niedziela, 31 lipca 2016

004 You are annoying me.

- Naprawdę musiał czegoś chcieć. - stwierdził Isaac, siadając naprzeciwko mnie z dzbankiem herbaty w prawej ręce. - Nie przyszedłby do niej tak po prostu.
Siedziałam zamyślona przeżuwając powoli moją kanapkę z szynką i pomidorem. Cicha muzyka w radiu trochę mnie dekoncentrowała, jednak starałam się ją zignorować.
- Ale czego by chciał? Pieniędzy? - myślałam na głos i wzięłam kolejnego gryza.
- Tego to on ma aż nad to. - prychnął anglik i nalał nam herbaty z cytryną do kubków, po czym wziął jeden z nich i upił łyk gorącego napoju.
Popatrzyłam na niego niezrozumiale.
- Jest piłkarzem. Gra w Manchesterze.* - zachłysnęłam się herbatą, przez co zaczęłam kaszleć. Ściszył muzykę, a ja w myślach mu za to podziękowałam.
- Piłkarzem? - Isaac pokiwał głową i kończąc swoją kanapkę podniósł się z krzesła, by pozmywać naczynia.
- Wcześniej grał w Juniorach w FC Barcelonie. - poinformował mnie i zabrał mój talerz. Podziękowałam mu i poszłam za nim. - Jest obrońcą. W sumie to gra całkiem nieźle. 
Miałam coś powiedzieć, ale po pomieszczeniu rozniósł się dzwonek do drzwi. Informując Isaaca, że to ja otworze udałam się do holu. 
- Hej! - wręcz krzyknęła uśmiechająca się rudowłosa Amber, wchodząc od razu do mieszkania. Za nią powlekła się jej siostra. 
- Ta, cześć, dziecko. - rzuciła nie spuszczając wzroku ze swojego telefonu, który kurczowo trzymała w dwóch dłoniach, zawzięcie coś do kogoś pisząc. 
- Cześć. - mruknęłam pod nosem zamykając drzwi, po czym z nietęgą miną poszłam za nimi.
Madeline rozsiadła się na kanapie w salonie, nie zaprzestając wgapiania się w świecący ekran. Starałam się nie zwracać na nią uwagi, więc udałam się za jej starszą siostrą, która wydawała się być o wiele sympatyczniejsza. Na pewno złapałyśmy ze sobą lepszy kontakt niż z blondynką. 
- Słyszeliście już? - Amber patrzyła to na mnie, to na Isaaca, czekając na naszą odpowiedź. 
Popatrzyliśmy się na siebie. Chłopak posłał mi pytające spojrzenie, a ja jedynie wzruszyłam delikatnie ramionami, dając mu do zrozumienia, że nie mam pojęcia o czym mówi dziewczyna.
- Ale co słyszeliśmy? 
- Oh, Is. W sobotę szykuje się impreza urodzinowa! - wręcz pisnęła. Zaczęłam masować lekko skroń, dziewczyna na szczęście zrozumiała co chcialam przekazać jej tym gestem. - Przepraszam. 
- Spoko. - rzuciłam siadając na krześle. Moje łokcie znalazły się na stole, dzięki czemu mogłam podeprzeć swoją głowę dłońmi. - Kto ma urodziny? 
- Billi! - krzyknęła z salonu podekscytowana Madeline, a ja słysząc jej denerwujący głos przewróciłam oczami. Czy ona zdawała sobie w ogóle sprawę z tego jak kurwesko mnie irytował? Mogę przysiąc, że nie tylko mnie.
- Kto to? 
- Właśnie, kto to? - tak samo jak ja zaciekawił się Isaac. - Znam go? 
Rudzielec pokiwał przecząco głową, przez co jej długie i intensywne w kolorze włosy opadły na jej twarz. Zdjęła je i popatrzyła na nas z uśmiechem. 
- My też nie znamy. - wzruszyła ramionami Madeline, która do nas dołączyła.
Popatrzyłam na anglika niezrozumiale.
- Skoro go...
- O Jezu. Każdy tam idzie. Czemu my mamy nie iść? 
- Alkohol, jedzenie, wszystko za darmo. Mamy nie korzystać? - pociągnęła temat jej siostra. - To jak? - spojrzała wyczekującą na loczka. 
- No jasne, że idę. - zapewnił chłopak. - A ty? - zwrócił się do mnie. Popatrzyłam na niego zastanawiając się. Lubiłam się trochę zabawić, chyba jak każdy, ale nie miałam głowy do alkoholu, przez co już po drugim piwie traciłam kontakt z rzeczywistością. Domyślam się, że cała paczka składająca się z Isaaca, Stilesa, Michaela, Logana, Amber i irytującej Madeline była typem imprezowiczów, którzy wręcz czekają na weekend, by zacząć się bawić. Nie mówię, mam swoje za uszami, ale wolałam się nie rozkręcać, szczególnie w ich towarzystwie. 
- Ja sobie chyba odpuszczę. - rzuciłam po dłuższym zastanowieniu, wolałam raczej spędzić ten weekend na spokojnie przed telewizorem, bez pewnego zagrożenia na kaca dnia następnego, znając moje szczęście. 
Usłyszałam jak blondynka prycha pod nosem i znów wraca do zajmowania się swoim telefonem.
- Dziecko boi się, że się upije i zrobi przed nami coś niewłaściwego? - powiedziała melodyjnie nie spuszczając wzroku z ekranu.
- Słuchaj. - Podeszłam do niej. - Nie wiem o co ci chodzi, ale zaczynasz mnie co raz bardziej denerwować. - zazgrzytałam zębami. Madeline jedynie się zaśmiała, a ja czułam jak z każdą sekundą robię się bardziej nerwowa. Isaac musiał to zauważyć, bo zbliżył się do mnie i położył swoją dłoń na moim ramieniu, by jakoś mnie uspokoić i dać do zrozumienia, że nie powinnam tak reagować. 
- Ona robi to specjalnie. - szepnął mi do ucha, kiedy zobaczył, że dziewczyna z triumfalnym uśmieszkiem wróciła do salonu. Pokiwałam jedynie głową i skierowałam się w stronę pokoju. 
- Mari! - usłyszałam jeszcze z salonu głos rudowłosej dziewczyny. Odwróciłam się i skupiam cały swój wzrok na jej osobie, by przypadkiem kątem oka nie spojrzeć na jej siostrę, którą miałam ochotę udusić. Swoją drogą ciekawe ile musiałabym za to odsiedzieć, bo wizja nieżywej Madeline stawała się coraz to bardziej kusząca. - Pomyśl nad tym i mi napisz. Będzie fajnie. - wysiliłam się jedynie na lekki uśmiech i chwilę później zniknęłam za drzwiami mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i ciężko odetchnęłam. Nie wiedziałam, że będzie tak ciężko.


Po głębszym zastanowieniu stwierdziłam, że udam się na tą imprezę. Nie tylko po to by zrobić na złość Madeline, ale także dla własnej rozrywki. Spodziewałam się, że z moją nową paczką muszę być przygotowana na tego rodzaju wypady podczas weekendu. Chociaż, Isaac wielokrotnie opowiadał mi o tym jak nieraz odprawiali sobie z początku niewinne "spotkania" także i w środku tygodnia, które i tak kończyły się później rozlewem alkoholu. Zwykle po takich imprezach połowa z nich kończyła w zupełnie dziwnych miejscach, na przykład w fontannie, jednak nie poznałam głębszych szczegółów, bo rzekomo mogłabym użyć coś przeciwko niemu. Nie zaprzeczam, że parę takich informacji bym wykorzystała. Może jeszcze kiedyś się wygada. 
Stałam przed lustrem, przypinając, średniej wielkości, fioletową klamrą górną partię włosów, by mieć swobodny dostęp do reszty i móc je spokojnie zakręcić w lekkie fale. Przynajmniej na razie taki był mój zamysł, ponieważ wiedziałam, że na pewno coś w trakcie tego zabiegu popsuje i będę zmuszona je wyprostować. Zdążyłam zakręcić jeden kosmyk znajdujący się przy uchu, kiedy niespodziewanie otworzyły się drzwi do łazienki. Lekko podskoczyłam i odwróciłam się w ich stronę. 
- Boże, daj mi to szybko. - palec Isaaca wskazał na prostownice. 
- Co, po co ci? - uniosłam lekko brew patrząc to raz na niego, to na sprzęt leżący przy mojej lokówce, na szafce niedaleko lustra. - Nie mów, że będziesz je prostować. - popatrzyłam na jego włosy. Starałam się nie zaśmiać widząc jak na mnie spojrzał. 
- C-co, nie co ty, nie jestem pedałem! - prychnął nerwowo, a ja pokręciłam głową zaciskając usta w wąską linię. - Jeju no, Amber ona... - podrapał się po karku, robiąc przy tym krótką pauzę. - Ona marudzi, że jakiś włos się źle jej układa. No to powiedziałem, że do ciebie pójdę i wezmę, co nie.
- Okej, masz. - podałam mu sprzęt, chociaż i tak wiedziałam, że nie niesie go dla Amber, ponieważ miała ona z natury kręcone włosy i z tego co było mi wiadomo nie używała do nich żadnych prostownic ani tego typu rzeczy.
Podziękował mi szybko buziakiem w policzek i w sumie to tyle go widziałam, bo w tempie ekspresowym zniknął za drzwiami, trzaskając przy tym nimi. Pokręciłam głową śmiejąc się i powróciłam do wcześniejszej czynności. Włączyłam jeszcze średniej wielkości radyjko, bo w pomieszczeniu wydawało mi się być za cicho. Leciała akurat piosenka "Hollaback Girl",  która od pewnego czasu była moim ulubieńcem. Nie dziwne było więc to, że zaczęłam tańczyć i śpiewać.
Zrobiłam jeszcze makijaż, który składał się w sumie jedynie z tuszu do rzęs, kreski zrobionej czarną kredką do oczu i czerwonej pomadki na ustach. Przebrałam się jeszcze, po czym wyszłam z łazienki dołączając do Isaaca, który czekał na mnie w salonie. Oczywiście w domu po Amber nie było śladu, a po dłuższym naciskaniu na anglika, sam przyznał się wreszcie, że to on potrzebował prostownicy. Z dobrymi humorami opuściliśmy mieszkanie i ruszyliśmy w stronę domu Madeline oraz Amber, gdzie mieli być jeszcze Stiles, Michael i Logan. Nikt z nas nie zamierzał być tego wieczoru kierowcą, dlatego też zamówienie taksówki było nieuniknione. 

____________
 * Tu akcja rozgrywa się w roku 2009, ponieważ tak najlepiej mi się to wpasowało, dlatego nie patrzcie na to kiedy Gerard przeszedł do Manchesteru United, ponieważ tutaj te daty się ze sobą nie pokrywają. U mnie do Realu Saragossa na wypożyczenie przejdzie rok później czyli w 2010, do Man wróci w roku 2011 a do Barcelony w 2012 :) Aaaa i Geri ma tu 20 lat, tak samo jak Madeline, reszta jak wiecie ma po 21 a główna bohaterka ma świeżo ukończoną osiemnastkę.

sobota, 2 lipca 2016

003 He was a man of which everyone was afraid.

Siedziałam za ladą nasłuchując ciszy panującej w pomieszczeniu. Nikt nie zagościł do apteki od co najmniej pół godziny, co wydawało mi się samo w sobie dziwne. Ruch był tu zwykle niesamowity. Być może było to za sprawą lokalizacji tegoż budynku, ponieważ był on prawie że w centrum Manchesteru. Odbywałam właśnie swój staż i czekałam aż pani Bernabeu wróci ze sklepu, w którym miała nabyć dość pokaźny, jak to mnie poinformowała, zapas wody. Dzisiejszego dnia było wyjątkowo parnie. Zaskoczyło mnie to niebywale, przez co musiałam wytrzymać jeszcze dwie godziny w obcisłych dżinsach, które jak na złość dobrze trzymały ciepło. Rozglądając się po pomieszczeniu cicho stukałam paznokciami prawej ręki o ladę, lewą zaś się o nią opierając. Nie schodząc z krzesła odjechałam nim trochę w lewą stronę, ponieważ zauważyłam niezbyt pokaźnych rozmiarów wiatraczek stojący w rogu, na małym kartonie po lekarstwach na ból głowy. Wcisnęłam malutki, zielony guziczek, a chwilę później będąc znów w tym samym miejscu, rozkoszowałam się lekkim powiewem drobnego sprzętu, ponawiając wcześniejszą czynność. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam nucić melodię, którą usłyszałam rano w radiu, które miał w zwyczaju puszczać Isaac zawsze przed śniadaniem. Podniosłam się energicznie, kiedy dzwoneczek zawieszony nad drzwiami został poruszony, wywołując charakterystyczny dla niego brzęk, oznaczający, że właśnie ktoś postanowił odwiedzić aptekę. Do środka wszedł dość wysoki mężczyzna o szczupłej sylwetce, po czym zaczął rozglądać się dookoła, jakby szukał kogoś wzrokiem. Na pewno nie jakichś lekarstw, byłam wręcz pewna, że szukał jakiejś osoby.
- W czym mogę pomóc? - zapytałam kiedy chciał kierować się w stronę zaplecza. Wyraźnie wzdrygnął się na mój głos. Widocznie mnie nie zauważył.
Odwrócił się w moją stronę, a kiedy zaczęłam dostrzegać powoli jego rysy twarzy, wspomnienia czterech dni wstecz powróciły, a tajemnicza postać, która tak mną zaintrygowała znów pojawiła się przed moimi oczami. Nawet nie potrzebowałam wyobraźni, ponieważ to on stał tu przede mną. Gerard. Ten, który tak strasznie wydawał się być zainteresowany moją osobą, a ja tak wyraźnie dałam jemu jak i wszystkim do zrozumienia, że nie lubię opowiadać o sobie. Tego też tamtego dnia nie zrobiłam. Wymigałam się pod pretekstem zmęczenia wywołanego podróżą samolotem. Czego chciał tu ten Gerard, który przez cały tamten wieczór odezwał się raptem pięć razy, z czego te dwa były skierowane do mnie? Wydawał się być okazem zdrowia, który nie potrzebuje lekarstw, a fakt, że naprawdę byłam pewna, iż szuka jakiejś osoby nasilał moją niemałą ciekawość. Przyglądał się mi przez krótką chwilę, najwyraźniej mnie rozpoznał, ponieważ jego usta przybrały lekki uśmieszek, zastępując poprzedni kamienny wyraz twarzy, który zdawało mi się, że gościł u niego często. Poprawił swoje długie, żyjące swoim własnym życiem, blond włosy, po czym podszedł bliżej, ciągle patrząc na mnie swoimi dużymi oczami, zawierającymi pustkę. Czy ktoś je zaczarował, że były takie wręcz zawsze? Co z tego, że na ustach widoczny mienił się lekki uśmiech, skoro oczy go nie wyrażały?
- Ty raczej w niczym. - odpowiedział zmieniając punkt obserwacyjny. Patrzył się na drzwi wejściowe do zaplecza, do którego jeszcze chwilę temu zmierzał. - Chociaż. Gdzie Melissa?
- Pani Bernabeu? - kiwnął głową. - Na chwilę obecną jej nie ma.
Starałam się brzmieć poważnie, jednak jego towarzystwo przeszkadzało mi w tym. Kiedy był blisko, emanowało od niego chłodem i obojętnością. Jeśli była to maska, był naprawdę dobrym aktorem. Co tu dużo mówić. Bałam się przebywać sama w jego obecności, a gdy się odzywał mnie od wewnątrz, nie widzieć czemu, coś paraliżowało.
- Powiedz jej, że tu byłem. - rzucił obojętnie i chwilę później zniknął za drzwiami.
W pomieszczeniu znów zapanowała cisza, jedynie gdzieś w tle starał się przebić ją cichutki brzęk wiatraczka, który wciąż pracował. Usiadłam ponownie na krześle, kiedy o moje uszy obił się głośny huk dobiegający z zewnątrz. Podskoczyłam lekko. Burza. Przez okno przebił się błysk, a chwilę później znów ten sam przeraźliwy odgłos, jakby wybuch. Teraz czekanie na kobietę stało się porównywalne do wieczności. Po pewnym czasie mój słuch wyłapał krople deszczu spadające na drogę. W jednej chwili powietrze w pomieszczeniu wypełniło się świeżością, a ja odetchnęłam z ulgą. Podbiegłam szybko do okna, by je zamknąć, ponieważ wiatr zaczął wiać co raz to intensywniej, sprawiając, że karteczki leżące na ladzie rozproszyły się po niemalże całym pomieszczeniu. Pozbierałam je i wróciłam z powrotem na swoje miejsce i patrząc na godzinę westchnęłam.
- Jestem! - drzwi otworzyły się z niebywałą intensywnością, a w nich pojawiła się cała przemoczona pani Melissa. - Jak widać niepotrzebnie szłam po wodę, skoro ona przyszła do nas. - weszła do środka i wykręciła dół koszulki, by pozbyć się w choć małym stopniu nadmiaru wody.
- Czemu pani tak długo nie było? - wstałam i podeszłam do niej, zabierając od niej siatki, z pewnością zawierające butelki wody.
- Kupiłam to wszystko jakieś pół godziny temu, ale kiedy stałam w kolejce poznałam takie ciacho! - zaśmiała się. Tak, była ona kobietą dość specyficzną. Czasem zachowywała się jak 19 letnia nastolatka, uwięziona w ciele 39 latki. Miało to swoje plusy i minusy, ta sytuacja zaliczała się oczywiście do tej drugiej grupy. - I mieliśmy iść do jakiejś kawiarni, ale zaczęło padać, więc jestem tu.
- A on teraz jest..?
- Szczerze? Nie wiem. - wybuchłam śmiechem.
- Niech pani pójdzie się przebrać do zaplecza. - mówiłam jeszcze trochę się śmiejąc. - A, był tu Gerard, szukał pani. Miałam przekazać.
Popatrzyła na mnie zdziwiona, jakbym powiedziała coś wręcz niedorzecznego.
- Geri? Ten Geri? Mój siostrzeniec, który mimo, że mieszka w tym samym mieście odwiedził mnie z jakieś dwa razy? - pokiwałam głową. Od początku wydawał mi się być człowiekiem lekko odsuniętym od społeczeństwa, który odzywa się tylko wtedy, kiedy już na prawdę musi, ale żeby nie odwiedzać własnej ciotki? Jego osoba zaczynała interesować mnie co raz bardziej, jednak wiedziałam, że powinnam trzymać się od niego jak najdalej. Isaac ciągle mi to powtarzał. Był typem tego człowieka, którego każdy powinien się bać. Już samo zdrobnienie jego imienia wydawało się absurdalne i brzmiało dość dziwnie. Przecież cały czas chodziło o tego samego, tajemniczego i chłodnego Gerarda.
__________
Zapraszam was tutaj http://wystarczadwamiesiace.blogspot.com ponieważ niedługo może pojawić się tam prolog :)