poniedziałek, 20 marca 2017

011 I'm not cute.

Zasmiałam się nerwowo i wstałam jak poparzona z wygodnej sofy, jakbym bała się siedzieć tak blisko tego chorego blondyna. Westchnął przeciągle i oparł się wygodnie na fotelu. Nie zareagował w żaden sposób na to co zrobiłam przed chwilą, po prostu siedział i na mnie patrzył, tak jakby spodziewał się takiej reakcji. A jak mógł, skoro ledwo mnie znał? 
- Chyba nie myślisz, ze zgodzę się na tak chory i poroniony pomysł? - warknęłam nie wierząc w to, jak nie po kolei ma ten chłopak w głowie. Spodziewałam się wszystkiego, naprawdę wszystkiego, ale nie takiej propozycji, prośby, czegokolwiek.
Gerard po chwili ciszy także się podniósł i w ułamku sekundy stał już naprzeciwko mnie, górując oczywiście niecałymi dwudziestoma centymetrami. Zadarłam brodę do góry i nie wiedząc kiedy wbiłam palec w klatkę piersiową chłopaka. 
- W co ty do cholery grasz? - wycedziłam przez zęby w dalszym ciągu nie zabierając palca. - To twój nowy sposób na podryw? Nie poleciałam na ciebie jak każda inna by to zrobiła, to musiałeś wymyślić historyjkę z potrzebną narzeczoną? Co, może przyszykujemy już sale ślubną i...
Urwałam, kiedy jego ręka przejechała wzdłuż mojej talii, kompletnie mnie dekoncentrując. Niekontrolowanie zadrzalam pod delikatnym i ciepłym dotykiem piłkarza. Bałam się spojrzeć do góry, bo wiedziałam, ze zastanę tam znów ten zadowolony z siebie uśmieszek, którego nienawidziłam całym sercem. Poczułam jak jego druga dłoń sięga do mojej brody i lekko unosi ją do góry. Błądziłam wzrokiem wszędzie gdzie się dało, byleby nie patrzeć na niego. Serce niebezpiecznie przyspieszyło, a oddech stał się bardziej płytki. Gerarda również. Po kilku sekundach nie wytrzymałam i nasze spojrzenia spotkały się. Miałam racje. Uśmiechał się zadowolony z siebie, a cały czar w mgnieniu oka prysł. Moje reakcje i chwilę, w których kompletnie mu ulegałam tylko i wyłącznie podwyższały jego i tak duże już ego. 
- Dlaczego miałabym się zgodzić? - postanowiłam powiedzieć coś jako pierwsza, by wreszcie postawić się na ziemie. - Co będę z tego miała? Przypominam, że cię nie lubię, więc tym bardziej nie mam ochoty na jakąkolwiek pomoc. 
- Bo nam obydwóm wyjdzie to na dobre. - wzruszył ramionami.  
- Obydwóm? Co dobrego da mi udawanie twojej narzeczonej? W ogóle po jaką cholerę ci udawana narzeczona?
- Po prostu mi potrzebna, okej? Powiedzmy, że podkoloryzowałem moją ostatnią rozmowę z ojcem. Jesteś... - zawahał się i zaczął udawać, ze ciężko przechodzi mu to przez gardo. - Ładna. - przewróciłam oczami, kiedy widząc moją zdenerwowaną minę, zaczął się śmiać. - Żartuje sobie tylko. - uniósł ręce w górę. - Serio jesteś ładna, a takiej potrzebuje. Do tego taka skromna i niewinna. Kto by pomyślał, ze w środku taki z ciebie diabeł! 
- Ja ci zaraz dam diabła. - zmrużyłam oczy, marszcząc nos poddenerwowana. 
Zaczął sie ze mnie nabijać, a ja wypuściłam głośno powietrze z ust i rzuciłam się na kanapę. Pokazałam chłopakowi by usiadł obok, a on posłusznie kiwnął głową nadal nie pozbywając się tego irytującego uśmiechu. 
- Dobra, jeśli bym się zgodziła... - oparłam się wygodniej o skórzane oparcie. - Czysto hipotetycznie. - dodałam w pośpiechu widząc, jak oczy Gerarda w mgnieniu oka zabłysnęły nieznaną mi iskierką. 
- Noo. - pospieszył mnie ruchem ręki. 
- Jak wytłumaczymy potem, ze do żadnego ślubu nie dojdzie? 
Podrapał się po karku i przez chwile myślał nad odpowiedzią. Jego usta otwierały się i po chwili zamykały, ale koniec końców nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Po niecałych dwóch minutach w końcu się jednak odezwał. 
- Nie pasowalismy do siebie, wiec postanowiliśmy rozstać się w zgodzie i przyjaźni. 
Uśmiechał się od ucha do ucha sprawiając wrażenie dumnego z wypowiedzianych chwile temu słów, jakby propozycja, którą mi złożył była czymś zupełnie normalnym. Zdecydowanie nie była. 
- Posłuchaj, powiedz co chcesz, a ja w zamian ci to dam. Pieniądze to nie problem. 
Prychnęłam. Jasne, ze pieniądze to dla niego nie problem. Mogłam założyć się, że jego ojciec, to naprawdę bogaty człowiek, a sam Gerard mało pieniędzy za grę w tak dobrym klubie nie dostawał. Nie znałam się za dobrze na piłce nożnej, ale jeśli nawet ja wiedziałam czym jest Manchester United, to musiał być to klub z naprawdę wysokim poziomem. 
- Chciałabym żebyś się ode mnie odczepił, ale to niemożliwe... - uśmiechnęłam nie sztucznie w jego stronę. - Wiec pieniądze są okej. 
- Mari, proszę cie. Mój ojciec żyje z myślą, że jego syn wreszcie zaczął myśleć poważnie o swoim życiu, co jest idiotyczne, bo... cholera ja mam dopiero dwadzieścia lat. Czemu on musi wierzyć we wszystko co piszą... zaraz co? - popatrzył na mnie wielkimi, jak spodki, oczami. - Czy ty się właśnie zgodziłaś? 
- Tylko i wyłącznie z litości. Zaraz mi się tu rozpłaczesz, panie "Pique postrach Manchesteru". To nawet urocze. 
- Zapamiętaj sobie, ja nie jestem uroczy. 
- Jasne, że nie jesteś. - prychnęłam sarkastycznie. 
Pokręcił głową i podniósł się do postawy stojącej. Oznajmił mi, że musi już iść, mimo że z wielką chęcią spędziłby czas ze swoją narzeczoną. Nie obyło się oczywiście bez mojej docinki i jego śmiechu. Stałam oparta o ścianę i przyglądałam się, kiedy zakładał buty. Nie wierzyłam, ze zgodziłam się na tak głupi pomysł i nie wiedziałam czy to pieniądze lub może coś innego sprawiło, że tak szybko uległam. 
- Zaraz wypalisz mi dziurę w plecach. - usłyszałam i odrazu zmieniłam punk, w który się wpatrywałam. Odchrzaknęłam niekontrolowanie, a Gerard nawet nie obrócił się na chwile w moją stronę. Ciągle grzebał coś w swoich butach. Wreszcie podniósł się i stanął naprzeciwko mnie. Schylił się, by być na równi ze mną i przybliżył sie tak, aby nasze usta lekko się ze sobą stykały. Wstrzymałam oddech i wpatrywałam się to raz w jego pełne, pewnie idealne do pocałunków usta, to w oczy, które z przejęciem obserwowały każdy mój ruch. Przełknęłam cicho ślinę i zamrugałam kilkakrotnie, bijąc się z własnymi myślami. 
- Wiedziałem, że na mnie lecisz. - wyszeptał dotykając pewnie niechcący skóry mojego policzka. Wzdrygnęłam się na ten niezamierzony dotyk z jego strony i poczułam jak na całym moim ciele pojawia się gęsia skórka. 
- Idź do diabła, Pique. - powiedziałam równie cicho jak on i nie spodziewałam się, że mój głos zabrzmi aż tak słabo. 
Ten zaśmiał się cicho, a po chwili jego ciepłe usta zetknęły się z moim uchem. Przygryzł lekko jego płatek, po czym go pocałował. Nie wiedząc nawet kiedy - przymknęłam lekko oczy. 
- Idź do diabła. - powtórzyłam, kiedy zniknął już za drzwiami. 
_______________
Pisałam ten rozdział cztery razy! Przysięgam, bloger na iOS to kompletny niewypał! Ugh, cieszę się, ze go skończyłam, ale mimo wszystko nie tak jak chciałam, bo przez to ciągle pisanie na nowo zapomniałam sporo rzeczy, które chciałam tu napisać. Niemniej jednak wiemy już do czego potrzebna jest Gerardowi Maritza! Kogo przypuszczenia były trafne? ;)