czwartek, 28 czerwca 2018

c02r12 How is this possible?

Obserwowałam niespokojnie Sergiego, który właśnie przebierał się na swoje spotkanie z kolegami. Próbowałam sprawiać pozory opanowanej, ale świadomość, że w mojej torebce oprócz wszystkich niepotrzebnych mi rzeczy, gdzieś w jakiejś przegródce leżą dwa, nieodpakowane testy ciążowe sprawiała, że szalałam i nie do końca mi to wychodziło. Wiedziałam to między innymi dlatego, że Sergi dwa razy pytał się mnie czy dobrze się czuje oraz czy nie powinien zostać w domu, bo wyglądam blado. Wiedziałam, że nie prezentuję się najlepiej i nawet makijaż nie sprawiał, że coś się poprawiło. Było mi niedobrze, ale nie miałam pojęcia czy to z powodu ciąży, czy po prostu stresu, który ogarniał mnie dosłownie w całości. Nie potrafiłam tego odróżnić, ale miałam wrażenie, że połowę objawów zwyczajnie w świecie sobie urajałam, ponieważ nim matka Sergiego faktycznie zauważyła zmiany w moim wyglądzie, nie pojawiało się dosłownie nic, co mogłoby wskazywać na to, że jestem w ciąży.
Spokojnie pożegnałam narzeczonego, życząc mu dobrej zabawy, a następnie ledwo poczołgałam się do łazienki, kiedy wreszcie wyszedł. Czułam jak robi mi się słabo, kiedy  zaczęłam szukać testów. Czy byłam w jakikolwiek sposób gotowa na macierzyństwo? Sama jeszcze niedawno byłam głupim dzieckiem, a teraz prawdopodobnie jedno rozwijało się w moim brzuchu. I to było tak przerażajace, że kiedy zdałam sobie z tego sprawę, o mało co nie zemdlałam. 
Zaznajomiłam się szybko i niedokładnie z instrukcją podaną w pudełku i ekspresowo przystąpiłam do tego, na co tyle czekałam. Gdy skończyłam, lekko trzęsącą się ręką ułożyłam test na blacie i usiadłam z powrotem na muszli próbując patrzeć wszędzie, byleby tylko nie na to małe, cholerne ustrojstwo, które miało mi dać odpowiedź. Nie wiedziałam jak wytrzymam aż pięć minut bez możliwej utraty przytomności, co byłoby spowodowane coraz bardziej narastającym stresem i strachem, który powoli zaczął się we mnie kumulować. 
Nie wiem ile czasu siedziałam w bezruchu, tępo wpatrując się w ścianę, ale wystarczająco długo, by w mojej głowie pojawiło się wiele wersji mojej przyszłości, kiedy okazałoby się, że faktycznie jestem w ciąży. Nie była ona taka, jaką sobie wymarzyłam, a w kilku wersjach zabrakło nawet Sergiego przy moim boku. Nie wiedziałam czy faktycznie chciałby mieć kiedykolwiek dziecko. Nawet jeśli, to napewno nie teraz, kiedy jego kariera nabierała rozruchu. Nie mógł siedzieć w domu i niańczyć dziecko, a ja nie wyobrażałam sobie siebie w wieku dwudziestu czterech lat z pieluchami i wózkiem. 
Minęło może siedem minut, kiedy ocknęłam się i spojrzałam na leżący test. Z odległości, w której się od niego znajdowałam nie mogłam dostrzec ani jednej kreski, więc musiałam się wreszcie wziąć w garść i wstać. Podniosłam się powolnie i podchodząc dwa kroki bliżej, wystawiłam rękę i złapałam za białe urządzenie. Miałam zamknięte oczy, ale nawet nie do końca to kontrolowałam. Wzięłam trzy głębokie wdechy, próbując uspokoić swój oddech i bicie serca, a kiedy zrozumiałam, że wcale to nie pomaga, uchyliłam szybko powieki, kierując wzrok na test ciążowy. Dwie pieprzone kreski paliły moje oczy, wbijając mi chamsko do głowy to, że rzeczywiście jestem w ciąży. Zasłoniłam dłonią otwarte usta i przykucnęłam wypuszczając test z dłoni. Wraz z trzaskiem, który wywołał jego upadek, z moich oczu popłynęła fala gorzkich łez. W tym samym momencie w pełni przyznałam sobie samej, że nie jestem gotowa na tak dużą odpowiedzialność i nie będę w stanie wychować prawidłowo innego człowieka, kiedy sama dopiero poznawałam samą siebie i dorosłe życie. Fala ciepła uderzyła w moje podbrzusze, a łzy zamazały mi jakąkolwiek widoczność. Wiedziałam, że nie mogę przesiedzieć całego dnia na podłodze w łazience, dlatego złapałam za pozytywny test i chwiejnym, żałosnym krokiem poszłam do sypialni, rzuciłam się depresyjnie na łóżko i przepłakałam w ten sposób kolejne dwie godziny. 

                                           ***

W trakcie płaczu poczułam silne zmęczenie spowodowane wszystkimi emocjami, jakie przeszły przeze mnie w ciągu ostatniego czasu. Zrobiłam sobie krótką drzemkę, która trochę pochamowała wszystko, co się we mnie zbierało i dała mi odrobinę ulgi. Oczywiście przez płacz bardzo bolała mnie głowa, ale za to zdążyłam już oswoić się z nowym stanem rzeczy i tym, jak będzie przez najbliższy czas wyglądać moje życie. Nie cieszyłam się, ale starałam sie z tym pogodzić. Nie wiedziałam też, co powinnam zrobić, ale nie chciałam prosić nikogo o pomoc. Uznałam, że nikt nie powinien o tym wiedzieć, dopóki sama nie poradzę sobie z natłokiem wszystkiego dookoła mnie. Znalazłam ginekologa blisko mnie i umówiłam się na wizytę, ponieważ to było pierwszym krokiem, jaki uznałam za rozsądny. Myślałam, że najbliższy termin, na jaki się załapię to następny tydzień, ale pani uświadomiła mnie, że kobiety w ciąży przyjmowane są pierwsze i tego samego dnia popołudniu będę mogła już przyjść. Zdziwiłam się, ale było mi to na rękę, ze względu na to, że nie musiałam tłumaczyć się Sergiemu gdzie idę, ponieważ po prostu nie było go w domu. Problemem był transport, ponieważ wciąż nie miałam prawa jazdy. Zastanawiałam się do kogo mogłabym zgłosić się o pomoc, ale wiedziałam, że jeśli poproszę na przykład Annę o podwózkę do ginekologa, to ta szybko zorientuje się o co chodzi. 
Długo nad tym myślałam, aż w końcu czas, który szybko upływał nie dał mi wyboru i zmusił do kontaktu z osobą, do której dzwonić chciałam najmniej. 
Wystukałam na klawiaturze numer, który znałam już na pamięć i zaczęłam wsłuchiwać się w sygnał. 
- Coś się stało? - usłyszałam przymulony głos Gerarda i lekko zadrżałam, zdając sobie sprawę z tego, że dość dawno go nie słyszałam. 
Brzmiał jakby właśnie się obudził i było to oczywiście dziwne, ponieważ zegar wskazywał na wpół do czwartą. 
- Mógłbyś mnie gdzieś podwieźć? - spytałam przygryzajac wargę, lekko się stresując. 
Mógł odpowiedzieć nie, ponieważ akurat w momencie, kiedy dzwoniłam mógł właśnie leżeć ze swoją dziewczyną i nie w głowie byłam mu ja. 
- Jasne. O której mam być? 
- Za dwadzieścia minut? - spytałam szybko, w obawie, że zmieni zaraz zdanie. 
Nie zrobił tego, tylko powiedział, że już się zbiera i zaraz będzie.
Przed moim domem był zdecydowanie szybciej, niż się umówiliśmy, ale ja byłam gotowa już po pięciu minutach od naszej rozmowy. Chciałam mieć już to z głowy, a do tego byłam zestresowana, bo nie wiedziałam jak w ogóle wyglądają pierwsze spotkania z ginekologiem w związku z ciążą. Widząc auto Gerarda przed bramą szybko założyłam buty, przy których siedziałam od dziesięciu minut, zamknęłam drzwi i wręcz podbiegłam do samochodu. 
- Cześć. - mruknęłam zapinając pasy. 
Spojrzałam na Gerarda, który cały czas się we mnie wpatrywał. 
- Podaj adres. - odpalił GPS’a w telefonie, który przymocował do specjalnego na to uchwytu. 
Podałam mu adres, nie wspominając na razie o tym, co się tam znajduje i po co muszę tam jechać. 
- Więc Sergi nie mógł cię zawieźć? - zaczepił mnie, jak zwykle niemiłą uwagą na temat mojego narzeczonego. 
Nie rozumiałam go, ponieważ często się z nim spotykał i dużo razy z nim rozmawiał, a mimo to, kiedy nie było go w pobliżu szukał każdego sposobu, by trochę mi z jego powodu ubliżyć. Zwykle się przez to denerwowałam, ale teraz nie mogłam myśleć o niczym innym, jak o tym, o czym dowiedziałam się rano. Niespokojnie wystukiwałam jakiś rytm na kolanie, zerkając co chwilę na Gerarda, upewniając się czy nic nie zauważył. 
- Tak właściwie, to gdzie jedziemy? 
Spytał, mimo że modliłam się o to, by tego nie zrobił. 
- Do ginekologa. - mruknęłam cicho, unikając jego wzroku, ponieważ czułam, że co chwile się we mnie wpatruje. 
- Gdzie? - spytał, ale nie byłam do końca pewna czy to dlatego, że nie usłyszał, czy chciał się upewnić. 
- Do ginekologa i błagam, nie pytaj mnie już o nic. 
Gerard wziął sobie moje słowa do serca, ponieważ przestał się już odzywać, ale widziałam jego zwątpienie i ciekawość malujące się na twarzy. 
Po około piętnastu minutach staliśmy już na parkingu, a ja nie potrafiąc się ruszyć wpatrywałam się w drzwi budynku i wielki napis przy wejściu. Znów zrobiło mi się niedobrze, a strach sparaliżował mnie od stóp, aż do czubka głowy. Serce biło mi jak oszalałe, a Gerard obserwował mnie z uwagą, ale nie postanowił się odzywać. 
Wypuściłam powolnie powietrze z ust, już nie do końca martwiąc się tym, że Gerard mógł domyśleć się jaki jest powód mojej wizyty u ginekologa. Skoro rzeczywiście byłam w ciąży, to prędzej czy później każdy to zauważy. To nie było coś, co byłam w stanie ukrywać przez dłuższy czas. 
- Mógłbyś tu chwilę poczekać? - spytałam, a widząc jak kiwa głową, odpiełam pasy i lekko się wąchając chwyciłam za klamkę. 
Nogi miałam jak z waty, ale jakoś doszłam do drzwi, a potem z trudem weszłam do środka. Przywitałam się z panią z recepcji i kilkoma kobietami, które siedziały i czekały na swoją kolej, a następnie usiadłam obok jednej z nich sprawdzając godzinę. Miałam jeszcze dziesięć minut, dlatego by trochę się odstresować weszłam na Whatsappa. Sergi wysłał mi zdjęcie, czego nie zauważyłam wcześniej. Przedstawiało ono Busquetsa i Albę, którzy trzymali uniesione kieliszki w górze, a Sergi dopisał, że ta kolejka była za mnie. Uśmiechnęłam się i nawet nie zauważyłam kiedy po moim policzku poleciało kilka łez. Szybko wytarłam policzki w rękaw bluzy i obejrzałam się dookoła sprawdzając czy nikt nic nie zauważył. Wzruszyłam się prawdopodobnie dlatego, że oni ciągle o mnie pamiętali, nawet jeśli mieli swój własny, męski dzień. „Prawdopodobnie”, ponieważ było we mnie tyle emocji, że już przestałam je rozróżniać. 
- Pani Maritza Camarillo. - usłyszałam i natychmiastowo uniosłam głowę, zauważając młodą kobietę stojącą w drzwiach do gabinetu. 
Stres znów powrócił, ale przez to, że cały dzień musiałam się z nim użerać zaczynałam się do niego przyzwyczajać. 
Pokiwałam głową, odchrząknęłam i podniosłam się z krzesła. Przeszłam do pomieszczenia i usiadłam na krzesełku wyznaczonym przez lekarkę. Zadała mi kilka podstawowych  pytań, na które odpowiedziałam lekko drżącym głosem. Wykonała także badanie ginekologiczne, ale po jej wyrazie twarzy nie byłam do końca przekonana co o wszystkim myśli. Przez cały czas niespecjalnie się odzywała, mimo że kiedy na nią patrzyłam, to od razu uśmiechała sie w moją stronę. To sprawiało, że wysyłała do mnie mnóstwo sprzecznych znaków, a ja czekałam aż wreszcie z powrotem usiądę na krześle i o wszystkim się dowiem. 
- Sprawdzimy sobie jeszcze coś na badaniu USG. - uśmiechnęła się i pokierowała mnie na miejsce, a następnie kazała mi rozpiąć spodnie i lekko je zsunąć z bioder, co oczywiście szybko wykonałam. 
Jeździła urządzeniem po moim brzuchu, mrucząc czasem coś pod nosem i kiwając w międzyczasie głową. 
- Stresujesz się. - zauważyła, a ja przygryzłam wargę przytakując. 
Znów pokiwała głową, po czym wytarła mój brzuch z żelu i pokierowała mnie z powrotem do biurka. 
- Cóż, nie jesteś w ciąży. - powiedziała z uśmiechem, a ja dosłownie zaniemówiłam.  
Patrzyłam na nią, a następnie dotknęłam swojego brzucha. 
- Nie będę miała dziecka? - wydusiłam, a ona przytaknęła. 
- Jak to możliwe? Mam test i... - wygrzebałam go z torebki i położyłam na biurku, przed kobietą. 
Wciąż miał na sobie te dwie, okropne kreski, które paliły moje oczy za każdym razem, gdy na nie patrzyłam. 
Ginekolog spojrzała na test i uśmiechnęła się pod nosem. 
- Robiłaś drugi? Albo trzeci? - spytała, a ja przyłożyłam dłonie do twarzy, pocierając nimi trochę. 
- Zapomniałam o drugim teście! 
- No właśnie, podczas testu musiało coś pójść nie tak. Mógł być popsuty, ale mogłaś niedokładnie zastosować się do instrukcji, a to jest naprawdę częste zjawisko, bo podczas robienia testu towarzyszy kobietom zwykle stres, strach i niecierpliwość. Prawdopodobnie byśmy się nie spotkały, gdybyś powtórzyła test lub doczytała instrukcję. - zaśmiała się i złapała za test, a następnie spojrzała na niego uważniej. - Ten jest po terminie. - wyrzuciła go do kosza pod blatem. - Myśle, że nie chcesz więcej na niego patrzeć. 
- Zdecydowanie nie. 
- Przekieruję cię jeszcze w razie czego na badania, ponieważ pozytywny wynik może też oznaczać kilka chorób, ale to tylko tak dla upewnienia, bo test rzeczywiście nie był zdatny do użytku, okej? 
Pokiwałam głową, wzięłam skierowanie i pożegnałam się wychodząc z gabinetu z wielkim uśmiechem na twarzy. Każdy mógłby pomyśleć, że cieszę się z tego, że właśnie dowiedziałam się, ze jestem w ciąży lub, ze zobaczyłam swoje dziecko na badaniu USG. A ja po prostu byłam szczęśliwa, ponieważ nie zauważyłam, że cholerna babka z apteki sprzedała mi test ciążowy po terminie. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, że na krześle w poczekalni siedział właśnie Gerard, który tylko gdy zobaczył, że wyszłam podniósł się do postawy stojącej. 
Wtedy przestałam kontrolować już cokolwiek, co robiłam i rzuciłam sie na Gerarda z wielkim uśmiechem. Przytuliłam się do niego, a on z opóźnionym refleksem owinął swoje dłonie wokół mojego ciała i uniósł mnie do góry, przez co straciłam grunt pod nogami. Umieściłam swoją głowę na jego ramieniu, a po chwili zaniosłam się płaczem. Po raz kolejny tego dnia pobeczałam się jak dziecko i tym razem nie mogłam już zwalić winy na ciąże. 
- Powinienem spytać co się stało? - wyszeptał w moje włosy i postawił mnie z powrotem na ziemie. 
Wytarłam policzki i oczy dłonią, starając się nie zniszczyć jeszcze bardziej mojego tuszu, który i tak był już dość rozmazany. Pociągnęłam głosem i omiotłam wzrokiem wszystko co znajdowało się dookoła nas. Wszyscy obecni w poczekalni patrzyli na nas z uśmiechem i prawdopodobnie myśleli, że Gerard jest moim chłopakiem, a ja właśnie dowiedziałam się, ze jestem w ciąży. Nikt z nich nie miał pojęcia, że jest dosłownie na odwrót. 
- Chodźmy do auta. - poprosiłam, a kiedy kiwnął głową pożegnałam się z wszystkimi, którzy się tam znajdowali i wyszliśmy na zewnątrz, a moment potem siedzieliśmy już w jego samochodzie. 
- Więc? - odwrócił się w moją stronę, z wyczekującym wyrazem twarzy. 
- Wczoraj była u nas mama Sergiego i zauważyła, że powiększył mi się brzuch. Nigdy w sumie nie zwróciłam na to uwagi, ale rzeczywiście coś mi nie pasowało. Zrobiłam dzisiaj test i wyszedł pozytywny. - wzięłam wdech i lekko się uspokoiłam, ponieważ nie wiem czemu znów mój głos zaczął drżeć.
Gerard był mocno zdziwiony, a kiedy doszłam do momentu o wyniku jego mina delikatnie zrzedła.  
- Więc to dlatego się tak cieszyłaś? 
- Nie, cieszyłam się, ponieważ okazało się, że nie jestem w ciąży. - uśmiechnęłam się. - Po prostu jestem gruba. - prychnęłam, a Gerard mi zawtórował. 
- Czemu nie pojechał z tobą Sergi? - powtórzył wcześniejsze pytanie. 
- O niczym nie wie. Nie chciałam żeby narazie wiedział, poza tym jest na spotkaniu z kolegami, nie chciałam nic mu psuć. 
- Chcesz gdzieś pojechać i się odstresować? 
Przygryzłam wargę i pokiwałam głową. Prawda była taka, że przy nikim innym nie czułam się tak dobrze, jak z nim i jeśli ktoś miał sprawić, że poczuje się o wiele lepiej, to był to właśnie on. 

czwartek, 21 czerwca 2018

c02r11 Who’s pregnant?

Nasz wyjazd oraz pobyt moich przyjaciół z Manchesteru w Barcelonie minął naprawdę szybko, ponieważ ani się nie obejrzałam, a wszystko powróciło do normalności. Przez to, że miałam ich tak blisko przez ten krótki czas, poczułam wielką pustkę w momencie, w których żegnałam się z wszystkimi na lotnisku. Wiedziałam, że wkrótce do tego dojdzie, a mimo to miałam wrażenie, że przy tym rozstaniu miałam jeszcze większą trudność niż pięć lat temu na lotnisku w Manchesterze.
Gerard po tym co stało się w hotelu i na plaży zaczął mnie kompletnie ignorować, co dało mi potwierdzenie, że było to jednym, wielkim, pieprzonym błędem, który kompletnie nie powinien mieć miejsca. Dopiero w domu dotarło do mnie to, jak wielką idiotką się przy nim stawałam. Moje wyrzuty sumienia powiększyły się jeszcze trzykrotnie, co spowodowało, że zaczęłam spędzać coraz więcej czasu z Sergim, ponieważ przez Gerarda często go unikałam. Uznałam, że nie mogę zachowywać sie jak głupia, niezdecydowana nastolatka. I tak wyrządziłam już Sergiemu sporą krzywdę, a on nawet o tym nie wiedział. Lipiec był miesiącem naszego ślubu, ponieważ trzebabylo wreszcie zająć się takimi sprawami jak zaproszenia, dekoracje i oczywiście sukienka, którą miałam do wglądu następnego dnia, ponieważ ustaliliśmy jeszcze przed wyjazdem projekt. Nie wierzyłam, że do ślubu zostały już tylko trzy miesiące. To w jakiś sposób trafiło do mnie jeszcze bardziej, sprowadzając mnie na ziemię i odpychając od robienia głupich rzeczy. 
- No i nie wiem czy wybrać białe, czy kremowe. - jęknęłam, popijając kawę, a następnie biorąc gryza tosta.  
Sergi okrążył wysepkę kuchenną i znalazł się przy mnie przewracając swoimi oczami, a następnie złożył krótki pocałunek na moim policzku. 
- Przecież one są praktycznie takie same, kochanie. - jęknął, widząc projekty zaproszeń na tablecie. 
- Nie są. - fuknęłam. - Chyba będę musiała zadzwonić do mamy. 
- Nie! Ona jest równie zdecydowana w takich sprawach, co ty. - zaśmiał się i przejechał dłonią po moich włosach, widząc moją niezadowoloną minę. 
No, ale miał rację, bo ani ja, ani mama nie potrafiłyśmy podejmować dużych decyzji. 
- Okej, więc biorę białe. - powiedziałam i dokończyłam śniadanie. 
- Serio? 
- Ugh, nie wiem! - opadłam na blat, a Sergi zaniósł się gardłowym śmiechem i kręcąc głową złapał za mój talerz, a następnie umieścił go w zmywarce, za co mu oczywiście podziękowałam. 
Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi, a ja wiedząc, że to Elena i Busi po prostu poczekałam aż wejdą sami. Sergi też nie fatygował się do drzwi, ponieważ powiedziałam mu wcześniej o naszych gościach. Jednak mimo to, żadne z nich nie weszło, a wciąż dobijało się do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, a następnie obydwaj skierowaliśmy się w stronę przedpokoju. 
- Wreszcie! 
Zamarłam widząc przed sobą matkę Sergiego. On również nie wyglądał jakby w jakikolwiek sposób spodziewał się swoich rodziców w naszym domu. 
- Dzień dobry! - uśmiechnęłam się, próbując sprawiać pozory zadowolonej z ich wizyty, mimo że w środku właśnie krzyczałam. - Co za niespodzianka. - mruknęłam, kiedy kobieta wyminęła mnie, zignorowała rękę, którą wystawiłam na powitanie, a następnie wpadła w objęcia mojego narzeczonego, zachwycając się tym jak męski jest. 
- Cześć, Mari. - usłyszałam, kiedy pojawił się przede mną ojciec Sergiego, który przytulił się do mnie i z uśmiechem przywitał. 
- Dzień dobry, panie Roberto. - tym razem mój uśmiech był szczery, ponieważ był on naprawdę równym gościem, czego nie można było powiedzieć o jego zadufanej żonie. 
- Anna będzie później, ponieważ wpadła do Eleny i Busquetsa. Och, Maritza nie przybrałaś trochę na wadzę? - stanęła na środku salonu i z lekką pogardą spojrzała na mnie, oglądając każdy kawałek mojego ciała, szukając czegoś, do czego mogłaby się przyczepić. 
Ona po prostu mnie nienawidziła. 
- Może jesteś w ciąży? Błagam, jeszcze nawet nie wzięliście ślubu! 
- Mamo, Maritza nie jest w ciąży. - westchnął spokojnie mój narzeczony, który wreszcie postanowił się odezwać. 
Byłam zła, ale i dość skrępowana zaistniałą sytuacją. Jej uwaga doprowadziła nawet do tego, że kiedy siedzieli już w salonie, a ja przygotowywałam kawę mimowolnie spojrzałam na mój brzuch i dotknęłam go, by sprawdzić czy nie jest zbyt wypukły. Może rzeczywiście powinnam zacząć się zdrowiej odżywiać i o siebie dbać, bo na ślubie będę wyglądać jakbym faktycznie spodziewała się dziecka. 
Mama Sergiego tak naprawdę nigdy za mną nie przepadała, ponieważ już pierwszego dnia, gdy się poznałyśmy kierowała w moją stronę masę niemiłych uwag, nawet nie patrząc na to, że mogą mnie urazić. Najgorzej było kilka miesięcy temu, kiedy wspólnie oznajmiliśmy, że postanawiamy się pobrać. Dosłownie oszalała i nie z radości, czyli tak, jak zrobiła by to każda inna matka, a z rozpaczy i zdenerwowania. Za to Josep, czyli jego tata, był zupełną jej przeciwnością. Zawsze śmiało ze mną rozmawiał, witał się we właściwy sposób i był szczerze zadowolony z faktu, że postanawiamy się pobrać. Naprawdę nie wiedziałam jak mógł w jakikolwiek sposób wytrzymać z nią jeden dzień, a co dopiero tyle lat. 
Nim zaniosłam filiżanki do salonu, jeszcze raz spojrzałam na swoje ciało i zadecydowałam, że naprawdę będe musiała dogadać się z Van, która była zafiksowana na punkcie siłowni i zdrowego trybu życia. 
- Więc kiedy oficjalnie zaczynacie treningi? - usłyszałam w momencie, w którym weszłam do pokoju i wcale nie byłam zdziwiona faktem, że rozmowa zeszła na tor piłki nożnej oraz FC Barcelony. 
- Cóż, oficjalnie powinienem szesnastego lipca, ale trener przedłużył mi i paru osobom wolne, więc wracam pod koniec miesiąca. 
- Z jakiej racji aż tyle wolnego? Kochanie, musisz ćwiczyć przed nowym sezonem. - wtrąciła się Maria, a mnie mimowolnie podniosło się ciśnienie na jej głos. 
- Z racji ślubu, mamo. - sprostował. - Swoją drogą, nie miejcie mi za złe, ale skąd ta wizyta? 
- Nie możemy odwiedzić syna? - spytała żartobliwie, a ja ukradkiem spojrzałam na minę Josepa, który chyba nie był zadowolony. - No dobrze, chcemy wam pomóc przy ślubie! 
- Ty chcesz, ponieważ ja mówiłem ci milion razy, że są dorośli i zdecydowanie poradzą sobie sami. - burknął tata Sergiego, a ja dosłownie współczułam mu tego, co musiał przeżywać z tą kobietą. 
Chciała być wszędzie, mieć nad wszystkim kontrole i sprawić, że każdy będzie wykonywał tylko te czynności, które wydają się jej być odpowiednie. Dlatego właśnie ani razu nie fatygowaliśmy się, by prosić ją o radę, bo nawet jeśli poprosilibyśmy o nią tylko pana Roberto, to ona i tak musiałaby dołożyć swoje trzy grosze. Kobieta niezbyt przejęła się zarzutem męża, ponieważ kiedy nastała cisza, ona schyliła się do wielkiej siatki, którą przez cały czas trzymała blisko siebie i zaczęła wyciągać z niej różne kartki. 
- Tu są projekty zaproszeń, tutaj kopert. - zaczęła wyciągać wszystko na stół, robiąc przy tym spory bałagan. - Gdzieś w siatce mam jeden z suknią dla... o! Mam, proszę, to jest projekt sukni dla druhn, a tutaj bukietów! 
Z dumą patrzyła na porozrzucane sterty papieru, a ja z szokiem w oczach patrzyłam to na nią, to na stolik i Sergiego, który również nie widział co powiedzieć. 
- Mamo, myślę... - westchnął Sergi, nie wiedząc jak powiedzieć to najdelikatniej, by nie obraziła się w sposób, który jest już po prostu ikoniczny, jeśli chodzi o nią. - Myślę, że takie rzeczy powinnismy załatwiać my, a w szczególności Mari. 
- Przykro mi synu, ale twoja dziewczyna nie ma gustu, więc musiał zająć się tym ktoś, kto się na tym zna.
- Mamo, po pierwsze Maritza jest moją narzeczoną, a nie dziewczyną, po drugie dlaczego cały czas jesteś w stosunku do niej taka niemiła? - uniósł lekko głos, co bardzo mnie zaskoczyło, ponieważ nigdy do końca nie zdecydował się mówić do niej aż tak głośno. 
- Nie unoś się. - ostrzegła, a ja nie mogłam uwierzyć, że wywiązała się między nimi taka rozmowa. 
Dosłownie za każdym razem, kiedy wymiana zdań między Sergim a jego mamą zaczynała przybierać postać bardziej delikatnej kłótni, to mój narzeczony po prostu odpuszczał i pozwalał jej wygrać. Każdy z nas wiedział, że po prostu nie warto czekać, aż przerodzi się to w coś poważniejszego, ponieważ wtedy może być za późno, a jej złość będzie przypominać tą, kiedy dowidziała się o ślubie. Nikt nie chciał powtórki z tamtego dnia.  
- W końcu ktoś musi, bo nie rozumiesz, kiedy ktoś mówi do ciebie w normalny sposób. Kocham Mari, jest moją narzczoną, za trzy miesiące stanie się żoną, a ty musisz wreszcie zaakceptować to, że jestem dorosły i potrafię sam podejmować decyzje. Całe życie wszystko robiłaś za mnie, więc pozwól mi chociaż raz zrobić coś po swojemu, szczególnie, że to jest n a s z ślub! A jeśli nie będziesz potrafiła tego zaakceptować, to nie wiem czy chce widzieć cię w ten dzień, który powinien być dla mnie szczęśliwy, a nie stresujący tylko dlatego, że będziesz tam ty, próbująca sprowadzić wszystko na swoje! 
Po wybuchu Sergiego, którego nie spodziewał się chyba nikt, nastała przeszywającą cisza. Josep z podziwem przyglądał się synowi, prawdopodobnie nie wierząc, że wreszcie po tylu latach zdał się na to, by postawić się własnej matce. Maria spuściła wzrok i przypuszczam, że był to pierwszy raz, kiedy ktoś właśnie w taki sposób spróbował się jej sprzeciwić, a ja obserwowałam wszystkich nie do końca wiedząc jak powinnam się zachować w właśnie takiej sytuacji. W lekkim stresie złapałam za filiżankę i upiłam łyk herbaty, a następnie przeniosłam wzrok na Sergiego, słysząc jak podnosi się z kanapy i wychodzi z mieszkania. Nie próbowałam go nawet zatrzymać, bo widziałam, że jest teraz bardzo zły. Jedynie Maria krzyknęła za nim, w momencie, w którym otworzył drzwi, ale nie wiele jej to dało, a Josep upomniał ją, by tego nie robiła i zostawiła go w spokoju, bo musi ochłonąć. Przynajmniej on jedyny w ich małżeństwie myślał w miarę przejrzyście. 
- Więc... - odezwałam się, a wzrok każdego z nich przeszywająco spoczął na mnie.
Josepa w zaciekawieniu, a Marii złości, bo prawdopobnie o wszystko teraz zacznie oskarżać mnie. 
- Może chcecie coś zje...
- Heeeeeeej, gdzie jest moja ulubiona połówka pary składającej się z Mari i Sergiego!? - po całym mieszkaniu rozległ się głos Busquetsa, który wesoło wparował do salonu, a jego optymizm spadł przynajmniej o połowę w momencie, w którym zobaczył jakich mamy gości. - Dzień dobry, państwo Roberto. 
W tym samym czasie małżeństwo podniosło się, jakby na zawołanie, a ojciec Sergiego poinformował, że nie będą już zawracać nam głowy i lepiej jak pójdą. Mogłabym być kulturalna i oczywiście zaprzeczyć, mówiąc, że wcale nie przeszkadzali, ale wtedy po prostu bym skłamała, a naprawdę chciałam żeby już wyszli.  
- Anna nie jest z wami? - spytała się Eleny Maria, odzywając się po raz pierwszy od czasu kłótni. 
- Nie, była, ale akurat jak przyjechaliśmy, to wychodził dość zdenerwowany Sergi, więc poszła z nim. 
- Powinnam do nich zadzwonić. - powiedziała i szybko chwyciła za torebkę, wyciągając z niej telefon. 
- Nie, nigdzie nie dzwoń, kobieto. Myślę, że rodzeństwo może mieć chwile spokoju? - wtrącił się pan Josep i wyrwał urządzenie z ręki kobiety, a następnie szybko się pożegnali i wyszli. 
- Powinniśmy wiedzieć co się stało? - odwrócił się do mnie Busi, który zdążył już napełnić usta paluszkami, które stały na stoliku do kawy. 
- Cóż, to może być dla was ciekawe. 

                                          ****

Sergi wrócił do domu późnym wieczorem i chwilę porozmawialiśmy o wszystkim co zaszło, ale tak naprawdę skończyło się na tym, że znaleźliśmy się w łóżku. Następnego dnia pojechał z Busquetsem odebrać wreszcie nasze auto od mechanika, a ja udałam się z Van, Anną i kolejną Ann (która była siostrą Sergiego) do centrum miasta, by przymierzyć finalnie uszytą sukienkę. Na szczęście wcale się nie zawiodłam i pomimo tego, że bardzo się o to bałam, pasowała idealnie. Następnie pojechałyśmy załatwić dla mnie kurs prawa jazdy, ponieważ wiedziałam, że muszę wreszcie się za to zabrać. Wspomniałam też Vanessie o siłowni, bo nadal nie zmieniłam zdania co do mojej sylwetki. Może i mama Sergiego zachowywała się podle wobec mnie, ale uznałam, że miała racje. W ostatnim czasie zdecydowanie przybrałam na wadze, a kiedy powiedziałam o tym dziewczynom, uznały ze śmiechem, że może faktycznie jestem w ciąży. I nawet jeśli usłyszałam to w żartach, przez resztę czasu, który spędziłyśmy na kawie myślałam o naszym ostatnim razie z Sergim, który był bez zapezpieczenia. Faktycznie zdarzało się to dość często, ale byłam pewna, że w jakiś sposób był ostrożny. 
Około piętnastej byłam w domu, gdzie zastałam Sergiego wraz z Busim, Albą i Iniestą, którzy okupowali kanapę i zadowalali się powtórkami meczy. Dowiedziałam się, że wszyscy zostaliśmy zaproszeni na grila u Alby i Romarey. Miał się odbyć o siedemnastej, dlatego w momencie kiedy przyszłam Jordi właśnie zbierał się powoli do wyjścia, by pomóc swojej partnerce w przygotowaniach. Busi oznajmił, że raczej nie przyjdą, ponieważ Elena kończąc już swój szósty miesiąc ciąży zaczęła mieć naprawdę dokuczliwe bóle kręgosłupa i obrzęki. W dodatku pojawił się u niej chorobliwie wielki apetyt, dlatego zażartował, że mogłoby nic dla nas nie zostać. Słuchając o ciąży przyjaciółki poczułam jak coś delikatnie uciska mnie w żołądku. Nie wiedziałam czy poradziłabym sobie z tym wszystkim, jeśli faktycznie okazałoby się, że w moim brzuchu właśnie rozwija się nowe życie. Ten ciężar, skurcze, bóle wszelkiej maści, kompletnie nie czułam się na to gotowa, mimo że w przyszłości naprawdę chciałam mieć małego dzidziusia. Jednak nic nie było pewne, dlatego nie zamartwiałam się na zapas i postanowiłam po prostu zajść następnego dnia do apteki i kupić po raz pierwszy w życiu test ciążowy. Ucieszyłam się, ponieważ kiedy wszyscy już poszli Sergi poinformował mnie, że umówił się z kolegami właśnie na kolejny dzień, więc miałam pewność, że nie przyłapie mnie i nie pomyśli, że rzeczywiście jestem w ciąży. Nie wiedziałam jak mógłby zareagować. Nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy o takich sprawach jak dzieci, dlatego nie wiedziałam nawet czy kiedykolwiek jakieś by chciał. 
Kilka minut po siedemnastej znaleźliśmy się na posiadłości Alby. Sergi poszedł na taras, gdzie siedziała męska część gości, z kilkoma wyjątkami, a ja dotrzymałam towarzystwa Romarey, która szykowała jedzenie na gril. Reszta partnerek siedziała w salonie i plotkowała, przygotowując przy tym talerzyki i inne tego typu rzeczy. 
- Więc, masz dwadzieścia pięć lat, prawda? - spytałam, siadając na krzesełku i przyłapując się na tym, że złapałam za kawałek ogórka, który zaczęłam jeść. 
- Mam, a co? - zaśmiała się i przesypała pokrojone warzywa do miski. - Mogłabyś podać mi większą? Jest tutaj w górnej półce. 
- Jasne. - wstałam po ową rzecz i próbowałam kontynuować temat. - Nie macie dzieci z Jordim, bo uważacie, że jesteście za młodzi czy na przykład dlatego, że on nie chce? Proszę. - dodałam, kiedy podałam kobiecie miskę. 
- Cóż, raczej nie dlatego, że jesteśmy za młodzi. Tak naprawdę jeszcze nie rozmawialiśmy o tym. Dlaczego pytasz? 
- Nieważne. Znasz dobrze Sergiego? - spytałam ponownie i poprawiłam się na krzesełku, delikatnie się kręcąc. 
- Trochę tak, poznałam się z Jordim kiedy miałam osiemnaście lat, więc już od tamtej pory znam Roberto. 
- Chciałby dzieci? 
- Nie wiem, dlaczego pytasz? Jesteś w ciąży?! - zasłoniła usta dłońmi, powstrzymując się od pisku, a ja podskoczyłam zaczynajac ją uciszać. 
- Nie krzycz tak, proszę, bo usłyszy. - jęknęłam. 
- Więc jesteś? - uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy błyszczały ze szczęścia. 
Gdybym była, to Romarey cieszyła by się z tego faktu sto razy bardziej, niż ja sama.  
- Nie, nie jestem. Znaczy... jeszcze nie wiem. 
- Robiłaś test? 
- Miałam zamiar kupić i zrobić go jutro, ale trochę się stresuje. Nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach, do tego nie czuje się jeszcze na tyle odpowiedzialna, by je w ogóle mieć. 
- Myśle, że to przychodzi samo. Wiesz, te wszystkie rodzicielskie rzeczy. Czujesz to dopiero, kiedy się urodzi albo jak zobaczysz je na USG. W sumie, to nie miałam dzieci, więc się nie znam, ale znam sporo mamusiek. - zaśmiała się, spoglądając na wszystkie partnerki, które posiadały dzieci i siedziały w salonie. 
- Dzięki, ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie jestem w ciąży. - zaśmiałam się nerwowo i złapałam za kolejnego ogórka. 
- Kto jest w ciąży? - usłyszałam za plecami głos Sergiego i o mało nie zakrztusiłam się warzywem, które właśnie miałam zamiar połknąć. 
Dziękowałam wtedy Bogu, że wszedł dopiero pod koniec naszej rozmowy. 
- Rozmawiamy o Elenie. Szkoda, że jej z nami nie ma. - wybrnęła Romarey, zauważając, że nie potrafię wydusić z siebie żadnego słowa. 
- Fakt. - przytaknął. - Chodźcie, bo zaraz wchodźmy do basenu. - uśmiechnął się i złożył krótki pocałunek na moich ustach, a potem pociągnął mnie w stronę wyjścia na taras. 

_____
hej po długiej przerwie! przepraszam, ze ostatnio nie było mnie u was (byłam, czytałam, ale po prostu nie komentowałam), ale miałam lekkie zawalenie związane z końcem roku, dlatego nie było też żadnego rozdziału. obiecuje, ze będę już na bieżąco jeśli chodzi o komentowanie oraz postaram się nadrobić to, co obiecałam, że nadrobię, a jak zapomnę, to proszę się tu upominać! <3 
dzisiaj tak bez Gerarda, ale myśle, ze dość ciekawie i jestem po prostu cieeeeekawa waszych odczuć ;D <3 
do następnego ❤️

środa, 13 czerwca 2018

Social Media

Hejhej!
Chciałam zrobić to już dawno pod jakimś rozdziałem, ale za każdym, gdy jakiś wstawiałam, to zapomniałam o tym wspomnieć XD sklezora xd
Ogólnie, to chodzi o to, że w sumie to nie mam z wami czytelnikami żadnego kontaktu oprócz bloga, wiec postanowiłam podać wam tu jakieś miejsca, gdzie możecie mnie znaleźć i na luzie napisać czy coś ;D
Wiec:
1. ask! na asku mam trzy konta; dwa informacyjne i jedno prywatne. Pierwsze jest o Gerardzie (gerardpfcbpl), a drugie Sergim (sergiroberto020). Moje prywatne —-> kaska010 (nie mam na imie Kasia jak cos! Nie mam pojęcia dlaczego dałam taką nazwę, ale to było dawno, wiec myśle, ze to jakieś usprawiedliwienie ;D)
2. instagram! Mam tylko prywatne konto ——> amaccas
3. na facebooku tez możemy się jakoś spiknąć, ale tutaj go nie podam ;D po prostu jak któraś z was by chciała, to wystarczy na którymś z wyżej wymienionych kont napisać.
Zawsze piszcie, ze to wy! <3
Nie wiem kiedy będzie rozdzial, przepraszam :(( zastałam się, ale za to pisze coś nowego!
Buziaki! <33

piątek, 1 czerwca 2018

c02r10 Just friends, right?

Trzy dni na Malediwach odbywały się zupełnie tak samo. Dopiero czwartego dnia postanowiliśmy udać się wszyscy razem do parku wodnego, ponieważ każdy miał już dość oceanu i wchodzącego wszędzie piasku. Ja nie do końca cieszyłam się z tego pomysłu, ponieważ nienawidziłam zjeżdżalni wodnych i innych tego typu atrakcji.
Wybraliśmy się z samego rana, by potem móc wyjść po południu na jakiś obiad, a wieczorem na piwo lub drink - to już w zależności od preferencji. Zawiozły nas trzy taksówki i na miejscu byliśmy przed godziną dziewiątą. Jako, że żadna z atrakcji nie była dla mnie, zapropnowałam Isaacowi, że zaopiekuje się Isabel i spędzę z nią czas w strefie dla dzieci. Ucieszył się, ponieważ ani on, ani Jessie nie musieli się ograniczać i w spokoju mogli spędzić czas razem na świetnej zabawie. Ja także byłam zadowolona, ponieważ kochałam towarzystwo małej dziewczynki, która była bardzo żywotna i gadatliwa. Bez przerwy opowiadała mi o tym jak bardzo tęskniła za mną i wujkiem Sergim oraz, że bardzo nie polubiła swoich koleżanek z przedszkola. Powodem była zabawka, którą każda z nich chciała się bawić i żadna nie chciała ustąpić. W obecności Isabel nie potrafiłam wyzbyć się uśmiechu z twarzy i momentami aż czułam gdzieś w środku potrzebę posiadania takiego małego dziecka. Kiedy córeczka moich przyjaciół poszła zjechać na zjeżdżalni, która była imitacją słonia, ja przysiadłam na jednym ze schodków i zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam Sergiego, który z wielkim uśmiechem na twarzy pryskał się wodą razem z Busquetsem i Albą. Westchnęłam krótko zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo go krzywdziłam, a on nawet o tym nie wiedział. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, spowodowane nocą na plaży, podczas której poraz pierwszy od pięciu lat całowałam się z Gerardem. Pragnęłam jego ust przez tyle czasu i czułam się wtedy niesamowicie, ale co mi z tego było, skoro nie potrafiłam się nawet na tym skupić. W głowie ciągle miałam zawiedziony wyraz twarzy Sergiego, który dowiaduje się o tym, co mu zrobiłam. Byłam okropną narzeczoną, a on traktował mnie jak księżniczkę. Za niedługo mieliśmy się pobrać, a ja nie wiedziałam jak miałam podejść z nim do ołtarza i powiedzieć to pieprzone „tak”, skoro w głowie ciągle siedział mi Gerard, który właśnie w tym momencie całował się z Malią. On od momentu naszego incydentu zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. I to wcale nie tak, że sprawiał mi tym przykrość, bo dobrze wiedziałam, że tak się stanie, ale mimo to czułam się z tym źle. Szczególnie kiedy obmacywał jej tyłek tak, jakby w pobliżu wcale nie bawiły się małe dzieci. I już naprawdę nie wiem co mnie bardziej denerwowało; to, że byłam zbyt głupia, by ulec chwili czy może fakt, że chciałam, by się ona powtórzyła. Mała Isabel nie dała mi więcej czasu na wyrzuty sumienia i walkę z samą sobą w myślach, ponieważ zaskakując mnie uwiesiła się na mojej szyji i poprosiła bym chwilę „popływała” z nią w brodziku. Jej urok sprawił, że nie miałam serca odmówić, dlatego leżałam właśnie plackiem w wodzie, która ledwo zakrywała moje plecy i wygłupiałam się, próbując rozbawić małą dziewczynkę. Nie zastanawiałam się nawet nad tym, jak głupio musiało to wygalądać w oczach kogoś, kto przechodził obok. Brodziki dla dzieci były fajne na przykład dlatego, że woda w nich była zdecydowanie cieplejsza od tej w normalnym basenie oraz było płytko, a to plus dla kogoś, kto nie potrafi pływać - czyli dla mnie. 
- Chyba nie muszę ci mówić jak bardzo idiotycznie to wygląda, prawda? - usłyszałam za sobą rozbawiony głos i nawet jeśli nie rozpoznałabym w nim Gerarda, to mała Isabel pomogłaby mi w tym, bo kiedy tylko go ujrzała, podniosła się z wody i podbiegła do chłopaka wykrzykując głośno jego imię. 
Ja wywróciłam oczami, ponieważ kiedy tylko na chwilę przestawałam o nim myśleć, on musiał pojawić się gdzieś blisko, by natychmiastowo przypomnieć mi o swojej egzystencji. 
Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego Gerarda, który ostrożnie unosił małą Isabel do góry, co wywołało jej głośny śmiech. 
Przestudiowałam wzrokiem praktycznie całe nagie ciało chłopaka, a kiedy zatrzymałam się na jego twarzy, zastałam wymowne spojrzenie, które spowodowało pojawienie się delikatnych wypieków na mojej twarzy. 
Gerard od zawsze lubił sprawiać, że się zawstydzałam, miałam wrażenie, że sprawiało mu to satysfakcję. A przecież robił to praktycznie z każdym. 
Po chwili ciszy wypuścił dziewczynkę ze swoich objęć, a ona podbiegła do mnie i wtuliła się w moje ramię. Nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć, ponieważ odezwał się do mnie pierwszy raz od naszego pocałunku. 
- Gdzie zgubiłeś usta Malii? - palnęłam i spojrzałam na niego z dołu, ponieważ wciąż siedziałam w wodzie, a on nadal nade mna stał. 
- A ty gdzie zgubiłaś swojego narzeczonego? 
- Co cię to interesuje? 
- A ciebie? - zmrużył oczy, a ja zdałam sobie sprawę z tego, ze przecież zapytałam pierwsza. 
Fuknęłam coś pod nosem, a w tym samym czasie Isabel poprosiła Gerarda, by został i się z nami chwilę pobawił. 
- Nie sądzę by Gerard chiciał... 
- Z chęcią. - wtrącił się, nie spuszczając ze mnie oczu, a ja pokręciłam głową i podniosłam się wreszcie z brodzika.
Gerard złapał ponownie Isabel i usadził ją sobie na ramionach, co wywołało słodki pisk dziewczynki, a następnie posadził ją na zjeżdżalni, na której niedawno była. Podczas gdy jego ręce były w górze, moim oczom ukazał się mały, czarny rysunek na jego wewnętrznej stronie ramienia. Oczywiście domyśliłam się, że to tatuaż, co bardzo mnie zdziwiło, bo nie miałam pojęcia, że Gerard posiadał jakikolwiek na swoim ciele. Z tego co w tym małym ułamku seksundy zdążyłam zauważyć, to ukazywał on małą falę, która zamknięta była w okręgu. Nie wiedziałam co mógł oznaczać i nie byłam do końca przekonana czy powinnam w ogóle o niego pytać. Zbyt dobrze znałam Gerarda i wiedziałam jak może zareagować, jeśli spytam się go o jego prywatną sprawę. Postanowiłam więc udawać, że nic nie widziałam i przez następne pół godziny wygłupialiśmy się w trójkę w brodziku. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz widziałam takiego Gerarda albo czy w ogóle kiedykolwiek miałam okazje zobaczyć Piqué cieszącego się jak małe dziecko z tego, że pięciolatka oblała go wodą i prawie się nią zachłysnął. Starałam się jednak napawać tym niecodziennym widokiem, ponieważ wyglądał uroczo razem z Isabel. 
Po jeszcze dziesięciu minutach pojawił się przy nas Isaac, który widząc jak spędzamy razem czas nie potrafił się opanować i posłał nam znaczące spojrzenie, a następnie podziękował i oddelegował nas byśmy spędzili czas z dala od zjeżdżalni w kształcie słoni i mrówek brodzików. Wolałam posiedzieć jeszcze trochę z Gerardem i Isabel, ale nie mogłam powiedzieć tego na głos, dlatego zapewniliśmy chłopaka, że to nic takiego z naszej strony i się oddaliliśmy.
Gerard od razu wskoczył do głębokiej wody i próbował zaciągnąć mnie do niej razem z nim, ale ja stałam przy swoim pamiętając o tym, że kompletnie nie potrafiłam pływać. 
- Nie ma mowy, Gerard! Nie wejdę. - odsunęłam się szybko od krawędzi, ponieważ Piqué wystawił do mnie rękę, próbując złapać mnie za kostkę i pociągnąć do siebie. 
- Weź, Camarillo. Nie bądź pizda! 
Wytrzeszyłam oczy z miną, która wyrażała rozbawienie na to jak mnie właśnie nazwał. 
- Dobra, nie trafiłem. - prychnął. - Ale i tak chodź! Po co przyjechałaś na basen? Żeby pływać w brodziku z pięciolatką? - spytał z wyrzutem, a ja uniosłam brwi ku górze. 
- Robiłeś dokładnie to samo, Gerard. 
- Tylko po to, żebyś wyglądała mniej żenująco! No chodź!  
- Ale ja nie umiem pływać! - jęknęłam zażenowana, a Gerard starał się przez dosłownie chwilę wyglądąc na spokojnego, ale nie wytrwał tak długo i zaniósł się śmiechem. Mimo tego, że właśnie miał ze mnie ubaw, to nadal podobał mi się jego śmiech. 
- Wygląda na to, że oprócz jazdy będę musiał nauczyć cię pływać. - uśmiechnął się i wystawił w moją stronę rękę. 
Przekręciłam głowę w bok próbując doszukać się jakiegoś przekrętu. Mógł na przykład pociągnąć mnie do wody i śmiać się z tego jak próbuję przetrwać i się nie utopić. Mimo wszystko ufałam mu i prawdopobnie naprawdę chciał mnie czegoś nauczyć. Gerard spojrzał mi w oczy, jakby próbował dać znać, że nic mi się z nim nie stanie, a ja westchnęłam przeciągle i złapałam za jego dłoń, która ciagle czekała aż to zrobię. 
Pisnęłam głośno w dokładnie tym samym momencie, w którym moje ciało zderzyło się z wodą. Już w głowie miałam plan jak okrzyczeć Gerarda, kiedy wciąż byłam zanużona i widziałam w wyobraźni jak śmieje się z tego, że nie potrafię samodzielnie się wynurzyć. Jednak moja przemowa na nic mi się nie przydała, ponieważ poczułam jak silne ręce Gerarda owijają się wokół mojej talii, a następnie jak powoli łapię kontakt z tlenem. 
- Wyglądasz jak przemoczony jamnik. - zaśmiał się głośno, a  ja gdyby nie to, że to od niego zależało czy się nie utopię.  uderzyłabym go. 
- Dobrze, że chociaż ty wyglądasz jak model. - rzuciłam z sarkazmem i ułożyłam swoje trzęsące się dłonie na jego barkach, a nogi usadowiłam na jego biodrach, okalając je. 
Byliśmy bardzo blisko siebie, przez co ciepło bijące z jego ciała zatrzymywało się na mnie, wywołując tym naprawdę miłe uczucie. 
- Więc będziesz się tak patrzył czy faktycznie mnie czegoś  nauczysz? - powiedziałam używając jego taktyki. 
Gerard kiwnął głową i tak aż do końca naszego pobytu w parku wodnym próbował nieskutecznie sprawić, że popłynę samodzielnie przynajmniej metr. Byłam nie do nauczenia, co wypominał mi potem w drodze do hotelu oraz na obiedzie. 
Ale przecież nie moją winą było to, że nie potrafiłam skupić się na pływaniu, kiedy jego dłonie wciąż mnie dotykały, a on był niesamowicie blisko, co sprawiało, że traciłam kontakt z kimkolwiek i czymkolwiek. 

                                             ***

Wieczorem połowa z nas była padnięta po wodnych zabawach, a cała reszta nie mogła doczekać się wyjścia na jakąś imprezę. Ustaliliśmy więc, że ci, którzy chcą pójdą, a inni zostaną w hotelu. Ja zaliczałam się do tej drugiej grupy, ponieważ po wysiłku jakim była nauka pływania naprawdę jedyne na co miałam ochotę, to sen . Jeszcze jednym powodem było to, że Sergi bardzo chciał żebyśmy spędzili ten czas razem. Skończyło się i tak na tym, że oglądaliśmy jakiś film i nim zdążyło między nami do czegoś dojść - Sergi zasnął. Widocznie pływanie również i z niego wypruło resztę energii. Postanowiłam nie robić z tego żadnej afery, ponieważ Roberto był niesamowicie słodki kiedy spał. Przykryłam go więc kocem i zajęłam się sprzątaniem naszego apartamentu, który był najbardziej okupowanym przez wszystkich uczestników wyjazdu. Oczywiście to dlatego, że był największy i najlepiej urządzony. I także z tego powodu znajdowało się w nim najwięcej syfu, a jako, że odechciało mi się kompletnie spać, postanowiłam w pożyteczny sposób wykorzystać moją energię. 
W trakcie wyciągania gum, które dzień wcześniej rozsypał na kanapie Michael usłyszałam wibracje mojego telefonu, który znajdował się w torebce. Była to wiadomość, a nie połączenie, dlatego nie spieszyłam się z jej odebraniem. Kiedy trzymałam już urządzenie w dłoni na ekranie pojawiło się imie Gerarda, a następnie Busquetsa. Najpierw otworzyłam tą od Sergio, bo w pewien sposób stresowałam się tym, co mógł napisać do mnie Piqué. 
Busi: „chodź do nas, jest świetnie!” 
Busi: „wiem, że chcesz przyjść, Maritta” 
Busi: „Maritza*” 
Busi: „to autokorekta, nie myśl, ze nie wiem jak się nazywasz. wiem!!” 
Prychnęłam mimowolnie na jego wiadomości, bo nie trzeba było być specem, by domyśleć się jak bardzo pijany był podczas ich pisania. 
Przysiadłam na podparciu kanapy i przygryzłam wargę przystawiając palec do imienia Gerarda. Wciąż nie rozumiałam jak możliwe jest to, że po tylu latach nic nie zmieniło się co do tego, jak ten pieprzony piłkarzyna na mnie działał. Jak sprawiał, że się krępuję, stresuję, ale i podniecam. Próbowałam też porównać go do Sergiego i zdałam sobie sprawę, że on nigdy nie wywoływał we mnie aż tylu emocji naraz. Osobno może i tak, ale nigdy razem. 
Jęknęłam cicho, co było naprawdę mimowolnym odruchem, ponieważ znów zestawiałam ze sobą faceta, który przewrócił moje życie do góry nogami i zostawił mnie ze złamanym sercem i faceta, który wszystko naprawił i dał mi poczucie stabilności, którego nie miałam nigdy przy Gerardzie. Jednak Gerard dawał mi wiele innych rzeczy i doznań... Jak bardzo ta sytuacja była popieprzona? 
Spojrzałam na swój kciuk, który nadal wisiał nad numerem Gerarda, po czym przystawiłam go do ekranu, powodując pojawienie się wiadomości. 
Gerard: „nudno tu bez ciebie, Camarillo” 
Gerard: „przypuszczam, ze tobie tez się nudzi, dlatego napisz jedną wiadomość, a po ciebie przyjdę ;)” 
Ja: „:)” 
I naprawdę nie wiem w którym momencie odpowiedziałam i czy w ogóle się nad tym zastanowiłam, ale uśmiechnęłam się zaraz po tym, gdy zdałam sobie sprawę, że Gerard chciał bym przyszła. Może nie miał kogo denerwować albo zrozumiał, że nikt nie lubi Malii, więc i on powinien sobie ją darować, ale mimo wszystko napisał właśnie do mnie i to się dla mnie naprawdę liczyło. Obliczyłam na szybko ile zajmie Gerardowi przyjście, ale nim faktycznie doszłam do wyniku usłyszałam pukanie do drzwi. Skrzywiłam się, ponieważ była już prawie północ, więc nie potrafiłam domyśleć się kto mógł przyjść. 
- Gerard? - rozszerzyłam oczy i kilka razy nimi zamrugałam. - Teb klub jest w piwnicy hotelu, że zajęło ci to dwie minuty? 
- Zabawna, jak zawsze. - uśmiechnął się w ten denerwujący sposób, dlatego wywróciłam oczami. - Wyszedłem od razu, gdy napisałem, bo widziałem, że będziesz chciała przyjść. 
- Skąd ta pewność? 
- Przeczucie? - wzruszył ramionami i złapał za moją rękę, ściskając ją lekko w nadgarstku, a następnie pociągnął mnie w swoją stronę. 
Ten ruch sprawił, że moje dłonie wylądowały na jego klatce piersiowej, a nasze usta zetknęły się w długim i delikatnym pocałunku. Zastanawiałam się czy to czasem nie sen, ponieważ miękkie i idealne do pocałunków usta Gerarda właśnie leniwie poruszały się na moich. I stało się to już poraz drugi, z czego nie myślałam, że będzie kiedykolwiek pierwszy od czasu jego wyjazdu. 
Oderwaliśmy się od siebie po krótkim czasie, ponieważ żadne z nas nie miało siły na kontynuowanie tej pieszczoty. Złapałam się za brzuch czując skręt, który przez wszystkich nazywany jest tymi głupimi motylkami. Uśmiechnęłam się nieznacznie, ponieważ tylko Gerard sprawiał, że z nienacka pojawiały się w moim biednym żołądku. 
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, prawda? - westchnęłam, kiedy przejechał dłonią po mojej talii i zatrzymał się na prawym pośladku, pchając mnie delikatnie w głąb apartamentu i zamykając przy okazji drzwi. 
- Mhm. - przytaknął i nachylił się lekko, całując delikatnie skórę mojej szyji. 
- I przyjaciele się nie całują, prawda? - spytałam ponownie, nie mogąc uwierzyć jak jego mokre pocałunki wpływały na to jak mówiłam i się zachowywałam. 
- Mhm. - powtórzył i posadził mnie na kanapie, a sam uklęknął przede mną, oddzielając od siebie moje nogi, by znaleźć swoje miejsce między nimi. 
Dzięki temu byliśmy bliżej siebie, a on mógł swobodnie głaskać moje włosy i pozostawiać mokre ślady na każdym wolnym skrawku mojej skóry. 
Byłam przy nim kompetnie oderwana od rzeczywistości. Nie zamartwiałam się tym, że w następnym pokoju spał Sergi, a skupiałam się na jedynym piłkarzu, który mnie właśnie interesował. 
- Więc co my teraz robimy? 
- Po prostu się uszczęśliwiamy. - szepnął wprost do mojego ucha, co w niesamowicie szybkim tempie wywołało na mojej skórze ciarki. - Czy to nie jest to, co robią przyjaciele? 
- Mhm. - tym razem to ja mruknęłam, nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego słowa. 
Po prostu złapałam za jego twarz, nie wierząc, że jego cudowne morskie oczy w tym momencie zwrócone były tylko i wyłącznie na mnie. Nie na Malię czy jakąkolwiek inną dziewczynę z klubu. One patrzyły na mnie i wiedziałam, że moje również nie chciały widzieć nikogo innego, jak tylko jego.