- Kochanie, ja już idę. - podszedł mnie od tyłu Sergi gdzieś koło godizny dziewiętnastej, kiedy czekałam aż wszystkie dziewczyny do nas przyjdą.
Odwróciłam się w jego stronę, podnosząc się też z krzesła, by w chociaż małym stopniu nie być przy nim aż tak mała. Uśmiechnęłam się do niego i bez namysłu wtuliłam się w jego klatkę, zaciągając się przy tym jego zapachem. Zdziwiłam się czując coś innego niż się spodziewałam i dopiero po czasie zrozumiałam, że nie tego zapachu oczekiwałam. Byłam przygotowana na perfumy, których używa Gerard i miałam ochotę się za to uderzyć.
Spróbowałam o tym zapomnieć i cieszyć się tym, że mam Sergiego w swoich ramionach.
- Będziemy w tym samym lokalu, spokojnie słońce. - zaśmiał się perliście, ponieważ mocno do niego przylgnęłam i staliśmy tak przez naprawdę sporą ilość czasu.
- Przepraszam. Nie chodzi o to, po prostu nie mogę uwierzyć, że za równy tydzień będziesz moim mężem. - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek.
Zapomniałam, że na usta nałożyłam matową, czerwoną pomadkę, która w rezultacie odbiła się na jego policzku. - Wybacz. - zachichotałam i śliniąc trochę kciuk przetarłam brudne miejsce.
- Nic się nie stało. - zapewnił mnie i tym razem to on złożył pocałunek na moim policzku, przez co był pewien, że nie zostanie ponownie potraktowany moją pomadką. - Idę, bo trąbią. Bez żadnych striptizerów. - popatrzył na mnie, wystawiając w moją stronę wskazujący palec i robiąc przy okazji głupią minę.
- Jak będziemy potrzebowały, to zapukamy do sali obok. - zażartowałam i pożegnałam go, zaraz przed tym gdy dołączył do chłopaków.
Podjechali po niego Busquets i Alba, którzy z głupkowatymi uśmieszkami machali do mnie, krzycząc, że Sergi do pokoju o własnych nogach tej nocy nie wróci. Chciałam traktować te słowa jako żart, ale wiedziałam, że mogę się takiego obrotu spraw śmiało spodziewać.
Postanowiłam posprzątać bałagan, który powstał w wyniku naszego zabiegania. Uznałam, że przyda mi się też pozbyć kilku rzeczy z torebki, ponieważ niektóre z nich były zbyt ważne, jak na takie wyjście, gdzie coś mogłoby się zgubić lub popsuć. Podczas tego natknęłam się przy okazji w jednej z mniej używanych przeze mnie przegródek na płytkę, którą około półtorej miesiąca temu zabrałam Gerardowi z jego auta. Tą, która podpisana była moim imieniem. Przez naszą kłótnie najwyraźniej o niej zapomniałam, ale oczywiście jak na złość musiałam znaleźć ją w taki dzień, jakim był mój wieczór panieński. Wzięłam ją do ręki i przysiadając na fotelu westchnęłam, zastanawiając się co z nią zrobić. Wkrótce miały przyjść dziewczyny, ale patrząc na to z innej strony, byłam zbyt ciekawa, by jej nie włączyć. Takim sposobem podniosłam się szybko i popędziłam do sypialni, gdzie ostatni raz widziałam laptopa. Leżał na szczęście włączony na łóżku, dlatego nie mogło to potrwać dłużej, niż dziesięć minut, nim dokładnie miałam sprawdzić co zawierała ta płytka. Włożyłam ją w odpowiednie na to miejsce i zniecierpliwiona czekałam, aż się załaduje i odpali. Nie trwało to jakoś długo, ale ja czułam się jakbym wisiała nad monitorem dobre dwadzieścia minut. Uśmiechnęłam się, gdy wreszcie się odpaliła, a na ekranie pojawił się folder również z moim imieniem. Lekko się zawahałam, ale i tak weszłam, by zobaczyć jego zawartość. W środku były kolejne dwa foldery, podzielone na „zdjęcia” i „piosenki”. Przygryzłam wargę, czując żwawo bijące serce i tak szybko jak mogłam nacisnęłam na ten pierwszy. Dosłownie nie mogłam uwierzyć, że przed oczami miałam ponad sto naszych zdjęć, z czego połowa to te, które zrobiliśmy sobie w Londynie. Było ich pełno. Na większości byliśmy razem, ale znalazły się też takie, które robiłam Gerardowi z ukrycia lub takie, które Gerard robił mnie. Praktycznie każde z nich pamiętałam lub chociaż kojarzyłam okoliczności, w jakich zostały zrobione. Znajdowało się tam nawet to, które zrobiła nam w Londynie starsza kobieta, gdzie Gerard trzymał mnie na rękach, a ja ze zdezorientowaną miną patrzyłam w jego stronę. Na następnym już zdążyłam się ustawić, więc razem wpatrywaliśmy się w siebie z wielkimi uśmiechami. Kiedy tego samego dnia ten starszy mężczyzna, który zrobił nam zdjęcie na London Eye uznał, że jesteśmy dla siebie stworzeni, nie mogłam zrozumieć dlaczego tak w ogóle pomyślał. Dopiero patrząc na te wszystkie zdjęcia zauważyłam ten „sposób w jaki na siebie patrzymy”, o którym każdy mówił. Nie znając nas, uznałabym, że jesteśmy naprawdę kochającą się parą. Nie było zdjęcia naszej dwójki, na którym Gerard by się we mnie nie wpatrywał. Robił to z wielkim uśmiechem, a ja głupia nawet tego nie zauważałam. Z powodu wszystkich emocji, jakie wzbudziły we mnie wspomnienia dosłownie wybuchłam płaczem i zdałam sobie sprawę, że mój makijaż już szlag trafił. Musiałam się opanować, ponieważ został mi jeszcze jeden folder z piosenkami, który naprawdę mnie ciekawił. Zdjęłam łzy z policzków i oczu, by lepiej widzieć, a następnie wytarłam brudne od makijażu ręce w pościel, usprawiedliwiając się tym, że i tak miała iść następnego dnia do prania. Pociągnęłam lekko nosem i wciągając powolnie powietrze wyszłam ze zdjęć i nacisnęłam na piosenki. Pierwszą w kolejności była „You’re beautiful”, którą niesamowicie kochałam i Gerard bardzo dobrze o tym wiedział. Zdałam sobie też sprawę z tego, że właśnie odpaliłam płytę, która leciała w aucie Gerarda, gdy zawoził mnie do sklepu i puściłam ją, bo miałam dość radia. Gerard bardzo nerwowo wtedy zareagował, przełączając na inną piosenkę, a następnie wyciszając ją tak, że nic nie było słychać. W sumie było w nim mało utworów, ponieważ niecałe dziesięć, ale każdy z nich znałam bardzo dobrze. Słuchaliśmy ich często z Gerardem podczas jeżdżenia autem lub, gdy lecieliśmy samolotem. Każda miała jakieś znaczenie i wręcz nie wierzyłam, że za wszystkim stał Gerard, tworząc właśnie coś takiego. Teraz już nie potrafiłam się opanować i dosłownie zaniosłam się ponownie płaczem. Jednak zamarłam, gdy usłyszałam swoje imię, wołane z dołu przez Anne i Amber. Wytarłam szybko oczy i podnosząc się z łóżka zamknęłam klapkę laptopa, a następnie przystanęłam przed lustrem, próbując się jakoś poprawić.
- Idę! - odkrzyknęłam i uznałam, że na szybko zmyję cały makijaż.
Użyłam wilgotnych chusteczek i nie zrobiłam tego zbyt dokładnie, ale nie miałam czasu dlatego zbiegłam na dół.
- Amber! - przybrałam uśmiech i podbiegłam do dziewczyny, która również była zadowolona, ale zmieniła wyraz twarzy zaraz, gdy do niej podeszłam.
Nie przytuliła mnie, tylko złapała za ramiona i przeglądnęła się mi uważnie.
- Płakałaś? - spojrzała na mnie podejrzliwie Anna.
- Nie. Znaczy tak, ale to z emocji. - skłamałam gładko. - Nie mogę uwierzyć, że ślub już za tydzień.
- My też! - rudowłosa ponownie się uśmiechnęła i tym razem wreszcie mnie przytuliła.
Poinformowały mnie, że reszta dziewczyn będzie czekać przy klubie, a następnie zabrały się za mój makijaż. Po skończeniu zamówiłam dla nas taksówkę i około pół godziny później byłyśmy już przy klubie. Przywitałam się z wszystkimi, a szczególnie z gośćmi z Manchesteru, za którymi okropnie tęskniłam. Na początku zjadłyśmy kolację w miłej atmosferze, rozmawiając o przygotowaniach i innych tego typu rzeczach. Dziewczyny pytały mnie między innymi jak udekorowaliśmy salę weselną, ilu będzie gości i tak dalej. Na połowę pytań nawet nie odpowiedziałam, mówiąc, że za tydzień wszystkiego się dowiedzą.
Po czasie każdy dobrał się w jakieś grupki i rozmawiał ze sobą przy stole w dwie lub maks trzy osoby. Ja akurat siedziałam obok Amber, która opowiadała mi o Stilesie i jego zabawnej przygodnie podczas rozmowy o pracę. Wszystko przerwało jednak stukanie widelcem o szklankę i jak się okazało robiła to Anna, która powoli wstawała z siedzenia, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.
- Mari. - zwróciła się do mnie z uśmiechem, a ja nie mogłam się powstrzymać i również zaczęłam się głupio szczerzyć. - Pamiętam jak pięć lat temu przyprowadził cię do nas Busi. Byłaś taka nieśmiała i zagubiona, a ja zastanawiałam się skąd on cię przytargał. - zaśmiała się. - Zmierzam do tego, że przez te kilka lat naprawdę wydoroślałaś. Z młodej, dziewiętnastolatki stałaś się dwudziestocztero letnią kobietą, która wyjdzie za mąż szybciej niż Elena.
Zaśmiałam się, ale i wytarłam łzę, która powolnie spłynęła mi po policzku. Byłam łatwa do wzruszenia, a w takich momentach nawet nie próbowałam się opanowywać.
- Cieszę się, że mogę być częścią twojego życia oraz przyjaciółką. Pomijając twoją cholerną ciekawość oraz to, że wystarczą dwie sekundy, aby doprowadzić cię do złości, to jesteś też kobietą o złotym i wielkim sercu. Sergi, to szczęściarz i jestem pewna, że stworzycie wspaniałą rodzinę. - powiedziała prawie ze łzami w oczach, a ja podziękowałam jej ogromnym przytulasem.
Gdy dziewczyna usiadła, chciałam krzyknąć, że czas rozpocząć zabawę, ale w tym samym czasie podniosła się Amber w akompaniamencie Madeline.
- Mari, moja kochana. Nie będę ukrywać, ale w przyszłości widziałam cię z kimś innym. - popatrzyła na mnie znacząco, a Madeline przytaknęła. - Jednak, twoje szczęście jest najważniejsze i jeśli Sergi ci je daje, to ja nie mam nic przeciwko. Tylko pamiętaj, jeśli coś ci zrobi, to nasz gang z Manchesteru się nim zajmie. - zaśmiała się głośno, a reszta dziewczyn również nie mogła powstrzymać rozbawienia. - Nie ma nas tu wszystkich z tobą dzisiaj, ale za to mamy coś innego.
Rudowłosa zwróciła się do dj’a, który odpalił rzutnik oraz zrobił coś przez chwilę na laptopie, a następnie z głośników poleciała muzyka, a na ekranie pojawiła się mała uśmiechająca się Isabel z zakatarzonym noskiem, ubrana w bluzkę, na której widniał włoski, a pod nim kataloński napis „Kochamy was, Mari i Sergi”. Dziewczynka pomachała do kamery i przesłała buziaka, a następnie kadr się zmienił i skupił się na Cassie, Isaacu i Jessie.
- „Kochana Mari i Sergi, jest nam strasznie przykro, że nie możemy być z wami w ten ostatni dzień, w którym możecie się wyszaleć do woli. Jednak musicie pamiętać, że bardzo was wspieramy i kochamy, oraz że życzymy wam jak najlepiej.” - rozniósł się głos Jessie, która z uśmiechem wpatrywała się w kamerę.
Nie mogłam uwierzyć, że nagrali dla nas film. Dziękowałam Bogu tego, że obdarował mnie takimi wspaniałymi przyjaciółmi, którzy troszczyli się o mnie i cieszyli się razem ze mną.
- „Maritza, jesteś dla nas bardzo ważna i nie możemy się doczekać, aż zobaczymy cię w przyszłym tygodniu u boku mężczyzny, którego mamy nadzieję, że bardzo mocno kochasz.” - tym razem zabrał głos Isaac. - „Kochamy was, Sergi i Mari. - powiedział po włosku, a następnie spojrzał na Jessie.
- „Kochamy was, Sergi i Mari.” - odparła po katalońsku.
Wszyscy trzej pomachali do kamery, a po chwili powrócił czarny obraz, który oznaczał, że film dobiegł końca.
- Nie płacz, bo zniszczysz mój makijaż! - zaśmiała się Anna, zauważając, że totalnie się wzruszyłam.
- Szmpany w dłoń, zdrowie dla naszej przyszłej małżonki i rozpoczynamy jej ostatni tydzień wolności! - wykrzyknęła Madeline, a wszystkie panie przytaknęły i dopiero wtedy rozpoczęła się właściwa impreza. Na sali zawitał barman, który dzielnie obsługiwał moje spragnione alkoholu przyjaciółki, a muzyka, która została puszczona sprawiała, że ciężko mi było odczytać własne myśli. Jednak nie ograniczałam się i popłynęłam w wir zabawy razem z innymi, bo przecież była to moja ostatnia impreza, kiedy byłam „wolna”. Dziewczyny wymyślały różne zabawy, które pomagały w rozkręceniu zabawy i sprawiły, że wszystkie razem czułyśmy się bardziej swobodnie w swoim towarzystwie, co było dobre, ponieważ Amber i Madeline nie znały wszystkich partnerek piłkarzy.
Kiedy ja, Raquel, Amber i Anna siedziałyśmy przy stoliku, a reszta tańczyła, do dj’a podbiegła Romarey i szepnęła mu coś do ucha, co spowodowało, że wyciszył muzykę.
- Dziewczyny, chcecie się poczuć jak na imprezie w liceum!? - spytała podekscytowana, a kiedy wszystkie przytaknęłyśmy, głośno zapiszczała i zawołała nas na środek parkietu.
- Dobra, grałyście kiedyś w „nigdy, przenigdy nie...”? - uśmiechnęła się, a połowa przytaknęła, podczas gdy druga część w tym ja i Raquel kompletnie nie miała pojęcia co to za gra.
Madeline jako jedyna głośno pisnęła z podekscytowaniem, mówiąc, że kiedyś impreza bez tej gry nie miała prawa na miano dobrej.
Romarey pokrótce wytłumaczyła nam zasady i jak się okazało chodziło jedynie o to, by jedna z osób powiedziała czego nigdy w życiu nie robiła, a jeśli ktoś w kółku kiedykolwiek to zrobił - musi wziąć łyk wódki, której każda miała prawie pełną szklankę. Ten kto skończy z praktycznie niewypitym trunkiem przegrywa i musi wykonać zadanie, które wymyśli mu osoba wygrana. Było już grubo po drugiej, każdy był pijany, dlatego zgodziłyśmy się na zabawę, a zacząć miała Romarey, jako że to ona była pomysłodawcą.
- Okej, więc nigdy, przenigdy nie... - zaczęła mówić, jednak przerwał jej trzask drzwi i spanikowany głos Busquetsa.
- Mari, dziewczyny, do cholery! Gerard i Sergi właśnie obijają sobie nawzajem twarze!
—————-
Tam, tam, taaaaam! Ślub coraz bliżej, a tutaj... Jak myślicie, co było powodem bójki? 🤷🏼♀️ Oraz ciekawi mnie, co uważacie o płytce, którą Mari podwędziła Gerardowi z auta!
Dziękuje wam z całego serca, że czytacie te moje wypociny i jesteście już ze mną tak długo. Dosłownie nie mam pojęcia jak ja się rozstanę z tym opowiadaniem, kiedy przyjdzie jego koniec :(
Ale narazie się nad tym nie rozwodzimy! Czekam na komentarze i do zobaczenia w poniedziałek o 12:00, kochane!
To się porobiło ^^ Podejrzewam, że Sergi dowiedział się o tym, co działo się między Mari a Gerciem.. Coś mi się wydaje że po jest już po ślubie.. Czekam na next ;-)
OdpowiedzUsuńZobaczymy za tydzień ;D dziękuje, ze czytasz <3
UsuńAż tydzień? Toż to cała wieczność😅
UsuńWiedziałam ! Wiedziałam, że Gerard coś odwali w tym rozdziale, ale nie miałam pojęcia , że Sergio też się w to wplącze.
OdpowiedzUsuńPodziękowania, oh , aż sama się wzruszylam! Tak samo jak przy płytce 😢
Ta dwójka musi ze sobą porozmawiać i to szybko ! Zanim Mari skrzywdzi siebie, ale i Sergiego, który nie otrzymuje od niej takiej miłości na jaką zasługuje ;/
Mari i Ger są sobie przeznaczeni, a to oznacza, że muszą w końcu porozmawiać i wyznać sobie wszystko ,przestać krzywdzić sobie i Sergiego, którego naprawdę mi żal 😔
Ale oczywiście wszystko w twoich rękach kochana ! 😻
Smutno mi , że muszę aż czekać do poniedziałku ! 😹😻😹
I również zapraszam do siebie 😸
https://itsnataliev.blogspot.com/?m=1
Ojej, nieliczna, której jest zal Sergiego ;D ❤️
Usuńdziękuje, ze tu jesteś, a jutro albo pojutrze nadrobię u ciebie zaległości. <3
do poniedziałku!
Haha, no najwyższy czas na tę bójkę! :D Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i dalszego rozwinięcia sytuacji :p
OdpowiedzUsuńBuźka, kochana ;*
hahaha, pora chyba idealna 😂💕 czekam teraz na rozdział u ciebie, kochana <3
UsuńTak Gerard! Dowal mu! Niech wie gdzie jego miejsce! A już na pewno nie przy Maritzie! I już na pewno nie na "ślubnym kobiercu". ONI MUSZĄ BYĆ W KOŃCU RAZEM. Koniec. Kropka. #TeamGeritza!
OdpowiedzUsuńOoo, dawno cię tu, kochana nie widziałam! Hahaha, widzę, że nie do końca przepadasz za Sergim 😂 dziękuje, ze tu ze mna jesteś <3
UsuńZabije Cię za tą końcówkę XD w takim momencie przerywać to grzech!
OdpowiedzUsuńJak sobie wyobrażam Gerarda bijacego się z Sergim, to śmiać mi się chce 😂
Do następnego (proszę o szybko next!)
lubię te polsatowskie klimaty.... 🤷🏼♀️ powiem ci, ze mnie bardziej tam bawi przerażony Busquets 😂❤️ next w kolejny poniedziałek, kochana ;*
UsuńDzwonił do mnie, pisał oraz zaczepiał czasem po meczach."
OdpowiedzUsuńGERARD KOCHA MARITZE!GERARD KOCHA MARITZE!GERARD KOCHA MARITZE!GERARD KOCHA MARITZE!
"Przepraszam. Nie chodzi o to, po prostu nie mogę uwierzyć, że za równy tydzień będziesz moim mężem"
Spoko, nie wierz, bo nie będzie XDDDDD
"zobaczymy cię w przyszłym tygodniu u boku mężczyzny, którego mamy nadzieję, że bardzo mocno kochasz."
No, no, zobaczymy gdzie się z Gerardem będą szlajać. Też czekam! H5!
Miałam nie hejtować, prosiłaś, dałaś te łapówki, mówiłam "nie, daj spokój, nie przyjmę tych pieniędzy w zamian za kilka miłych słów, kup sobie za to Lamborgini", ale z drugiej strony nie byłoby to grzeczne z mojej strony odmawiać prezentu, więc czekam aż przelew się zaksięguje i wpadną $$$$.
Żartuję (lub też nie) (hehe^^)
Więc zaczynam bycie miłą.
Jakże fantastycznie widzieć Maritzę przed ślubem, która myśli o Gerardzie. A co lepiej (stopniuję już słowo "dobrze", mam nadzieję, że zauważyłaś), on myśli cały czas o niej i coś czuję w kościach, tłuszczu i pseudo mięśniach, że on nie pozwoli (razem ze mną i resztą czytelników) na ślub z Sergim.
Myślę, że Gerard porządnie i sumiennie pracował nad bicepsem i pan młody dostanie mocno w głowę tak, że się przewróci...na pręt wystający z podłogi..i się mu głowa na wylot przebije. (To nie hejt, zachwalam potęgę pięści Gerarda)Może Maritza, pomimo, że jest BARDZO MĄDRA (uznajmy, że jestem miła i tu nie ma sarkazmu) jeszcze bardziej zmądrzeje i zrozumie, że dziadek sie nie mylił z tym przeznaczeniem i mu zaufa i będzie się hajtać ale z Gerardem, too ja bardzo chętnie. Bardzo.
POZA TYM BŁAGAM DAJ MI TROCHĘ TALENTU I UMIEJĘTNOŚCI PISANIA TAK CUDOWNIE JAK PISZESZ BO JA NIE UMIEM A TY UMIESZ I POTRZEBUJĘ TWOJEGO UMIENIA DAJ MI JE BARDZO PROSZĘ ŁADNIE PROSZĘ DAJ MI NA PIĘĆ MINUT JA SE POPISZĘ I CI ODDAM GURU TY.
Poważnie, daj trochę talentu.
Za dużo go masz.
I bardzo bym prosiła (miłe, grzecznościowe słowo) o szybki kolejny rozdział <333 (dużo serduszek) <3333333333
A więc to był mój miły komentarz. Nie wiem, czy w nim jest jakaś moja informacja, ale miałaś wyciągnąc wniosek 1. Maritza+Gerard=ślub i wielka miłość, 2.SERGI out 3.Dałaś czadu i popisówę talentu.
AMEN.
Do następnego, biznes z tobą to p$zyjemno$ć.
Pozdrawiam $€rdecznie.
<333
PS. JUŻ NIE JESTEM MIŁA, NADAL CIĘ UWIELBIAM ALE JESZCZE RAZ USUNIESZ MOJE KOMENTARZE A ZOBACZYSZ ŚLUB WIESZ KOGO Z WIESZ KIM.
Pozdrawiam. (już nie tak serdecznie)