Była godzina piętnasta dwadzieścia, a ja byłam spóźniona już od niecałych czterdziestu minut, kiedy wchodziłam do kawiarni w samym centrum Barcelony. Nie chciałam całą winą obarczyć taksówkarza, ponieważ był niemały ruch na ulicach, ale to właśnie on postanowił jechać dłuższą trasą chcąc po prostu więcej na mnie zarobić. Wpadłam jak burza do pomieszczenia wzbudzając lekkie zaciekawienie wśród przebywających już w środku. Zauważyła mnie także ona, bo kiedy spojrzałam w prawo wpatrywała się we mnie opiekuńczym wzrokiem, a można powiedzieć, że nawet pełnym radości. Moje nogi same poniosły mnie w jej stronę, by zatopić się w dobrze znanych ramionach i usłyszeć ten charakterystyczny śmiech oraz głos mówiący "Mari, dziecko drogie!", który witał mnie za każdym razem w Manchesterze, kiedy pojawiałam się w najbardziej znanej mi aptece tego miasta.
- Melisso. - uśmiechnęłam się całkowicie szczerze, wpatrując się z bliska w jej twarz, która zdążyła się już delikatnie postarzeć.
- Piękna z ciebie kobieta, jak ty wyrosłaś! - zachwycała się aż nadmiernie i miałam wrażenie, jakbym była właśnie na tym jednym z typowych rodzinnych spotkań, kiedy wszystkie ciotki nie mogą uwierzyć w to jak urosłaś, nawet jeśli widziały cię kilka dni temu. To irytujące, ale też ikoniczne i na swój sposób urocze.
Ciotka Gerarda wcale nie przejęła się moim spóźnieniem i nawet nie dała mi okazji na szybkie wytłumaczenie się, ponieważ od razu przystąpiła do opowieści o swojej drugiej aptece, którą otworzyła po zupełnie innej części miasta i o tym, że zaręczyła się z Gregiem, którego poznałam na jesiennym festiwalu. Wtedy zarzekała się, że to tylko przyjaciel, ale ona i ja dobrze wiedziałyśmy, że będzie z tego coś więcej. Pytała też o mnie i po prostu jak to ona - nie zamykała jej się buzia, wręcz domagając się o milion niuansików z życia mojego, ale przede wszystkim Gerarda, za którym niemiłosiernie tęskniła. Odkąd Pique opowiedział mi o zdarzeniach, które sprawiły, że znienawidził swoją matkę byłam do Melissy delikatnie uprzedzona. Rozumiałam fakt, że broniła swojej siostry, ale za razem nie potrafiłam pojąć wspierania jej podczas okropnych rzeczy jaki zrobiła swojej rodzinie. Przez cały czas naszej rozmowy zastanawiałam się dlaczego pojawiła się w Barcelonie i czemu kiedy do mnie zadzwoniła aż tak bardzo chciała się spotkać, ale nie miałam na tyle odwagi, by o to zapytać. W trakcie jej opowieści o nowej pracownicy zacięła się wpół zdania i uśmiechnęła delikatnie na coś za mną, a za razem spojrzała na mnie niepewnie, jakby bała się mojej reakcji. Oczywiście odruchowo odwróciłam się za siebie, co sprawiło, że zetknęłam się z dość przenikliwym wzrokiem oczu, których błękit kojarzył mi się tylko z jednym i jedynym takim głębokim kolorem tęczówek jakie znałam. Patrząc w nie widziałam Gerarda, a fakt, że Melissa znała tą blond kobietę oznaczał, że całkiem możliwe właśnie po raz pierwszy w życiu miałam do czynienia z matką Gerarda Pique. T ą matką. Kobietą, na której wspomnienie mojemu chłopakowi wręcz uwydatniała się dość pokaźna żyła na szyji i kilka na rękach, oraz ta, która budziła we mnie swego rodzaju lęk. Bądź co bądź była też matką mojego partnera, a nastrój podczas poznawania swojej teściowej w żaden sposób nie równa się temu jaki mam zwykle.
Podniosłam się dość szybko z krzesła, ale oczywiście nie zbyt gwałtownie, by czegoś nie popsuć i już z samego początku nie zrobić z siebie idiotki. Poprawiłam sukienkę, która lekko się pomarszczyła albo to po prostu mnie się tak wydawało. Wciąż nie zdejmowała ze mnie swojego dziwnego, przenikliwego wzroku, co było niesamowicie krępujące, ponieważ muszę przypomnieć, że to samo zawsze robił Gerard i nigdy mi się to nie podobało. Uznałam, że nie zrobi pierwszego kroku, ponieważ ewidentnie czekała aż zrobię to ja, dlatego hamując drżenie prawej ręki wystawiłam ją w jej stronę. Nie zastanawiając się uścisnęła ją delikatnie, po czym się uśmiechnęła. Naprawdę to zrobiła, a ja widząc to po prostu musiałam się odwdzięczyć.
- Mari, to moja siostra, Montserrat. - usłyszałam za plecami głos Melissy i byłam pewna, że dobrze wiedziała o mojej pełnej świadomości tego przed kim właśnie miałam okazje stać.
- Maritza. - zamyśliła się trochę wymawiając moje imie, a ja wstrzymałam na krótką chwilę oddech. - słyszałam trochę o tobie. - zaśmiała się kobieta, rozluźniając sytuację, co bardzo mnie zaskoczyło, ale i uspokoiło.
- Ja o pani również. - powiedziałam, nie wiedząc czy robię dobrze.
Zdecydowanie spodziewała się tego jakie rzeczy dane mi było o niej wiedzieć, ale nie krępowało to ją w żaden sposób, a nawet kiwnęła lekko głową wciąż nie pozbywając się uśmiechu z ust.
Mama Gerarda zaproponowała abyśmy usiadły i zamówiła szybko dla siebie kawę, a potem zapanowała między nami cisza. Entuzjazm, który trzymał się przez cały czas Melissy nagle jakby ustąpił na rzecz poddenerwowania, a nawet Montserrat z powrotem delikatnie spoważniała. Zaczęły wymieniać się dziwnymi spojrzeniami, a następnie starsza z nich - mama Gerarda, postanowiła zabrać głos.
- Pewnie domyśliłaś się, że mamy do ciebie pewną sprawę. - zaczęła bawić się już na wpół wypitą filiżanką kawy.
- Przeszło mi to przez myśl, to coś związanego z Gerardem? - spytałam od razu, ale to z powodu stresu będącego wynikiem ciekawości jaka ogarnęła mnie po ich zachowaniu.
- Tak, jak wam się układa?
- Mont, nie o tym miałyśmy rozmawiać. - upomniała ją Melissa, a mama Gerarda kiwnęła głową, miałam wrażenie, że próbowała grać na zwłokę, co jeszcze bardziej mnie niepokoiło.
Przez moją głowę przewinęło się milion myśli i pomysłów na to, co chciały mi przekazać, ale nic sensownego nie udało mi się wymyślić. Było to związane z Gerardem, więc możliwe, że chciały aby to przeze mnie Montserrat mogła skontaktować się z synem, ale wiedziałam, że to mogło nie spodobać się Piqué i nie chciałam żeby to był powód do naszej kłótni. W końcu nie byłby zadowolony, że spiskuje z kobietą, którą darzył szczerą i silną nienawiścią, już i tak mogłam mieć problemy jeśli dowiedziałby się o naszym spotkaniu.
- Mówił ci o mnie i spodziewam się, że nie były to napewno żadne superlatywy. - westchnęła i upiła trochę napoju.
- No tak. - kiwnęłam głową postanawiając nie kłamać, ponieważ po co miałabym to robić.
Z opowieści Gerarda była okropną matką i dobrze, że chociaż miała tego pełną świadomość.
- Problem w tym, że wszystko co ci mówił jest nieprawdą. - powidziala unikając mojego wzroku, a Melissa w tym samym czasie złapała ją za rękę.
Ja zmarszczyłam swoje brwi i poczułam jak robi mi się ciepło ze zdenerwowania.
- Twierdzi pani, że Gerard kłamie? - spojrzałam na nią trochę gniewnie, ale nie potrafiłam panować nad emocjami.
Jeśli próbowała przeciągnąć mnie na swoją stronę, to zdecydowanie nie była wystarczająco inteligenta, by domyśleć się, że nigdy tego nie zrobię. Kochałam Gerarda i mu ufałam, na właśne oczy widziałam jak jego przeszłość wpłynęła na to, jakim był człowiekiem. Zagubionym, zranionym, bojącym się uczuć i miłości, a to wszystko przez samolubność i brak serca kobiety, która właśnie próbowała zagrać na moich uczuciach, nie wierzyłam, że Melissa jeszcze ją w tym wspierała.
- Nie, w żadnym wypadu! - szybko się wyprostowała i wyswobodziła nawet swoją dłoń z uścisku siostry. - Nie powiedzieliśmy Gerardowi prawdy, nie zdradziłam Johana z żadnym lekarzem z pracy i nie kłamie teraz żeby jakoś wkraść się w twoje laski, bo to byłoby idiotyczne. Wiem, że masz z moim byłym mężem dobry kontakt i jeśli rzeczywiście mi nie wierzysz, to możesz go spytać. Jeśli zobaczy, że znasz prawdę, to ci wszystko powie.
- Więc chce usłyszeć prawdę, bo to chyba właśnie z tego powodu się spotykamy. - delikatnie złagodnialam, ale nadal do końca jej nie ufałam.
Skoro nie zdradziła pana Piqué, to skąd dziecko, rozwód? Właśnie tym sposobem postawiła przede mna masę trudnych pytań i miałam szczerą nadzieje, że sensownie mi na nie odpowie.
- Zrobiłam okropną głupotę. - westchnęła kobieta, a jej głos w delikatny sposób załamał się przy wypowiadaniu ostatniego słowa. Melissa znów powtórzyła swój wcześniejszy gest, a matka Gerarda umocniła zdenerwowanym ruchem uścisk ich dłoni. - Kiedy Gerard miał dwa lata prawie doprowadziłam do jego śmierci... - zaczęła, a ja przerwałam jej głośnym „co?!”, które zwróciło na nas uwagę innych gości.
- Byłam z nim na mieście i potrzebowałam szybko zajść do sklepu. Stwierdziłam, że zajmie mi to dosłownie chwilkę, dlatego zostawiłam go w aucie. Nie pomyslałam, żeby zostawić otwartą szybę, a na dworze było okropnie ciepło. - urwała, ponieważ zaczęło zbierać jej się na płacz, a moje serce obrało tak szybkie tempo, że zaraz nabrałoby wystarczajaco dużo siły, aby wyskoczyć. - Kiedy wróciłam Gerard był nieprzytomny, zadzwoniłam od razu po karetkę, lekarze walczyli o to by było wszystko dobrze, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Prawie go straciliśmy... Po tym wszystkim Johan nie chciał mnie znać, chciał rozwodu i planował zabrać mi prawa do Gerarda, tydzień wcześniej dowiedziałam się, że jestem w ciąży i to był najgorszy moment by mu to powiedzieć, ale musiałam. - znów na chwilę przerwała.
- Więc dziecko jest Johana, a nie ze zdrady? - wtrąciłam, ponieważ przez dość długi czas w ogóle się nie odzywałam, a przy okazji musiałam upewnić się co do tej kwestii.
- Tak. - odpowiedziała Melissa, widząc, że jej siostrze ciężko jest cokolwiek powiedzieć. - Johan bardzo się zdenerwował i uznał, że Mont nie jest wystarczająco odpowiedzialna, by wychowywać dzieci i to również jej odbierze.
- A ja... - szkochnęła. - Nie jestem wcale złą matką, byłam pewna, że nic się nie stanie, to był jedyny taki incydent, o którym będę pamiętać i żałować do końca życia.
- Gerard wie? - spytałam wpatrując się w nią przenikliwie.
Cała ta sytuacja sprawiła, że jej ufałam. Była bardzo przekonywująca i coś sprawiło, że nawet jej współczułam. Nadal jednak nie rozumiałam skąd ta historyjka o zdradzie, która w rzeczywistości nie miała nawet miejsca.
- Nie, po to wersja o zdradzie. Johan nie chciał zmienić zdania, mimo że prosiłam go milion razy o to, by do mnie wrócił, ale on uznał, że mam ze sobą problemy, skoro nie umiałam domyśleć się tak prostej rzeczy, która mogła się stać. Jestem świadoma mojego błędu i do teraz nie wiem dlaczego tak zrobiłam.. to była krótka chwila, która zabrała mi racjonalne myślenie. - westchnęła żałośnie.
- Johan to wymyślił. Stwierdził, że to lepsze niż powiedzenie w przyszłości Gerardowi, że nie jesteśmy już razem, bo prawie doprowadziłam do jego śmierci. W jednej i drugiej wersji wiedziałam, że mnie znienawidzi, ale lepiej napewno przetrawił wiadomość o zdradzie.
- Więc dlatego kilka lat temu chciała pani skontaktować się z Gerardem? Chciała mu pani o tym powiedzieć? - odezwałam się przypominając sobie sytuacje z przed paru lat, kiedy jeszcze nieznajomy mi Gerard wparował do apteki, gdy byłam na mojej zmianie i domagał się spotkania z Melissą. Próbował dowiedzieć się dlaczego jego matka po tylu latach pragnęła z nim porozmawiać.
- Tak, ale był bardzo zły, że próbowałam, więc się przestraszyłam i zrezygnowałam. Teraz wiem, że muszę to zrobić, bo nie możemy go tak okłamywać. Chciałabym też żeby mógł poznać Jorge, bo jeszcze nigdy w życiu nie widział swojego brata...
- Więc tak właściwie po co mnie tu sprowadziłyście? To z Gerardem powinna tu teraz pani rozmawiać, a nie ze mną. - spojrzałam na nie w lekko niezrozumiały sposób, ponieważ nie wiedziałam po co tak właściwie jestem im potrzebna.
- Jesteś z moim synem, więc bardzo dobrze go znasz, prawda? - spytała retorycznie, ale mimo to i tak kiwnęłam potwierdzająco głową - W takim razie znasz jego wybuchowy temperament, jeśli powiesz mu to ty, to nie zareaguje aż tak gwałtownie. - powiedziała lekko niepewnie, a ja oparłam się delikatnie o krzesło.
- Nie ma mowy. - spojrzałam na nią stanowczo, a na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, którego wyczekiwałam. - Nie będę załatwiać za panią takich spraw, będę przy tym, postaram się go uspokoić, ale to pani ma powiedzieć swojemu synowi wszystkie kłamstwa, z którymi przez panią i pana Johana musiał żyć. Nie widuje go pani, nie wie jak to przeżywa, jak ciężko było mu szukać akceptacji u innego człowieka z myślą, że nikt go nigdy nie pokocha, skoro jego własni rodzice tego nie robili.
- Kocham Johana. - szepnęła, ścierając z policzka łzę.
- Pani to wie, ale Gerard nie. - podniosłam się z krzesła, lekko zaskakując tym moje towarzyszki. - Dlatego jedziemy do niego i wszystko mu pani opowie.
_______
Boje się dodawać tu rozdział... po tak długiej przerwie, to zaraz po kliknięciu „publikuj”, powinnam uciekać jak najdalej. Jest mi okropnie głupio, ponieważ chyba nigdy jeszcze nie robiłam takiej długiej przerwy, ale musiałam trochę odpocząć, zaaklimatyzować się w nowym środowisku no i doszły tez do tego lekkie problemy prywatne.
Chce was przeprosić i z góry podziękować tym, którzy to przeczytają i skomentują (mam nadzieje, ze ktoś taki się znajdzie :( )
I dziękuje dziewczynie z aska! To tak naprawdę dzięki twojej wspaniałej wiadomości usiadłam wczoraj i dokończyłam ten rozdział!