Spokojnie pożegnałam narzeczonego, życząc mu dobrej zabawy, a następnie ledwo poczołgałam się do łazienki, kiedy wreszcie wyszedł. Czułam jak robi mi się słabo, kiedy zaczęłam szukać testów. Czy byłam w jakikolwiek sposób gotowa na macierzyństwo? Sama jeszcze niedawno byłam głupim dzieckiem, a teraz prawdopodobnie jedno rozwijało się w moim brzuchu. I to było tak przerażajace, że kiedy zdałam sobie z tego sprawę, o mało co nie zemdlałam.
Zaznajomiłam się szybko i niedokładnie z instrukcją podaną w pudełku i ekspresowo przystąpiłam do tego, na co tyle czekałam. Gdy skończyłam, lekko trzęsącą się ręką ułożyłam test na blacie i usiadłam z powrotem na muszli próbując patrzeć wszędzie, byleby tylko nie na to małe, cholerne ustrojstwo, które miało mi dać odpowiedź. Nie wiedziałam jak wytrzymam aż pięć minut bez możliwej utraty przytomności, co byłoby spowodowane coraz bardziej narastającym stresem i strachem, który powoli zaczął się we mnie kumulować.
Nie wiem ile czasu siedziałam w bezruchu, tępo wpatrując się w ścianę, ale wystarczająco długo, by w mojej głowie pojawiło się wiele wersji mojej przyszłości, kiedy okazałoby się, że faktycznie jestem w ciąży. Nie była ona taka, jaką sobie wymarzyłam, a w kilku wersjach zabrakło nawet Sergiego przy moim boku. Nie wiedziałam czy faktycznie chciałby mieć kiedykolwiek dziecko. Nawet jeśli, to napewno nie teraz, kiedy jego kariera nabierała rozruchu. Nie mógł siedzieć w domu i niańczyć dziecko, a ja nie wyobrażałam sobie siebie w wieku dwudziestu czterech lat z pieluchami i wózkiem.
Minęło może siedem minut, kiedy ocknęłam się i spojrzałam na leżący test. Z odległości, w której się od niego znajdowałam nie mogłam dostrzec ani jednej kreski, więc musiałam się wreszcie wziąć w garść i wstać. Podniosłam się powolnie i podchodząc dwa kroki bliżej, wystawiłam rękę i złapałam za białe urządzenie. Miałam zamknięte oczy, ale nawet nie do końca to kontrolowałam. Wzięłam trzy głębokie wdechy, próbując uspokoić swój oddech i bicie serca, a kiedy zrozumiałam, że wcale to nie pomaga, uchyliłam szybko powieki, kierując wzrok na test ciążowy. Dwie pieprzone kreski paliły moje oczy, wbijając mi chamsko do głowy to, że rzeczywiście jestem w ciąży. Zasłoniłam dłonią otwarte usta i przykucnęłam wypuszczając test z dłoni. Wraz z trzaskiem, który wywołał jego upadek, z moich oczu popłynęła fala gorzkich łez. W tym samym momencie w pełni przyznałam sobie samej, że nie jestem gotowa na tak dużą odpowiedzialność i nie będę w stanie wychować prawidłowo innego człowieka, kiedy sama dopiero poznawałam samą siebie i dorosłe życie. Fala ciepła uderzyła w moje podbrzusze, a łzy zamazały mi jakąkolwiek widoczność. Wiedziałam, że nie mogę przesiedzieć całego dnia na podłodze w łazience, dlatego złapałam za pozytywny test i chwiejnym, żałosnym krokiem poszłam do sypialni, rzuciłam się depresyjnie na łóżko i przepłakałam w ten sposób kolejne dwie godziny.
***
W trakcie płaczu poczułam silne zmęczenie spowodowane wszystkimi emocjami, jakie przeszły przeze mnie w ciągu ostatniego czasu. Zrobiłam sobie krótką drzemkę, która trochę pochamowała wszystko, co się we mnie zbierało i dała mi odrobinę ulgi. Oczywiście przez płacz bardzo bolała mnie głowa, ale za to zdążyłam już oswoić się z nowym stanem rzeczy i tym, jak będzie przez najbliższy czas wyglądać moje życie. Nie cieszyłam się, ale starałam sie z tym pogodzić. Nie wiedziałam też, co powinnam zrobić, ale nie chciałam prosić nikogo o pomoc. Uznałam, że nikt nie powinien o tym wiedzieć, dopóki sama nie poradzę sobie z natłokiem wszystkiego dookoła mnie. Znalazłam ginekologa blisko mnie i umówiłam się na wizytę, ponieważ to było pierwszym krokiem, jaki uznałam za rozsądny. Myślałam, że najbliższy termin, na jaki się załapię to następny tydzień, ale pani uświadomiła mnie, że kobiety w ciąży przyjmowane są pierwsze i tego samego dnia popołudniu będę mogła już przyjść. Zdziwiłam się, ale było mi to na rękę, ze względu na to, że nie musiałam tłumaczyć się Sergiemu gdzie idę, ponieważ po prostu nie było go w domu. Problemem był transport, ponieważ wciąż nie miałam prawa jazdy. Zastanawiałam się do kogo mogłabym zgłosić się o pomoc, ale wiedziałam, że jeśli poproszę na przykład Annę o podwózkę do ginekologa, to ta szybko zorientuje się o co chodzi.
Długo nad tym myślałam, aż w końcu czas, który szybko upływał nie dał mi wyboru i zmusił do kontaktu z osobą, do której dzwonić chciałam najmniej.
Wystukałam na klawiaturze numer, który znałam już na pamięć i zaczęłam wsłuchiwać się w sygnał.
- Coś się stało? - usłyszałam przymulony głos Gerarda i lekko zadrżałam, zdając sobie sprawę z tego, że dość dawno go nie słyszałam.
Brzmiał jakby właśnie się obudził i było to oczywiście dziwne, ponieważ zegar wskazywał na wpół do czwartą.
- Mógłbyś mnie gdzieś podwieźć? - spytałam przygryzajac wargę, lekko się stresując.
Mógł odpowiedzieć nie, ponieważ akurat w momencie, kiedy dzwoniłam mógł właśnie leżeć ze swoją dziewczyną i nie w głowie byłam mu ja.
- Jasne. O której mam być?
- Za dwadzieścia minut? - spytałam szybko, w obawie, że zmieni zaraz zdanie.
Nie zrobił tego, tylko powiedział, że już się zbiera i zaraz będzie.
Przed moim domem był zdecydowanie szybciej, niż się umówiliśmy, ale ja byłam gotowa już po pięciu minutach od naszej rozmowy. Chciałam mieć już to z głowy, a do tego byłam zestresowana, bo nie wiedziałam jak w ogóle wyglądają pierwsze spotkania z ginekologiem w związku z ciążą. Widząc auto Gerarda przed bramą szybko założyłam buty, przy których siedziałam od dziesięciu minut, zamknęłam drzwi i wręcz podbiegłam do samochodu.
- Cześć. - mruknęłam zapinając pasy.
Spojrzałam na Gerarda, który cały czas się we mnie wpatrywał.
- Podaj adres. - odpalił GPS’a w telefonie, który przymocował do specjalnego na to uchwytu.
Podałam mu adres, nie wspominając na razie o tym, co się tam znajduje i po co muszę tam jechać.
- Więc Sergi nie mógł cię zawieźć? - zaczepił mnie, jak zwykle niemiłą uwagą na temat mojego narzeczonego.
Nie rozumiałam go, ponieważ często się z nim spotykał i dużo razy z nim rozmawiał, a mimo to, kiedy nie było go w pobliżu szukał każdego sposobu, by trochę mi z jego powodu ubliżyć. Zwykle się przez to denerwowałam, ale teraz nie mogłam myśleć o niczym innym, jak o tym, o czym dowiedziałam się rano. Niespokojnie wystukiwałam jakiś rytm na kolanie, zerkając co chwilę na Gerarda, upewniając się czy nic nie zauważył.
- Tak właściwie, to gdzie jedziemy?
Spytał, mimo że modliłam się o to, by tego nie zrobił.
- Do ginekologa. - mruknęłam cicho, unikając jego wzroku, ponieważ czułam, że co chwile się we mnie wpatruje.
- Gdzie? - spytał, ale nie byłam do końca pewna czy to dlatego, że nie usłyszał, czy chciał się upewnić.
- Do ginekologa i błagam, nie pytaj mnie już o nic.
Gerard wziął sobie moje słowa do serca, ponieważ przestał się już odzywać, ale widziałam jego zwątpienie i ciekawość malujące się na twarzy.
Po około piętnastu minutach staliśmy już na parkingu, a ja nie potrafiąc się ruszyć wpatrywałam się w drzwi budynku i wielki napis przy wejściu. Znów zrobiło mi się niedobrze, a strach sparaliżował mnie od stóp, aż do czubka głowy. Serce biło mi jak oszalałe, a Gerard obserwował mnie z uwagą, ale nie postanowił się odzywać.
Wypuściłam powolnie powietrze z ust, już nie do końca martwiąc się tym, że Gerard mógł domyśleć się jaki jest powód mojej wizyty u ginekologa. Skoro rzeczywiście byłam w ciąży, to prędzej czy później każdy to zauważy. To nie było coś, co byłam w stanie ukrywać przez dłuższy czas.
- Mógłbyś tu chwilę poczekać? - spytałam, a widząc jak kiwa głową, odpiełam pasy i lekko się wąchając chwyciłam za klamkę.
Nogi miałam jak z waty, ale jakoś doszłam do drzwi, a potem z trudem weszłam do środka. Przywitałam się z panią z recepcji i kilkoma kobietami, które siedziały i czekały na swoją kolej, a następnie usiadłam obok jednej z nich sprawdzając godzinę. Miałam jeszcze dziesięć minut, dlatego by trochę się odstresować weszłam na Whatsappa. Sergi wysłał mi zdjęcie, czego nie zauważyłam wcześniej. Przedstawiało ono Busquetsa i Albę, którzy trzymali uniesione kieliszki w górze, a Sergi dopisał, że ta kolejka była za mnie. Uśmiechnęłam się i nawet nie zauważyłam kiedy po moim policzku poleciało kilka łez. Szybko wytarłam policzki w rękaw bluzy i obejrzałam się dookoła sprawdzając czy nikt nic nie zauważył. Wzruszyłam się prawdopodobnie dlatego, że oni ciągle o mnie pamiętali, nawet jeśli mieli swój własny, męski dzień. „Prawdopodobnie”, ponieważ było we mnie tyle emocji, że już przestałam je rozróżniać.
- Pani Maritza Camarillo. - usłyszałam i natychmiastowo uniosłam głowę, zauważając młodą kobietę stojącą w drzwiach do gabinetu.
Stres znów powrócił, ale przez to, że cały dzień musiałam się z nim użerać zaczynałam się do niego przyzwyczajać.
Pokiwałam głową, odchrząknęłam i podniosłam się z krzesła. Przeszłam do pomieszczenia i usiadłam na krzesełku wyznaczonym przez lekarkę. Zadała mi kilka podstawowych pytań, na które odpowiedziałam lekko drżącym głosem. Wykonała także badanie ginekologiczne, ale po jej wyrazie twarzy nie byłam do końca przekonana co o wszystkim myśli. Przez cały czas niespecjalnie się odzywała, mimo że kiedy na nią patrzyłam, to od razu uśmiechała sie w moją stronę. To sprawiało, że wysyłała do mnie mnóstwo sprzecznych znaków, a ja czekałam aż wreszcie z powrotem usiądę na krześle i o wszystkim się dowiem.
- Sprawdzimy sobie jeszcze coś na badaniu USG. - uśmiechnęła się i pokierowała mnie na miejsce, a następnie kazała mi rozpiąć spodnie i lekko je zsunąć z bioder, co oczywiście szybko wykonałam.
Jeździła urządzeniem po moim brzuchu, mrucząc czasem coś pod nosem i kiwając w międzyczasie głową.
- Stresujesz się. - zauważyła, a ja przygryzłam wargę przytakując.
Znów pokiwała głową, po czym wytarła mój brzuch z żelu i pokierowała mnie z powrotem do biurka.
- Cóż, nie jesteś w ciąży. - powiedziała z uśmiechem, a ja dosłownie zaniemówiłam.
Patrzyłam na nią, a następnie dotknęłam swojego brzucha.
- Nie będę miała dziecka? - wydusiłam, a ona przytaknęła.
- Jak to możliwe? Mam test i... - wygrzebałam go z torebki i położyłam na biurku, przed kobietą.
Wciąż miał na sobie te dwie, okropne kreski, które paliły moje oczy za każdym razem, gdy na nie patrzyłam.
Ginekolog spojrzała na test i uśmiechnęła się pod nosem.
- Robiłaś drugi? Albo trzeci? - spytała, a ja przyłożyłam dłonie do twarzy, pocierając nimi trochę.
- Zapomniałam o drugim teście!
- No właśnie, podczas testu musiało coś pójść nie tak. Mógł być popsuty, ale mogłaś niedokładnie zastosować się do instrukcji, a to jest naprawdę częste zjawisko, bo podczas robienia testu towarzyszy kobietom zwykle stres, strach i niecierpliwość. Prawdopodobnie byśmy się nie spotkały, gdybyś powtórzyła test lub doczytała instrukcję. - zaśmiała się i złapała za test, a następnie spojrzała na niego uważniej. - Ten jest po terminie. - wyrzuciła go do kosza pod blatem. - Myśle, że nie chcesz więcej na niego patrzeć.
- Zdecydowanie nie.
- Przekieruję cię jeszcze w razie czego na badania, ponieważ pozytywny wynik może też oznaczać kilka chorób, ale to tylko tak dla upewnienia, bo test rzeczywiście nie był zdatny do użytku, okej?
Pokiwałam głową, wzięłam skierowanie i pożegnałam się wychodząc z gabinetu z wielkim uśmiechem na twarzy. Każdy mógłby pomyśleć, że cieszę się z tego, że właśnie dowiedziałam się, ze jestem w ciąży lub, ze zobaczyłam swoje dziecko na badaniu USG. A ja po prostu byłam szczęśliwa, ponieważ nie zauważyłam, że cholerna babka z apteki sprzedała mi test ciążowy po terminie. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że na krześle w poczekalni siedział właśnie Gerard, który tylko gdy zobaczył, że wyszłam podniósł się do postawy stojącej.
Wtedy przestałam kontrolować już cokolwiek, co robiłam i rzuciłam sie na Gerarda z wielkim uśmiechem. Przytuliłam się do niego, a on z opóźnionym refleksem owinął swoje dłonie wokół mojego ciała i uniósł mnie do góry, przez co straciłam grunt pod nogami. Umieściłam swoją głowę na jego ramieniu, a po chwili zaniosłam się płaczem. Po raz kolejny tego dnia pobeczałam się jak dziecko i tym razem nie mogłam już zwalić winy na ciąże.
- Powinienem spytać co się stało? - wyszeptał w moje włosy i postawił mnie z powrotem na ziemie.
Wytarłam policzki i oczy dłonią, starając się nie zniszczyć jeszcze bardziej mojego tuszu, który i tak był już dość rozmazany. Pociągnęłam głosem i omiotłam wzrokiem wszystko co znajdowało się dookoła nas. Wszyscy obecni w poczekalni patrzyli na nas z uśmiechem i prawdopodobnie myśleli, że Gerard jest moim chłopakiem, a ja właśnie dowiedziałam się, ze jestem w ciąży. Nikt z nich nie miał pojęcia, że jest dosłownie na odwrót.
- Chodźmy do auta. - poprosiłam, a kiedy kiwnął głową pożegnałam się z wszystkimi, którzy się tam znajdowali i wyszliśmy na zewnątrz, a moment potem siedzieliśmy już w jego samochodzie.
- Więc? - odwrócił się w moją stronę, z wyczekującym wyrazem twarzy.
- Wczoraj była u nas mama Sergiego i zauważyła, że powiększył mi się brzuch. Nigdy w sumie nie zwróciłam na to uwagi, ale rzeczywiście coś mi nie pasowało. Zrobiłam dzisiaj test i wyszedł pozytywny. - wzięłam wdech i lekko się uspokoiłam, ponieważ nie wiem czemu znów mój głos zaczął drżeć.
Gerard był mocno zdziwiony, a kiedy doszłam do momentu o wyniku jego mina delikatnie zrzedła.
- Więc to dlatego się tak cieszyłaś?
- Nie, cieszyłam się, ponieważ okazało się, że nie jestem w ciąży. - uśmiechnęłam się. - Po prostu jestem gruba. - prychnęłam, a Gerard mi zawtórował.
- Czemu nie pojechał z tobą Sergi? - powtórzył wcześniejsze pytanie.
- O niczym nie wie. Nie chciałam żeby narazie wiedział, poza tym jest na spotkaniu z kolegami, nie chciałam nic mu psuć.
- Chcesz gdzieś pojechać i się odstresować?
Przygryzłam wargę i pokiwałam głową. Prawda była taka, że przy nikim innym nie czułam się tak dobrze, jak z nim i jeśli ktoś miał sprawić, że poczuje się o wiele lepiej, to był to właśnie on.