Kiedy przybiegliśmy do sali obok, wszystko wydawało mi się odbywać w zwolnionym tempie. Sergi leżący na ziemi, Gerard siedzący na jego biodrach i jego pięści, cisnące coraz szybciej i brutalniej w mojego narzeczonego. Krew, krzyki chłopców i Iniesta, próbujący odsunąć Gerarda. Powinnam była coś zrobić, ale byłam w tak wielkim szoku oraz amoku, że nie potrafiłam ruszyć nawet małym palcem. Po czasie chłopakom udało się w końcu odsunąć ich od siebie, ale wciąż krzyczeli coś w swoją stronę. Ja rozumiejąc wreszcie co miało przed chwilą miejsce, ruszyłam w stronę Sergiego próbując zobaczyć jak bardzo został pobity, jednak zostałam dosłownie odsunięta przez Jordiego, który próbował zatamować jego krawienie. Miałam łzy w oczach, ale powstrzymałam je poraz kolejny tego dnia i odwróciłam się, by spojrzeć na Gerarda. On w porównaniu do Roberto miał jedynie lekko przecięty łuk brwiowy i wargę.
- Coś ty mu zrobił? Jesteś kurwa poważny?! - wrzanęłam w stronę Gerarda, który spoglądał na mnie z dość nieodgadnionym wzrokiem, jakby bólem wciśniętym gdzieś głęboko w jego oczy i wyraz twarzy. Takiego jeszcze nigdy nie miałam okazji widzieć.
- Ja? Nawet nie wiesz co on... zresztą nieważne. - zaciął się w połowie zdania. - Wybacz, zrośnie się. - pokręcił głową i mijając mnie wyszedł z budynku.
Podniosłam wzrok, zauważając, że każdy na mnie patrzy, a chłopcy spoglądają po sobie w zdziwieniu, jakby nie mogli uwierzyć, że tak po prostu poszedł. Dlatego wiedziałam, że nie powiedział mi wszystkiego i zdecydowanie coś ukrywał. Nawet Sergi wydawał się być zaskoczony tym co się wydarzyło i zdecydowanie nie miałam na myśli samego pobicia, ponieważ jeśli Gerard to zrobił, to naprawde musiał mieć powód. Oczywiście nie broniłam go w żaden sposób, ponieważ on właśnie pobił na moich oczach mojego przyszłego męża i to podczas mojego wieczoru panieńskiego!
Westchnęłam z dość histerycznym wyrazem, wymalowanym na twarzy i będąc rozdartą między sprawdzeniem co u Sergiego, a sprawdzeniem o co dokładnie chodziło poprzez rozmowę z Gerardem, dosłownie cała się trzęsłam. Potrzebowałam wiedzieć, dlatego poderwałam się szybko z miejsca i pognałam w stronę wyjścia, mając nadzieję, że jeśli zrobił tak jak go znałam, to wcale nie poszedł do domu, a stał przed budynkiem paląc papierosy.
Wcale się nie myliłam, ponieważ zastałam go siedzącego na krawężniku tyłem do mnie, a znad jego głowy wydobywał się dym.
- Gerard. - powiedziałam, a on słysząc mnie gwałtownie odwrócił się do tyłu. - Co się stało? Dlaczego pobiłeś mojego narzeczonego? - starałam się brzmieć spokojnie, ponieważ widziałam, że był lekko podłamany.
- To jest nieważne, Mari. - westchnął, machając ręką. - Po prostu obwiń za to mnie i wróć do niego. Po co tu w ogóle przyszłaś?
- Żeby się dowiedzieć co się stało!
- Po prostu go pobiłem, dobra?! Miałem taki pierdolony kaprys, więc to zrobiłem! - wstał z krawężnika i stanął naprzeciw mnie.
Był niesamowicie zły i nie zauważyłam tego tylko i wyłącznie dlatego, że krzyczał, ale widziałam to po prostu w jego niebieskich oczach, które patrzyły na mnie w ten sposób tylko, gdy się złościł.
- Widzisz? I dlatego uznałam, że jesteś pierdolonym egoistą! Bo nic cię nie obchodzi! Wszystkich masz w dupie, liczysz się tylko pieprzony ty, pan wszystkiego i wszystkich! Idealny, na którego widok musi każdy klękać i który bije kogoś niego, bo miał taki kaprys! Masz gdzieś uczucia swojej cioci, mamy, swoich przyjaciół czy moje. Nigdy nie potrafiłeś okazać czegos innego niż egoizm. Wiesz co to w ogóle jest empatia? Nie! Bo ty myślisz tylko i wyłącznie o sobie. Taka jest cała prawda, Gerard!
- Ach, tak? - zaśmiał się ironicznie, patrząc uważnie w moje rozkojarzone oczy. - A powiedz mi kto wyciągnął cię z imprezy kompletnie zalaną w trzy pierdolone dupy, żeby nic poważnego ci się nie stało? Kto przychodził do ciebie za każdym pieprzonym razem, kiedy leżałaś chora? Kto ci wtedy gotował, chodził na zakupy i miał gdzieś to czy będzie chory, tylko po to było ci ciepło i dobrze? Kto spędzał z tobą czas podczas festiwalu, kiedy twój chłopak postanowił zostawić cię dla swojej byłej? Kto został z tobą na jakimś głupim koncercie, tylko by zobaczyć twój cudowny uśmiech? Kto wziął twojego drinka, kiedy w klubie kompletnie o nim zapomniałaś i ktoś mógłby ci coś do niego dosypać? Kto zwiedzał z tobą Londyn, tylko po to by być bliżej ciebie? Kto przyznał, że jesteś dla niego idealna?* Kto zauważa w tobie takie szczegóły jak... - zrobił przerwę, bo jego głos z sekundy na sekundę zaczynał coraz bardziej drżeć. - Jak na przykład to, że gdy jesteś bardzo zdenerwowana, to tak śmiesznie i słodko marszczy ci się nos? Albo kiedy jesteś zestresowana, to przygryzasz policzki od środka, czasem nawet do krwi? Powiedz mi, Mari, kto aż tak cię kurwa kocha, żeby pozwolić ci być szczęśliwą z innym facetem, bo wie, że on nie potrafiłby dać ci tego samego? Masz rację. Naprawdę, myśle tylko i wyłącznie o sobie, bo jestem egoistą.
- Gerard, ja... - szepnęłam, kompletnie oszołomiona wywodem chłopaka, który patrzył na mnie ciągle swoim załamanym wzrokiem. Widziałam go takiego poraz pierwszy w życiu.
Nie musiałam się zastanawiać nad prawdziwością jego słów. Sposób w jaki się niespokojnie poruszał, odzywał i na mnie patrzył był wystarczającym dowodem na to, że wszystko co powiedział było szczere.
Gerard jednak machnął na mnie ręką, wyrzucił spalonego papierosa i wymijając moją osobę pokierował się wzdłuż drogi.
- Gerard, stój. Proszę. - pociągnęłam nosem, kiedy na moich policzkach powoli zaczęły zbierać się pojedyncze łzy.
Miał rację. Nie doceniałam go. Cały czas był przy mnie, a ja albo tego nie widziałam, albo udawałam, że nie widzę. W całej tej naszej relacji, to właśnie ja byłam największą egoiską, a z całych sił próbowałam wmówić to mężczyźnie, który troszczył się o mnie bardziej, niż o samego siebie.
Piqué zareagował na moją prośbę i zaraz po tym gdy przystanął obok jakiegoś budynku, odwrócił się z powrotem w moją stronę. Przez cały czas był śmiertelnie poważny, a ja dosłownie zalewałam się łzami, rozumiejąc jaką idiotką byłam pozwalając mu ode mnie odejść. Nie kochałam Sergiego. Podobał mi się, zauroczyłam się w nim, ale nigdy nie kochałam go tak mocno, jak tego złamanego, wysokiego piłkarza, który właśnie kierował się w moją stronę. I nigdy nie byłam w stanie pokochać aż tak mocno żadnego innego człowieka.
Kiedy był już blisko mnie, nie czekałam na wiele, tylko podeszłam do niego, usadawiając swoją zimną dłoń na jego rozgrzanym policzku, delikatnie gładząc go kciukiem.
- To prawda? Kochasz mnie? - spytałam i wolną ręką wytarłam swoje mokre oczy i lica.
- Naprawdę muszę ci odpowiadać? Nie widziałaś tego? - szepnął i delikatnie się ode mnie odsunął. - Nigdy do końca nie wiedziałem jak wygląda miłość. Zawsze myślałem, że nie potrafię kochać, a co dopiero jeśli ktoś miałby pokochać mnie. Wydawało mi się to takie niedorzeczne, szczególnie po tym, co zrobiła mi matka. Ale wtedy poznałem ciebie i... zmieniłaś dosłownie wszystko. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem cię u Isaaca od razu wiedziałem, że muszę cię bardziej poznać. Ojciec praktycznie spadł mi z nieba i byłem pewien, że będziesz idealna do grania mojej narzeczonej. Szczególnie, że była to okazja do poznania cię Jasne, że wszystko z początku udawałem, ale po jakimś czasie coś się zmieniło. Pragnąłem spędzać z tobą coraz więcej czasu, stawałem się zazdrosny, chciałem cię całować, przytulać... i to było takie dziwne, że sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje, bo nigdy jeszcze przy jakiejś kobiecie tak nie miałem. Dopiero po czasie zacząłem rozumieć, że ja po prostu się w tobie zakochiwałem. To nie stało się tak od razu. To był proces, który trochę trwał, ale dzięki tobie sam ułożyłem sobie swoją własną definicje miłości.
- I jak ona brzmi? - szepnęłam, patrząc głęboko w jego oczy.
To, co mówił było piękne, a ja nie wierzyłam, że to wszystko działo się naprawdę i Gerard właśnie wyznał mi miłość.
- To stan, w którym pragnę, by osoba, którą kocham była po prostu szczęśliwa, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że ja mam na tym ucierpieć. Stawiam wtedy ją ponad wszystko inne, przez co nic nie liczy się bardziej niż ona. Ty jesteś dla mnie tą osobą, Mari. - spojrzał mi głęboko w oczy, oczekując na jakąś odpowiedź.
- To... dlaczego mnie zostawiłeś, Gerard? - spytałam, nie zwracając uwagi na to, że mogło brzmieć to bardziej jak zarzut. - Dlaczego nie zaproponowałeś żebym z tobą pojechała? Cholera, zrobiłabym to.
- Bo zasługujesz na więcej. Nie jestem kimś, z kim będziesz miała tak dobre życie, jak na przykład z Sergim.
- Bzdury! Jesteś, bo ja ciebie też kocham ty idioto! Przez te pięć pieprzonych lat nie było ani jednego dnia, w którym bym nie myślała o nas albo przynajmniej o tobie. Kocham cię całą sobą, Gerard! Kochałam cię wtedy, kocham teraz i wiem, że będę cię kochać tak samo mocno w przyszłości.
- Co? Ty mnie, k-kochasz? - podszedł do mnie bliżej, jakby usłyszał coś niesamowicie niedorzecznego, a myślałam, że to była akurat najoczywistsza rzecz na świecie.
Kiwnęłam jedynie głową
- Powiedz to jeszcze raz. Proszę. - przejechał dłonią po mojej talii, a następnie dotknął delikatnie mojej lewej dłoni.
Niesamowicie urocze było to z jakim zdenerwowaniem i skromnością to robił. Nigdy jeszcze nie dotykał mnie w ten sposób.
- Że cię kocham? - spytałam dla upewnienia, a on pokiwał szybko głową. - Kocham cię, Gerard. Kocham cie, kocham cię, kocham cię.
Oczekiwałam uśmiechu, dotyku lub odpowiedzi, jednak chłopak spuścił ze mnie wzrok, by ulokować go na czymś za mną. Ewidentnie się zdenerwował, ponieważ jego żyłka na szyji delikatnie się uwydatniła, a on sam nie miał najlepszego wyrazu twarzy.
Usłyszałam ciche westchnienie za plecami, które przecież bardzo dobrze znałam. Przymknęłam oczy, mocno je zaciskając i szybko obróciłam się w stronę Sergiego. Przecież wciąż był tu Roberto. Ja głupia kompletnie zapomniałam o jego niedalekiej obecności, przyznając sobie też niedawno przy okazji, że nigdy nic do niego nie czułam. Nie byłam gotowa na żadną rozmowę z nim na ten temat. Chociaż z Gerardem też nie byłam, a jakoś się udało.
- Nie chcesz jej czegoś powiedzieć? - jako pierwszy odziwo odezwał się Gerard.
Spojrzałam na obu chłopaków, zastanawiając się co Gerard mógł mieć przez to na myśli.
- Mari, wydaje mi się, że musimy porozmawiać. - zignorował wypowiedź Gerarda, wpatrując się we mnie znacząco, co wywoływało u mnie coraz więcej wyrzutów sumienia. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. - Sami. - dodał.
- Tak, jasne. - odwróciłam się w stronę Gerarda, patrząc na niego prosząco. On całkowicie zrozumiał, ponieważ z lekkim oporem, ale zostawił nas, kierując się do środka budynku. - Więc... - zaczęłam, nie wiedząc od czego zacząć.
- Już ci pewnie powiedział. - odezwał się, a ja zmarszczyłam brwi. - Mari, posłuchaj. Mogę ci wszystko wytłumaczyć, ja... Jasne, zgodziłem się na ten pomysł, ale to nie zmienia faktu, że stałaś się dla mnie ważna. To nie miało trwać tak długo, przysięgam. Gdybym robił to tylko dlatego, że mnie poprosił, to już dawno nie bylibyśmy razem. Uwierz mi.
- O czym ty mówisz? - obserwowałam jego poddenerwowany wyraz twarzy oraz oczy, które bacznie mi się przyglądały, jakby się bojąc. Jego głos drżał, a ja nie miałam pojęcia o co mu chodziło.
- Co, on... Nie powiedział ci? Nic nie wiesz?
- Nie, nic mi nie powiedział, bo uznał, że ty mi wszystko wytłumaczysz, więc proszę. O co, do jasnej cholery, chodzi? Czemu się pobiliście?!
- Może usiądźmy... - podszedł do mnie bliżej, ale ja się oddaliłam.
- Nie, będziemy stać. Po prostu mów.
- Dobrze, więc... - westchnął. - Pamiętasz dzień, w którym Busquets cię nam przedstawił?
Kiwnęłam powolnie głową, ponieważ jasne, że pamiętałam. Nie mogłabym zapomnieć dnia, w którym poznałam najlepszych przyjaciół. Poznał nas ze sobą w dzień meczu FC Barcelony przeciwko Sevilli. Niby zwykły mecz o pewne trzy punkty, a jednak niemiłosiernie cieszyli się przez cały wieczór, analizując dosłownie każdy szczegół przebiegu spotkania. Czegoś takiego nigdy nie zobaczyłam u chłopaków grających dla Manchesteru United, co pokazało mi, że klub z Barcelony to zupełnie coś innego i niepowtarzalnego, a późniejsze lata przyjaźni z nimi tylko mnie w tym utwierdziły.
- Kiedy już poszłaś, to praktycznie wszyscy już się ulotnili, a ja zostałem z Busquetsem. I... on poprosił mnie wtedy o coś. - urwał na moment, patrząc się na mnie uważnie. - Poprosił żebym cię poderwał.
- Co?! - wrzasnęłam, czując jak robi mi się słabo.
Nie potrafiłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Niemożliwym było to, by Sergio poprosił o coś takiego Roberto.
- Tak, tylko proszę, nie złość się, bo...
- Jak mam się nie złościć?! I ty się jeszcze na to zgodziłeś?
- Mari, pamiętaj, że ty też w naszej relacji nie jesteś bez winy. Obydwoje popełniliśmy błędy. A do Busquetsa nie miej pretensji, bo on robił to dla ciebie.
- W jaki sposób dla mnie? - spytałam lekko się rozluźniając.
Zareagowałam zbyt gwałtownie i nawet nie chciałam porządnie go wysłuchać. Miał racje. Nie byłam osobą idealną do tego, by kogoś osądzać i mieć prenetsje, ponieważ to ja w naszym związku robiłam zawsze najwiecej szkód, aniżeli pożytku.
- Nie chciał żebyś cierpiała po rozstaniu z Gerardem. Myślał, że jak się do siebie zbliżymy, to o nim zapomnisz i zaczniesz od nowa. - odpowiedział i odwrócił wzrok na dosłownie kilka sekund, by znów zwrócić go na mnie.
Ja za to nie potrafiłam patrzeć mu w oczy, zbyt wiele rzeczy się wydarzyło i zbyt dużo zrobiłam, by nie czuć się winną.
- Czyli widziałeś, że ja i...
- Że ty i Gerard mieliście kiedyś swój „romans”? - przerwał mi, robiąc z palców cudzysłów wymawiając ostatnie słowo. - Jasne, że wiedziałem. Od samego początku. Tak samo jak wiem, że nigdy nie zaczniesz od nowa, jeśli nie będziesz z nim. Mari, nie jestem tak głupi. Widziałem wszystko... wasze spojrzenia, to jak znikaliście razem na jakiś czas. Tego nie dało się nie widzieć. - powiedział to z takim spokojem, że dosłownie zadrżałam.
Cierpiał, a wcale mi tego nie okazywał. Czułam się podle i już wcale nie obchodziło mnie to, dlaczego byliśmy razem. Obchodziło mnie to, że on naprawdę po czasie coś do mnie poczuł, a ja nigdy nie byłam w stanie odwdzięczyć się tym samym.
- I naprawdę myślałem, że kiedy będziemy bliżej ślubu to się zmieni. - zaczął mówić dalej, kiedy zobaczył, że nie jestem w stanie nic odpowiedzieć. - Ale tak się nie stało, a mam wrażenie, że brałaś mnie nawet coraz bardziej na dystans. Cały czas głupio myślałem, że może rzeczywiście coś do mnie czujesz, że kochasz mnie tak bardzo jak ja ciebie, ale teraz już wiem, że to nie będzie możliwe.
- Ja... - pociągnęłam nosem, nie potrafiąc się wysłowić. - Jest mi tak przykro, Sergi. Jesteś dla mnie cholernie ważny, będę ci do końca życia wdzięczna za każdą chwilę, którą mi poświęciłeś, ale...
- Ale kochasz jego. - kiwnął głową. - Rozmiem to, naprawdę. To nie jest coś, co mnie zaskoczyło, bo byłem tego świadomy od początku. Mogę tylko powiedzieć, że Gerard to pierdolony szczęściarz. Po prostu niech tego nie spierodli.
- Przepraszam, tak cholernie cię przepraszam. - jęknęłam, a po moim policzku poleciało kilka łez.
Już nie potrafiłam zliczyć ile razy w ostatnim czasie coś doprowadziło mnie do płaczu.
- Ej. - szepnął, wycierając moje policzki. - Ja też cię przepraszam, więc jesteśmy kwita. Nie płacz. Jestem ci wdzięczny za te kilka lat, bo sprawiłaś, że byłem naprawdę szczęśliwy. W sumie cieszę się, że to teraz palnąłem głupotę przez co dostałem po mordzie i wszystko się wyjaśniło, niż miałoby się to stać po ślubie. - zaśmiał się krótko.
Ja również chciałabym to zrobić, ale nie potrafiłam. Zdałam się jedynie na uśmiech, który i tak po kilku sekundach szybko zniknął z mojej twarzy.
Staliśmy chwilę w ciszy, a ja nie wytrzymując wtuliłam się prawdopodobnie poraz ostatni w jego ramiona.
- Czyli to już oficjalny koniec naszego popapranego związku. - stwierdziłam, wciąż przyparta do jego klatki piersiowej, przez co zabrzmiałam trochę niewyraźnie.
Sergi jednak zrozumiał, ponieważ delikatnie się ode mnie odsunął i pokiwał twierdząco głową.
Westchnęłam i spojrzałam na swoje dłonie. Na jednej z nich wciąż znajdował się zaręczynowy pierścionek, który za tydzień miał zostać zamieniony na obrączkę. Uniosłam lekko dłoń i przyjrzałam się mu z bliska. Sergi wciąż mnie obserwował, prawdopodobnie wiedząc co chciałam zrobić. Złapałam za niego palcem wskazującym oraz kciukiem i zaczęłam delikatnie zsuwać go z palca. Przerwał mi w tym Roberto, który ułożył swoją dłoń na mojej, uniemożliwiając mi całkowitego zdjęcia pierścionka.
- Zostaw go, proszę. - poprosił, patrząc mi w oczy.
- Powinieneś go wziąć i dać kobiecie, która rzeczywiście na niego zasługuje. - trzymałam przy swoim, znów próbując się go pozbyć, ale po raz kolejny mi przerwał.
- Proszę. - naciskał. - Jeśli naprawdę nie żałujesz żadnej chwili, którą razem spędziliśmy i chociaż trochę się dla ciebie liczę, to zostaw go. Nie musisz go nosić, ale miej go przy sobie, dobrze? - powiedział wręcz błagalnie, a ja posłusznie kiwnęłam głową.
Pięć lat wcześniej, kiedy zawitałam do Barcelony, byłam pewna, że zaczynam nowe, a co za tym idzie lepsze życie, które miało pomóc mi zapomnieć o przeszłości. Jednak dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że to w dzień mojego wieczoru panieńskiego, a raczej pod jego koniec, rozpoczęłam całkiem nowy rozdział. Ten, w którym nie było kłamstw, chowanych przez kilka lat uczuć i nieszczerości. Ten najlepszy i ostatni.
___________
*Nie powiedział tego wprost, ale w 30 rozdziale, kiedy Mari odkryła zdradę Logana, a Gerard dosiadł się jakiś czas później na krawężniku, to powiedział, że nie rozumie jak Logan może nie widzieć, że ma przy sobie taki ideał. Mari odpowiedziała, że nie ma ideałów, a on uznał, że i tak każdy zawsze ma swój ideał. To daje do zrozumienia, że ona jest jego ideałem. Mam nadzieję, że rozumiecie.
No, Oliwio. Chciałaś żebym nauczyła cię jak zrywać zaręczyny, to masz. Wiesz co musisz teraz zrobić ;)
Tyle czekaliście i... doczekaliście się! Rozdział miał być o 12, ale wstawiam teraz, bo... jestem chyba po prostu zbyt podekscytowana. Nawet jeśli wiem, ze nikt teraz tego nie przeczyta. Chce wiedzieć co o tym myślicie, ponieważ ten i następny rozdział są dla mnie bardzo ważne i na niczym nie zależy mi bardziej, jak na waszej szczerej opinii, naprawdę.
Tak by the way... to chce wam powiedzieć też, ze wybiło mi już troszkę ponad 8 tysięcy odsłon i wiem, ze to dla niektórych komicznie mała liczba, ale ja jestem przeszczęśliwa i uznaje to za zdecydowanie dobry powód do świętowania (szczególnie po takim rozdziale...) ;D <3
To tez idealna okazja do podziękowania wam za to, że tu ze mną jesteście i faktycznie to czytacie (taką mam nadzieje xd). W szczególności te podziękowania lecą do najwspanialszych dziewczyn jakie znam, czyli do Patrycji, Lilki i Oliwii, które już tyle czasu dzielnie znoszą moje wypociny. Te dwie piersze panie, to już w ogóle widziały dna nad dnami, kiedy zaczynałam jako trzynastolatka bez jakiegokolwiek pojęcia o pisaniu ;D Wciąż czuje się przy was jak dziecko, kiedy widzę, ze wszyscy to już studia, praca i inne takie, a ja ledwo co z (umierającego, ale jednak) gimnazjum wyszłam. 😂 mimo, ze zdaje sobie sprawę doskonale z przepaści jaka jest między mną a utalentowanymi wami, to naprawdę się staram, uwierzcie!
Nigdy i tak nie wyrażę wystarczającej wdzięczności, która mnie aż roznosi, ale wiem, że kiedy przyjdzie pisać mi notkę pod epilogiem, to będzie ona chyba połową długości mojego przeciętnego rozdziału xd
narazie po prostu chcę, żeby każdy z was, kto tu ze mną jest, czyta oraz komentuje wiedział, jak bardzo was kocham. Bez wyjątku! Bo to dzięki wam kontynuuje tą historię. DZIĘKUJĘ ❤️