wtorek, 11 października 2016

007 Everything was strange, he was strange.

Jako dziecko uwielbiałam chodzić na spacery z babcią, która rwała się do tego równie chętnie jak ja. Kochałam słuchać jej opowiadań, za równo prawdziwych na podstawie jej dzieciństwa, jak i tych trochę bardziej podkoloryzowanych, które oczywiście podobały mi się najbardziej. Świadomość, że babcia to superbohater, który współpracuje z batmanem, była stokroć lepsza niż fakt, że mama pozwoliła mi później tego samego dnia po obiedzie zjeść czekoladowego batonika. Wspaniały świat dziecka nie trwał wiecznie, a ja parę lat później dowiedziałam się, że jedyną bohaterską rzeczą zrobioną przez babcię było oddanie komuś portfela znalezionego na ulicy, co swoją drogą i tak było wielkim wyczynem, bo z tego co mi powiedziano, to w środku znajdowała się niezła sumka. Przez pierwsze tygodnie miałam jej to za złe, ale z czasem sama jako dziesięciolatka śmiałam się ze swojej głupoty. Później przyszedł wiek nastoletni. Żałuję, że to właśnie wtedy w wieku 14 lat najbardziej oddaliłam się od mojej rodziny. Babcia była już zbyt stara, żeby spędzać ze mną czas, a ja nie kwapiłam się do tego specjalnie myśląc, że ona po prostu nie chce. Nie pomyślałam, że właśnie wtedy nadszedł ten moment, w którym to ja powinnam dotrzymywać towarzystwa babci, a nie ona mi. Zaczęła chorować w okresie, w którym zaczęły się moje bunty. Wtedy właśnie widziałam się z nią raz na parę miesięcy. Nie dzwoniłam, nie odwiedzałam, nie wiedząc tak naprawdę w jakim stanie jest. Cholernie trudno jest się przyznać, ale nie wiedziałam nawet na co choruje. Dopiero po skończeniu siedemnastu lat otworzyłam oczy i zrozumiałam jak bardzo zaniedbałam kontakt, z kiedyś, tak bardzo bliską mi staruszką. Moje głupie bunty się skończyły, a ja starałam się nadrobić z nią te lata, w których zapomniałam o jej istnieniu, Szkoda tylko, że na wszystko było już za późno, a niecałe dwa miesiące po zrozumieniu swoich błędów babcia umarła na serce. Dlaczego to właśnie teraz kiedy siedzę na łóżku Gerarda w jego domu, podczas gdy on jest w salonie i prawdopodobnie od godziny już śpi wzięło mi się na rozmyślanie o mojej rodzinie?
Zaczęłam zastanawiać się kiedy to on otworzy oczy i zrozumie, że z każdym dniem ma coraz mniej czasu na odbudowanie relacji między nim, a jego mamą czy ciocią. Nie potrafiłam wymyślić co takiego mogło się wydarzyć, że Hiszpan pała do nich aż taką nienawiścią. Nie rozumiałam też dlaczego widząc, że jestem pijana postanowił zabrać mnie z imprezy. Nie lubił mnie, było widać to przecież bardzo dobrze, dlaczego więc w jakiś sposób przejął się moim stanem? Możliwe, że zadzwonił do niego Isaac orientując się, że nie ma mnie z jego przyjaciółmi. Jednak w takim układzie Gerard widząc mnie nie byłby taki zdziwiony. Wszystko było dziwne, on był dziwny. Był zagadką, której nie potrafiłam rozwiązać, mimo że chciałam, a nie powinnam, bo ten chłopak według opinii innych to same kłopoty. Na każdym kroku widać było, że budził respekt wśród osób, nawet starszych, co naprawdę mną wstrząsnęło. Czułam, że alkohol po tym wszystkim nie trzymał się mnie już tak bardzo, skoro potrafiłam racjonalnie myśleć, a jeszcze godzinę wcześniej zadawałam Pique pytania na temat wielorybów. Myśląc o tym jaką w tamtym momencie kretynkę z siebie zrobiłam, poczułam ciepło na moich policzkach. Jakby zupełnie obchodziło mnie jak przed nim wypadłam, a przecież tak nie było. Lub przynajmniej nie powinno tak być. Podparłam brodę dłońmi i westchnęłam cicho patrząc się na drzwi. Rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam się lekko przypominając sobie jak wyobrażałam sobie dom Gerarda. Wisząc na jego plecach jeszcze zanim zasnęłam zastanawiałam się jak może przedstawiać się dom typowego postrachu Manchesteru, jakim był Pique, Czarne ściany, czarne meble, w sumie to... czarne wszystko. Moje zaskoczenie nie równało się niczemu, kiedy okazało się, że tak naprawdę miejsce, w którym mieszkał nie odbiegało od normy i, że można było poczuć się tam całkiem dobrze. Jego pokój wyglądał na normalny, czysty i zadbany, czego się nie spodziewałam. Utrzymany był w szaro-czerwonych barwach, które naprawdę ładnie ze sobą współgrały. Podniosłam się z wygodnego, dwuosobowego łóżka i podeszłam do biurka widząc ramkę ze zdjęciem. Biorąc ją do ręki i orientując się, że znajduje się na nim właściciel domu razem z Isaaciem, Michaelem, Stilesem i Loganem usłyszałam ciche kroki zbliżające się w moją stronę.
- To nie zdjęcie rodzinne. - odezwał się niskim i ściszonym głosem, jakby wyczuł, że to właśnie dlatego postanowiłam przyjrzeć się rzeczonej fotografii z bliska.
Odwróciłam się powoli, by stanąć z nim twarzą w twarz, uprzednio odkładając ramkę na swoje miejsce starając się, by stała idealnie tak jak wcześniej. Widać, że lubił porządek, nie chciałam mu podpaść. Moje serce zgubiło swój wcześniejszy, spokojny rytm, bijąc szybciej, przez co mogłabym przysiąc, że dało się usłyszeć je w całym pomieszczeniu. Przyjrzałam się spokojnie jego twarzy, która w połowie oświetlona została przez malutką lampkę, stojącą obok łóżka, na którym chwilę temu siedziałam. Cholera, skłamałabym jeśli powiedziałabym, że w takim wydaniu, z włosami lekko roztrzepanymi przez wiatr, mało widocznym zarostem i słabym światłem bijącym na jego prawy profil nie wyglądał pociągająco, Bo wyglądał i to jak, Na zbyt długo skupiłam się na jego osobie, bo po dłuższym czasie dostrzegłam, jak mozolnie na jego ustach zaczął formować się lekki uśmieszek, który w każdej innej sytuacji by mnie zdenerwował, ale na pewno nie w tej. Tylko podsycił moją chęć, by nie spuszczać z niego wzroku na jeszcze krótką chwilę.
- Czemu nie śpisz? - odezwał się, prawdopodobnie orientując się, że tej nocy nie zrobię tego pierwsza. Jego ciepły, miętowy oddech, wymieszany z dymem papierosowym obił się o moją twarz, kiedy zbliżył do niej swoją przed zadaniem pytania, Przełknęłam gorączkowo ślinę i starałam patrzeć się wszędzie byleby nie na niego. Pociemniałe oczy, które w dalszym ciągu coś w sobie skrywały, wpatrywały się we mnie intensywnie, sprawiając, że czułam się jeszcze bardziej niekomfortowo.
- Odechciało mi się. - wydusiłam słabo, podnosząc na niego swoje oczy. Jego klatka piersiowa dość szybko unosiła się i opadała, a dopiero po paru sekundach zorientowałam się, że moja również. Staliśmy tak nie wiadomo ile, ale jak dla mnie zdecydowanie za długo. Oblizałam niekontrolowanie swoje spierzchnięte już usta, a Gerard jakby wybudzony z transu potrząsł prawie niezauważalnie głową i odsunął się na bezpieczną odległość. Zrobiłabym to już parę minut temu, gdyby nie to, że pod wpływem jego błękitnych tęczówek, moje nogi odmówiły jakiegokolwiek posłuszeństwa. Odchrząknął nieznacznie po czym, jak ja wcześniej, zwilżył swoje usta językiem.
- Tak ci się wydaje. - stwierdził chłodno, odnosząc się do mojej odpowiedzi, która wydawało się, że wydobyła się z moich ust wieki temu. Stary Gerard wrócił, a ja poznając jego lepszą wersję, wcale za nim nie tęskniłam. - Jest już naprawdę późno. - rzucił nie odwracając się za siebie, kiedy zaczął kierować się w stronę czarnych, drewnianych drzwi, idealnie wpasowujących się w estetykę pomieszczenia, kompletnie nie zakłócając jego porządku.
- Dobranoc. - wychrypiałam już tak naprawdę sama do siebie, bo w momencie, w którym drzwi się zamknęły, a w pokoju zaczęła panować ta sama cisza, która była tam zanim przyszedł.
Wszystko było dziwne, on był dziwny.
_______________________________
Bum! Jestem i proszę cóż się tu dzieje hemm? Gerard nie takie straszny jak go malują? A może to tylko chwilowe? Pożyjemy zobaczymy, ja czekam na wasze opinie na temat tego rozdziału i ogólnie całego opowiadania. Od dzisiaj też nadrabiam braki u was, bo nie miałam takiej chwili, by przysiąść i poczytać, więc jeśli gdzieś nie byłam długo, to wysyłajcie mi w komentarzu link. ♥ do następnego ;d :)