sobota, 2 lipca 2016

003 He was a man of which everyone was afraid.

Siedziałam za ladą nasłuchując ciszy panującej w pomieszczeniu. Nikt nie zagościł do apteki od co najmniej pół godziny, co wydawało mi się samo w sobie dziwne. Ruch był tu zwykle niesamowity. Być może było to za sprawą lokalizacji tegoż budynku, ponieważ był on prawie że w centrum Manchesteru. Odbywałam właśnie swój staż i czekałam aż pani Bernabeu wróci ze sklepu, w którym miała nabyć dość pokaźny, jak to mnie poinformowała, zapas wody. Dzisiejszego dnia było wyjątkowo parnie. Zaskoczyło mnie to niebywale, przez co musiałam wytrzymać jeszcze dwie godziny w obcisłych dżinsach, które jak na złość dobrze trzymały ciepło. Rozglądając się po pomieszczeniu cicho stukałam paznokciami prawej ręki o ladę, lewą zaś się o nią opierając. Nie schodząc z krzesła odjechałam nim trochę w lewą stronę, ponieważ zauważyłam niezbyt pokaźnych rozmiarów wiatraczek stojący w rogu, na małym kartonie po lekarstwach na ból głowy. Wcisnęłam malutki, zielony guziczek, a chwilę później będąc znów w tym samym miejscu, rozkoszowałam się lekkim powiewem drobnego sprzętu, ponawiając wcześniejszą czynność. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam nucić melodię, którą usłyszałam rano w radiu, które miał w zwyczaju puszczać Isaac zawsze przed śniadaniem. Podniosłam się energicznie, kiedy dzwoneczek zawieszony nad drzwiami został poruszony, wywołując charakterystyczny dla niego brzęk, oznaczający, że właśnie ktoś postanowił odwiedzić aptekę. Do środka wszedł dość wysoki mężczyzna o szczupłej sylwetce, po czym zaczął rozglądać się dookoła, jakby szukał kogoś wzrokiem. Na pewno nie jakichś lekarstw, byłam wręcz pewna, że szukał jakiejś osoby.
- W czym mogę pomóc? - zapytałam kiedy chciał kierować się w stronę zaplecza. Wyraźnie wzdrygnął się na mój głos. Widocznie mnie nie zauważył.
Odwrócił się w moją stronę, a kiedy zaczęłam dostrzegać powoli jego rysy twarzy, wspomnienia czterech dni wstecz powróciły, a tajemnicza postać, która tak mną zaintrygowała znów pojawiła się przed moimi oczami. Nawet nie potrzebowałam wyobraźni, ponieważ to on stał tu przede mną. Gerard. Ten, który tak strasznie wydawał się być zainteresowany moją osobą, a ja tak wyraźnie dałam jemu jak i wszystkim do zrozumienia, że nie lubię opowiadać o sobie. Tego też tamtego dnia nie zrobiłam. Wymigałam się pod pretekstem zmęczenia wywołanego podróżą samolotem. Czego chciał tu ten Gerard, który przez cały tamten wieczór odezwał się raptem pięć razy, z czego te dwa były skierowane do mnie? Wydawał się być okazem zdrowia, który nie potrzebuje lekarstw, a fakt, że naprawdę byłam pewna, iż szuka jakiejś osoby nasilał moją niemałą ciekawość. Przyglądał się mi przez krótką chwilę, najwyraźniej mnie rozpoznał, ponieważ jego usta przybrały lekki uśmieszek, zastępując poprzedni kamienny wyraz twarzy, który zdawało mi się, że gościł u niego często. Poprawił swoje długie, żyjące swoim własnym życiem, blond włosy, po czym podszedł bliżej, ciągle patrząc na mnie swoimi dużymi oczami, zawierającymi pustkę. Czy ktoś je zaczarował, że były takie wręcz zawsze? Co z tego, że na ustach widoczny mienił się lekki uśmiech, skoro oczy go nie wyrażały?
- Ty raczej w niczym. - odpowiedział zmieniając punkt obserwacyjny. Patrzył się na drzwi wejściowe do zaplecza, do którego jeszcze chwilę temu zmierzał. - Chociaż. Gdzie Melissa?
- Pani Bernabeu? - kiwnął głową. - Na chwilę obecną jej nie ma.
Starałam się brzmieć poważnie, jednak jego towarzystwo przeszkadzało mi w tym. Kiedy był blisko, emanowało od niego chłodem i obojętnością. Jeśli była to maska, był naprawdę dobrym aktorem. Co tu dużo mówić. Bałam się przebywać sama w jego obecności, a gdy się odzywał mnie od wewnątrz, nie widzieć czemu, coś paraliżowało.
- Powiedz jej, że tu byłem. - rzucił obojętnie i chwilę później zniknął za drzwiami.
W pomieszczeniu znów zapanowała cisza, jedynie gdzieś w tle starał się przebić ją cichutki brzęk wiatraczka, który wciąż pracował. Usiadłam ponownie na krześle, kiedy o moje uszy obił się głośny huk dobiegający z zewnątrz. Podskoczyłam lekko. Burza. Przez okno przebił się błysk, a chwilę później znów ten sam przeraźliwy odgłos, jakby wybuch. Teraz czekanie na kobietę stało się porównywalne do wieczności. Po pewnym czasie mój słuch wyłapał krople deszczu spadające na drogę. W jednej chwili powietrze w pomieszczeniu wypełniło się świeżością, a ja odetchnęłam z ulgą. Podbiegłam szybko do okna, by je zamknąć, ponieważ wiatr zaczął wiać co raz to intensywniej, sprawiając, że karteczki leżące na ladzie rozproszyły się po niemalże całym pomieszczeniu. Pozbierałam je i wróciłam z powrotem na swoje miejsce i patrząc na godzinę westchnęłam.
- Jestem! - drzwi otworzyły się z niebywałą intensywnością, a w nich pojawiła się cała przemoczona pani Melissa. - Jak widać niepotrzebnie szłam po wodę, skoro ona przyszła do nas. - weszła do środka i wykręciła dół koszulki, by pozbyć się w choć małym stopniu nadmiaru wody.
- Czemu pani tak długo nie było? - wstałam i podeszłam do niej, zabierając od niej siatki, z pewnością zawierające butelki wody.
- Kupiłam to wszystko jakieś pół godziny temu, ale kiedy stałam w kolejce poznałam takie ciacho! - zaśmiała się. Tak, była ona kobietą dość specyficzną. Czasem zachowywała się jak 19 letnia nastolatka, uwięziona w ciele 39 latki. Miało to swoje plusy i minusy, ta sytuacja zaliczała się oczywiście do tej drugiej grupy. - I mieliśmy iść do jakiejś kawiarni, ale zaczęło padać, więc jestem tu.
- A on teraz jest..?
- Szczerze? Nie wiem. - wybuchłam śmiechem.
- Niech pani pójdzie się przebrać do zaplecza. - mówiłam jeszcze trochę się śmiejąc. - A, był tu Gerard, szukał pani. Miałam przekazać.
Popatrzyła na mnie zdziwiona, jakbym powiedziała coś wręcz niedorzecznego.
- Geri? Ten Geri? Mój siostrzeniec, który mimo, że mieszka w tym samym mieście odwiedził mnie z jakieś dwa razy? - pokiwałam głową. Od początku wydawał mi się być człowiekiem lekko odsuniętym od społeczeństwa, który odzywa się tylko wtedy, kiedy już na prawdę musi, ale żeby nie odwiedzać własnej ciotki? Jego osoba zaczynała interesować mnie co raz bardziej, jednak wiedziałam, że powinnam trzymać się od niego jak najdalej. Isaac ciągle mi to powtarzał. Był typem tego człowieka, którego każdy powinien się bać. Już samo zdrobnienie jego imienia wydawało się absurdalne i brzmiało dość dziwnie. Przecież cały czas chodziło o tego samego, tajemniczego i chłodnego Gerarda.
__________
Zapraszam was tutaj http://wystarczadwamiesiace.blogspot.com ponieważ niedługo może pojawić się tam prolog :) 

8 komentarzy:

  1. Coraz bardziej mnie to ciekawi ,czekam na szybki next :)


    NY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Next pojawić się może za ok tydzień albo mniej, tak jak ten :)

      Usuń
  2. Intrygujesz, kochana! :D A mnie się to baaaaardzo podoba. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja jestem baaardzo szczęśliwa, ze Ci się podoba <3

      Usuń
  3. Hmm.. Geri tajemniczy i chłodny.. kurczę nie pasuje to do niego, ale akceptuję rolę jaką mu dałaś ;D
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż wiem, że nie pasuje. O Gerim tutaj dowiecie się na prawdę sporo, może wtedy coś się w nim znieni?

      Usuń
  4. Cudowny jak zwykle, zaskoczyłaś mnie, bo nigdy nie pomyślałabym że taki może być Geri, właśnie to mi się w tobie podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzebabyło coś zmienić, ponieważ zwykle, gdy pojawia się u mnie Gerard jest typem takiego ekstrawertyka, czasem jest glupiutki i zabawny. Musiałam trochę go zmienić, bo taki Geri pojawi się też nawet w moim nowym opowiadaniu wystarczadwamiesiace.blogspot.com

      Usuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡