czwartek, 28 września 2017

023 The festivals are cool.

*Upewnij się, że przeczytał*ś dwa poprzednie rozdziały, ponieważ
 dodaję je w krótkim odstępie czasowym*

Oczywiście tak, jak się spodziewałam - tydzień później, kiedy ja już zdążyłam wyzdrowieć, Gerard wylądował w łóżku z czterdziestostopniową gorączką. Z racji tego, że codziennie po treningu przychodził do mnie, by mi potowarzyszyć, teraz to ja starałam się odwiedzać go po pracy.
Był wtorek i tego dnia pani Melisaa już rano zakomunikowała, że będzie ze mną w aptece przez całą zmianę, co nie zdarzało się za często. Kobieta zwykle zajmowała się sprawą papierkową lub gdzieś jeździła. Na ten dzień też trochę jej miała, ale stwierdziła, że po chorobie nie wolno mi się za bardzo przemęczać. Dlatego ja stałam przy kasie i obsługiwałam klientów, a ona rozkładała brakujący  towar na półki. Nie zmieniła co do tego zdania, nawet po moich zapewnieniach, że czuję się już bardzo dobrze. Gerard zdecydowanie miał to po niej. Podczas mojej choroby, kiedy byłam w jego obecności dosłownie nie mogłam zgiąć się po kartkę, która upadła, ponieważ „mogło zakręcić mi się w głowie”. Litości, byłam traktowana jak kobieta w ciąży, chociaż myślę, że nawet gorzej. 
- Skończyłam. - usłyszałam panią Melisse, a po obróceniu się ujrzałam jej dumną z siebie minę. 
- Szybko. - powiedziałam z uznaniem.
Na jej usta wkradł się szczery uśmiech. 
- Dobra, dziecino. Zmywaj się. - pogoniła mnie ruchem ręki w stronę zaplecza. - No, co tak stoisz? 
- Em, mam jeszcze godzinę pracy. - przypomniałam jej po spojrzeniu na zegar ścienny. 
- Boże kochany, co się stało z tą młodzieżą. - pokiwała głową niedowierzając, a ja spojrzałam na nią niezrozumiale. - Puszczasz ją szybciej z pracy, a ta ci jeszcze marudzi. 
- Naprawdę puści mnie pani godzinę wcześniej? - spytałam, a Melissa wręcz rzuciła we mnie swoim karcącym spojrzeniem. Szybko zrozumiałam o co jej chodzi, więc się poprawiłam. - W sensie, puścisz mnie godzinę wcześniej? 
- Czy nie właśnie to przed chwilą powiedziałam? - zaśmiała się, a ja pokiwałam głową przyznając jej racje. - Więc do zaplecza i sio. Myślisz, że nie zauważyłam jak ci się gdzieś codziennie spieszy? Mam nadzieję, że kiedyś dowiem się któż to taki skradł ci to słodziutkie serce. 
- Oh, nie. Nie chodzę do mojego chłopaka, odwiedzam kolegę, bo jest chory. - postanowiłam nie wchodzić w szczegóły, jakim było na przykład imię „kolegi”. 
- O ty diablico, a więc masz chłopaka! - udała obrażoną. 
Kilka dni temu przemyślałam propozycję Logana i stwierdziłam, że tak naprawdę nie mam niczego do stracenia. Nasi przyjaciele bardzo ucieszyli się na tą wieść, więc w sumie lepiej być nie mogło. Oficjalnie Lotitza weszła w życie, jak powiedział to Michael. Jednak, wbrew moim pozorom, miałam wrażenie jakby cieszył się z tej nowiny najmniej ze wszystkich. Oczywiście pomijając Gerarda. Było wiadomo, że on nie będzie go popierał ze względu na nienawiść w stronę Logana. Zdążyłam się jednak już do tego przyzwyczaić. W innym wypadku pewnie dawno bym zwariowała. 
- To dość świeże. Jesteśmy razem dopiero tydzień. - usprawiedliwiłam się. 
- No, masz szczęście. Kto to taki? - wypytywała. 
- Logan Harvey. 
- O Matulo! - pisnęła uradowana. - Mój mały Logan! Pozdrów go, jeśli się dzisiaj spotkacie. 
- Na pewno to zrobię. - uśmiechnęłam się życzliwie. 
- To teraz zmykaj. - szturchnęła mnie w bok, więc pognałam w stronę zaplecza, przebrałam się i pożegnałam z kobietą wychodząc w tym samym czasie z budynku. 
Kierując się w stronę przystanku autobusowego, zaczęłam żałować, że nie zdałam na prawo jazdy. Miałam wrażenie, że z sekundy na sekundę było coraz zimniej. Na miejscu nikogo nie było, dlatego mogłam usiąść w spokoju i poczekać na tak bardzo znienawidzony przeze mnie autobus.  

                                      ***

- Przyniosłaś papu! - w drzwiach entuzjastycznie przywitana zostałam przez Bena, który wciąż jeszcze pomieszkiwał u Gerarda. 
Jak się niedawno dowiedziałam w jego domu doszło do jakiegoś zwarcia, przez co dopóki wszystko nie zostanie naprawione, budynek nie będzie zdatny do mieszkania. 
- E, e, e. - pokiwałam mu palcem wskazującym przed twarzą. - To dla Gerarda. Plus, tobie też dzień dobry. - wypomniałam mu brak powitania z jego strony. 
- Czepiasz się. - rzucił i wskazał żebym poszła do salonu, podczas kiedy on zamykał drzwi. 
Weszłam w głąb i ujrzałam to samo co nieprzerwanie od tygodnia, czyli umierającego Gerarda. 
Wprawdzie wyglądał lepiej niż ostatnio, ale wciąż dało się zauważyć, że męczy go katar i kaszel. 
Widząc, że już jestem na usta przykleił się mu typowy, pewny siebie uśmieszek, a sekundę potem przywitał się ze mną i podniósł z kanapy, by zrobić mi obok miejsce. Usiadłam więc i wyciągnęłam po kolei wszystko co dzień wcześniej dla niego kupiłam. 
- Jesteś niesamowita. - zatarł ręce i złapał za czekoladowy batonik, a następnie kichnął. 
- Ferguson mnie ukatrupi, kiedy się dowie. - przyznałam i zaczęłam się śmiać. 
- Hmm, ciekawe kto mu powie. - w pokoju pojawił się Ben. 
- Nie zrobisz tego. - odezwał się Gerard próbując nie stracić kontroli i się nie zaśmiać. 
- Jeśli dostanę coś z tej magicznej siateczki, to racja, nie zrobię.  
- Co za dzieci. - prychnęłam i rzuciłam chłopakowi paczkę żelków. 
- Ej! - oburzył się Gerard. 
- Nie zapominaj, kto za to płacił, mój drogi. - to wystarczająco uciszyło chłopaka, dlatego tradycyjnie, tak jak codziennie, kiedy do nich przychodziłam włączyłam telewizor i nakazałam Fosterowi szukać jakiegoś filmu. 
- A tak w ogóle, to nie miałaś być o piętnastej? - odezwał się, podczas poszukiwań. 
- Miałam, ale ciocia Gerarda pościła mnie trochę wcześniej. 
- Oh, cóż za dobroczynna kobieta. - wtrącił Pique z pogardą, a ja przewróciłam oczami. - Swoją drogą, to nie jest moja ciocia.
- Kompletnie nie wiem co ona ci takiego zrobiła. - nadąsałam się. - I tak, Gerard, to jest twoja ciocia czy tego chcesz, czy tez nie
- Co potem robisz? - spytał po chwili, by zgrabnie ominąć temat, zabierając się teraz za maślane ciasteczka. 
- Spotykamy się całą paczką i idziemy na ten festiwal jesienny. - odpowiedziałam wpisując w tym samym czasie tytuł produkcji, który podał mi chwilę temu Ben. 
- Słyszałem o nim! - rzucił kolega z drużyny Gerarda. - Mogę się z wami zabrać? 
- Jasne, nie ma problemu. - uśmiechnęłam się przyjaźnie i włączyłam film. 
- Ej, to ja też chce! Festiwale są spoko. - zwrócił się do mnie Gerard. 
- Nie, ty nigdzie nie idziesz. Jesteś chory, a na dworze jest zimno. - czułam się jak jego matka, interesująco. 
- Już mi lepiej i dobrze o tym wiesz. Kaszel, to nie choroba. 
- Oczywiście, że to choroba. 
- I tak pójdę. - wzruszył ramionami, a ja się nie odezwałam, bo znałam jego charakter i wiedziałam, że postawi na swoim. 
- Jeny, kłócicie się jak stare, dobre małżeństwo. - skwitował Ben. 
Razem z Gerardem spojrzeliśmy na siebie, ale po kilku sekundach odwróciliśmy wzrok z powrotem w stronę telewizora, nie komentując słów chłopaka. 
Niestety film, który wybrał bramkarz, był kompletnie beznadziejny i zamiast oglądać, to przez niecałe dwie godziny rozmawialiśmy o różnych głupotach. 
Kiedy się skończył, poinformowałam chłopaków, że jeśli nie chcemy się spóźnić, to musimy już iść. Nie musiałam powtarzać, ponieważ obydwaj w dość szybkim tempie się ogarnęli i chwilę potem zmierzaliśmy już do auta obrońcy. 
- Czemu nie masz prawka? - spytał mnie Ben w połowie drogi, a ja wypuściłam zirytowana powietrze. 
- Nie zdałam. - przyznałam, a on zaczął się śmiać. 
- Ty zdałeś za trzecim. - odezwał się Gerard nie spuszczając wzroku z ulicy. 
- Ha! - wystawiłam język w stronę Fostera.
- Czepiacie się. - powtórzył swoje wcześniejsze słowa. Dość często tak mówił. 
W radiu zaczęła lecieć jedna z moich ulubionych piosenek, dlatego dałam głośniej i zaczęłam śpiewać trochę się przy tym wygłupiając. Po czasie przyłączył się też do mnie Ben, a Gerard śmiejąc się tylko z naszych nikłych umiejętności wokalnych co jakiś czas spoglądał w lusterku na to, co robimy. 
Podjeżdżając na parking już z daleka dało się zauważyć naszych przyjaciół, dlatego szybko wyszliśmy z pojazdu i pokierowaliśmy się w ich stronę. 
Przywitaliśmy się i przedstawiliśmy Bena, którego jak się okazało, jeszcze nie znali. 
Po wszystkim podeszłam do Logana i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. 
- Hej, piękna. - uśmiechnął się słodko, a ja odwzajemniłam jego gest. - Czemu z nim przyjechałaś? 
- Miał po drodze, więc podjechał do mnie do pracy. - skłamałam gładko i spojrzałam na Gerarda, który cały czas bacznie nas obserwował, mimo że dyskutował o czymś z Amber. 
Logan wciąż wpatrywał się we mnie nieufnie. 
- Jesteśmy przyjaciółmi i musisz to zaakceptować. 
Ten tylko uniósł dłonie w obronnym geście i łapiąc mnie za rękę poprowadził nas w stronę reszty. 
- Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tego, że jesteście razem. - przyznała uśmiechnięta Amber, kiedy przerwaliśmy jej i Pique rozmowę. 
Zaśmiałam się. 
- To co, idziemy? - wtrącił się Gerard, a każdy przytaknął, więc ruszyliśmy w stronę parku, na którym wszystko się dzisiaj odbywało. 
- Tak w ogóle. - odezwał się Stiles. - Czy ty czasem nie mówiłeś ostatnio, jak bardzo nienawidzisz tego typu rzeczy? 
- Nie. 
- Ale...
- Nie. - powtórzył, a Mason odpuścił. 
Mnie powiedział, że festiwale są spoko. 

_______
Zdecydowanie za bardzo was rozpieszczam! Trzeci dzień i trzeci rozdział ;D Obyście się za bardzo nie przyzwyczaili, bo to prawdopodobnie tylko na czas mojej choroby. 
Dziękuje za komentarze i do następnego <3

11 komentarzy:

  1. Rozpieszczasz, ale i wkurzasz Loritzą! ;p A Geri? Czyżby zechciał pojechać chory na festiwal tylko dlatego, żeby mieć oko na swoją "narzeczoną"? :D
    Koooooooooooooochaaaaaaaam!!!!!!!!!!

    PS Jak dla mnie to możesz zaserwować jeszcze kolejny rozdział - nie obrażę się ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no trzeba was trochę podenerwować, bo jakoś za dobrze tu było ;D No, a jak zobaczyłam jak bardzo kochacie Logana, to nie mogłam się powstrzymać ;D

      Usuń
    2. Osz Ty wredna kobieto! ;p

      Usuń
    3. Oj, no muszę was pomęczyć ;D

      Usuń
  2. Bardzo ucieszyłam się na rozdział, ale kiedy doszłam do fragmentu Loganem i tym całym związkiem.. Nie będę mówić co we mnie wstąpiło. :D
    Mam nadzieję, że Mari będzie się tak pięknie opiekowała Gerciem, że jej związek pójdzie w niepamięć. TeamGerard
    Czekam na kolejny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, spodziewałam się takich reakcji ;D no wręcz musiałam, kiedy zobaczyłam jakie emocje wzbudza w was Logan, hahaha :D
      nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje, ale kolejny rozdział jest już napisany i pojawi się jutro <3

      Usuń
    2. Cieszę się z tego powodu! <3

      Usuń
    3. Jutro kolejny?! :o To ja już chcę wstać - raptem odechciało mi się snu, co w moim przypadku jest jakimś cudem! :D

      Usuń
    4. hahaha, to chyba muszę wstawić go rano, żeby był jak najszybciej? ;D

      Usuń
  3. Cztery slowa: Lotitza OUT! Geritza IN!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahahah, zobaczymy zobaczymy. Widzę, ze bardzo lubicie Loritze. Oj, no dajcie im szanse ;D

      Usuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡