poniedziałek, 27 czerwca 2016

002 Does she say?

Jechaliśmy w ciszy autem. Patrzyłam się ciągle w krajobraz widniały za oknem. Pełno ludzi, domów, aut, firm. Widok był wciąż niezmienny, a ja miałam go po pewnym czasie dość, więc zmieniłam punkt i teraz wpatrywałam się w kierującego Isaaca, który zdawał się nie przejmować moim wzrokiem skupionym na jego osobie, ponieważ nawet się nie poruszył i pozostał w tej samej pozie. To co robiłam było wręcz niedorzeczne, Spotkałam jakiegoś kolesia na ulicy i tak po prostu zgodziłam się na współlokatorstwo, do tego wsiadłam do jego samochodu. Równie dobrze mógł wieść mnie do jakiegoś lasu żeby zgwałcić i porzucić. Mari, za dużo filmów.
-
Zdecydowanie za dużo. - usłyszałam głos. ale dopiero po paru sekundach do mojego mózgu dotarło, że to właśnie ja wypowiedziałam te słowa. Uderzyłam sie w czoło z otwartej ręki widząc jak Isaac patrzy na mnie nie do końca wiedząc co robię.
- Dobrze się czujesz? - zaśmiał się melodyjnie, a moje uszy po raz pierwszy zapragnęły, by zrobił to po raz kolejny. Kij tam, że się z Ciebie śmieje Mari.
-
 Jak nigdy. - wciąż walczyłam z moimi myślami, które kazały znów zrobić z siebie idiotkę, tylko dla jego śmiechu. - To tu? - wskazałam na średniej wielkości blokowisko, przed którym stanęliśmy.
Odwróciłam głowę, kiedy drzwi od samochodu po mojej stronie się otworzyły. - Jaki dżentelmen.
Pokręcił śmiesznie głową, na moje słowa i wystawił rękę bym za nią złapała. Niepewnie ją chwyciłam, po czym ruszyłam za nim starając się dorównać mu kroku.
- Ile mam się dopłacać do czynszu? - zagadnęłam kiedy staliśmy już przy jego mieszkaniu.
- Potem o tym pogadamy. - puścił w moją stronę oczko i pchnął w drzwi, które momentalnie się otworzyły. Pierwsze co ujrzałam, to dwie kobiety i trzech mężczyzn siedzących w kuchni, która znajdowała się zaraz po lewej stronie. Popatrzyłam niepewnie na Isaaca, a on popchnął mnie w stronę salonu.
- Przyprowadziłem nam kogoś. - krzyknął Isaac nie będąc jeszcze w pomieszczeniu, gdzie znajdowali się jego znajomi, ale kiedy przekroczyliśmy jego próg, wzrok wszystkich zebranych w jednym momencie spoczął na mnie. Nienawidzę tego - być w centrum uwagi.
- Co to za dziecko? - zaśmiała się jedna z dziewczyn. Ja jedynie popatrzyłam na nią spod byka gromiąc ją swoim wzrokiem. Czy ja naprawdę wyglądałam im na dziecko? Miałam osiemnaście lat, fakt wzrostem nie byłam wybitnie wysoka, ale nigdy nie wydawało mi się, bym wyglądała na mniej niż w rzeczywistości miałam.
- To nie dziecko, tylko Maritza. - warknął poddenerwowany Isaac, chyba nie za bardzo za nią przepadał, zresztą ja też.
- Nie jesteś stąd, prawda? - spytał jakiś chłopak, po czym do mnie podszedł. - Jestem Stiles, a tamtą się nie przejmuj, jest tu z nami tylko dlatego, że jej siostra wszędzie ją za sobą ciągnie. - dodał ciszej, będąc już bliżej mnie. - To ta druga. - dopowiedział widząc, ze nie do końca wiem o kim mówi.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam wodzić wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu sylwetki  Isaaca, a gdy wreszcie ją znalazłam od razu ruszyłam w jego kierunku siadając na fotelu obok.
Przez pół godziny wsłuchiwałam się w ich rozmowy, w które niechętnie chciałam ingerować. Ich tematy niezbyt pasowały do mnie. Byłam zwykle dziewczyną posiadającą w głowie swój własny świat, do którego nie wpuszczałam raczej nikogo z zainteresowanych. Między innymi to właśnie przez ten fakt we Włoszech przyjaźniłam się jedynie z dwoma dziewczynami - Lodovicą i Olivią, opuszczałam je z niebywałym bólem, ale to właśnie tego chciałam, to było moje marzenie. Chciałam żyć na własną rękę, nie czuć, że narzucam się komuś, tak jak kiedyś rodzicom, którym ciężko byłoby utrzymać się we dwójkę, a co dopiero ze mną i moim bratem. Zawsze im za wszystko dziękowałam i podziwiałam za to co dla nas robili.
Przez ten czas, w którym jedynie słuchałam ich rozmów dowiedziałam się, że Stiles spotyka się z rudowłosą Amber, która jest siostrą Madeline. Wysoki blondyn o niebieskich oczach, to Mikey, a chłopak o kruczo czarnych włosach, to Logan, który swoją drogą wydawał się być najsympatyczniejszy ze wszystkich. Wiem także, że wszyscy mają po 21 lat, od razu też zrozumiałam, co miała na myśli Madeline, mówiąc na mnie "dziecko".
- Ona w ogóle mówi? - usłyszałam, a po dłuższej analizie zrozumiałam, że zapewne chodzi o mnie. To pytanie padło z ust nikogo innego, jak Madeline, z którą od momentu kiedy tu weszłam, się nie polubiłyśmy.
- Zaskoczę cię, mówię. - rzekłam ironicznie w jej stronę, ona posłała mi ironiczny uśmieszek po czym wtuliła się w bok Isaaca zamieniając wcześniejszy wyraz twarzy na triumfalny. Nie zrozumiałam tego gestu, Chciała bym była zazdrosna? Może myślała, że mnie z anglikiem coś łączy. Zaśmiałam się cicho, chłopak po chwili zrobił to samo rozumiejąc pewnie z czego się śmieję, a brunetka widząc to fuknęła coś pod nosem i usiadła z powrotem prosto na krześle. Punkt dla Ciebie, Maritzo. 
- Więc skoro mówisz, to opowiedz nam coś o sobie, Maritzo. - usłyszałam niski i pewny siebie głos za moimi plecami. Wzdrygnęłam się na to, chwilę później Odwróciłam się w stronę chłopaka, który znajdował się za mną. Dzisiejszego dnia jeszcze go nie widziałam, musiał przyjść dosłownie chwilę temu.
- Gerard, wreszcie. - odezwał się Michael szczerząc się w jego stronę.
- Tak, wreszcie. - odpowiedział powoli, przyglądając mi się bez przerwy. Czułam się co najmniej dziwnie, widząc jego skupiony wzrok, wodzący spokojnie po mojej osobie, a fakt, że jego spojrzenie było chłodne jak lód, nie pomagało mi w opanowaniu moich sprzecznych co do jego osoby emocji. Trzebabyło zostać w Rzymie - moja podświadomość wręcz huczała mi w głowie, a ja w pełni się z nią zgadzałam.

____
Hejka, zdaje sobie sprawe, że ten rozdział nie jest jakoś wybitnie dobry, ale muszę powrócić do tej "wprawy" ;D Czekam na opinie i do następnego ;)

środa, 22 czerwca 2016

001 Do you think I'm handsome?

Podążałam niepewnie zatłoczoną uliczką, ciągnąc za sobą średniej wielkości walizkę, zawierającą wszystko co miałam, która zależnie od oświetlenia zmieniała swoją barwę, będąc tak naprawdę jednak koloru brązowego. Spieszący się gdzieś ludzie co chwilę obijali się o moje ciało, nie zwracając na to większej uwagi. Paru z nich z wielkim trudem zdało się na okazanie chociaż krzty kultury i rzuciło w moją stronę szybkie oraz obojętne "przepraszam". Za każdym razem byłam jednak przekonana, że nie za bardzo przejęli się swoimi dziełami, jakimi były zaczerwienienia na moim barku i prawym przedramieniu. Niepewna tego dokąd idę, nie zwolniłam kroku i podążałam wciąż przed siebie, rozglądając się dookoła z niemałą nadzieją na znalezienie chociaż jednego szyldu z informacją o wolnym mieszkaniu, które jest do wynajęcia. Byłam tu sama, miałam świeżo skończone osiemnaście lat i starałam się odnaleźć w wielkim mieście pełnym ludzi.
Przerażające było to, jak wszyscy byli do siebie podobni. Drogie sukienki, garnitury, biżuteria i te perfumy. które łącząc się tworzyły okropny odór, którego jak najszybciej chciałam się pozbyć z moich nozdrzy. Ta sztuka już na samym początku mogła jednak okazać się niepowodzeniem, ponieważ z wraz to nowymi ludźmi przemieszczającymi się blisko mnie, zapach wyostrzał się, powodując u mnie lekki zawrót głowy.
Niespokojnie patrząc na zegarek, który wskazywał, że już niedługo słońce zacznie opadać poza horyzont, przyspieszyłam jakby to mogło mi pomóc w znalezieniu tego cholernego, jednego ogłoszenia. Po pewnym czasie, zmęczona już ciągłą przepychanką z anglikami, postanowiłam przysiąść na jednej z ławek, znajdującej się parę kroków ode mnie. Po raz pierwszy tego dnia dopisało mi szczęście, ponieważ nikt nie wpadł na ten sam pomysł zanim zrobiłam to ja. Do czasu, ponieważ nie zdążyłam się nawet oprzeć wygodnie o drewniane oparcie, a poczułam czyjąś natarczywą obecność po mojej prawej stronie. Nie wiedząc co zrobić po prostu zwróciłam swój wzrok na osobę, która lustrowała mnie od początku jej przybycia, co nie uszło mej uwadze na jej niekorzyść. Niepewnie również przejechałam wzrokiem po sylwetce mężczyzny, który się do mnie dosiadł. Do tej pory z jego ust nie wydobył się ani jeden najcichszy dźwięk, postanowiłam więc zacząć, by dowiedzieć się czego ode mnie oczekuję. 
- Mogę w czymś pomóc? - uniosłam prawą brew nie spuszczając wzroku z jego brązowych tęczówek, które tak samo nie miały zamiaru zmieniać punktu obserwacyjnego, którym cały czas byłam ja.
- To chyba ja powinienem o to zapytać. - odrzekł uśmiechając się przy tym, wprawiając mnie w stan lekkiego osłupienia, ponieważ jego uśmiech był jednym słowem zabójczy. - Zgubiłaś się? - bardziej stwierdził aniżeli zapytał. 
- Tak, to znaczy nie... - wydukałam nie będąc do końca pewna w jakiej sytuacji się znajdowałam. - Nie do końca. 
- To znaczy? - Zaśmiał się. 
Ze mnie? Brawo Mari, ledwo zamieniłaś z nim dwa zdania, a on już się z ciebie śmieje. 
Lekko zmieszana, z pewnie zaczerwienionymi policzkami postanowiłam przyjrzeć się jego twarzy. Miał lekko kręcone, ciemnobrązowe włosy, które dawno nie były przycinane. Na brodzie gościł lekki zarost, jednak zainteresowany zdawał się nim nie przejmować, chociaż muszę przyznać, że bez niego wyglądałby zdecydowanie lepiej. 
- Niedawno przyleciałam. - odpowiedziałam zauważając, że bezimienny dostrzegł, że intensywnie się mu przyglądam. - Szukam jakiegoś mieszkania, ale jak na złość nigdzie nic nie ma. 
Znów to zrobił, zaśmiał się, sprawiając, że lekko się zdezorientowałam. Bawiła go sytuacja w jakiej się znalazłam? 
- Tu nic nie znajdziesz. No chyba, że chcesz się spłukać. - ze swoich rąk znów przeniósł wzrok na moją osobę. Heloł, nie wiem czy wiesz, ale krępujesz mnie tym. - Ale wiem gdzie za małe pieniądze wynajmiesz przytulne mieszkanko na obrzeżach Manchesteru. 
- Oświeć mnie. - wyrzuciłam ręce do góry czekając aż się odezwie.
- U mnie. - uśmiechnął się i popatrzył na mnie z  dość dziwnym wyrazem twarzy. Dobra, może nie był dziwny, po prostu nie potrafiłam go rozpoznać. 
- Żartujesz? - zaśmiałam się perliście, ale widząc jak wyraz twarzy mężczyzny znacząco spoważniał, a jego głowa zaczęła poruszać się przecząco z zachodu na wschód, zrozumiałam, że mówi on jednak całkiem poważnie i właśnie zaproponował mi współlokatorstwo. - Człowieku, ja cię nawet nie znam, nie wiem kim jesteś, jak masz na imię i co lata ci po tej pięknej główce. - Powiedziałam to? Tak, powiedziałam. 
Na jego usta, po wypowiedzianych przeze mnie słowach, wkradł się przebiegły uśmieszek. Co ty zrobiłaś? 
- Twierdzisz, że jestem przystojny? - Poruszył zabawnie brwiami. 
- Nic takiego nie powiedziałam. - w jednej sekundzie poczułam jak zaczynają piec mnie policzki, najwyraźniej spaliłam buraka. Brawo. Szybkim ruchem zasłoniłam się na tyle ile mogłam włosami, aby choć trochę uniknąć kompromitacji. 
- Wyglądasz słodko kiedy się wstydzisz. - zaniósł się gardłowym śmiechem, kiedy jak mniemam stałam się jeszcze bardziej czerwona. Nie spodziewałam się, że bardziej się da.
- To jak... - odchrząknęłam, ponieważ mój głos stał się lekko piskliwy. - To jak, proponowałeś mi właśnie współlokatorstwo?
- Tak. Spokojnie, od dawna kogoś szukam, tak jakby trochę nie stać mnie samemu na czynsz. - zmieszał się. - Zdecydowałaś się? 
- Yhm, a mam inne wyjście? - mruknęłam, a kiedy bezimienny otworzył buzie by coś powiedzieć, ja zrobiłam to pierwsza, - Nie odpowiadaj. Przedstawisz się chociaż?
- Jestem Isaac i miło mi cię poznać... - wystawił rękę w moją stronę, wyczekując mojej pomocy.
- Maritza.
- Miło mi cię poznać Maritza.