*Upewnij się, że przeczytał*ś trzy poprzednie rozdziały, ponieważ
dodaję je w krótkim odstępie czasowym*
Wszędzie poustawiane były rollercoastery, inne, trochę mniejsze, kolejki dla dzieci oraz stragany z jedzeniem i różnorakimi konkurecjami, w których wygrać można było jakiegoś pluszaka. Na samym końcu placu stała wielka scena, na której ktoś właśnie odbywał próbę.
Byłam ciekawa, kto dzisiejszego wieczora na niej wystąpi.
- No, robią jeszcze taki festiwal na wiosnę. - usłyszałam za sobą głos Madeline, co bardzo mnie zdziwiło.
Nie często odzywała się do mnie bez mojej głupiej ksywki, którą sobie obrała.
- A w lato?
- W lato też jest festiwal, ale znacznie większy, jest więcej artystów i trwa trzy dni. - odpowiedział mi Stiles, a ja uśmiechnęłam się do niego w podziękowaniu.
- To co robimy? - spytał Logan, który wciąż kurczowo trzymał moją dłoń w swojej.
- Myślałam, że spędzimy czas wszyscy razem. - popatrzyłam na naszych przyjaciół, którzy rozdzielili się na mniejsze grupki i poszli w kierunku największych atrakcji.
- Nie każdy przepada za tym samym, więc zwykle się rozdzielamy.
Kiwnęłam głową, na znak, że zrozumiałam i zaproponowałam żebyśmy poszli na jakąś średniej wielkości kolejkę. Chlopak przystał na to, dlatego ruszyliśmy w stronę pomarańczowego rollercoastera, który zaliczał się do strefy familijnej, czyli tej średniej.
- Logan?! - stanęła przed nami uśmiechająca się, średniej wielkości brunetka, o jasnej karnacji i niebanalnej urodzie, którą się zapamiętuje i nie przechodzi obok niej obojętnie. Mówiąc w skrócie była śliczna i ewidentnie znała mojego chłopaka. On ją również, ponieważ w ekspresowym tempie puścił moją dłoń i zatopił się w jej ramionach.
Ja natomiast stałam jak słup soli, nie bardzo wiedząc jak mam się zachować.
- Lola, co ty tu robisz? - spytał mój chłopak, a dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Zaskoczyła mnie, bo nie sądziłam, że da się bardziej.
- Przyjechałam na festiwal, bo nie dałam rady rok temu. No i nie ukrywam, że chciałam zobaczyć twoją piękną buźkę.
Zaraz.
Co?
- Twoją też całkiem miło jest zobaczyć, szczególnie po dwóch latach. Nie wierzę, że nawet nie zadzwoniłaś, żeby powiedzieć, że jesteś w okolicy!
- Miałam cichą nadzieję, że tu na siebie wpadniemy i zobaczę twoje zaskoczenie na własne oczy, a nie jedynie usłyszę przez słuchawkę. Cóż, udało mi się. - powiedziała z wyczuwalną nutą dumy w głosie i wreszcie odwróciła swój wzrok od Logana, przenosząc go na mnie.
- A to kto? - spytała uśmiechnięta, ale widziałam, że domyśla się kim jestem i nie bardzo jej to pasuje.
- No tak. - odchrząknął, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o mojej obecności. Słodko. - Lola, to moja dziewczyna, Maritza. Maritza, to moja była dziewczyna zza czasów liceum, Lola.
- Miło mi cię poznać. - podeszłam do niej i podałam jej dłoń, którą brunetka od razu uscinęła.
- Mnie ciebie też. - odpowiedziała i znów zajęła się rozmową z moim chłopakiem, dając mi dosadnie do zrozumienia, że jak narazie się im nie przydam.
W ogóle na mnie nie patrząc pognali w stronę ławki i zajmując całą jej szerokość, zaczęli wspominać licealne lata, w których byli jeszcze razem. Wypuściłam z ust powietrze zirytowana zaistniałą sytuacją i odwróciłam się na pięcie w stronę jednego ze stoisk, w którym podawali gorące napoje. Skoro zapomnieli o istnieniu kogoś takiego jak ja, to postanowiłam ich zostawić. Już układałam sobie w głowie przemowę, którą miałam w planach wygłosić Loganowi, kiedy poczułam szturchnięcie w bok.
Odwróciłam się i napotkałam niebieskie oczy Gerarda, które przez chwilę na mnie patrzyły, a potem uwiesiły się na Loganie i Loli.
- Ciekawie. - stwierdził i spojrzał na zegarek. - Jesteście ze sobą niecały tydzień, a on już leci w ramiona byłej? - zaśmiał się i poprosił kasjerkę o kawę z mlekiem.
Przemilczałam to i odbierając zamówioną wcześniej herbatę, udałam się do drewnianego stolika, ustawionego przy straganie.
Dwie minuty później dosiadł się Gerard, a ja przewróciłam oczami.
- Nie dąsaj się. - powiedział i upił trochę napoju. - Przepraszam, no ale wiedziałem, że tak będzie.
- Nie pomagasz. - syknęłam, a on uniósł ręce w geście kapitulacji.
- Wybacz, nie jestem w tym najlepszy.
- Zauważyłam.
Po tym postanowiłam się już nie odzywać. Gerard to uszanował, ponieważ również siedział cicho i sprawdzając tylko powiadomienia na telefonie popijał swoją kawę.
Jednak z każdą sekundą patrzenia na nich czułam jak zaraz wybuchnę. I tak też się stało.
- Rozmiesz, że tak po prostu mnie olali?! - przerwałam nagle ciszę, zaskakując tym Pique, który niemal oblał się swoim gorącym napojem. - Odwrócili się i poszli, a gdyby ona nie zapytała, to nawet by mnie nie przedstawił!
- Spokojnie, ludzie patrzą się na ciebie, jak na wariatkę. - powiedział opanowanym tonem, a ja rozglądnęłam się i rzeczywiście kilka osób spoglądało w moją stronę.
Skuliłam się i zakryłam twarz włosami, a Pique zaniósł się śmiechem.
- Będziemy tu tak siedzieć i marudzić na tego palanta czy może pójdziemy się trochę zabawić? - zagadnął Gerard po chwili milczenia.
- To nie jest palant, nie zapominaj, że ja nadal z nim jestem.
- Naprawdę tylko tyle zrozumiałaś?
Podniosłam z powrotem wzrok i ujrzałam idącą panią Melisse, razem z jakimś mężczyzną.
- Dzień dobry Melisso! - krzyknęłam i pomachałam ręką, by mogła mnie zobaczyć, a kiedy to zrobiła od razu pognała w naszą stronę.
Usłyszałam niezadowolone fuknięcie Gerarda i zanim się zorientowałam, on zdążył uciec w kierunku Toi Toi.
Melissa zauważyła, że odszedł ze względu na nią, przez co na jej twarzy uformował się grymas smutku.
- Mari, dziecko drogie, jak podoba ci się na twoim pierwszym festiwalu jesiennym? - starała się zagadać, by nie było widać jak bardzo gest chłopaka ją dotknął.
- Jest świetnie. - uśmiechnęłam się promiennie i spojrzałam ukradkiem na jej towarzysza.
Kobieta zauważyła to, bo uderzyła się lekko z otwartej ręki w czoło i wyszeptała coś w stylu „no tak”.
- To mój przyjaciel Greg. - zwróciła się do mnie. - A to moja pracownica, Maritza.
- Bardzo miło mi pana poznać. - uścisnęłam jego dłoń.
- Gdzie tam „pana”, nie mów tak, bo czuję się staro. - jęknął niezadowolony, a ja razem z Melssą wybuchnęłyśmy śmiechem.
To było takie typowe dla ludzi w ich wieku.
- Dobrze, Greg. - odpowiedziałam, a następnie popatrzyłam na moją szefową miną typu „musimy o tym jak najszybciej porozmawiać”.
Cóż, kobieta nie chwaliła mi się, że kogoś ma, dlatego czekało ją niedługo przesłuchanie.
- Mari, my zmykamy, a ty baw się dobrze i pozdrów resztę. - uściskała mnie, następnie pożegnałam się Gregiem i ruszyli w stronę reszty straganów.
Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że mówiąc bym pozdrowiła resztę, przede wszystkim chodziło jej o Gerarda, który zaraz po tym jak jego ciocia zniknęła, pojawił się na swoim wcześniejszym miejscu.
- Co ona ci takiego zrobiła?
- Więcej niż ci się wydaje.
- Oświeć mnie.
- Naprawdę chcesz o tym słuchać?
- Skoro pytam, to jest jasne. - przewróciłam oczami. - Chcę wiedzieć dlaczego tak bardzo nienawidzisz tej kobiety. Ona jest cudowna.
Westchnął i przygotował się do prawdopodobnie długiego wywodu.
- Kiedy miałem jedenaście lat, moja mama zdradziła mojego tatę z kolegą ze szpitala, w którym pracuje. Był głupi i wybaczył jej, myśląc, że to była tylko jednorazowa akcja. - prychnął. - Ale ona zrobiła to znowu, dwa lata później. Na szczęście tata nie dał się okręcić wokół palca po raz kolejny i wniósł o rozwód. Tylko, że ta idiotka stwierdziła, że to wszystko z jego winy, bo nie miał dla niej czasu. Moja ciotka stanęła w jej obronie mówiąc dokładnie to samo. Teraz przykładna mamusia przypomniała sobie o tym, że ma syna i kiedy zrozumiała, że nie odbiorę od niej telefonu, próbuje skontaktować się ze mną poprzez Melissę.
- Oh. - to była jedyna rzecz, jaką potrafiłam z siebie wydusić.
- Tata zachował się lekkomyślnie, kiedy za pierwszym razem dał się złapać w jej sidła. Nadal nie rozumiem jak mógł jej wybaczyć.
- Nie pomyślałeś, że on ją kocha? - wtrąciłam.
- Miłość nie istnieje. - odpowiedział, a ja przewróciłam oczami. - Jak mogę wierzyć w miłość, skoro nigdy nie widziałem jej w domu? Przecież to moi rodzice powinni być dla mnie przykładem prawdziwej miłości i lojalności, podczas gdy moja mama pieprzyła się z jakimś doktorkiem na boku. - powiedział i przyrzekam, że przez moment jego twarz uformowała się w grymas bólu.
- Czyli wtedy, kiedy przyszedłeś do apteki...
- Melissa chciała się spotkać, by przekazać mi, że mama chce się ze mną skontaktować. - wypowiedział gorzko.
- Chodźmy. - powiedziałam po chwili ciszy i wstałam z krzesła. - Nie będziemy tu tak siedzieć i się zadręczać. - uśmiechnęłam się pokrzepiająco w jego stronę i łapiąc go za rękę, by mógł się podnieść ruszyłam, ciągnąc go za sobą w kierunku pomarańczowej kolejki, na którą wcześniej miałam iść z Loganem.
Jak się okazało, nie była aż tak straszna , jak na początku myślałam, dlatego poszliśmy na jeszcze jedną ze strefy familijnej, a na końcu na wielką w kolorze czerwonym, ze strefy ekstremalnej. Spotkaliśmy tam Stilesa i Amber, którzy byli lekko zdziwieni brakiem przy mnie Logana, ale razem z Gerardem zgrabnie ominęliśmy jego temat i miło spędziliśmy czas oczekiwania w kolejce.
- Proszę odłożyć tu swoje rzeczy, takie jak torebka, plecak, okulary czy kurtka. - średniego wzrostu mężczyzna wyśpiewał swoją regułkę na jednym wydechu, wskazując ręką na półkę po naszej prawej.
Podeszliśmy więc tam, zostawiliśmy swoje rzeczy i wsiedliśmy do kolejki.
Zaśmiałam się, kiedy zobaczyłam, jak Gerard próbuje zmieścić się w naszym wagoniku. Jego nogi ledwo mieściły się w przeznaczonym na nie miejscu. Usłyszałam jak przeklnął i ustawił się w dość nienaturalnej pozycji.
- Jakby zapomnieli, że istnieją też ludzie, którzy mają więcej wzrostu niż metr sześćdziesiąt. - mruknął, a ja ponownie zaniosłam się śmiechem.
- Nie śmiej się, bo ty ledwo dotykasz nogami ziemi. - wytknął na mnie język, a ja odwzajemniłam jego gest.
Chciałam coś jeszcze dodać, ale niespodziewanie kolejka ruszyła i jedyny dźwięk jaki z siebie wydałam, to głośny krzyk w akompaniamencie kilku bluźnierstw.
- Chyba nie było tak źle, co nie? - Gerard nabijał się ze mnie odkąd znaleźliśmy się na dole. Stwierdził, że gdybym się nie brzydziła, to pocałowałabym ziemię. W sumie, to miał chyba rację.
- Wcale. - odpowiedziałam sarkastycznym tonem i pognałam w stronę plakatu, który zauważyłam na jednym ze słupów.
- Co ty robisz? - piłkarz podbiegł do mnie i również popatrzył na kawałek papieru.
- Sprawdzam, kto dzisiaj będzie występował. - poinformowałam go i spojrzałam na plan.
- I co, znasz ich?
- Nie. Ale chciałabym ich posłuchać, może będą fajni.
- Nigdy nie zostajemy na koncertach. - powiedział, a mnie zrzedła mina.
- O, tu jesteście. - usłyszałam głos Michaela, dlatego obróciłam się w jego, a zaraz po mnie zrobił to Gerard.
- Wiecie może co tu robi Lola? - wtrąciła Amber, patrząc na mnie w wymowny sposób.
- Nie wiem. Pierwszy raz w życiu ją dzisiaj widziałam. Logan mnie olał i sobie gdzieś z nią poszedł.
- Biedna, to dlatego z tobą nie był. - westchnęła rudowłosa i pogłaskała mnie po ramieniu, a ja kiwnęłam głową i posłałam w jej stronę wdzięczny uśmiech.
- Kto by pomyślał, że wróci. - zaśmiała się Madeline. - I to akurat kiedy nasza słodka Mari zaczęła się spotykać z Loganem.
- Odpuść chociaż dzisiaj. - jeknęłam w jej stronę.
- Daj spokój. - Amber złapała ją za rękę, kiedy chciała się odezwać.
Co dziwne, bardzo szybko odpuściła.
- To co, zbieramy się? - spytał Stiles, a wszyscy przytaknęli.
Ruszyliśmy w stronę wyjścia. Ja, Amber i Gerard szliśmy na tyłach i rozmawialiśmy o największym rollercoasterze, na którym prawie zwymiotowałam. Kiedy mieliśmy przekroczyć bramę, poczułam pociągnięcie za rękę.
- Właściwie, to my zostaniemy. - odezwał się Gerard, wciąż nie puszczając mojej dłoni.
Amber uśmiechnęła się lekko i pokiwała żwawo głową.
- Jasne, bawcie się dobrze. - rzuciła i pobiegła za resztą, która już dawno opuściła teren parku.
- Co, dlaczego?
- Czy przypadkiem nie chciałaś posłuchać tego koncertu?
- Naprawdę? - spytałam podekscytowana, a kiedy Pique przytaknął, nie bardzo nad tym myśląc przywarłam do niego, oplatając go w pasie swoimi rękami. W pierwszych sekundach nie rozumiał co się dzieje, dlatego stał w bezruchu, ale po chwili oprzytomniał i ułożył swoje dłonie na moich ramionach, lekko mnie do siebie przyciskając.
Kiedy się od siebie oderwaliśmy, spojrzałam na niego zawstydzona moim nadmiernym okazaniem uczuć, ale on to zignorował i pociągnął mnie w stronę sceny, przy której zaczynało pojawiać się coraz więcej osób.
Poprzeciskaliśmy się trochę i nie wiem jak ani kiedy, ale znaleźliśmy się przy barierkach.
Chwilę potem rozbrzmiały pierwsze nuty piosenki i prawdę mówiąc, chyba kojarzyłam ją z jednego z poranków, kiedy razem z Isaaciem słuchaliśmy radia. Zaczynał się spokojnie, ale wiedziałam, że był to kawałek typowo rockowy, jednak mimo wszystko podobał mi się.
Ludzie zaczęli krzyczeć i dopiero teraz zorientowałam się, że na scenie pojawił się wokalista z gitarą w ręku, a zaraz po nim reszta zespołu, czyli drugi gitarzysta i perkusista.
- Jak się bawicie Manchester?! - wykrzyczał do mikrofonu, a na widowni znów rozległ się wrzask. W tym i mój, co rozbawiło nieco Gerarda. Sama również zaczęłam się śmiać.
- Nazywamy się 30 Seconds to Mars i jest nam bardzo miło, że możemy przed wami wystąpić. Jak już zdążyliście usłyszeć, rozpoczniemy piosenką Kings and Queens. A więc zaczynamy!
I koncert rozpoczął się na dobre.
Tańczyliśmy, śpiewaliśmy to, co znaliśmy z radia i po prostu miło spędzaliśmy czas.
Kiedy zespół skończył grać, na scenę weszła młoda, ładna kobieta, która zwyciężyła w konkursie zorganizowanym przez teatr. Nagrodą właśnie między innymi był występ na festiwalu.
Miała wspaniały głos i śpiewała przede wszystkim ballady. Myślałam, że Gerard będzie chciał wracać, jednak ku mojemu zdziwieniu zostaliśmy.
W pewnym momencie jej występu, jakiś wysoki mężczyzna stanął centralnie przede mną, przez co praktycznie nic nie widziałam. Zaczęłam się wychylać, mając nadzieję, że coś mi to da, jednak rezultat był znikomy. Zrezygnowałam po czasie i z nadąsaną miną zaczęłam ponownie wsłuchiwać się w piosenkę.
Jednak po krótkiej chwili poczułam jak czyjeś dłonie owijają się wkół mojej talii, a potem tracę grunt pod stopami.
Gerard dosłownie posadził mnie sobie na ramionach. By obrać stabilniejszą pozę złapałam za jego głowę, ale on w tym samym czasie spojrzał na mnie z dołu. Posłałam w jego stronę wdzięczny, szeroki uśmiech, który piłkarz również odwzajemnił. Jego gest był nieco inny niż zwykle, teraz towarzyszyła mu przy tym nieznana mi iskierka w jego oku, która uruchomiła się mu od razu po spojrzeniu na mnie.
Naprawdę nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło, ale schyliłam się i złożyłam na jego czole delikatny pocałunek, a następnie ułożyłam swoje dłonie na jego policzkach. Czułam pod palcami, jak ponownie się uśmiecha, co było miłe.
- Dobrze. - odezwała się dziewczyna na scenie, która na początku występu wyznała, że nazywa się Juliet. - Teraz czas na moją ulubioną piosenkę. Chciałbym zadedykować ją najsłodszej parze, jaką w życiu widziałam. Znajduje się ona dzisiaj na tej widowni.
Zaczęłam się rozglądać, by móc zobaczyć dziewczynę i chłopaka, o których mówiła Juliet, jednak nie bardzo mi to wyszło.
- Mówię o was. - znów się odezwała, więc odwróciłam na nią swój wzrok.
Jak się okazało, patrzyła ona prosto na mnie i Gerarda.
- Że my? - spytałam cicho, wskazując palcem na mnie i piłkarza pode mną.
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, dziewczyna pokiwała twierdząco głową, a uśmiech, który miała na ustach od początku jej pojawienia się na scenie, poszerzył się o jeszcze kilka milimetrów.
- Brawa dla nich! - krzyknęła do mikrofonu, a widownia zrobiła to, o co ich poprosiła. W wyniku czego spaliłam buraka, bo przecież nie było nawet jak powiedzieć, że my wcale nie jesteśmy razem. - Piosenką, którą wam dedykuje, jest „ A Thousand Years” autorstwa Christiny Perri. To piękne, jak na siebie patrzycie i widać, jak bardzo się kochacie, dlatego życzę wam, by wasza miłość trwała przez tysiąc lat! - zacytowała pod koniec zmodyfikowany przez siebie refren piosenki, którą właśnie zaczynała śpiewać.
Wspaniale...
***
- To było... - odezwał się Gerard po krótkiej chwili milczenia, podczas gdy odwoził mnie do domu.
- Dziwne. - dokończyłam, zauważając, że chłopak nie wie jak ubrać całą tą sytuację w odpowiednie słowo.
- Tak. - przyznał.
Nie minęła minuta, kiedy zaczął się śmiać, a jako, że nie potrafiłam się powstrzymać dołączyłam do niego.
- Nie wierzę. - wydusiłam, wycierając łze spowodowaną gromkim śmiechem.
Po jeszcze pięciu minutach drogi, auto się zatrzymało.
- Do jutra. - uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi.
- Do jutra. - powtórzył, a ja ulotniłam się z wozu i zniknęłam za wejściem do klatki.
_______
Powiem tak: choroba ewidentnie mi służy ;D jakkolwiek to brzmi XD
Rozdział wyszedł dość dłuuugi, no ale to na plus raczej ;D
Widzę, ze jesteście bardzo szczęśliwi ze związku Loritzy (hehe) ;D tak trochę was podenerwować chciałam, wiec za to dzisiaj macie znów Gerarda w towarzystwie naszej słodkiej bohaterki, Logan, który dla byłej kompletnie zignorowal Mari + tajemnicę z życia Gerarda!
Ah, no i jeszcze tą końcówkę, oczywiście ;D
podoba się? zostaw komentarz!
do następnego, kochani. <3
P.S. za błędy przepraszam, pewna cześć pisana była podczas gorączki, wiec mogą być drobne niedopatrzenia (mam jednak nadzieje, ze takich tu nie ma).
Ojejć 'najsłodsza para' to było naprawdę słodkie ze strony wokalistki :D
OdpowiedzUsuńFaktycznie choroba Ci słuzy, a my czytelnicy bardzo się z tego cieszymy, bo możemy rozkoszować się rozdziałami.
Do następnego! ;*
O. Mój. Boże.
OdpowiedzUsuńMam ochotę porządnie sprać tyłek Loganowi za to, co zrobił, jak olał Mari i to dla kogo? Dla BYŁEJ DZIEWCZYNY!! Takich rzeczy się NIE WYBACZA!!
No i mam ochotę uścisnąć Gerarda. Najpierw się otworzył przed Maritzą, a potem zabrał ją na koncert, na którym też był w cholerę uroczy. <3 Oni naprawdę są razem słodcy i cudowni. Dla mnie to taka idealna para - kłócą się, sprzeczają, wzajemnie wkurzają, ale mogą na siebie liczyć, są mili i kochani. Och, gdyby taka miłość przydarzyła mi się w rzeczywistości, to nie miałabym żadnych sprzeciwów! :D
Podziwiam Cię za tę ilość rozdziałów tym bardziej, że ja utknęłam i nie potrafi nic wymyślić o wyjeździe na Ibizę Isco i Ari. :/ Ale odkopałam stare opo, które kiedyś zaczęłam i je dokończyłam, hehe ;p Teraz się tylko zastanawiam, czy jest sens je publikować - zwłaszcza teraz, kiedy jedno już takie rozkopane...
No nic, kończę mój wywód, bo pewnie aż Ci się spać zachciało. Ale sen w chorobie robi dobrze, więc... XD Trzymaj się cieplutko, a ja lecę się pakować, bo czas wracać na studia :((
Zdrowiej kochana! Buziaki ;*
Brawo Logan, oby tak dalej a Maritza szybciej rzuci i bd mogla wpasc w ramionka Geriego! #TeamGeritza
OdpowiedzUsuń