sobota, 12 maja 2018

c02r09 I know you.

Słońce zaczęło powoli zachodzić, a w dokładnie tym samym czasie, w którym zamówiłam drugiego drinka, zniknęło zwinnie za horyzontem rozprzestrzeniającym się przed moimi oczami. Każdy miał jakieś zajęcie i świetnie bawił się w swoim towarzystwie, ale oczywiście ja musiałam siedzieć samotnie, próbując wymęczyć ostatni fragment duszy mojego papierosa, ponieważ był ostatnim, jaki w ogóle przy sobie posiadałam. Sergi razem z innymi chłopakami siedział przy ognisku i popijając piwo śmiał się z żartu, który opowiedział właśnie Michael. Trochę dalej od ich zbiorowiska na piasku leżeli Amber i Stiles, którzy kochali się tak samo mocno, jak jeszcze te pięć lat temu w Manchesterze, co było niesamowicie cudne. Amb chichotała cicho z czegos, co właśnie szepnął jej do ucha, a następnie lekko się zaczerwieniła i klepła chłopaka delikatnie w jego nagą klatkę piersiową, za którą niezwłocznie się złapał. Parę kroków przed nimi, trochę bliżej wody siedziała Jessie, Isaac i mała Isabele, która smacznie spała na rękach swojego dumnego taty. Nigdy nie widziałam ich bardziej szczęśliwych, dlatego moje serce wręcz rozpływało się na ten obrazek. Kiedy na meczu całkiem przypadkowo dowiedziałam się o tym, że są parą byłam święcie przekonana, że ich związek nie może potrwać zbyt długo. Jak się okazało, na całe szczęście, bardzo się myliłam.
Madeline, Cassie i jeszcze Alba i Busi razem ze swoimi partnerkami tańczyli zwinnie do jakiegoś latynoskiego hitu, który był bardzo namiętnie męczony przez tamtejsze radia. Na szczęście był całkiem fajny, więc nie przeszkadzało mi to. 
Zaraz przy plaży, znajdował się barek z kilkoma krzesłami, który należał do właścicieli hotelu. To właśnie tam swoje miejsce zajęłam ja, próbując nacieszyć się samotnością. Bacznie obserwowałam każdego z osobna, kto był tylko w zasięgu mojego wzroku, ale dosłownie nigdzie nie potrafiłam dopatrzeć się Gerarda ani jego dziewczyny. Nie wiem właściwie czemu ich szukałam, ale nie przestawałam, dopóki nie zauważyłam, że przy jednej z palm, która stała obok wejścia na teren hotelu, całowała się jakaś para. Sposób w jaki mężczyzna poruszał się podczas pocałunków i jak jego włosy układały się pod wpływem gwałtownych ruchów dał mi do zrozumienia, że to właśnie Piqué i Malia. Nie potrafiłam oderwać wzroku od ich poczynań i nawet argumenty w mojej głowie - mówiące, że to ich intymna sfera, której nie powinnam burzyć - nie pomagały. Nie umiałam wyzbyć się delikatnego ucisku w klatce i myśli, że cholernie tęsknie za czasami, kiedy to ja byłam na jej miejscu, nawet jeśli tylko z powodu zakładu. Na chwilę spojrzałam w stronę szklanki, ponieważ kiedy przystawiłam ją do ust i przechyliłam, to nic nie dostało się do moich spragnionych alkoholu ust. Faktycznie w środku nic już nie było, dlatego szybko poprosiłam barmana o następnego i od razu wróciłam do poprzedniego punktu zaczepienia moich oczu. Nie zastałam już jednak całujących się Malii i Gerarda, a jedynie samego Gerarda, który właśnie także na mnie patrzył. Od razu spuściłam wzrok i podziękowałam mężczyźnie, kiedy podał mi gotowego drinka. 
- Gracie z Gerardem w jakąś dziwną grę? - usłyszałam cichy głos rudowłosej Amber, która dosiadła się do mnie wraz z wypowiedzianymi przez nią słowami. 
Odruchowo przechyliłam głowę i ujrzałam burzę rudych, długich loków, które pod koniec dnia wyszły już trochę spod kontroli dziewczyny. 
Wpatrywała się we mnie intensywnie, ale gdzieś między poważnym wyrazem twarzy i głębokim zamyśleniem, krył się cień rozbawienia.
Nie wiedziałam tylko, dlaczego pojawił się on u niej podczas tego zapytania. 
- W jaką grę? - uniosłam w zdziwieniu swoje brwi, próbując w myślach rozszyfrować intencje rudowłosej. 
- No tą, podczas której obaj próbujecie jak najbardziej dać każdemu do zrozumienia, ze jesteście w sobie na zabój zakochani, ale nie chcecie tego przyznać. Powiedz mi tylko... ten kto da najbardziej to po sobie poznać, wygrywa? - skończyła swój wywód, a mnie dosłownie zatkało. 
- Skąd ten pomysł? 
- Bo tak właśnie wyglądacie odkąd się tu znaleźliśmy? - użyła tonu pytającego, który miał pokazać, że to przecież najbardziej oczywista rzecz na całym świecie. 
Dlaczego więc dla mnie nie było to już aż tak oczywiste jak dla niej? - Kiedy się całowali miałaś minę, jakbyś dosłownie chciała ją zabić. 
- Nie chciałam. - wzruszyłam ramionami, by pokazać, że jest mi obojętna i szybko zamoczyłam usta w dość mocnym trunku, który wywołał skrzywienie na moich ustach. 
Facet, który mi go zrobił uśmiechnął się lekko w moją stronę, widząc jak zareagowałam i dopiero w tym momencie zrozumiałam, że zrobił to specjalnie, prawdopodobnie litujac się nad moim portfelem. Kiwnęłam mu jedynie w podzięce głową i powróciłam do dziwnej rozmowy z Amber. 
- Nie zakochałam się w nim, jestem z Sergim. - wybroniłam się z tego głupiego zarzutu. 
- Jak chcesz. Znów jesteście ślepi, dokładnie tak samo jak pięć lat temu, akurat teraz, gdy los dał wam szansę wszystko naprawić. - mrugnęła do mnie z lekkim uśmiechem, ale i zawodem, a następnie oddaliła się do czekającego na nią niedaleko Stilesa. 
Mruknęłam podirytowana coś do siebie i wypijając ostatnią kroplę alkoholu chwiejąc się delikatnie, wstałam z krzesełka dziękując dość przystojnemu barmanowi. 
Do tego czasu nie zauważyłam, że ilość alkoholu, który wypiłam była zbyt duża, szczególnie patrząc na moją słabą głowę i ogólny kiedyśniejszy do niego wstręt. 
Chłopak zza baru coś jeszcze do mnie powiedział, ale ja skupiona byłam tylko na tym, by dojść na plażę i pozostać niezauważoną przez moich przyjaciół. 
Przyglądałam się baczne każdemu, kto stał o mnie obok, próbując się przemknąć, ale zrozumiałam, że tak naprawdę są zbyt zajęcie, by cokolwiek zauważyć. Prawdopodobnie nie zobaczyli też, że nie było mnie razem z nimi. Kiedy stałam już przy samej wodzie, westchnęłam lekko i zamoczyłam rękę, a następnie przejechałam nią po twarzy. Uznałam, że zrobię sobie spacer wzdłuż oceanu, dlatego tak też zrobiłam. 
Nie potrafiłam przestać myśleć o tym, co powiedziała mi Amber. Nie wiedziałam czy mogłabym go kochać albo czy nadal to robiłam. Miałam Sergiego, był kochany, opiekuńczy, dbał o mnie i zapewniał mi wszystko, a szczególnie stabilizację. Dlaczego więc musiał zjawić się Gerard i niszczyć to, co po nim ostatnim razem naprawiłam? Tęskniłam za Gerardem, wszystkimi najmniejszymi częściami mojego ciała i serca. Brakowało mi jego śmiechu, głupich żartów, sprośnych komentarzy, głosu i dotyku. Cierpiałam przez długi czas, a kiedy wreszcie przestałam, on pojawił się w moim życiu, jak jakiś pieprzony bumerang. Przypomniał mi dosłownie wszystko; nasze pocałunki, kłótnie, układ, a nawet to, jak uprawiałyśmy seks w Londynie. Sprawił, że gdy tylko go widziałam, miałam ochotę dotknąć jego skóry lub włosów, by sprawdzić czy są takie same, jak wcześniej. Ta ochota wręcz paliła mnie od środka i sprawiała, że znów cierpiałam oraz stałam się rozdarta. I do tego dowiedziałam się, że wszystko po mnie widać. Że wcale nie tak dobrze ukrywałam moje wewnętrzne rozterki, jak myślałam, że to robię. 
- Zacięłaś się? - usłyszałam lekko chrapliwy głos, przy moim prawym uchu, dlatego szybko zwróciłam się ku jego właścicielowi. 
- Długo tu stoisz? - spytałam, a Gerard pokiwał głową. 
- Wystarczająco, by domyśleć sie, że głęboko nad czymś myślisz. - powiedział, ale wcale nie prześmiewczo, jak myślałam na początku - No i się chyba trochę stresujesz. - dodał. 
- Skąd możesz to wiedzieć? 
- Bo przygryzasz co chwilę wnętrze policzków i swoje usta. Znam cię trochę Mari. - uśmiechnął się lekko, ale ja pozostawiłam między nami dystans i wcale się nie zaśmiałam. 
Próbowałam dostrzec to, co rzekomo widzieli inni. Sprawdzić czy rzeczywiście swoim zachowaniem pokazuje, że coś do mnie czuje. Oczywiście, że to było niedorzeczne, bo gdyby mnie kochał, to by do mnie chociaż raz przez te pięć lat zadzwonił albo w ogóle nie wyjechał. Lub nawet powiedział by mi to przed lotem, ale oczywiście nie zrobił tego. Po prostu znalazł sobie kogoś innego, a mi pozostawił myśli, że wszystko co wtedy robiliśmy, nic dla niego nie znaczyło. 
- Guzik o mnie wiesz, Piqué. Zmieniłam się.
- Naprawdę? - podszedł bliżej, ale ja się oddaliłam. - Więc chcesz mi powiedzieć, że wcale nie robisz tak, gdy się stresujesz? Albo nie odwracasz wzroku wtedy, gdy zauważasz, że widzę jak na mnie patrzysz? Robiłaś tak wtedy i robisz nadal. Myślisz, że się zmieniłaś, ale wciąż jesteś dla mnie tą samą, drobną i słodką Mari z Manchesteru, która rumieniła się na słowo „penis”. - zaśmiał się po chwili, ponieważ jak mniemam znów się zaczerwieniłam. - Tylko udajesz, że się zmieniłaś, ale po co? 
- Ja... Nie udaję. - znów zrobiłam krok w tył, bo jego obecność wręcz mnie dusiła. Nie wspominając już o sercu, które zdecydowanie nie zapomniało jak się szybko bije. 
O co chodzi? Dlaczego jesteś do mnie taka zdystansowana odkąd tylko tu przyjechałem? - westchnął, jakby był zawiedziony, ale znałam go i widziałam, że nie jest. 
- Może dlatego, że przez pięć lat udawałeś, jakbyś nie znał w ogóle kogoś takiego jak ja? - mruknęłam i o dziwo poczułam wewnętrzną ulgę, że wreszcie mogłam to z siebie wyrzucić. 
Chciałam powiedzieć więcej, pokazać mu, że złamał mi serce, że płakałam i nie potrafiłam znaleźć żadnych pozytywów jego wyjazdu, bo zrobił to zaraz po tym, gdy zdałam sobie sprawę, że się w nim zakochałam, ale nim to zrobiłam szybko ugryzłam się w język. Zbyt bardzo bałam się usłyszeć, tego, że byłam naiwna i że nic między nami nie było, a mój nastoletni wtedy mózg prostu sobie coś ubzdurał. 
- Przecież dopóki mieszkałaś w Manchesterze płaciłem ci za mieszkanie i przez pół roku wysyłałem pieniądze za układ. 
- Jaki ty jesteś głupi! Myślisz, że chodziło mi tylko o pieniądze? Naprawdę? - wrzasnęłam, dopiero później zdając sobię sprawę, że powiedziałam za wiele. 
- Więc o co? 
- O nic, po prostu zapomnij. - odwróciłam się do niego plecami i starałam się uspokoić łzy, które próbowały wydostać się na zewnątrz. Szum wody, którego wcześniej przez niego nie słyszałam, trochę mi pomógł. - Po co tu przyszedłeś? Żeby się kłócić? - dodałam po chwili ciszy.
Gerard nic nie odpowiedział. Uznałam, że sobie poszedł, dlatego spojrzałam za siebie.  
Moje zdziwienie nie równało się niczemu, kiedy moje oczy spotkały się równo z niebieskimi tęczówkami Gerarda, nawet nie pamiętałam kiedy ostatnio miałam szansę widzieć je tak blisko. Mrugnęłam szybko kilka razy, starając się nie brać wdechu, ponieważ bałam się, że to mogłoby w jakiś sposób zniszczyć naszą chwilową bliskość.
Przestudiowałam krótko jego twarz oraz napawałam się zapachem, który dobiegał spod jego rzuchwy. Poczułam jak jedna z jego dłoni delikatnie przejeżdża po moich włosach, a później lekko się w nie wplątuje, wykonując wolne ruchy, jakby masujące skórę mojej głowy w tamtym miejscu. 
Odruchowo przymknęłam oczy na to przyjemne uczucie, a kiedy skończył, ponownie spojrzałam w jego stronę, a on jakby bez zastanowienia szybko schylił głowę i złączył nasze usta w najbardziej pożądanym przez obie strony pocałunku. Pisnęłam cicho z zaskoczenia, a kiedy moje usta zrozumiały, że Gerard Piqué właśnie mnie pocałował, ożyły i wpasowały się w rytm nadany przez chłopaka. Smakował jak połączenie coca coli oraz papierosów i o dziwo nie czułam od niego żadnego alkoholu. Delikatnie poruszał ustami, jakby bał się, że zrobi coś nieprawidłowego. Sprawił dzięki temu, że pocałunek był wolny i spokojny. Kompletnie zatraciłam się w tej bliskości, czując jak moja złość za te wszystkie lata i stres, zamieniają się w spokój i szczęście. Kiedy Gerard zjechał swoimi ustami niżej, pieszcząc teraz moje policzki i rzuchwę, ja zatopiłam swoje drobne dłonie w jego długich, tak samo miękkich i podatnych na moje ruchy, włosach. Poczułam ogarniającą mnie ulgę, ponieważ wreszcie zaspokoiłam swoją narastającą tyle lat ciekawość. Oczyściłam się kompletnie z jakichkolwiek myśli. Nie zastanawiałam się nad tym, że właśnie całuję się z Gerardem, nie myślałam o naszej przeszłości ani, że poraz drugi zdradziłam z nim swojego chłopaka - co najlepsze, nie tego samego. Liczyło się dla mnie to, że trzymał moją twarz w swoich wielkich dłoniach, a ja byłam z nim znów tak blisko, jak pięć lat temu. Czułam, jakbym unosiła się kilka metrów gdzieś pomiędzy obłokami i podobało mi się to o wiele bardziej, niż twarde stąpanie po ziemi, które doświadczałam na codzień. 
Oderwaliśmy się wreszcie od siebie, a jedynymi odgłosami, jakie na tamten moment słyszałam, były nasze przyspieszone oddechy przez to, co właśnie miało miejsce. 
Zniżył się odrobinę i zetknął swoje czoło razem z moim. Wpatrywał się chaotycznie w moją twarz błędnym, rozkojarzonym wzrokiem, a ja obserwowałam jak jego oczy poruszają się bez jakiejkolwiek kontroli. Nie chciałam zdejmować wzroku z jego pięknej twarzy. Ten pocałunek przypomniał mi, dlaczego tak bardzo się w nim zakochałam oraz przywrócił moją złość na siebie, za to, że mu wtedy o tym nie powiedziałam. 
Zapanowała między nami dosłowna, głucha cisza, więc oddaliłam się od chłopaka i spuściłam wzrok na swoje stopy, bojąc się, że Gerard przyzna jak dużym błędem to było. 
Chciałam wiedzieć, o czym właśnie myślał, bo może po raz kolejny to, co się stało było dla niego zabawą, a może doznał tego samego dziwnego uczucia co ja i tak samo jak ja, nie wiedział czym ono było. 
Potrzebowałam widzieć, ale nie potrafiłam spytać. Po prostu stałam na przeciw niego i czekałam na jakikolwiek ruch z jego strony, który mógłby dać mi oczekiwaną odpowiedź. 
- Mari? - mruknął cicho, kiedy zrobiłam kolejny krok w tył. 
Jego niebieskie oczy przeszywały mnie na wylot. Błagałam w myślach, by nie dostrzegł tego, jak jego głos wywołał delikatne dreszcze na skórze moich rąk, nóg i pleców. 
- Hm? 
- Pocałuj mnie. Tak jak na meczu, kiedy dodałaś mi otuchy, gdy się stresowałem. - powiedział, starając się by nie brzmiało to zbyt błagalnie, ale mimo wszystko zdecydowanie tak właśnie ta prośba brzmiała. 
- Pomogłam ci? 
- I to jak. - uśmiechnął się szczerze, a ja byłam pod wielkim wrażeniem z dwóch różnych powodów; Gerard pamiętał o naszym pierwszym, prawdziwym pocałunku, którego powodem nie był nasz chory i pokręcony układ oraz przyznał, że mu wtedy pomogłam. 
Odwzajemniłam uśmiech, ale delikatnie, by nie wyjść przy nim na idiotkę. Naprawdę nie zauważyłam, kiedy zaczęłam zwracać uwagę na to, jak się przy nim zachowuję oraz czy ma o mnie dobre zdanie. 
Nie pozostało mi wtedy już nic innego, jak spojrzeć głęboko w niebieskie tęczówki Gerarda. Widząc, że był całkowicie szczery w słowach, które wypowiedział powtórzyłam nasz pocałunek, przejmując nad nim całkowitą kontrolę, tak jak miało to miejsce pięć lat temu, na stadionie Manchesteru United. 
Gerard oddawał szybko wszystkie moje pocałunki, ale ledwo za nimi nadążał, co sprawiło, że przepłynęła po mnie fala satysfakcji. 
Przejechał dłońmi po mojej talii i delikatnie ścisnął je w miejscu gdzieś między pośladkami, a biodrami i przechylił nas tak, że leżał teraz na piasku, a ja na nim.Nie przestawaliśmy obdarowywać się muśnięciami nawet wtedy, gdy nie do końca byliśmy pewni, gdzie i jak razem upadniemy. Żadne z nas nie chciało przerywać tej chwili słabości, ponieważ oboje widzieliśmy, że już następnego dnia ani on, ani ja nie przyznamy się do jej skutków. 

___
powiem wam tak: jeszcze nigdy w życiu nie przeszłam takiego napadu złości i smutku, jaki spotkał mnie dzisiaj. Cały poranek poświęciłam na napisanie tego rozdziału. Był to pierwszy rozdział, w którym popłynęłam aż tak pod względem emocjonalnym i opisu uczuć bohaterki. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam aż tak dumna z efektu końcowego, przysięgam. No i kiedy przymierzyłam się do zrobienia kopii zapasowej (tak, zdarzenia z przeszłości czegos mnie nauczyły xd), to mój komputer dosłownie umarł. Straciłam wszystko i doznałam dosłownie załamania nerwowego. 
Oczywiście powiedziałam sobie, ze to pieprze i nic nie będę pisać, ale nie mogłam, bo rozdział naprawdę był piekny i musiałam napisać od nowa. Oczywiście ten wyszedł okropnie i go nienawidzę XD ale wiem tez, ze nie uda napisać mi się tego samego, wiec już jakoś się z tym pogodziłam.. 
proszę o komentarze, bo może chociaż one jakoś poprawia mi humor, eh :))) 
do następnego, kochane

sobota, 5 maja 2018

c02r08 I misse....

Dzień wcześniej trochę zbyt długo przeleżeliśmy na plaży, a ja nie doceniłam Malediwskiego słońca, ponieważ następnego poranka wyglądałam jak obolały rak. W Hiszpanii zwykle pamiętałam o codziennym chronieniu ciała kremem przeciwsłonecznym, a ze względu na to, że plan wyjścia na plaże był spontaniczny, tym razem o nim zapomniałam. Sergi po przebudzeniu, nim ja zdążyłam wstać, widząc moją skórę, poszedł do sklepu kupić mi jakiś krem i maść łagodzącą. Wydawały się one być jak wybawienie, kiedy każdy ruch i dotyk czegokolwiek był nieznośnie bolesny.
Tego dnia mieliśmy wszyscy razem wybrać się na zwiedzanie miasta, co dla chłopaków znaczyło tyle, że chcieli poszukać jakichś fajnych klubów na wieczory. Byłam niezdatna do jakiegokolwiek chodzenia po dworze, dlatego powiedziałam Sergiemu, że zostanę w hotelu, by oni mogli spokojnie sobie pójść. Pół godziny zajęło mi zapewnianie chłopaka, że wszystko jest ze mną w jak najlepszym porządku i że to żaden problem, jeśli zostanę sama. Zgodził się pod warunkiem, że będzie do mnie co jakiś czas dzwonił i jeśli będzie bolało mnie bardziej, niż powinno, to od razu mam go informować, by mógł szybko przyjść. Sergi był najsłodszym i najbardziej opiekuńczym facetem, jakiego tylko znałam i byłam szczęśliwa, że tak bardzo się o mnie martwił, ale czasem przechodził samego siebie. 
Na miasto wyszli około godziny dwunastej, czyli zaraz po śniadaniu, które ja jadłam w pokoju. Czas, w którym byłam zdatna tylko na siebie przeznaczyłam najpierw na oglądanie nieznośnie nudnej telewizji, gdzie pojawiały się jedynie telenowele o bardzo przewidywalnej fabule lub jeszcze gorsze od nich teleturnieje, w których chodziło praktycznie o jedno i to samo.
W międzyczasie pisałam na Whatsappie z Busim, który był bardzo smutny z dwóch powodów: po pierwsze, że nie mogłam z nimi pójść oraz po drugie, że jedyny naprawdę fajny i luksusowy klub jaki znaleźli miał swoje miejsce około pół godziny od naszego zakwaterowania. Oczywiście pół godziny drogi z klubu dla niemiłosiernie pijanego człowieka byłoby jak wieczność, więc zaczęli się zastanawiać czy nie zrobić po prostu ogniska na plaży, która znajduje się zaraz przy hotelu, a nie męczyć się długą drogą. Innym pomysłem było zadowolenie się tymi klubami, które znajdowały się bliżej nas, a były gorsze pod względem tego, jak było w środku. Miałam jednak nadzieję, że pozostaną przy ognisku. Według mnie był to znacznie lepszy pomysł, bo nigdy nie lubiłam tłuc się po klubach, gdzie znajdowało się pełno nietrzeźwych i do tego nieznanych mi ludzi oraz roznosił się w powietrzu obleśny zapach papierosów - co było ironią, bo sama paliłam - potu i trawki.
Wymieniłam z nim jeszcze kilka zdań na temat Malii, ponieważ przyznał się, że on i Elena nie polubili jej już od momentu, gdy to właśnie przez nią razem z Gerardem spóźnili się prawie na lot. Utwierdził mnie więc w tym, że nie tylko mi działała na nerwy oraz upewnił, że wszystko ze mną w porządku i wcale nie jestem aż tak powierzchowna jak myślałam wcześniej. Więc w tej dziewczynie naprawdę musiało coś być, skoro nie tylko we mnie wzbudzała nie do końca wyjaśnioną niechęć.
Zaraz po naszej krótkiej rozmowie weszłam na chwilę na jakąś typową stronę plotkarską, ponieważ zobaczyłam, że w nagłówku znajduje się krótkie wspomnienie o mnie i moich barcelońskich przyjaciołach oraz niżej kilka zdjęć, które zrobili nam prawdopodobnie na lotnisku jeszcze w Barcelonie.
Po tym, jak pięć lat temu w Londynie zrobiłam niemałe zamieszanie stając się "Nieznaną partnerką hiszpańskiego piłkarza Manchesteru", zrozumiałam, że prasą nie warto się przejmować, ponieważ rezultaty po jakichkolwiek próbach sprostowania tego, co wymyślili są równoznaczne z tymi, gdybym podjęła się walki z wiatrakiem. Jednym słowem stałoby się dosłownie nic.
Nie często sprawdzałam nowe wiadomości w świecie piłki nożnej lub celebrytów, ale wiedziałam, że temat mój i Sergiego przewijał się w nich dość sporo razy. Były też czasem wzmianki o mnie i Gerardzie, ponieważ nieraz zastanawiano się co tak właściwie nas łączyło i czego tak dokładnie świadkami byli na londyńskich ulicach. Próbowano zrozumieć czy nasze relacje opierały się tylko i wyłącznie na przyjaźni (ponieważ to nie to daliśmy im wtedy odczuć), czy może przez jakiś czas rozwijał się między nami "gorący romans", przerwany z powodu jego wyjazdu do Hiszpanii. Śmieszne było nie to, że wymyślali oni miliony nieprawdziwych, czasem nawet nienormalnych, historii o nas, a to, że nawet ja nie wiedziałam na czym tak właściwie wtedy staliśmy. Skąd więc mogli wiedzieć to dziennikarze jakiegoś czasopisma dla kobiet?
Artykuł, który otworzyłam dotyczył rzeczywiście naszego wyjazdu na wakacje. W połowie opisywał co chłopcy w tym sezonie wygrali, a czego nie, a w drugiej części w pełni zajął się mną, Sergim i... Gerardem.
Często spekulowano na temat czy mamy ze sobą jakiś kontakt, a nasiliło się to wraz z podpisaniem przez Gerarda kontraktu z FC Barceloną. Jessica wiele razy przesyłała mi artykuły piszące na przykład o tym, że planuję rozstać się z Sergim, bo powróciła moja dawna miłość lub, że w szatni chłopców zaczęło robić się nieciekawie po dołączeniu Gerarda, ponieważ razem z Roberto mieli spór, który oparty był na mojej osobie.
Z czasem oczywiście wszystko ucichło, ponieważ gazety przestały dostawać oczekiwane dochody za tego typu tematy i po prostu doczepili się do kogoś innego. Teraz widocznie znów obrali sobie nas za cel, a przez nauczkę minionych lat, po prostu patrzyłam na to z przymrużeniem oka, śmiejąc się jedynie z tych, którzy wierzyli w to wszystko i żyli tylko i wyłącznie z tego typu historii jak nasza.
Czytając owy artykuł dowiedziałam się, że ze względu na moje zbliżenie się do Pique wstrzymaliśmy datę naszego ślubu oraz, że specjalnie zaprosiłam na wyjazd właśnie Hiszpana.
Po jeszcze chwili lektury odłożyłam telefon i posmarowałam się znów balsamem, ponieważ poprzednia warstwa do tego czasu zdążył się już wchłonąć.
Z powodu tego, że bardzo intensywnie zajęłam się regeneracją mojego spalonego ciała, to zaczerwienienie powoli zaczęło znikać, a skóra przestała się już odrywać. Postanowiłam więc trochę odpocząć i na dosłownie krótką chwilę się zdrzemnąć.
Wyłączyłam telewizor, który wciąż grał gdzieś w tle, nie zyskując w ogóle mojej uwagi, zasłoniłam lekko rolety w oknach, ponieważ słońce zaczęło świecić trochę mocniej po stronie naszego apartamentu, a następnie wróciłam się do niesamowicie wygodnego łóżka.
Kiedy już w powolnym tempie zaczęłam odpływać w dość głęboki sen, do drzwi pokoju zaczęła dobijać się pokojówka. Westchnęłam przeciągle, na to, że będę musiała się podnieść i wolnym krokiem udałam się do drzwi. Rozglądnęłam się niemrawo po pomieszczeniu i zapisałam sobie w głowie, że jak już się wyśpię, to będę musiała posprzątać nasze walizki, które w dalszym ciągu walały się po podłodze. 
Otworzyłam, a moim oczom wcale nie ukazała obsługa hotelowa, a Gerard, który skrzywił się nieznacznie widząc mój stan. 
- Niezła opalenizna. - skomentował i wepchnął się w wolną przestrzeń między mną, a drzwiami, przez co chwilę potem był już w środku. 
- Co tu robisz? 
- Nudziło mi się samemu w pokoju. - wzruszył powolnie ramionami i usiadł na łóżku, łapiąc za pilot od telewizora, by przywrócić ponownie urządzenie do życia. 
- Nie jesteś z resztą? - spytałam w zdziwieniu i bez jakiejkolwiek kontroli zaczęłam poprawiać swoje włosy. 
Zachowywałam się tak, jakby jego opinia na mój temat była w jakiś sposób ważna. Wcale nie była, a mimo to wciąż maltretowałam te cholerne włosy, które niemiłosiernie się poplątały, ponieważ ostatni raz czesałam je poprzedniego dnia, gdzieś w okolicy południa, czyli krótko po zakwaterowaniu.
- Nah, nie lubię zwiedzać. - pokręcił głową i zaśmiał się z jakiegoś głupiego tekstu prowadzącego, który właśnie pojawił się na ekranie telewizora. 
- Więc skąd wiedziałeś, że nie poszłam? - uniosłam brwi z lekkim uśmiechem, ale Gerard udawał, że nic nie usłyszał i wciąż utrzymywał wzrok skupiony w ekran telewizora. 
- Co u twojego taty? - spytałam po chwili. 
Wiedziałam, że Gerard nie odezwie się dopóki, to ja nie wyjdę po raz kolejny z inicjatywą. To też wcale nie tak, że chciałam z nim rozmawiać, ale naprawdę potrzebowałam uniknąć ciszy, której dosłownie nienawidziłam. 
Nie spytałam o pana Joana, ponieważ był pierwszym lepszym tematem, jaki wpadł mi wtedy do głowy, ale dlatego, że naprawdę od jakiegoś czasu zastanawiałam się, jak miewa się ojciec Piqué. Byłam ciekawa czy jego poglądy co do piłki nożnej i związków Gerarda się nie zmieniły i jak zareagował, kiedy dowiedział się o naszym „rozstaniu”. 
- Domyślił się wszystkiego, zaraz po tym, gdy wyjechałaś i od razu pojawiły się w prasie informacje, że jesteś z Sergim. - powiedział spoglądając na mnie ukradkiem.
Wydawało mi się, że fragment o Roberto zaakcentował trochę szorstko, jakby go nie lubił, a przecież chyba tak nie było. 
Kiwnęłam jedynie głową, bo nie za bardzo wiedziałam, co mogłam jeszcze powiedzieć. Korzystając z tego, że nie rozmawiałam, złapałam za torbę i wyciągnęłam paczkę papierosów oraz zapalniczkę, ponieważ przypomniało mi się, że dawno nie paliłam. Sergi nienawidził kiedy to robiłam, dlatego można powiedzieć, że trochę się z tym przed nim kryłam. Wstając zauważyłam karcące spojrzenie Piqué, które dało mi do zrozumienia, że jemu też nie do końca się to podoba. 
- Dalej palisz? - spytał dość retorycznie, bo było przecież widać, że odpowiedź jest twierdząca. 
Chlopak nie doczekał się mojej odpowiedzi, ponieważ byłam już na tarasie i wyciągałam z paczki papierosa, którego zaraz potem podpaliłam. 
Miałam się zaciągnąć, gdy poczułam jak ciepła, ogromna dłoń, szybko wysuwa mi go z pomiędzy palców i bez namysłu wyrzuca poza barierkę. Spadł prawdopodobnie na beton, więc nic poważnego nie mogło się przez to dzięki Bogu stać.  
- Co to miało być? - oburzyłam się, zerkając na chłopaka spode łba. 
- Wiesz, że od tego możesz mieć raka? - pyta, nie zmieniając podenerwowanego wyrazu twarzy. Nie widziałam go takiego wieki, bo odkąd zaczął grać w FC Barcelonie nigdy się jeszcze przy mnie poważnie nie wkurzył. Co innego oczywiście w Manchesterze, gdzie na początku naszej znajomości kłótnie i docinki były czymś normalnym. 
- Mówisz jakby cię to w ogóle obchodziło. - sarknęłam - Zresztą ty też palisz. 
- Ja to zupełnie coś innego. - tłumaczył się i odwrócił wzrok.
Parsknęłam nieznacznie i schyliłam się po paczkę Marlboro, ale chłopak był szybszy i zrobił to dosłownie sekundę przede mną, a następnie pogniótł całą jej zawartość i potraktował tak samo jak wcześniej mojego poprzedniego papierosa. 
- Kurwa, Piqué! 
- Język ci się przez ten czas nieźle wyostrzył. - zaśmiał się, ignorując to, jak bardzo wkurzona byłam jego idiotycznym zachowaniem. - Ale to chyba nie przez, Roberto. - zaśmiał się jeszcze bardziej, a we mnie aż się zagotowało. 
- Co masz przez to na myśli. - wycedziłam przez zęby. 
- Jest zbyt grzeczny, by tak mówić. Swoją drogą, Mari... nie mówiłaś, że kręcą cię młodsi. - udawał zaintrygowanego, ale widziałam jak rozbawiony uśmieszek kręci się mu na ustach. 
Próbował mnie sprowokować. Dokładnie tak, jak kiedyś, ale teraz nie byłam już tą porywczą i łatwą do prowokacji nastolatką, co w Manchesterze. Wiedziałam, że już nie będzie mu ze mną tak łatwo, a przynajmniej miałam taką nadzieję, bo pamiętałam, że Gerard... to po prostu Gerard. 
Zaskakujące było to, jak bardzo od tamtego czasu się nie zmienił. Nadal był pewny siebie, arogancki i zdecydowanie jego ego urosło jeszcze bardziej, a nigdy nie pomyślałabym, że tak się w ogóle jeszcze da. Jednak mimo wszystko, pomijając oczywiście jego charakter - zauważyłam, że z zdecydowanie zmężniał. Był przystojny, ale tego akurat nigdy nie śmiałam zaprzeczyć. Ani w Manchesterze, ani tu w Barcelonie. Jego barki stały się szersze, rysy twarzy ostrzejsze, zarost gęstszy i ciemniejszy, a klatka piersiowa bardziej umięśniona, co wskazywało, że nie jest już tylko dziecinnym dwudziestolatkiem, a mężczyzną z lekko dziecinnymi przyzwyczajeniami. 
- Czemu się tak gapisz? Nie odpowiesz mi jakąś głupią dogryzką, na przykład: jesteś dupkiem? - skrzywił się w zdziwieniu, co spowodowało, że na jego czole uformowało się kilka zmarszczek mimicznych. Je akurat miał zawsze, odkąd tylko pamiętałam, teraz jednak stały się odrobinę wyraźniejsze. 
- Wyrosłam już z tego, tobie też polecam. 
- Och, napewno. - zaśmiał się po raz enty tego dnia, oczywiście za każdym razem powodem jego śmiechu byłam ja. No z wyjątkiem tego jednego razu, kiedy niewiadomo czemu rozbawiło go coś w tej nieznośnie nudnej telewizji. 
Nie czekając na Gerarda wyszłam z tarasu i usiadłam wygodnie na kanapie w salonie, jeśli tak mogłam nazwać ten dość spory kawałek przestrzeni po środku apartamentu. 
Piqué jak grzeczny piesek od razu pognał za mną i usiadł obok, ale nie na kanapie, a na fotelu. 
Patrzyłam się na niego dość intensywnie, ale nie tylko teraz, a już od samego początku, kiedy przyszedł do mojego apartamentu. On nie pozostał mi dłużny, dlatego siedzieliśmy w głuchej ciszy, wpatrując się w siebie bez jakiegokolwiek nawet mrugnięcia okiem. Chciałam wiedzieć o czym właśnie myślał. Czy zastanawiał się właśnie co robi teraz jego dziewczyna, czy może tak jak ja, porównywał mnie do czasów, kiedy byliśmy jeszcze w Manchesterze. A może wcale już nie pamiętał tego, co się tam wydarzyło, bo uznał, że nie jest to wystarczająco ważne, by pamiętać? 
Stęskniłam się za jego widokiem. Kiedyś mogłam siedzieć godzinami i bezczynnie wpatrywać się w to, jak jego idealne usta poruszają się niemrawo, gdy rozmawia z kolegami lub jak żwawo podczas tego gestykuluje - szczególnie, kiedy omawiał wydarzenia z rozegranego meczu. 
Przyłapywałam się też kiedyś na tym często, gdy po prostu do mnie mówił, ale wtedy szybko ustawiał mnie do pionu jakimś głupim, sprośnym tekstem, lub takim, który sprawiał, że zaczynałam palić się ze wstydu i z rumieńców na moich policzkach równocześnie. 
Gerard oblizał powolnie swoją górną wargę - tak jak miał w zwyczaju - po czym jego usta lekko zadrżały, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie do końca wiedział czy powinien. Jego wzrok wskazywał na to, że się stresował lub czymś zamartwiał, nie byłam pewna. To, co można było kiedyś zawsze powiedzieć o Gerardzie, to to, że mowę ciała opanowaną miał do nieskazitelnie czystej perfekcji. Nigdy nie byłam w stanie rozpoznać jego uczuć tylko dzięki jakiemuś gestowi lub sposobowi w jaki na mnie patrzył, co u innych było niesamowicie proste. Coś się jednak zmieniło albo Gerard zapomniał już jak się kontrolować, ponieważ teraz miałam go jak na tacy. Podświadomie czułam też, że coś go trapi i, że jest na dobrej drodze, by mi o tym powiedzieć. I faktycznie chyba tak było, bo jego barwny, delikatnie szorstki głos ogarnął całą ciszę i delikatnie wtargnął się do moich, spragnionych jego dźwięku, uszu: 
- Tęskni... - urwał, bo przerwał mu w tym dźwięk otwieranych z impetem drzwi.
- Hej, skarbie! - u progu stanął Busi, który narobił chyba największego hałasu pośród wszystkich, za nim znajdował się Michael, a na samym końcu Sergi, niebywale rozbawiony tą wybuchową dwójką. 
Gwałtownie odwróciłam wzrok w stronę Gerarda, który delikatnie przygryzł dolną wargę i na wszelkie sposoby starał się unikać ze mną jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego i chyba stało się to po raz pierwszy odkąd tak siedzieliśmy. 
Skrzywiłam się, ale kiedy na miejscu obok mnie rozsiadł się wygodnie uradowany Busi, szybko także przybralam zadowolony wyraz twarzy, ponieważ nie chciałam pokazać, że właśnie przerwali nam prawdopodobnie najważniejszy moment w moim życiu. Nie zrozumiałam co Gerard chciał powiedzieć, nim zostało mu to utrudnione, co jeszcze bardziej wprawiało mnie w złość i swojego rodzaju irytację. 
- Pisałem do ciebie chyba z pięć razy, że już prawie jesteśmy w hotelu, a ty mi nawet nie odpisałaś. - westchnął chłopak i oparł się o mnie, co wgniotło mnie delikatnie w oparcie kanapy.
Złapałam szybko za telefon i faktycznie na ekranie wyświetliło mi się powiadomienie o kilku nieodebranych wiadomościach. Przeprosiłam go za to, ale on wydawał się nie być urażony, a nawet zażartował, że przyzwyczaił się do tego, że mój telefon prawie zawsze jest wyciszony i nigdy nie można się do mnie dodzwonić - co było całkowitą prawdą. 
- O, Gerard! - odezwał się po raz pierwszy mój narzeczony. 
Chłopcy nie zauważyli, że na fotelu obok mnie, swoje miejsce zajął Gerard, co było lekko dziwne, ale bardzo się ucieszyli, gdy już go zobaczyli. 
- Dobrze się już czujesz? - spytał się Sergio, a Hiszpan przytaknął. 
- Dlaczego miałbyś czuć się źle? - tym razem ja zwróciłam się do Piqué, który wreszcie poraz pierwszy odkąd przyszli chłopcy, obdarzył mnie swoim delikatnym spojrzeniem. 
- Ma lub miał grypę żołądkową. - odpowiedział za niego Michael. - Ale skoro już czujesz się lepiej, to przynajmniej się z nami napijesz. - uśmiechnął się dumnie i wstał z kanapy, a zaraz po nim zrobił to Busquets, który wreszcie dał mi trochę więcej przestrzeni do swobodnego oddychania. 
- Za pół godziny widzimy się na dole i idziemy do baru, który przed chwilą znaleźliśmy. Tyle chodzenia, a bar stoi dosłownie za rogiem. - dodał lekko oburzony partner Eleny, a ja nie mogąc się powstrzymać lekko zachichotałam, bo kochałam takiego Busquetsa. 
On nie wiedząc nawet, że to robi, potrafił rozbawić mnie do tego stopnia, że ciężko mi było czasem nabrać wystarczająco  dużo powietrza do płuc, by jakoś oddychać. 
Kiwnęliśmy razem z Roberto posłusznie głowami, a kiedy Sergio został upewniony, że rozumiemy pociągnął za sobą Michaela i żegnając się jeszcze głośno - wyszli. 
To niebywałe w jak tak bardzo krótkim czasie obaj świetnie zaczęli się ze sobą dogadywać. W sumie nic dziwnego, skoro obaj posiadali identycznie szalone charaktery, które w nich kochałam i które sprawiały, że chciało się przebywać w ich obecności dosłownie przez cały czas. 
Nim w apartamencie zapanowała dosłowna cisza, Gerard wstał z fotela, rzucił  nam ciche, krótkie pożegnanie i poszedł w ślady naszych kolegów również znikając za naszymi drzwiami. Z tym wyjątkiem, że oni pozostawili po sobie bardzo wesołą i przyjemną atmosferę, a niestety tego nie można już było powiedzieć po wyjściu Gerarda. 
Był dziwny, a przynajmniej nie taki, jaki był, kiedy mówiłam, że jest dziwny. T A dziwność nieciła we mnie ochotę, by do niego podejść  i szczerze porozmawiać, bo sprawiał wrażenie, że to właśnie tego teraz potrzebował. 
To nie był ten Gerard, którego znałam i to nie był ten Gerard, którego chciałam znać. 
To przypomniało mi też o tym, jak niemiłosiernie mi go brakowało, ale oczywiście nie byłam w stanie przyznać tego na głos. 

____
przepraszam za tyle czekania! obiecałam sobie, że już nie będę robiła tak długich przerw, ale na swoją obronę powiem wam, że gdyby nie egzaminy, to miałabym krócej ten chwilowy brak weny, bo szybciej zaczęłabym próbować coś pisać ;DD 
przepraszam tez, ze nie odwiedzałam przez ten czas waszych blogów, ale postaram się to jak najszybciej nadrobić. 
Jak podoba się wam rozdział? wasza opinia oczywiście jest dla mnie najważniejsza, także czekam na komentarze! Wreszcie Mari i Geri pobyli ze sobą sam na sam trochę dłużej niż dwie minuty ;D myśle, ze to was trochę cieszy. 
no i jak tam sie czujecie drogie barcelonistki po zdobyciu dubletu?! <3 
dobra, bo się rozpisałam. przepraszam za błędy, one zostaną poprawione jak będzie dzień, bo teraz już mi się wszytsko dosłownie rozmazuje xd 
do następnego, kochane! ❤️❤️