Poszłam powolnie wyrzucić pusty kubełek po popcornie, by mieć więcej czasu na wymyślenie odpowiedzi. Niedużo mi to jednak dało, więc została mi tylko jedna opcja.
Z grymasem na ustach powróciłam do chłopaka i kiedy tylko odwrócił na mnie swój piękny wzrok, na moją twarz wskoczyło nienaturalne podekscytowanie.
- Cóż, Gwiezdne Wojny nie są najgorsze. - uśmiechnęłam się krzywo, bo tak naprawdę nawet nie widziałam pierwszej części, a ta nie bardzo przypadła mi do gustu.
- Są najlepsze! Chodź, musimy zdążyć do restauracji, bo mamy rezerwację na 21:00. - złapał mnie za rękę i pokierowaliśmy się w stronę drzwi wyjściowych.
Logan miał momentami coś z dziecka, ale nie przeszkadzało mi to na tyle, by zrezygnować z relacji z nim. Wręcz odwrotnie, bo spodziewalam się, że przy nim nie będę tak bardzo odczuwała tego, że niestety jestem już dorosła. Oczywiście, takie momenty miał tylko chwilowo i rzadko, ale fajnie było widzieć go zadowolenego, niczym pięcioletnie dziecko po dostaniu zabawki. Jakkolwiek to brzmi.
Po wejściu do auta chłopaka złapałam za regulator głośności i ustawiłam na piętnaście, kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki bardzo spokojnej i klimatycznej piosenki.
Nie jechaliśmy długo, ponieważ melodia nie zdążyła się jeszcze skończyć, a my byliśmy już pod docelowym budynkiem.
Po wyjściu z pojazdu omiotłam wzrokiem teren przede mną i uśmiechnęłam się zadowolona, ponieważ jak pierwsza część randki okazała się być klapą, tak jej dalsza kontynuacja zapowiadała się naprawdę dobrze.
Logan upewnił się, że auto zostało prawidłowo zamknięte i stając obok mnie, poinformował, że musimy się ruszyć. Kiwnęłam, więc głową i uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy delikatna dłoń chłopaka wślizgnęła się do mojej, łącząc nasze palce w splocie. Popatrzyłam się do góry i poszerzyłam wcześniejszy uśmiech, by Logan widział, że jego gest wiele dla mnie znaczył. Wprawdzie dłonie Gerarda były większe i moja ręka w jego uścisku czuła się zdecydowanie pewniej, ale to nie było to, o czym powinnam właśnie myśleć. Skarciłam się i mentalnie uderzyłam w twarz. Stwierdziłam, że przez takie sytuacje w końcu zwariuję i nie będzie dla mnie już ratunku.
To był wieczór tylko mój oraz Logana i nawet słowa Gerarda sprzed ostatniej nocy nie powinny nam przeszkadzać. Mimo wszytsko, właśnie to robiły. A nawet jeśli nie przeszkadzały nam obydwóm, to z pewnością robiły to mnie.
„[...] sprawiasz, że jestem lepszym człowiekiem”
„[...] sprawiasz, że jestem lepszym człowiekiem”
„[...] sprawiasz, że jestem lepszym człowiekiem”
„[...] bo potrzebowałem mieć cię blisko”
- Stop. - jęknęłam bezsilnie i poczułam, jak Logan zostaje w tyle, a ja wciąż idąc do przodu ciągnę
go bezskutecznie w moją stronę.
- Dlaczego? - spytał, kiedy się obróciłam.
- Jejku, przepraszam. Myślę na głos. - złapałam się za skronie, w momencie, gdy zrozumiałam, że ja chyba naprawdę zaczynam wariować.
- Więc... czemu w swoich myślach prosisz, żebym się zatrzymał? - spytał z lekkim niezrozumieniem.
- Co? Nie, nie chodziło mi o ciebie. Po prostu... - ponownie złapałam go za dłoń i złączyłam nasze palce razem. - Zapomnijmy o tym i chodźmy, dobrze? - spytałam patrząc mu w oczy, a kiedy zobaczyłam, że z małą dozą nieufności przytakuje, szczerze się uśmiechnęłam i pociagnęłam go w stronę wejścia.
- Nazwisko, poproszę. - odezwał się kelner, kiedy Logan poinformował go o rezerwacji.
- Harvey.
Wysoki, ubrany w garnitur mężczyzna, począł szukać nazwiska w swoim zeszyciku, jednak po czasie skrzywił usta w niezrozumiały dla mnie sposób i podniósł na nas swój wzrok.
- Niestety nie ma go na liście.
- Niemożliwe. Dzwoniłem dzisiaj, by się upewnić i wszystko było w jak najlepszym porządku. - upierał się, więc delikatnie ścisnęłam jego dłoń, by mógł się uspokoić.
- Tak, ale z tego co pamiętam dokładnie pół godziny później dostaliśmy telefon z prośbą o anulowanie.
- To nie ja dzwoniłem. - powiedział zdezorientowany.
- Przykro mi, ale naprawdę nic już się z tym nie da zrobić. Na państwa miejsce kilka minut temu weszło inne nazwisko.
- Ale...
- Odpuść. - zwróciłam się do Logana, patrząc mu w oczy. - Dziękujemy i przepraszamy za kłopot. - tym razem odezwałam się w stronę kelnera, który kiwnął przyjaźnie głową po czym zajął się parą, która właśnie weszła do restauracji.
Pociagnęłam go za rękę i chwilę później znów znajdowaliśmy się na zewnątrz. Było dosyć zimno, dlatego owinęłam się rękami wokół własnego tułowia.
- Jak to jest możliwe? - warknął zdenerwowany i mówiąc szczerze, sama nie wiedziałam jak mogło dojść do takiej pomyłki.
Wzruszyłam, więc tylko ramionami i naciągnęłam rękawy kurtki.
- Jestem już trochę zmęczona, prawdę mówiąc. - powiedziałam zgodnie z prawdą i akurat na dowód ziewnęłam.
- Jest mi naprawdę głupio. - podrapał się po głowie zmieszany. - To nie tak miało wyglądać. Wiem, że film też ci się nie podobał i zdaję sobie sprawę z tego, że był beznadziejny na randkę, ale nic innego nie grali, a chciałem... - urwał - Zobaczyć cię jak najszybciej.
- Rozumiem. - powiedziałam, uśmiechając się na jego ostatnie słowa. - Pocieszę cię, że to nie była moja najgorsza randka. Trochę brakło ci do takiego jednego z mojego miasta, który zaprosił mnie w piątej klasie.
- Boję się zapytać co zrobił, bo nie potrafię wyobrazić sobie gorszej randki. - przyznał śmiejąc się, a ja mu zawtórowałam.
- Wziął mnie do zoologicznego pooglądać ptaki, ale chyba nie wiedział, że ma uczulenie. W rezultacie napuchł jak bańka, zrobił się cały czerwony, a na końcu zwymiotował na moje trampki. Od tamtego momentu unikałam go jak ognia.
- Mam nadzieję, że mnie nie będziesz. - zaśmiał się.
- Hmm, przemyślę to. - udawałam, że intensywnie się nad tym zastanawiam.
- Zależy mi na tobie, kochanie. - uśmiechnął się szczerze, a ja niepewnie odwzajemniłam ten gest. - Naprawdę. Nie jesteś taka jak inne i nie chcę żebyś była tylko moją przyjaciółką.
- Logan, ja...
- Wiem. - przerwał mi. - Nie musisz odpowiadać od razu. Poczekam.
Co tak właściwie się stało i dlaczego w pierwszej kolejności pomyślałam o tym, co powie na to Gerard?
Ja naprawdę zwariowałam...
***
Następnego dnia umówiłam się na babskie pogaduchy razem z Cassie i Jessie, co od jakiegoś czasu było naprawdę trudne do zrealizowania, ponieważ obydwie mały chłopaków. Znaczy, Cassie i Sean wprawdzie nie byli oficjalnie w związku, ale nawet ona pokładała wszelkie nadzieje w tym, że w końcu poprosi ją o bycie razem.
Ja jak narazie starałam się nie myśleć o propozycji Logana. Bardzo go lubiłam i zbliżyłam się do niego, ale nie byłam pewna czy na tyle, by stworzyć z tego zdrowy i dobry związek. Potrzeba przecież do niego uczuć, a czy ja go jakimikolwiek darzyłam?
Był też przeklęty Gerard, który od pewnego czasu cholernie lubił przebywać w moich myślach. Dokładnie od nocy, kiedy po pijaku wyznał mi coś, czego prawdopodobnie na trzeźwo nigdy by nie wypowiedział. Możliwe, że nawet nie przeszłoby mu to przez gardło. Fak, faktem nasza relacja uległa znacznej poprawie, ale to wciąż nie było to. Ważne, że normlanie rozmawialiśmy.
Był dziwny, ponieważ jeszcze na ostatniej imprezie zachowywał się niemiło do mnie i Logana, a dzisiaj rano było wręcz odwrotnie. Przyszło mi po prostu przyzwyczaić się do tego, że nasze relacje uzależnione byly wyłącznie od jego kaprysu i humoru.
Przeszłam przez ruchome drzwi galerii i udałam się w miejsce wyznaczone na nasze spotkanie, czyli do kawiarnii. Już z daleka rzuciła mi się w oczy czerwona fryzura Cassandry i kruczoczarne, rozpuszczone włosy Jessie.
- Hejka. - przywitałam się i ściągając kurtkę oraz szalik, usiadłam na jednym z wolnych krzesełek.
- Nie za ciepło ci? - spytała śmiejąca się Cassie, widząc, jak grubo się dzisiaj ubrałam.
- Bardzo, ale nie chce być chora. Robi się coraz zimniej, a ja nie zamierzam przeleżeć dwóch tygodnii w łóżku.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się i upiła trochę swojej Latte.
- A mi zamówiłyście? - spytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi. W zamain zobaczyłam jak obydwie zaczęły wpatrywać się w swoje paznokcie, które jakimś nagłym sposobem stały się ciekawe.
- Dzięki, można na was liczyć.
- To ty miałaś zamówić! - niska, czerwonowłosa Cassanada skarciła koleżankę obok.
- Ja? - wskazała na siebie i chciała kontynuować, ale chyba coś sobie przypomniała. - A no, faktycznie. Ja.
Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową i poprosiłam kelnera o podejście, następnie zamówiłam kawę i rozpoczęła się nasza długa pogawędka o niczym. Dokładnie taka sama, jak w dzień naszego pierwszego spotkania. Z tą różnicą, że teraz byłyśmy trzeźwe.
__________
Hmmm, wy mówicie Loganowi: nie, nie, nie, a ja mu mówię: tak, tak, tak ;D a co powie Maritza? No cóż, randka nie była najlepsza, ale bywały gorsze xd Dziwna dość sytuacja, ale czy restauracja z tak dobrą renomą pozwoliłaby sobie na aż takie nieporozumienie?
Rozdział dość chaotyczny oraz niedopracowany i zdaję sobie z tego sprawę, ale choróbsko mnie dopadło 😒 wiec mam nadzieje, ze mi to wybaczycie
Jak będzie ładna aktywność (bo wiem, ze jest tu więcej osób!), to jutro kolejny rozdział 😋
Do następnego!
Po pierwsze - zdrowia, kochana! ;*
OdpowiedzUsuńPo drugie - dlaczego po sytuacji w restauracji od razu pomyślałam o tym, że Piqué maczał w tym palce? XD
Po trzecie - nie mogę się doczekać kontynuacji i obecnością naszego uroczego piłkarza.
Po czwarte - czytając Twoją notkę mam ochotę napisać Ci tutaj z 50 komentarzy, żeby tylko jutro móc przeczytać kontynuację!! Ale mam nadzieję, że moja ładna prośba też coś da. <3
Dziękuję ci bardzo! Jeszcze się jesień dobrze nie zaczęła, a ja już chora w łóżku ;D
UsuńHmmm, Pique? Kto wie, a moze to ktoś inny? lub po prostu naprawdę doszło do niefortunnej pomyłki xd
Zapewniam cię, ze następny rozdział jest w pełni poświęcony Pique i jestem wręcz pewna, że ci się spodoba ;D
Wydaje mi się, że twoja ładna prośba da dużo, haha <3
Ja tez pomyslalam, ze Pique maczal palcebw rujnowanie tej randki. Zdrowka!
OdpowiedzUsuńZobaczymy, zobaczymy ;D a może on nawet o niej nie wiedział, hmmm? Dziękuje <3
Usuń