- Pójdę poszukać Gerarda. - poinformowałam Logana, kiedy odprawił już chłopaków do taksówki i podał kierowcy adresy, uprzednio wciskając w dłoń bardziej ogarniętego Stilesa kilka banknotów. Ten mruknął coś pod nosem - zapewne podziękowanie, a następnie pomachał uśmiechając się szeroko, kiedy auto ruszyło.
- Ja to zrobię. - zauważyłam jak jego szczęka delikatnie się zaciska. Powstrzymałam uśmiech, ponieważ, podczas gdy u Gerarda wyglądało to naprawdę groźnie, u Logana było to dość komiczne. - Zamówiłem ci już taksówkę.
- To ty nią pojedź. Wiem, że się nie lubicie i naprawdę nie rozumiem czemu. Wiem też, że nie chcę żebyście się pozabijali, dlatego pozwól, że ja go poszukam. - stwierdziłam, a on wystawił ręce w geście obronnym.
- Okej, okej. Tylko pamiętaj, że w jego mniemaniu jesteśmy siebie warci.
Odwróciłam się i nawet się nie żegnając wróciłam do pełnego klubu. Racja, Gerard powiedział dzisiaj wiele słów, które niewiadomo czemu w jakiś sposób mnie zraniły, jednak był chyba moim przyjacielem i miałam taki sam obowiązek odprowadzić go do domu, jak zrobiłam to z resztą. Wiedziałam, że szybko i bezbolesnie go nie znajdę, dlatego przyszykowałam się na każdy możliwy scenariusz. Uniosłam głowę i poczęłam szukać rozmierzwionej blond czupryny, wiecznie poprawianej przez jego długie palce u rąk. Przepychałam sie, przepraszałam kiedy tylko na kogos wpadłam i wysłuchiwałam przeprosin również w moja stronę, kiedy ktos postanowił wbić mi łokieć w jakas cześć ciała. Myślę jednak, że na meczu miałam większe prawdopodobieństwo utraty życia.
W pewnym momencie przed oczami mignęła mi wysoka postura z blond włosami i po jej chodzie byłam wręcz pewna, że to Gerard. Nie wyglądał jakby się chwiał z nadmiaru alkoholu, dlatego na moment zwątpiłam w to, czy aby napewno muszę mu pomagać. W końcu ostatnio prowadził po dwóch piwach i nie mówię, że to normalne i popieram takie zachowanie, ale wiem, że sam by sobie dobrze poradził. Mimo mojej niechęci do piłkarza, coś kazało mi sprawdzić czy napewno wszystko z nim okej. Podążyłam za wysokim chłopakiem, ale w ostatnim momencie zniknął za drzwiami ubikacji, po drodze ciągnąc za sobą jakąś randomową dziewczynę. Po raz kolejny tego wieczora poczułam niezidentyfikowane dotąd przeze mnie ukłucie w klatce piersiowej. Nie powinnam być zazdrosna, bo ciagle przecież wmawiałam sobie ze go nie lubię, ale jednak coś w środku mnie krzyczało. Zbyt szybko przywiązywałam się do ludzi i powinnam była pamiętać o tym, kiedy godziłam się na układ z piłkarzem. Stałam tam jeszcze chwilę, wpatrując się w białe drzwi. Poprawiłam marynarkę, ponieważ oddałam już Loganowi jego bluzę i pokierowałam się z powrotem do wyjścia. Spojrzałam w prawo i zauważając kilku mężczyzn z butelkami piwa i papierosami stwierdziłam, że udam się na lewo, a z tamtąd zamówię taksówkę. Stanęłam przy jakimś murku i wyczekiwałam, co chwile spoglądając na godzinę w telefonie. Westchnęłam, ponieważ czułam jakby minęła wieczność. Marzyłam o cieplej kompieli i śnie, ponieważ mmecz i klub w jeden dzień to dla mnie za dużo, zwłaszcza, że ani do jednego, ani drugiego nie pałałam wielką miłością. Po jeszcze dziesięciu minutach udręki, na rogu ulicy zobaczyłam podjeżdżającą taksówkę. W tym samym monecie odezwał się jednak mój telefon, a kiedy go wyciągnęłam na jego wyswietlaczu zobaczyłam zdjęcie Gerarda, które zrobiłam mu kiedyś z ukrycia, ponieważ on jako jedyny nie miał go w moich kontaktach. Zawahałam się, kiedy zaczęłam przymierzać sie do odebrania. Nie powinnam być zła, za to co robił, ponieważ był dorosły ani nie należał do mnie. Tylko, że mimo to nie potrafiłam przejść obojętnie obok jego beztroskiego życia, które swoją drogą było niezdrowe. Nie to, że mnie to obchodziło, ale niewiadomo czemu czułam się źle, kiedy kręciło się przy nim pełno kobiet, a szczególnie kiedy chodził z nimi do łazienki z wiadomych przyczyn.
- Halo? - stwierdziłam, że jednak odbiorę.
- Mari? - wymamrotał, a potem coś zatrzeszczało i przeklnął. Słyszałam, że jest pijany, mimo że jeszcze niedawno nic na to nie wskazywało.
- Tak, a kto inny, skoro zadzwoniłeś właśnie do mnie?
- Fakt. - westchnął i nastąpiła cisza.
- Więc co chcesz? - pośpieszyłam go, ponieważ stanęła przede mną już taksówka.
- A, właśnie. Zgubiłem się. - powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Jak to się zgubiłeś, skoro jeszcze dziesięć minut temu widziałam jak wchodzisz do kibla z jakąś brunetką?
- A co, zazdrosna? - dosłownie widziałam przed oczami jego pewny siebie uśmiech.
- Do sedna, Gerard! - ominęłam szybko odpowiedź - Co widzisz przed sobą?
- Teraz? - przytaknęłam - Teraz to ja widzę ciemność.
- Skup się! Nie wiem, może włącz latarkę czy coś. Jak w ogóle się tam znalazłeś?
- Nie mam pojęcia. - powiedział i znów coś zatrzeszczało. Domyśliłam się, że włączył właśnie latarkę, tak jak mu poradziłam. - Spotkałem się z Benem, poszliśmy na kilka kolejek i tak jakoś wyszło.
- Dobra, masz może do niego numer?
- Ale do kogo? - odpowiedział pytaniem, a ja miałam ochotę uderzyć się w twarz.
- No do Bena!
- A no dobra. Pisz, znam na pamięć. - wymamrotał i podał mi dziewięć cyfr.
- Okay, muszę się teraz rozłączyć. - poinformowałam go powoli, by dobrze zrozumiał.
- Nie, zostań ze mną. - powiedział twardo, a ja westchnęłam.
- Muszę do niego zadzwonić.
- Ale po co?
- Kurwa, Gerard! Żeby wiedzieć gdzie jesteś.
- On śpi. Napewno nie odbierze. - stwierdził, a ja spytałam skąd to wie. - Bo leży obok mnie.
- Jesteś niemożliwy.
- Jestem gorący.
- Masz wielkie ego.
- Nie tylko ego.
- Ugh, skończmy! To było dziecinne.
- Ale prawdziwe, księżniczko.
księżniczko, księżniczko, księżniczko
Dlaczego właśnie w tym momencie bicie mojego serca znacznie przyspieszyło?
Odeszłam od drogi, by kierowca taksówki nie myślał, że to ja ją zamówiłam i znów poprosiłam Gerarda, by opisał mi co widzi przed sobą.
- Drzewa, em.. tam dalej trochę bloków, a Ben śpi na ławce przed jakimś marketem. Sainsbury's Local. - przeczytał nazwę lekko się plącząc, co było zabawne i na swój sposób słodkie, mimo że miałam ochotę udusić go za to, że się zgubił.
Skąd mogłam wiedzieć gdzie się znajduje, skoro takich sklepów w Manchesterze było od groma, a bloków jeszcze więcej? Poinformowałam jednak Gerarda, że już po niego jadę, a kiedy się rozłączyłam nie zastanawiając się długo wykręciłam numer do Logana.
Odebrał już po drugim sygnale.
- Coś się stało? - odezwał się zasypanym głosem, więc prawdopodobnie go obudziłam.
- Znasz dobrze Manchester? - wypaliłam nie odpowiadając na jego pytanie.
- Jak własną kieszeń. Czemu pytasz?
- Świetnie.
***
- Jak to się zgubił? - spytał Logan, wyjeżdżając z parkingu klubu.
- No kurwa nie wiem. Po prostu się zgubił. Jest z jakimś kolegą. - starałam się przypomnieć sobie jego imię. - Benem, chyba.
- Foster. Tez gra w Manchesterze. - poinformował mnie i wyjechał na główną drogę, zerkając co chwilę w moją stronę. - Co ty, martwisz się o niego?
- A czemu by nie? To mój przyjaciel, a nikt nie wie gdzie on tak naprawdę teraz jest.
- Mhm. - mruknął, chyba się zastanawiając. - Możliwe, że wiem gdzie to jest, więc pojedziemy tam, a jeśli ich nie będzie, po prostu będziemy szukać w innych miejscach, gdzie ten sklep jest.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się, mając nadzieje, że Gerard i jego przyjaciel znajdują się w miejscu, o którym myślał Logan.
Było już naprawdę późno, więc kilka razy zdarzyło mi się ziewnąć. Logan zaproponował mi, bym na chwilę się zdrzemnęła, ale w tamtej chwili myślałam o tym najmniej, dlatego po chwili zrezygnował z namawiana mnie.
- Myślisz, że ćpał? - przerwałam niepewnie ciszę, ponieważ, odkąd skończyłam rozmowę z piłkarzem, to pytanie natarczywie mnie zadręczało.
- Myślę, że nie pierwszy raz tego wieczoru. - zaśmiał się, ale ja się nie dołączyłam.
Przygryzłam delikatnie paznokieć swojego kciuka i wpatrywałam się w jadące z naprzeciwka auta, dopóki nie zatrzymaliśmy się przy jednej z ulic.
- Więc, to prawdopodobnie tutaj.
Szybko rozpięłam pas i wychodząc z auta wychwyciłam wzrokiem dwóch mężczyzn. Nie potrzebowałam lepszego oświetlenia, by w jednym z nich rozpoznać Pique.
- Mari? - spytał mamrocząc i zaczął iść w moja stronę, po czym uwiesił się na moim barku.
- Myślałem, że nie przyjedziesz. - mruknął z ławki Ben, lekko podnosząc się do góry. Niestety jego ciężar wygrał i sekundę potem znów leżał na wznak.
- Kurwa, mówiłem ci, że Mari by mnie nie zost... a on co tu robi? - urwał zauważając bruneta, który mnie przywiózł.
- Gdyby nie on, leżałbyś tu do rana. Nie ma za co. - mrugnął do niego Logan.
Gerard chciał do niego podejść, ale szybko złapałam go za rękę, którą od razu delikatnie ścisnął spoglądając na mnie z góry.
Cicho odchrząknęłam i spojrzałam na Logana.
- Pomoglbyś mi z nim? - wskazałam na Bena, a on przytaknął i do niego podszedł. - Idź do auta, Gerard. - zwróciłam się tym razem do Pique, który zasalutował i chwiejnym krokiem udał się do samochodu.
Po przeniesieniu przyjaciela Pique do pojazdu, odwieźliśmy go do domu, a później pokierowaliśmy się w stronę mieszkania Gerarda. Kilka razy przestraszył nas wiadomością, że będzie wymiotować, ale na nasze szczęście finalnie do tego nie doszło.
- Na pewno nie chcesz żeby cię odwieźć? - spytał Logan, kiedy wyszłam z Gerardem z auta.
- Na pewno. Poradzę sobie. - pomachałam do niego, a on zrobił to samo i chwilę później ruszył.
Odwróciłam się do piłkarza, który starał się podnieść z chodnika, na który przed chwilą upadł.
- Wisisz mi za to kolacje w jakiejś wypasionej, kurwa restauracji. - mruknęłam zirytowana, kiedy zaczęłam mu pomagać.
Dojście do środka okazało się nie być aż takie trudne, dlatego chwilę później staliśmy już w przedpokoju. Zaprowadziłam Gerarda do jego sypialni i ściągając mu buty popchnęłam go delikatnie na łóżko, kiedy już na nim siedział. Byłam tak zmęczona, że doszłam do wniosku, by zostać u Pique na noc. Poinformowałam go o tym, a on jedynie powiedział coś cicho pod nosem i przewrócił się na drugi bok, więc uznałam to za zgodę. Wyciągnęłam z jego szafy dresy i koszulkę, po czym poszłam wziąć szybki prysznic.
Po skończeniu, zajrzałam do Gerarda, by upewnić się, że jest wciąż tam, gdzie go wcześniej zostawiłam. Poruszył się, dlatego uznałam, że nie śpi. Podeszłam cicho i usiadłam na rogu łóżka.
- Zastanawiam się, dlaczego zadzwoniłeś właśnie do mnie. - szepnęłam. - Masz tu tylu znajomych.
Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi ani reakcji z jego strony, więc odetchnęłam i energicznie się podniosłam, by udać się do salonu, gdzie chciałam spędzić noc. Co jak co, ale Gerard miał naprawdę wygodną kanapę.
Poczułam jednak delikatnie oplatającą się dłoń wokół mojego przedramienia, a następnie szarpnięcie, które pozbawiło mnie równowagi. Z tego powodu leżałam teraz koło Gerarda, który dość niespokojnie oddychał. Z powodu szybkiego obrotu spraw mój oddech również stał się nierówny i chaotyczny, ale nie przeszkadzało mi to. Liczyło się tylko to co usłyszałam i co sprawiło, że moje serce na moment się zatrzymało.
- Zadzwoniłem do ciebie, bo potrzebowałem mieć cię blisko. Nie wiem jak ty to, do chuja, robisz, ale powodujesz, że jestem lepszym człowiekiem.
Końcówka najlepsza!
OdpowiedzUsuńMari to naprawdę dobra dziewczyna, a Ger może dzięki niej zmieni się na dobre.
Czekam na kolejny rozdział. Buźka!
Może tak, może nie, kto to wie? hahaha, nowy rozdział już jest, wiec zapraszam! ;*
UsuńMówiłam już, że kocham to opowiadanie i takiego Gerarda? Nie? No to właśnie naprawiam błąd. Tak? No to się powtórzę. To opowiadanie jest bezbłędnie i jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych! <3
OdpowiedzUsuńawwww, dziękuje ci! Nie zdajesz sobie sprawy jakiego przypływu energii i chęci dostałam po przeczytaniu tego komentarza! przyznam szczerze, że tez bardzo je lubię i pisze mi się je najlepiej ze wszystkich, które pisałam <3
Usuńkurde, super rozdział !! czekam na kolejne ;)
OdpowiedzUsuńneymarowwa11
http://el-perdedor-baby.blogspot.com/
http://literacki-swiat.blogspot.com/
(mam nadzieję, że wpadniesz) ;)
dziękuje, nowy rozdział już jest, wiec zapraszam jeśli chcesz <3
Usuńjasne, ze wpadnę ;* buziaki