Po czasie mogłam zobaczyć twarz ciężarnej przyjaciółki, która z serdecznym uśmiechem patrzyła w moją stronę.
- Już jesteś! - złapała mnie za rękę i pociągnęła w głąb willi. - Anto będzie za pół godziny, bo Thiago się rozchorował i czeka na nianie, a Anna i Van już są.
Kiwnęłam głową i zaczęłam rozwiązywać moje obuwie, ale Elena przeszkodziła mi w tym i spojrzała na mnie gniewnie.
- Tyle razy można ci mówić, że nie musisz ściągać butów, a ty dalej swoje. - powiedziała i przewróciła oczami, kiedy kontynuowałam i zdjęłam moje new balance.
- Nie przyzwyczaję się. Zresztą nie lubię tak, bo czuje się wtedy dziwnie. - puściłam jej oczko i weszłam do salonu, gdzie czekały już na nas dziewczyny.
Anna piła kawę i poprawiała fryzurę, podczas gdy Van nakładała jej podkład na twarz. Wyglądało to dość komicznie, ponieważ obie co chwilę sobie przeszkadzały. Nawet nie zauważyły, że ja weszłam, a Elena zniknęła, ponieważ właśnie kłóciły się o to, że Van włożyła palec Annie do oka, kiedy ta zaczęła się wiercić chcąc przełożyć jeden kosmyk włosa na drugą stronę. Parsknęłam śmiechem i dopiero teraz zwróciły na mnie uwagę.
- Hej. - zaśmiała się Anna, a ja kiwnęłam na nie głową i usiadłam obok Van.
- Widzę, że praca wre.
- A daj spokój, ratujesz mnie, bo ciężko z nimi wytrzymać. - odezwała się Elena, która dosiadła się do nas, dając mi filiżankę herbaty.
- Ałć, moje serce. - sarknęła partnerka Iniesty.
- Wybacz. - wzruszyła ramionami, a po chwili obie wybuchły gromkim śmiechem.
- Wyglądacie nieziemsko. - zauważyłam.
Anna miała na sobie różową sukienkę, więc na jej oczach dominował mocny pomarańcz, połączony z różem. Na usta jeszcze chwilę temu nałożyła pomadkę w odcieniu nude, co spowodowało, że to właśnie oczy grały pierwsze skrzypce i na nie zwracało się najpierw uwagę.
Van ubrana była w czarną kieckę, sięgającą jej aż do stóp, z długim wycięciem na udzie. Na powieki nałożyła brudny, brązowy cień i głęboko czarną, matową kreskę. A raczej zrobiła to Elena, ponieważ to ona zwykle zajmowała się tą częścią makijażu. U niej zaś to właśnie usta królowały nad wszystkim innym, ponieważ zostały potraktowane matową, bordową pomadką w płynie, która pasowała kolorem do jej koturn.
- A za to ciebie trzeba podrasować. - ciężarna puściła mi oczko i złapała za swoją wielką kosmetyczkę. - Sukienka bomba. - uznała, nawiazując do tego co miałam na sobie. Była błyszcząca i granatowa czyli wszystko to, co lubiłam w jednym. - Ale czyś ty zwariowała?! Masz powiekę wręcz idealną do cieni, a jedyne co się na niej znajduje to korektor?
- Wypraszam sobie. Cielisty cień. - wypomniałam i zaśmiałam się widząc jej minę.
- Dawaj to oko, bo nie mogę patrzeć. - zrobiła dramatyczną, zabawną pozę, a kiedy się nie ruszyłam Anna i Van popchnęły mnie w jej stronę.
Siedziałam w bezruchu może przez około dwadzieścia minut. Kobieta zmyła mi z twarzy wszystko co dałam na nią wcześniej, więc zaczynała praktycznie od nowa. Byłam trochę zła, bo poświęciłam na makijaż dość dużo czasu, ale przeszło mi zaraz po tym, gdy przejrzałam się w lustrze.
Nigdy nie umiałam zrozumieć, jak ta dziewczyna tak umiejętnie dobierała odcienie, by się ze sobą nie gryzły i
ładnie łączyły w idealne kolorystyczne przejścia. Ja tak nie potrafiłam, mimo że bardzo tego chciałam.
Mój makijaż był podobny do tego Anny, ale w ciemniejszych odcieniach. Żeby pasował do mojej sukienki, Elena użyła czarnych i niebieskich matowych cieni oraz granatowego brokatu na samym środku powieki.
Kiedy spytałam Sergiego o imprezę powitalną, o której wspominała mi Elena na naszych zakupach, okazało się, że miał mi wszystko powiedzieć już kilka dni wcześniej, ale kompletnie o tym zapomniał. Postanowiliśmy, że się na nią udamy. Głównym powodem było nasze życie towarzyskie, a raczej ze względu na pracę Sergiego - jego brak. Od dawna nigdzie nie wychodziliśmy, dlatego był to świetny pomysł.
Po kilkunastu minutach doszła do nas Antonela razem z Leo, a później Xavi, Andres, Busquets i Sergi, dzięki czemu razem mogliśmy pójść w stronę wyznaczonego miejsca na imprezę. Prezentacja powoli dobiegała końca, więc to był dobry moment, aby zdążyć na czas.
Na miejscu byliśmy przed godziną siedemnastą, czyli w porę. Było dużo osób z zarządu, piłkarze oraz prawdopodobnie przyjaciele tego, którego witaliśmy, ponieważ połowy nie znałam nawet z widzenia. Z tego wszystkiego nawet nie spytałam kto tak naprawdę będzie miał przyjemność grać w barwach FC Barcelony, a Sergi nie wspomniał mi o tym prawdopodobnie myśląc, że dowiedziałam się już wcześniej od Eleny. Kiedy półtorej roku temu byłam z Sergim i resztą na podobnym powitaniu Rakiticia, to gdzieś w środku lokalu znajdował się wielki slogan, przywieszony do lampy z napisem „WITAMY CIĘ IVAN!!!!”. Spodziewałam się, że teraz także taki zastanę i dzięki niemu wszystkiego się dowiem, no chyba, że spotkałabym gdzieś samego zainteresowanego.
Niektórzy byli już trochę pijani, ale większość czekała aż ci z zarządu wyjdą i będzie mogła trochę bardziej się rozerwać. Szczególnie, że właśnie skończył się sezon, co znaczy, że każdy mógł pozwolić sobie na odrobine więcej niż zwykle. Usiedliśmy razem przy stoliku i przyglądaliśmy się tańczącym ludziom. Gdzieś na końcu sali zobaczyłam jak jakiś chłopak, na oko dwudziestolatek, siedzi na ziemi i pisze coś na dużym papierze. Podniosłam się trochę żeby móc coś przeczytać. Na kartce wydrukowane było już „WITAMY CIĘ DANI!!!”, ale chłopak ewidentnie coś jeszcze dopisywał lub dorysowywał, jednak skłaniałam się ku pierwszej opcji. Postanowiłam na razie nie zaprzątać sobie tym głowy i przeczytać później, kiedy już skończy. Skoro napis nie był jeszcze wywieszony, to nowego wciąż nie było.
- Nad czym tak myślisz? - poczułam lekkie szturchnięcie z boku, a kiedy się obróciłam zobaczyłam śliczny uśmiech mojego narzeczonego.
Patrzył na mnie swoimi hipnotyzującym oczami, w których zakochałam się chyba juz pierwszego dnia.
- Nad niczym. - wzruszyłam ramionami i oparłam głowę na jego barku, przysłuchując się rozmowie Busquetsa z Iniestą.
Dyskutowali o zeszłotygodniowym finale Ligi Mistrzów, w którym niestety Barcelona nie miała okazji brać udziału. Andres wspominał coś o tym, że Real wygrał zasłużenie, ale Sergio trzymał przy swoim, uważając, że przeciwna drużyna została okradziona z dwóch bramek. W tym samym czasie wtrącił się Xavi, mówiąc, że pewnie sędzia był z Hiszpanii, co sprawiło, że każdy wybuchł gromkim śmiechem. Cóż, hiszpańscy arbitrzy nie cieszyli się dobrą sławą, a już w szczególności nie w Katalonii czy też Madrycie.
Po dwudziestu minutach zrobiło się cicho, a prezydent klubu wyszedł na środek i prosząc najpierw o oklaski wezwał do siebie nowego piłkarza. Był średniego wzrostu, z rozczochraną fryzurą i ciemną karnacją. Miał dość brazylijską urodę i śmiały uśmieszek, który upewnił mnie, że napewno nie będziemy się z nim nudzić. Przywitał się, oznajmiając, że nazywa się Dani Alves, a gra w Barcelonie była jego ogromnym marzeniem. No jasne, no bo kogo by nie była? Usiedliśmy po tym do wspólnego posiłku, ale szczerze już mu współczułam. Chłopcy mieli okropny zwyczaj powitalny - nowy musiał z każdym wypić po kieliszku czystej wódki. Dosłownie z każdym. Jeśli miał słabą głowę, to z góry mogłam mu gwarantować, że tego wieczora za wiele nie zapamięta. Oczywiście czekali aż ci ważniejsi już sobie pójdą, bo dopiero wtedy zaczynała się właściwa impreza. Jak dotąd przypominało mi to coś na wzór ślubu.
Dani dosiadł się do nas i jak się okazało był naprawdę zabawny. Czułam, że szybko się zaklimatyzuje. Opowiadał nam śmieszne historie ze swojego życia prywatnego, jak i zawodowego oraz wspominał nam o swojej partnerce, która bardzo chciała z nim przyjść, ale ze względu na ich przeprowadzkę musiała załatwiać sprawy związane z jej pracą. Była modelką i jak Alves stwierdził napewno ją polubimy, w co nie wątpiłam.
- Kurde, czuje się taki samotny. Dosłownie każdy tu kogoś ma. - stwierdził, śmiejąc się.
- Słuchaj, nasz Xavi jest nieszczęśliwym singlem. Nie wspominał nic, że nie lubi chłopców, więc próbuj! - zaproponowała Elena, po czym ze śmiechu prawie zaksztusiła się sokiem.
- Wiesz, chyba wolę jednak poczekać na Joane. - pokręcił głową rozbawiony ich wymianą zdań.
Gdzieś około dziewiętnastej wszyscy niechciani opuścili lokal, co było dla chłopaków ewidentnym znakiem pozwolenia na wylew alkoholowy, który nastąpił niekrótko po zniknięciu wiceprezesa. Została tez podgłoszona muzyka, a klimat jaki wtedy zapanował przypomniał mi o czasach kiedy mieszkałam w Manchesterze i przez moich przyjaciół często bywałam na podobnych do tej imprezy domówkach.
Sergi i reszta zdążyli gdzieś zniknąć między tańczącymi ludźmi, a ja przed tym zapewniłam ich, że dołączę do nich zaraz jak skorzystam z ubikacji, której właśnie namiętnie szukałam. Oczywiście zostałam kilka razy popchnięta przez paru pijanych już facetów, w efekcie czego wpadałam na kolejnych.
Zaraz przy drzwiach łazienki ktoś obił się o moje plecy, a ja upadłam na mężczyznę przede mną.
- Kurwa, moje piwo. - warknął, a ja otworzyłam szybko przymknięte oczy, na dźwięk znad mojej głowy. Stwierdziłam, że zwariowałam, ale po chwili byłam już w stu procentach pewna. - No wstawaj!
Jak na zawołanie podniosłam się szybko z podłogi i zablokowałam wzrok z niebieskimi tęczowkami, których nie widziałam tak dawno, a mimo to i tak wszędzie umiałabym je rozpoznać.
Miałam wrażenie jakby odebrało mi mowę poprzez jakieś magiczne zaklęcie. W momencie mój brzuch zaczął dawać o sobie znać w postaci tępego bólu, a moje serce przybrało o wiele szybsze tempo niż zwykle.
- Mari? - wytrzeszczył oczy, a o mój nos obił się zapach papierosów i piwa, które właśnie znajdowało się na mojej granatowej sukience.
Zaciągnęłam się nim szybko, a po chwili wypuściłam powolnie z ust chłodne powietrze.
- Tak. - kiwnęłam głową i odchrząknęłam, bo jak na zawołanie zaschnęło mi w gardle.
Właśnie stał przede mną Gerard Pique i jeśli wypiłabym wcześniej więcej, to mogłabym uznać, że to jakieś nieśmieszne zwidy, ale jedyny alkohol jaki dotąd miałam w ustach to szampan, który i tak dopił po mnie Busi.
- Co tu robisz? - spytałam po chwili niezręcznej ciszy, która coraz bardziej się dłużyła, wprawiając mnie w zakłopotanie.
Co miałam mu powiedzieć po tylu latach? Zdecydowanie nie byłam przygotowana na taki obrót spraw.
- Jestem nowym transferem. - wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem, którego wcześniej nie zauważyłam w jego lewej ręce.
Westchnęłam cicho na charakterystyczny zapach dymu. Starałam się rzucić, ale takie sytuacje nie bardzo mi w tym pomagały.
Zmarszczyłam brwi, a on kiwnął głową na coś za mną.
Odwróciłam się za siebie ze spóźnionym refleksem, spoglądając na punkt, w który on również właśnie się wpatrywał. Był to wywieszony już slogan, który oprócz wcześniejszego napisu miał jeszcze na sobie dopisek „I CIEBIE TEŻ, GERARD!”.
- To skoro jesteś nowym transferem czemu nie witali cię razem z Danim?
- Poprosiłem trenera wczoraj, żeby nie odstawiali ze mną takiej szopki. Znam te osoby, które chce znać jeszcze ze szkółki, reszta nie jest mi potrzebna. - przyznał.
- Rozumiem. - kiwnęłam głową.
Wcale się nie zmienił.
Na jego twarzy wciąż pozostał ten sam, krótko ścięty zarost. Włosy jak zwykle były jako tako ułożone, mając jednak w sobie coś z niechlujności i bałaganu, który zwykle lubiłam jeszcze bardziej niszczyć podczas naszych pocałunków. Z charakteru również był taki sam.
Czułam, jakbyśmy cofnęli się na chwilę w czasie, zatrzymując się gdzieś na jednej z imprez.
Patrzyliśmy ciągle na siebie i pewnie robilibyśmy to dłużej, gdyby nam nie przeszkodzono.
- Mari, skarbie. - usłyszałam za plecami, więc odwróciłam wzrok w stronę Roberto, który chwilę potem stanął obok mnie. - Zniknęłaś mi, a miałaś zaraz wrócić. - uśmiechnął i przejechał dłonią po moich włosach, by odgarnąć je z ramion.
- Przepraszam, zagadałam się. - odpowiedziałam zerkając na Gerarda, a Sergi poszerzył uśmiech, kiedy zdał sobie sprawę z obecności chłopaka.
- Czyli już się poznaliście? - zaśmiał się, a ja dopiero teraz poczułam woń alkoholu wydobywającą się z jego ust, co oznaczało, że chłopcy zdążyli już w pełni zaopiekować się moim mężczyzną.
- Właściwie, to już się znaliśmy. - sporstował Gerard, a ja wypuściłam cicho powietrze z ust.
- Naprawdę? - zdziwił się, a my na potwierdzenie kiwnęliśmy razem głowami.
- Byliśmy przy...
- Znajomymi. - wtrącił mi się w słowo Pique, a ja spojrzałam na niego przelotnie, jednak on starał się unikać mojego wzroku.
- To fajnie. - przyznał, niczego nie podejrzewający, Sergi.
- Bardzo. - wymusiłam uśmiech.
- To idziemy? Czekają na nas. - spytał Sergi, robiąc słodką minę. Był naprawdę uroczy, kiedy alkohol przejmował nad nim kontrolę. - Po drodze będę musiał jeszcze zrobić siusiu.
- Tak. - zaśmiałam się. - To... do zobaczenia? - zwróciłam się do Gerarda.
- Tak, do zobaczenia. - kiwnął i odwrócił się łapiąc za rękę jedną z przypadkowych dziewczyn.
On zdecydowanie się nie zmienił.
____
Cózzzz, miałam przez ferie nie wstawiać żadnego rozdziału, ponieważ uznałam, że to będzie mój czas regeneracji i książek, ale wyszło jak wyszło xd mogłam się spodziewać, że pewnie coś zacznę pisać, a mam tak, że jak już zacznę, to m u s z e skończyć, bo będzie mnie to męczyć przez wieczność ;D
Tak więc rozdział drugi, drugiej części oddaje do waszej dyspozycji i czekam na wasze komentarze, które zawsze dają mi kopa ♡
do następnego, kochane ;*
*psssst, mogą być jakies błędy, ale pisałam na szybkości i strasznie już chciałam dodać xd*