Zaraz przy wyjściu skierowaliśmy się na lewo i uprzednio kładąc obok walizki, posadziliśmy swoje tyłki na drewnianym siedzeniu. Westchnęłam delikatnie, czując jak moje serce uderza troszkę szybciej i mocniej, niż zwykle, ale wcale nie z powodu zmęczenia. Spojrzałam w kierunku Piqué, który z nieodgadnionym wzrokiem wpatrywał się w parking i przyjeżdżające lub odjeżdżające z niego auta. Prychnęłam cicho pod nosem, na co od razu zareagował, kierując we mnie swoje spojrzenie.
- Z czego się śmiejesz, Camarillo?
- Jesteś cały blady. Stresik? - uśmiechnęłam się, ukrywając swoje zdenerwowanie i szturchając go lekko łokciem w bok, na co się wzdrygnął, ponieważ miał w tym miejscu delikatne łaskotki.
- Nie stresuję się. - spojrzał na mnie znacząco i oparł sie plecami o oparcie, ciężko wzdychając i wypatrując auta, które dokładnie mu opisałam.
- Czyli tak po prostu, bez przyczyny ruszasz tą nogą, jakby chciało ci się siku?
- Może mi się chce. - uniósł brew do góry, patrząc na mnie z wyższością. Prawdopodobnie myślał, że wygrał tą słowną potyczkę.
- Przypadkiem pięć minut temu nie byłeś w toalecie?
Gerard westchnął przeciągle, trochę teatralnie po czym kiwnął głową, patrząc znów przed siebie.
- Może i trochę się stresuję. - mruknął pod nosem, a ja wydałam z siebie głośne i pełne dumy „ha”, na które Gerard zareagował śmiechem.
Mimo, że tak na niego naciskałam, to sama również byłam w wielkim zdenerwowaniu. Rodzice spodziewali sie jedynie mnie, dlatego wiedziałam, że już na samym początku mocno się zdziwią, szczególnie, że znali Gerarda z moich opowieści i czasem niekoniecznie mówili o nim dobre rzeczy. Do tego wciąż, po czterech miesiącach, nie poznali rzeczywistego powodu zerwanych zaręczyn, ślepo wierząc, że po prostu „źle się dogadywaliśmy i to nie było już to samo, co kiedyś”.
- Spokojnie, pokochają cię tak, jak zrobiłam to ja, ale... - urwałam, obserwując jego reakcję, która była dość komiczna.
Sama nie wierzyłam w to, co mówiłam, ale za razem miałam nadzieję, że tylko niepotrzebnie się zamartwiamy. W dodatku chciałam spróbować jakoś się z nim podroczyć, tak, jak on robił to ze mną, ponieważ mnie też należała się jakaś rozrywka.
- Ale? Ale co? - odwrócił się szybko, a kiedy zorientował się, że zrobił to zbyt gwałtownie, trochę się przy tym zdradzając, szybko odchrząknął i poprawił się na ławce.
- Mój tata jest policjantem i właśnie idą w naszą stronę. Sam zdecyduj co gorsze. - uśmiechnęłam się, sprwiajac pozory opanowanej i składając szybkiego buziaka na jego niepocieszonych ustach, podniosłam się z ławki.
Gdy to zrobiłam, moja mama od razu nas zauważyła, a raczej mnie, ponieważ Piqué stał wciąż z tyłu, nawet nie starając się jakoś wychylić i zwrócić na siebię uwagę.
Nie miałam żadnego konkretnego planu, co do przedstawienia rodzicom Gerarda. Żywiłam nadzieję do mojej umiejętności improwizacji i uroku osobistego chłopaka, który jeśli tego chciał, to chwytał za serce każdego, a przynajmniej mnie. Być może w ten sposób moja mama mogłaby zapomnieć o tym, że to z jego powodu nie odbył się ślub z Sergim, którego uwielbiała i bardzo przeżywała nasze rozstanie. Miałam wrażenie, że robiła to znacznie bardziej ode mnie.
Nie miałam jednak czasu na przemyślenia, którymi mogłam przecież zająć się wcześniej, ale oczywiście tego nie zrobiłam, ponieważ w bardzo krótkim czasie moi rodzice stali już przede mną z szerokimi uśmiechami. Podeszłam bliżej, aby się przywitać i oczywiście Gerard niemrawo powlekł się za mną, by nie zrobić pierwszego, złego wrażenia, nawet jeśli jeszcze nie zauważyli jego obecności. Zajęło mu to sporo czasu i nie wiedziałam czy to przez fakt, że zbyt bardzo się bał, czy aż tak opóźniło go podnoszenie naszych dwóch, niewielkich walizek. Nauczona poprzednimi latami, spakowałam do siebie niewiele ubrań, ponieważ przecież mieliśmy w domu pralkę, w której zawsze mogłam coś wyprać i było to znacznie lepsze, niż tachanie kilkutonowej torby. Gerardowi zaproponowałam to samo, ale on wpadł już na to wcześniej, nim mu powiedziałam.
- Mari, moje słoneczko. - mama owinęła swoje krótkie ręce mniej więcej na wysokości mojej miednicy i z całych sił do mnie przylgnęła.
- Hej. - jęknęłam, po części z bólu, ale i szczęścia, ponieważ zdążyłam się za nimi stęsknić. Zresztą jak za całym, pięknym i w szczególności rodzinnym Rzymem.
Kiedy tak szczelnie przywarła do mojego ciała, to miałam wrażenie, że zgniotła mi wszystkie rzebra, bo choć wyglądała na delikatną i drobną kobietę o niewielkiej posturze i siwiejących już włosach, które starała się kryć częstymi wizytami u fryzjera, to kryła w sobie też wiele siły, którą ujawniała za każdym razem, gdy witaliśmy się po długiej rozłące. Gdy wreszcie mnie puściła, odwróciłam się w stronę taty, który nieufnym spojrzeniem wpatrywał się w skrępowanego Gerarda, który nie za bardzo wiedział jak się zachować, kiedy każdy się witał, bo przecież nawet nie mieli pojęcia, że mamy ze sobą jakikolwiek kontakt, a co dopiero tak bliski.
Moja mama zauważyła, że coś jest nie tak i również pokierowała na niego całą swoją uwagę, puszczając nawet moją rękę, którą do tej pory kurczowo ściskała w dłoni, jakby bała się, że zaraz szybko wrócę na lotnisko lub odjadę pierwszym lepszym autem. Akurat patrząc na tą niezręczną sytuację, jaka wyniknęła z naszego nieprzygotowania, naprawdę chciałam to zrobić i rzeczywiście miała powody, by się o to martwić.
Tata spojrzał na mnie niezrozumiale, a widząc minę mamy zrozumiałam, że zdecydowanie zdała sobię sprawę z tego, kto właśnie przed nimi stał. Przecież widziała mnóstwo zdjęć czy to w gazetach, czy jeszcze dawno temu na moim telefonie. Mój ojciec od początku wydawał się wiedzieć o tożsamości mojego towarzysza, bo mimo, że nie interesował się bardzo piłką nożną, to znał przynajmniej tych najsławniejszych piłkarzy, a Gerard od jakiegoś czasu się do nich w jakimś stopniu zaliczał.
Odliczyłam w myślach dwa razy do dziesięciu, jednak po tempie, w jakim to zrobiłam, zajęło mi to około sześć sekund, a kiedy zamierzałam się do trzeciego razu, przerwał mi głęboki głos Gerarda. To sprawiło, że oczy moich rodziców pokierowały się z powrotem na zestresowanego Piqué. Przeszła mnie chwilowa ochota na wybuchnięcie śmiechem, jednak szybko zniknęła. Wszystko za sprawą wrażenia, że gdy powiedziałam mu o zawodzie mojego taty, pobladł jeszcze bardziej. Wiedziałam, że był w tym wszystkim nowy i nie dziwiłam się temu, że aż tak to przeżywał, jednak widok Gerarda w takim stanie był przedziwny, kiedy na codzień grał twardziela. Zastanawiałam się w tym momencie, gdzie podział się mój „Gerard, kiedyśniejszy postrach Manchesteru”. Przeczuwałam też, że odnalazłam idealny powód zaczepek. I może też zaśmiałabym się, gdyby nie to, że byłam przejęta tym wszystkim równie mocno co on, więc ani nie wypadało, ani nie miałam na to nawet siły.
- Witam, jestem Gerard. Bardzo miło mi państwa poznać. - wysilił się na uśmiech, podchodząc bliżej, przez co zrównał się teraz ze mną, przestając być w tyle.
Tata się nawet nie ruszył, za to mama dzielnie próbowała ratować sytuację.
- Gerard? - uśmiechnęła się, jednak trochę sztucznie, jak na mój gust, ponieważ łatwo dało się to wyczuć. - Wiele o tobie słyszeliśmy. - dodała, kiedy pokiwał twierdząco głową.
- Nie to, że same dobre rzeczy. - mruknął mój tata, na co moje serce znów przyspieszyło.
- Mari, nie wpominałaś nam, że weźmiesz ze sobą kolegę. - odezwała się od razu mama, mając prawdopodobnie nadzieję, że zatuszuje w ten sposób nietrafną uwagę swojego męża, którą niestety mimo wszystko już usłyszeliśmy.
- Właśnie. - spojrzałam na nich obu, po czym spuściłam wzrok na dłoń Gerarda oraz moją, które były blisko siebie, a następnie je złączyłam, co sprawiło, że i on, i ja delikatnie się rozluźniliśmy. Posłałam mu też pokrzepiające spojrzenie i zdałam sobie sprawę, że kiedyś już to przechodziliśmy. Tylko, że to ja byłam na tej gorszej pozycji i miałam tu na myśli pierwsze spotkanie z podejrzliwym i przerażającym ojcem Gerarda. Patrząc na to z tej perspektywy, Piqué wcale nie miał się tak źle, jak mogłoby się to wydawać. Nasz związek był prawdziwy, a wtedy musiałam grać, bojąc się, że zrobię coś źle i jego ojciec łatwo domyśli się co robimy.
Teraz jednak i tak nie było kolorowo, patrząc na przykład na niepocieszony wzrok mojego taty, który widząc mój ruch zdał sobie z wszystkiego sprawę i nie wydawał się być zadowolony.
- Gerard i ja jesteśmy razem i uznałam, że przyjazd będzie dobrym momentem, żeby wam to wreszcie powiedzieć. - starałam się brzmieć bardzo poważnie i sprawiać pozory opanowanej, mimo że wewnętrznie zaczynałam powoli mdleć, a już w szczególności, gdy zobaczyłam reakcję mojego taty.
Nie byli głupimi ludźmi i zorientowali się, a przynajmniej ojciec, że to właśnie był prawdziwy powód odwołanego ślubu. Na domiar złego, gdy przestałam mówić zapadła między nami grobowa cisza i nie miałam za złe Gerardowi, że się nie odezwał, bo przecież co miałby powiedzieć? Mama delikatnie się uśmiechnęła i podeszła do nas ciągnąc za rękę ojca, a następnie przytuliła się do Piqué, co zaskoczyło i jego, jak i mnie.
- Miło nam wreszcie poznać cię na żywo. - odezwała się, gdy się puścili. - Prawda, Ernesto? - spojrzała znacząco na wciąż milczącego tatę.
- Tak. - kiwnął głową i gdy mama klepła go delikatnie w bok, wystawił rękę w stronę chłopaka, a następnie mocno ją ścisnął, co zauważyłam po minie Gerarda.
Mama chcąc uniknąć dalszego niezręcznego stania zarządziła, że musimy jak najszybciej jechać, ponieważ wstawiła ziemniaki, z myślą, że nie będzie żadnych problemów na drodze. Oczywiście, że musiała być to zwykła ściema, ponieważ nie mieszkała w Rzymie od dwóch dni i dobrze widziała co dzieje się przed świętami w centrum miasta. Poza tym cieszyłam sie, że już idziemy, bo na dworze było dość chłodno i moje ręce zdążyły trochę przemarznąc, szczególnie, że na podróż samolotem ubraliśmy się delikatnie i luźno. Lotnisko nie znajdowało się aż tak daleko od mojego byłego miejsca zamieszkania i na całe szczęście korki na drogach zdążyły już dawno zniknąć. W okresie świątecznym ludzie jeździli w tę i we w tę, w poszukiwaniu największych promocji, przez co ciężko było się gdziekolwiek dostać. Był to wielki minus, kiedy mieszkało się w tak bardzo zatłoczonym mieście i niestety nie uciekłam od tego, ponieważ kiedyś Manchester, jak i teraz Barcelona dostarczała mi niestety tych samych świątecznych rozrywek.
Przez całą podróż autem skazani byliśmy na słuchanie głośnej muzyki, by uniknąć głupiej ciszy, a w momencie przekroczenia drzwi domu westchnęłam z ulgą, gdy buchnęło we mnie ciepłe, przyjemne powietrze. Zaraz w przedpokoju zastały nas przeróżne figurki z podobizną Świetego Mikołaja czy też reniferów, ponieważ mama była zafiksowana na punkcie świątecznych dekoracji. Po wejściu pognała do kuchni, krzycząc, że z garnka wylało się tylko trochę wody, ale i tak dobrze wiedziałam, że kłamie. Tata od razu poszedł do salonu, prawdopodobnie nie był jeszcze oswojony z moim nowym związkiem, dlatego my z Gerardem udaliśmy się do mojego starego pokoju, gdzie mieliśmy spędzić kilka następnych dni. Odstawiliśmy swoje bagaże i zostaliśmy w nim na chwilę, ponieważ Gerard chciał się rozejrzeć.
- Przeprszam cię za nich. - mruknęłam, gdy wyciągałam nasze rzeczy na przebranie. - Muszą to jakoś przełknąć. Bardzo polubili Sergiego i nastawili się już na nasz ślub.
Piqué zignorował jednak to, co powiedziałam, patrząc na postawioną na komodzie ramkę. Westchnęłam i szybko podniosłam się, by ją wziąć. Zdjecie przedstawiało mnie i Sergiego przy koloseum. Zrobili nam je rodzice, podczas oprowadzania go po mieście. Mama wciąż jej nie zdjęła, prawdopodobnie mając nadzieję, że jeszcze do siebie wrócimy. Miałam nadzieję, że teraz ewidentnie zrozumiała, że nigdy do tego nie dojdzie. Wiedziałam, że czekała mnie rozmowa, podczas której powinnam była wszystko wyjaśnić, ale czułam, że mnie zrozumieją. Mama doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co zdążyłam poczuć do Gerarda przez cały mój pobyt w Manchesterze. Dlatego też przynajmniej ona powinna wiedzieć, że robię dobrze i wspierać mnie w tym. Doceniałam fakt, że przynajmniej na lotnisku próbowała jakoś ratować sytuacje.
Gerard bez słowa wyminął mnie i przysiadł na łóżku, więc podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach, nim zdążył jakoś zareagować.
- Nie bądź zły, proszę. - spojrzałam mu w oczy i przyjechałam dłonią po jego gładkich włosach.
- Nie jestem zły. - wreszcie odpowiedział i zrobił to w miarę przekonująco, dlatego kamień spadł mi z serca. - Po prostu czuję się źle, kiedy wiem, że nawet w najmnjejszym stopniu nie zdołam mu dorównać.
- Przestań, Gerard. - jęknęłam. - On nigdy nie bedzie dla mnie tak dobry jak ty. Zresztą może i na razie ma sympatię moich rodziców, ale za to nie posiada najważniejszego.
- Czego?
- Mojego serca. Ty skradłeś je całe i opinia moich rodziców tego w życiu nie zmieni. Poza tym są w lekkim szoku, napewno im przejdzie i wtedy zobaczą to, jak wspaniałym człowiekiem jesteś. - tą cześć powiedziałam pół szeptem, ponieważ poczułam ciężką gulę w gardle.
Nienawidziłam tego, gdy się czymś zadręczał i obwiniał. Był zbyt samokrytyczny i miałam nadzieję, że z czasem uda nam się tego pozbyć, ponieważ był na to zbyt idealny. A przynajmniej dla mnie taki był.
- Czym sobie na ciebie zasłużyłem? Jesteś taka dobra, kochająca, a ja? Przez pierwsze chwile naszej znajomosci byłem dla ciebie dosłownie dupkiem. W sumie to nie tylko przez pierwsze. - przejechał dłońmi po swojej twarzy, a ja zabrałam jego ręce i nachyliłam się, by pocałować go delikatnie i szybko w usta.
- Ale przez cały ten czas i tak o mnie dbałeś i się troszczyłeś.
Uśmiechnęłam się lekko, a on zrobił to zaraz po mnie, po czym musnął moją dolną wargę.
- Ktoś tu musi się ogolić. - powiedziałam, wykonując masujące ruchy na podrażnionej skórze.
- W ten sposób jestem bardziej seksowny. - powiedział z powagą, a gdy prychnęłam złapał mnie za oba policzki, abym nie mogła ruszyć głową, po czym zbliżył swoje usta do moich i zamiast mnie pocałować, zaczął jeździć swoim zarostem po mojej skórze.
Pisnęłam próbując się wyrwać, ale był zdecydowanie zbyt silny, jak na moje chude rączki. Moja szarpanina dała tylko tyle, że Gerard położył się na łóżku, a ja ze śmiechem wylądowałam na jego brzuchu. W tym samym czasie jednak przestał, a kiedy spojrzałam na niego gniewnie zrobił niewinną minę i pocałował mnie w obolałe miejsca.
- Gdybym nie wiedziała, to powiedziałabym, że macie osiemnaście lat. - usłyszałam śmiech, na który obaj zwróciliśmy swoje głowy w stronę drzwi, gdzie stała moja rozbawiona mama.
Szybko podniosłam się z ciała Gerarda, jakby właśnie przyłapała nas na czymś niestosownym, a przecież byłam dorosła i wcale nie robiliśmy nic złego. Mimo to i tak czułam rozchodzące się ciepło na mojej twarzy, a gdy spojrzałam na Piqué zauważyłam, że ten starał się kryć uśmiech, który był powodem tego, jak zareagowałam.
Byłam też zdziwiona tym, co zrobiła moja mama, ponieważ wreszcie odkąd przedstawiłam Gerarda szczerze się uśmiechała i spoglądała na nas z dziwnym nieodgadnionym spojrzeniem, które w żaden sposób nie było krytyczne.
- Przyszłam tylko powiedzieć, że za piętnaście minut będzie kolacja. Potem jakoś mi się przydacie i pomożecie zrobić ciasto, ale teraz już wam nie przeszkadzam. - odparła i puszczając nam oczko zamknęła drzwi.
Gerard odwrócił na mnie swój wzrok i wybuchł śmiechem, na co złapałam poduszkę, która leżała po mojej prawej stronie i zdzieliłam go nią w głowę. On przytrzymał moje dłonie i przyciągnął mnie bliżej siebie, wyciągając z mojej ręki „narzędzie zbrodni”.
- Jesteś taka niewinna i przy tym przeurocza. - powiedział z uśmiechem. - Zawsze taka byłaś. Już pierwszego dnia u Isaaca wystarczyło, że na ciebie spojrzałem i byłaś cała czerwona.
- Wcale nie! Po prostu było ciepło.
- Ciepło, to robiło ci się na mój widok, kochanie. - prychnął.
- Nadal tak jest. - spojrzałam na niego poważnie. - Aż się spociłam. - wskazałam na swoje pachy i głośno się zaśmiałam, a Gerard udawał, że się krzywi.
- Dlatego idź się umyć pierwsza, nic dziwnego, że twoja mama tak szybko uciekła z pokoju.
- Świetny pomysł! - klasnęłam w dłonie, a Piqué zmrużył w zastanowieniu swoje oczy. - Ja idę się myć, a ty idź na dół i pogadaj sobie z moim tatusiem. - uśmiechnęłam się i biorąc swoją kosmetyczkę oraz ubrania udałam sie w stronę łazienki, nim Gerard zdążył w jakikolwiek sposób zareagować. Zza drzwi usłyszałam tylko jego westchnięcie i ciche „i tak cię kocham, Camarillo”, co wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech i wywróciło mój żołądek do góry nogami. Miałam tak za każdym razem, gdy te dwa piękne słowa wychodziły z jego ust. Chciałam by mogło być już tak zawsze.
***
Przejrzałam się w lustrze, czesząc mokre włosy i zastanawiając się czy użyć suszarki, ale spoglądając na zegarek uznałam, że i tak już lekko przeholowałam jeśli chodzi o czas spędzony w łazience. Kolacja prawdopodobnie była już gotowa i wszyscy czekali aż tylko ja pojawię się na dole w jadalni, dlatego uplotłam z nich warkocza i wyłoniłam się z pomieszczenia, łapiąc trochę świeżego powietrza, ponieważ przez prysznic zrobiło się strasznie duszno i nie było czym oddychać. Odłożyłam brudne, przepocone ubrania na kosz do prania i zeszłam na dół, zastając Gerarda i mojego ojca siedzących przy stole. Gerard próbował go jakoś zagadywać i szło mu to nawet całkiem nieźle, ponieważ omawiali ligę włoską. W prawdzie tata wciąż był niesamowicie zdystansowany i utrzymywał nadal minę w stylu „zrób coś źle albo cię zabiję”, ale jednak nawiązał z nim jakąś konwersacje, a to był dobry znak. Bardzo cieszyłam się, że nie było między nimi żadnej bariery językowej, ponieważ Hiszpański był ojczystym językiem mojej mamy, która pochodziła z Sevilli, a tata nauczył się go za młodu, by się jej przypodobać i dogadać z moją babcią i dziadkiem. Takim sposobem również i ja od urodzenia uczona byłam dwóch języków.
- Wreszcie! - westchnęła mama, wychylając głowę z kuchni, prawdopodobnie słysząc moje kroki na schodach. - Chodź tu mi pomóc, bo trzeba rozłożyć naczynia.
- Już idę. - odpowiedziałam, ale wciąż stałam w miejscu obserwując chłopców.
- Idź do matki, bo rozniesie nam kuchnie. - upomniał mnie tata, a ja zdezorientowana kiwnęłam głową, ponieważ nie miałam pojęcia, że mnie zauważył, bo siedział praktycznie tyłem. Kiedy Piqué przeniósł na mnie swój wzrok, uniosłam w górę dwa kciuki, próbując go jakoś pokrzepić, ale raczej lekko go to rozbawiło. Niestety nie na długo, ponieważ od razu spoważniał, bojąc się, że mój tata coś zauważy. Wydawało mi się dziwne to, że ojciec próbował się mnie szybko pozbyć z jadalni, szczególnie, że ewidentnie słyszałam rozmowy o piłce nożnej. Miałam głęboką nadzieję, że nie była to jedynie przykrywka i właśnie próbował jakoś nastraszyć mojego chłopaka lub przeprowadzić z nim „męską” rozmowę.
Tata spojrzał na mnie znacząco, a mama znów krzyknęła bym przyszła, dlatego westchnęłam i niechętnie pokierowałam się do kuchni.
- W czym mam ci pomóc? - spytałam zdziwiona, gdy stałam za nią i zauważyłam, że wszystkie dania leżały już gotowe na talerzach i wystarczyło tylko zanieść je na stół.
- Cśś... - uciszyła mnie, w dodatku szeptem. - W niczym. Po prostu słuchaj. - nachyliła się do przejścia, gdzie miałyśmy dobry widok na mojego tatę oraz Gerarda.
- Czy ty podsłuchujesz? - spojrzałam na nią z wyrzutem, a ona po raz kolejny mnie upomniała, bym się nie odzywała, dlatego westchnęłam i podeszłam, aby również się nachylić.
- Kocham ją, proszę pana. - usłyszałam głos Piqué, na który delikatne dreszcze przespacerowały się po moim kręgosłupie i karku. - Nauczyła mnie wiele i wiem, że będzie robić to dalej. Jest wspaniałą osobą i czasem nie potrafię uwierzyć, że pokochała kogoś takiego, jak ja. To nie jest nic przejściowego, musi mi pan uwierzyć, bo to trwa już wiele lat i chce by było ich więcej. Nie powiem, że jej nigdy nie skrzywdziłem, bo nie jestem taki jak Sergi i nie będę, ale będę starał się zrobić wszystko, by było jej przy mnie dobrze. - powiedział na jednym tchu, a ja aż podskoczyłam, gdy poczułam wilgoć na swojej odkrytej nodze. Dopiero, gdy spojrzałam w dół, zauważyłam, że była to po prostu łza. Pełna szczęścia i miłości, która miałam wrażenie, że rosła z każdym dniem, w którym mogłam widzieć jego uśmiechniętą twarz i pełne radości oczy.
Mama popatrzyła na mnie z szerokim uśmiechem, a widząc moją reakcję szczelnie się przytuliła, gładząc delikatnie moje plecy w sposób, który pamiętałam jeszcze z dzieciństwa.
- Mari, powiem szczerze, że nie byłam przekonana co do tego wszystkiego. - wskazała ręką w stronę jadalni, prawdopodobnie mając na myśli Gerarda. - Ale byłam tu wcześniej i słyszałam znacznie więcej, plus jest taka możliwość, że podsłuchiwałam was trochę w pokoju, zanim weszłam... - uśmiechnęła się niewinnie, a ja pokręciłam głową, mogąc się tego domyślić.
- Chyba masz problem z podsłuchiwaniem. - zauważyłam i cicho zachichotałam.
- Nie w tym rzecz. - ominęła temat, też się śmiejąc. - Po prostu teraz widzę to, czego nie mogłam jeszcze na lotnisku - waszą miłość. Taką prawdziwą i nie sztuczną i może dlatego zawsze coś nie pasowało mi w tym, jak rozmawiałaś z Sergim. Teraz zachowujesz się zupełnie inaczej, reagujesz na niego inaczej i patrzysz też w zupełnie nie ten sam sposób.
- Mamo... - jęknęłam, czując jak znów się wzruszam.
- Po prostu wiedz, kochanie, że macie moje błogosławieństwo, a słysząc ich rozmowę możesz mi wierzyć, że twojego taty też.
- Dziękuje i przepraszam, że nie powiedziałam wam wcześniej. - pociągnęłam cicho nosem.
- Nie rozklejaj mi się tu. - zaśmiała się i podniosła z podłogi, ponieważ przez cały ten czas kucałyśmy. - Weźmy już lepiej to jedzenie, bo wystygnie. - powiedziała, a ja wytarłam oczy i z uśmiechem kiwnęłam głową, również wstając.
Chwilę potem wszyscy razem siedzieliśmy w jadalni, racząc się kolacją. Kiedy weszłyśmy, panowie zamilkli i miałam nadzieję, że nie zauważyli tego, jak podsłuchujemy. Ponownie zapanowała cisza, ale widziałam po Gerardzie, że znacznie wyluzował, dlatego miałam nadzieję, że rzeczywiście tata dał nam to głupie błogosławieństwo. By jakoś ją przerwać dyskutowałam z mamą trochę o studiach, mojej pracy, ale i prawie jazdy, które udało mi się wreszcie zdać, oczywiście z pomocą Gerarda, który poświęcił na mnie ponad miesiąc, bym mogła bezpiecznie wyjechać na ulice Barcelony, nie będąc zarazem zagrożeniem dla społeczeństwa. W ten sposób sprawiłam, że mój tata z uznaniem pogratulował Piqué, wiedząc jaką niezdarą potrafię czasem być i otworzył też z nim krótką rozmowę na temat samochodów. Spojrzałam na mamę, która również była z tego powodu zadowolona, przez co reszta kolacji przeminęła wreszcie bez niepotrzebnego stresu i napięcia. Miałam nadzieję, że będzie już tak do końca naszego pobytu.
- Więc praca policjanta jest dość trudna, prawda? Podziwiam pana, to nie to, co kopanie zwykłej piłki. - odezwał się pod koniec Gerard, co sprawiło, że zakrztusiłam się sokiem, a tata spojrzał na niego jak na kosmitę, nie wiedząc co powiedzieć.
Mój wybuch śmiechu jednak zwrócił na mnie uwagę, co poskutkowało tym, że i tata, i Gerard zrozumieli zaistniałą sytuację.
- Coś mu nawymyślała, córcia? - spojrzał na mnie, poprawiając swoje okulary, a ja nadal dusiłam się ze śmiechu, szczególnie gdy spojrzałam na minę Gerarda.
- Przepraszam, ale to było tak zabawne, że zdecydowanie się opłacało.
- Jestem urzędnikiem. - tata zwrócił się do Gerarda, który pokiwał głową, prawdopodobnie nie bardzo wiedząc co powiedzieć, no bo po co „przepraszam”, skoro pomyłka nie była z jego winy.
- Zemszczę się, Camarillo. - popatrzył na mnie spod byka, a ja z szerokim uśmiechem posłałam w jego stronę niewidzialnego buziaka.
Po kolacji tak, jak obiecaliśmy, poszliśmy pomóc mamie w kuchni ze świątecznym ciastem, jednak Gerard po dziesięciu minutach wymigał się pod pretekstem prysznica. Nie zatrzymywałam go, ponieważ spędziłam tyle czasu w łazience, że nawet nie miał na to szansy. Mama po czasie i tak wygoniła mnie, mówiąc, że nie wie w kogo się wdałam, ponieważ nie przypomina sobie, by ktoś w naszej rodzinie miał aż tak dwie lewe ręce w kuchni. Zawołałam tatę, by pomógł mamie posprzątać rozsypaną na podłodze przeze mnie mąkę, ponieważ nie chciała mnie już tam tego wieczora widzieć. Usprawiedliwiałam się zmęczeniem z powodu podróży, ale każdy i tak wiedział swoje, nawet i ja.
Kiedy przyszłam do pokoju poczułam, że faktycznie łapie mnie ochota na sen, a Gerarda nadal nie było w środku, natomiast słyszałam szum wody z pomieszczenia obok, który krótką chwilę potem ustał. Zajęłam się wypakowywaniem naszych ubrań i układaniem ich na moich starych pułkach, dopóki nie usłyszałam jak wchodzi do środka. Poczułam jego mokre jeszcze dłonie na moich ramionach, które pociągnęły mnie delikatnie do góry, abym mogła wstać. Gdy już to zrobiłam, obrócił mnie w swoją stronę i wpił się powolnie w moje usta. Odwzajemniłam ten krótki pocałunek, który po czasie został przerwany. Popatrzyłam na niego, unosząc brwi do góry w lekkim zaciekawieniu.
- A za co to? - spytałam i zjechałam wzrokiem w dół, zauważając, że stoi przede mną jedynie z ręcznikiem niepewnie uwiązanym na biodrach, który lada chwila mógł upaść.
- Za to, że cię kocham, nie wystarczy? - wzruszył ramionami i wyłapał to jak przyglądam się jego klatce piersiowej, bo na jego ustach zagościł ten znany mi dobrze, pewny siebie uśmieszek.
- Wystarczy. - zaśmiałam się i schyliłam ponownie, by odłożyć ostatnią już koszulkę Piqué. - Dziwne, że nie próbujesz się odwdzięczyć. - powiedziałam, robiąc palcami cudzysłów przy ostatnim słowie.
- W sumie to było dość zabawne, więc ci odpuszczam.
Złapał w tym czasie za inny ręcznik i przetarł nim mokre włosy, a następnie założył bokserki.
- Podglądacz. - wytknął mi, a ja wzruszyłam niewinnie ramionami, wystawiając w jego stronę język, ponieważ rzeczywiście przez cały ten czas spoglądałam na niego jednym okiem.
- Więc o czym rozmawialiście przed obiadem z tatą? Miałam wrażenie, że trochę się rozluźniłeś. - zagadnęłam po chwili, próbując coś od niego wyciągnąć.
- O piłce. - odparł krótko i zaczął się za czymś rozglądać.
- Jesteś pewny? Nie wiedziałam, że piłka nożna potrafi aż tak zbliżyć przyszłego zięcia i teścia. - zaśmiałam się, a Piqué zaczął udawać, że taki temat wcale nie miał miejsca, co znaczy, że się delikatnie zawstydził, wiedząc, że słyszałam to, jak o mnie mówił.
Złapał za telefon, którego przez ten czas szukał, a do którego nie zaglądał od wczorajszego wieczora, a ja podniosłam swoją piżamę i zdjęłam koszulkę, czując, że na mnie patrzy. Odpowiedziałam mu tym samym tekstem, który on skierował do mnie, jednak nic nie odpowiedział, a wstał i pospiesznie podszedł do mnie, podnosząc mnie do góry. Otworzyłam w zdziwieniu usta, chcąc wydać z siebie krzyk zaskoczenia, ale zasłoniłam je, nim jakikolwiek dźwięk zdążył się z nich wydobyć. Przypomniałam sobie, że przecież na dole znajdowali się moi rodzice, którzy mogli wszystko usłyszeć i przyjść tak, jak wcześniej zrobiła to mama. Gerard pokręcił na to głową, mówiąc, że poszli przecież na pasterkę, a ja nie mogłam uwierzyć, że zapomniałam o tak oczywistej rzeczy. Pocałował mnie w dekolt, później szyję i w usta, aż w końcu położył mnie na łóżku, pozbywając się po tym mojego stanika, którego nie lubił, bo uznał, że ma zbyt skomplikowane zapięcie, jak na jego umiejętności. Ja nie widziałam w tym nic trudnego, a i on tym razem gładko sobie z nim poradził.
- Naprawdę chcesz to robić w moim rodzinnym domie? W łóżku, w którym spałam mając czternaście lat? - westchnęłam, gdy oderwał się na chwilę od moich ust, które aż pulsowały od intensywności jego pieszczot.
- Podnieca mnie fakt, że prawdopodobnie tutaj pierwszy raz się masturbowałaś. - odpowiedział patrząc mi prosto w oczy, starając się utrzymać powagę, jednak nie wytrzymał w momencie, w którym moja twarz poraz kolejny oblała się soczystym rumieńcem. Starałam się go ukryć włosami, jednak Gerard szybko je odgarnął. - Zostaw, są śliczne.
- Szczególnie, gdy wyglądam jak burak.
- No i klimat padł. - wywrócił oczami, a ja prychnęłam.
- Tak, w momencie, kiedy powiedziałeś o masturbacji. Nie obwiniaj mnie więc. - uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami.
- No to pozwól, że naprawię. - popatrzył na mnie znacząco, ale gdy jego dłonie zjechały z moich piersi wprost do rozporka spodni, po pomieszczeniu rozległ się dzwonek telefonu. Rozpoznałam tą melodie, co oznaczało, że komórka była moja.
- A więc nie dane nam ochrzczenie tego łóżka. - odparł z wyrzutem, podnosząc się ze mnie, bym mogła wstać, a kiedy to zrobiłam rzucił się z powrotem na materac z głośnym westchnieniem. - Ten ktoś będzie odpowiedzialny za nie zaspokojenie go. - wskazał na spodnie, a ja wywróciłam oczami i złapałam za telefon.
Założyłam na siebie bluzkę i zmarszczyłam brwi, gdy numer był nieznany, jednak postanowiłam odebrać.
- Mari? Musimy pilnie porozmawiać, jesteś wciąż w Barcelonie? - ze słuchawki wydobył się głos, który mimo, że tak bardzo dobrze znałam, to już długo nie dane było mi go usłyszeć.
____
Właśnie oddaje w wasze ręce najdłuższy rozdział opowiadania, zaopiekujcie się nim dobrze 😅 Jak widzicie pojawił się on w niedziele, a nie w poniedziałek i ogłaszam, ze teraz rozdziały będą w n i e d z i e l e, a to z powodu tego, ze za tydzień rozpoczynam szkole.
Garard można powiedzieć, że pierwsze koty za płoty, jednak wcale nie było tak łatwo... 😂 jak podoba się wam pobyt u rodziców? i jak myślicie, kto musi tak pilnie spotkać się z Mari? Jakieś typy i pomysły na powód? ;D czekam niecierpliwie na wasze opinie. <3 do następnego poniedziałku!