku. Nie miałam blisko do pracy, ale wyszłam w takim momencie, by móc pozwolić sobie na wolniejszy krok. Przymknęłam oczy starając się ignorować krzyczące w tle dzieci, rozkoszując się cichym śpiewem kilku ptaków. Zapomniałam się całkowicie i oczywiście wpadłam na osobę idąca z naprzeciwka.
- Marzysz już o naszym ślubie czy szukasz rozbitego nosa? 
- Ciebie tez miło widzieć, Pique. - uśmiechnęłam się ironicznie do wysokiego obrońcy Manchesteru United.  - Muszę iść, spieszę się do pracy. 
Złapał mnie za nadgarstek, kiedy chciałam go wyminąć i obrócił mnie w swoją stronę. 
- Nadal pracujesz u mojej ciotki? 
- Tak, bardzo miła z niej kobieta. Pewnie nie wiesz, skoro ostatni raz widziałeś ją pięć lat temu. - popatrzyłam na niego z wyrzutem. 
- Tobie nic do tego kiedy i czy w ogóle ją widziałem. - warknął. Widać bylo, ze się zdenerwował. Jego zmarszczki na czole lekko zaczęły drgać, co było już jego naturalnym odruchem w takich sytuacjach. Sama nie wiedziałam, kiedy zaczęłam zwracać uwagę na takie szczegóły. 
- Przepraszam, ale naprawdę muszę już...
- Podwieźć cię? - wszedł mi w słowo. 
- Co? 
Patrzyłam na niego lekko zdziwiona. 
- Pytam czy cię podwieźć. - powtórzył, w tym samym czasie zwinnie przewracajac swoimi niebieskimi oczami, w których już pare razy zdażyło mi się utonąć. 
- T- tak, znaczy... Jeśli to nie problem? 
- Gdyby to był problem, nie spytałbym. - westchnął. - Swoją drogą wypadało by zawieźć swoją narzeczoną do pracy, nie? - mrugnął do mnie, zmieniając kompletnie wyraz twarzy. Uśmiechnął się, ale tym razem jakoś inaczej. Był to szczery, niekontrolowany uśmiech. Zwyczajny. Bez podtekstów, bez próby zdenerwowania mnie. Po prostu uśmiech, którym mógłby zabijać. Przestałam nawet zwracać uwagę na to, ze jego oczy tego nie robiły, po prostu skupiałam się na tamtym przyjaznym geście z jego strony. Wiedziałam, ze muszę się nim nacieszyć, bo przeczuwałam, ze szybko tego znów nie doświadczę. Odwzajemniłam go, ignorując wzmiankę o naszym "narzeczeństwie". 
Jego auto było zaparkowane niedaleko nas, przy świeżo otwartej kawiarnii. Gerard zaproponował, byśmy wstąpili do niej na chwilę, widząc jak powstrzymuje ziewiniecie, kiedy wsiadałam do pojazdu. Odmówiłam, ponieważ nie czułam się jeszcze na tyle dobrze w jego towarzystwie, żeby jak gdyby nigdy nic wypić sobie z nim kawę i trochę poplotkować. Obruszył się tym, ale starał się mi tego nie okazywać. Nie widziałam czy zachowywał się tak, ponieważ coś się w nim w końcu zmieniło, czy bał się, że zrezygnuję z udawania jego narzeczonej, co było bardziej prawdopodobne. Mimo wszystko próbowałam nacieszyć się tym dobrym Gerardem, którego lubiłam. Kiedy ruszyliśmy, zapanowała między nami cisza. W moim odczuciu nie była krępująca, jednak Pique postanowił ją przerwać. Włączył radio, a po chwili usłyszeliśmy głos prezentera jednej z moich ulubionych stacji, który życzył nam miłego dnia i przyjemnego słuchania. 
- Puść głośniej! - krzyknęłam podekscytowana, kiedy w cichej melodii rozpoznałam "You're Beautiful". 
- Nie będziemy tego słuchać, ta piosenka jest do dupy. 
- Tak, będziemy i nie, nie jest do dupy. - złapałam za regulator głośności i dałam na siedemnaście - Jest piękna. 
Gerard jedynie westchnął i postanowił pozostawić to bez jakiegokolwiek komentarza, co było mi na rękę. Wystukiwałam palcem jej rytm w prawę udo, a momentami podśpiewywałam cicho niektóre fragmenty. Czułam, że piłkarz co chwile odwracał wzrok w moją stronę, nie skupiając się w pełni na drodze. 
- Może odegraj scenę z teledysku*, co? - zaproponował, a ja pokręciłam niedowierzając głową. 
- Nie będę się przed tobą rozbierać, co to, to nie. 
- Aha, czyli jesteś zdania, ze seks po ślubie? Gorzej trafić nie mogłem. - udawał, że jest bardzo zawiedziony tym faktem. Westchnęłam i uderzyłam go lekko w ramie. 
Po paru minutach Gerard zatrzymał się przed dobrze znaną mi apteką. Rozpięłam swój pas i zerkając ukradkiem na piłkarza wydusiłam ciche "dziękuje", po czym otworzyłam drzwi auta. Nie zdążyłam postawić nogi na asfalcie, kiedy jego duża ręka owinęła się wokół mojej, która swoją drogą wyglądała przy niej bardzo marnie. Pociągnął mnie w swoją stronę i nawet nie zdążyłam zareagować, kiedy leżałam na jego klatce piersiowej. Prawdopodobnie pobrudziłam mu butami białą tapicerkę, ale w tamtym momencie ani ja, ani on nie martwiliśmy się takimi błachostkami. 
Jego duże oczy, o których już wspominałam wpatrywały się głęboko w moje, a ja po raz kolejny się w nich zatopiłam. Mimo tej niedorzecznej pustki, coś się w nich kryło. Lekka iskierka, mało zauważalna, ale wiem, ze tam byla. Zabrałam szybko lewą rękę, kiedy zorientowałam się, ze leży ona niedaleko jego krocza. Poinformował mnie o tym Gerard cicho wciągając powietrze. Zmieszałam się i chciałam wstać, ale przytrzymał mnie. 
- Co ty robisz? - warknelam. 
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy co w tym momencie zrobiłaś. - popatrzył w dół, a ja niekontrolowanie również tam spojrzałam. 
- Jesteś niemożliwy. 
- Przyjadę po ciebie, o której kończysz? - zignorował moją wcześniejszą wypowiedź. 
- Po co? - uniosłam brwi - O szesnastej. - odpowiedziałam, kiedy Pique dał mi do zrozumienia, że nie odezwie się, dopóki mu nie odpowiem. 
- Świetnie, musimy poćwiczyć to i owo. - mrugnął do mnie. 
- To i owo? 
- Jesteś moją narzeczoną. Musimy coś o sobie wiedzieć, prawda? Za trzy tygodnie przylatuje tata, więc przydałoby się już zacząć. - wzruszył ramionami. 
- Okej, a teraz muszę już iść. Pa, Gerard. - spojrzałam na swoją rękę, by mnie puścił. 
- Pa, Mari. - szepnął mi na ucho i zbliżył swoje usta do skóry znajdującej się pod moją żuchwą. Wzdrygnęłam się lekko. Wyczuł to, bo nie ukrywał zadowolenia. - A teraz zejdź, bo tu dojdę. 
- O Boże. 

______________
*jakby ktoś nie wiedział, w teledysku do "You're Beautiful" James Blunt rozbierał się ;D 
Hejkaa, po trochę dłuższej przerwie, ale mam nadzieje, ze nie jesteście źli ;3 Liczę na komentarze, bo ostatnio mało was tu ;c Do następnego <3