czwartek, 27 września 2018

c02r21 Unknown, beautiful future.

Świąteczne poranki zwykle wydają się magiczne. Pełne śmiechu, zapachu ciasteczek i cynamonu, wielka, żywa i udekorowana choinka, stojąca na środku salonu, zajmująca oczywiście połowę jego przestrzeni, śmiejące się dzieci i góra prezentów. Jak więc możliwe, że mnie wcale nie obudziła żadna z tych rzeczy, a wielka i ciężka dłoń Gerarda, odcinająca mi dostęp do świeżego powietrza? Kiedy otworzyłam oczy, z szokiem zastanawiałam się czemu jestem aż tak spocona i co jest powodem wielkiego ciężaru na mojej twarzy, dopóki dostatecznie się nie rozbudziłam i wszystkie moje wątpliwości nie zostały rozwiane. Próbowałam go nie obudzić, a zarazem wydostać się spod jego ręki, która ani nie myślała się ruszyć, w dodatku po czasie drugą owinął szczelnie w moim pasie, pozbawiając mnie jakiejkolwiek możliwości na ruch. Sen Gerarda był na tyle twardy, że nie zareagował na żadne moje ruchy, a nawet nie zrobił tego, gdy już udało mi się wstać. Spojrzałam na siebie w lusterku, które leżało na biurku i dosłownie załamałam się tym, w jakim stanie były moje włosy, twarz i ogólnie cała ja. Nie mając wyboru musiałam ponownie umyć włosy, a nigdy nie robiłam tego codziennie oraz wzięłam szybki prysznic, pozwalający pozbyć się potu, który praktycznie ze mnie spływał. W mieszkaniu wydawało mi się być cicho, ale nie mogłam uwierzyć, że o godzinie ósmej moi rodzice jeszcze wylegiwali się w łóżku, szczególnie, że było Boże Narodzenie. Mama wpadała wtedy w szał gotowania, sprzątania, układania i dekorowania, co zdecydowanie udzieliło jej się po mojej nieżyjącej już babci, więc nie pozwoliłaby sobie na takie lenistwo. W trakcie kąpieli usłyszałam skrzypienie drzwi i szybko spoglądając w ich stronę, zauważyłam wchodzącego, uśmiechniętego Gerarda, nie robiącego sobie nic z tego, że biorę prysznic.
- Wesołych Świąt. - odparł lekko zasypanym głosem, przeczesując swoje włosy i zbliżając się do kabiny, kiedy ja odcięłam dopływ wody do deszczownicy. 
- Wesołych. - odpowiedziałam, wychodząc ze środka i owijając się ręcznikiem, na co Gerard zareagował niepocieszonym wzrokiem. 
Wywróciłam oczami, on tradycyjnie oznajmił, że kiedyś mi tak zostanie, a następnie przywitał mnie długim pocałunkiem. 
- Umyj zęby, Piqué. - spojrzałam w jego stronę dość wymownym wzrokiem, ale nic sobie z tego nie zrobił. 
- Jest rano, są święta... kobieto, daj mi żyć. - jęknął, wyglądał jakby wciąż się jeszcze nie dobudził, co było zabawne. 
- Ty mi nie dałeś oddychać, więc ja ci nie dam żyć. - nie zrozumiał co miałam przez to na myśli, ale postanowiłam nie tłumaczyć. - Jesteś gotowy na nowy, piękny, świąteczny dzień z moim tatą? - spytałam z uśmieszkiem. 
- Właściwie, to chyba się dogadaliśmy. - odpowiedział z dumą wypływającą z jego głosu. 
- Ach, a wszystko za sprawą piłki nożnej. 
Zachichotałam i wyciągnęłam jego szczotkę do zębów z kubeczka i podając mu ją w dłoń, wyszłam z łazienki, słysząc na odchdone jego westchnienie, a potem szum wody, którą prawdopodobnie przemył sobie twarz tak, jak robił zawsze z rana. 
Przebrałam się w swoim pokoju i nie czekając na chłopaka, od razu poszłam na dół, by sprawdzić czy rzeczywiście już wstali. Moje przeczucie albo raczej wiedza z poprzednich lat, miała rację, ponieważ w trakcie, gdy mój tata jak zawsze przeglądał poranną gazetę informacyjną, mama siedziała w kuchni, z której wydobywało się milion zapachów, przez co nie mogłam odgadnąć co takiego dokładnie przygotowywała. Moja głowa powędrowała w stronę choinki, a raczej tego co znajdowało się pod nią, a to przypomniało mi, by zanieść tam później przygotowane przeze mnie i Gerarda prezenty. Przy okazji zestresowałam się na myśl, że mój prezent mógłby mu się dostatecznie nie spodobać. 
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się w stronę taty, który wychylił głowę znad gazety, zauważając jak przyglądam się żywemu drzewku. 
- Cześć, skarbie. Jak się wam spało? - do salonu weszła mama, ściskając mnie na powitanie. - Pewnie wszystko was boli, nie sądzę, żeby wielkość tego łóżka była dobra dla was obojga. - zaśmiała się i miała trochę racji. 
- Jest w porządku. - uśmiechnęłam się, upewniając ją, a kiedy to zrobiłam kiwnęła głową i wróciła do kuchni, słysząc jak coś skwierczy na patelni. 
Usiadłam obok taty na kanapie i przełączyłam kanał sportowy na muzyczny, ponieważ to wreszcie był ten czas, kiedy wszędzie mogłam słuchać świątecznych piosenek, które po prostu kochałam. 
- Więc... - odezwałam się po chwili, ściszając głos poprzez pilot do telewizora. - O czym wczoraj rozmawiałeś z Gerardem? Wiem, że nie o piłce nożnej. - prychnęłam. 
- Nawet się nie wysilaj, skarbie. - spojrzał na mnie wymownie, odkładając gazetę na stolik do kawy. - Twoja matka już próbowała i nic nie wskórała. 
Westchnęłam, z niepocieszoną miną i planowałam oprzeć się o oparcie, w momencie kiedy tata ulotnił się z salonu, prawdopodobnie domyślając się, że będę naciskać i starać sie czegos dowiedzieć. Niestety nie zdążyłam się nawet ruszyć, ponieważ zatrzymał mnie dzwonek do drzwi oraz krzyk mamy, abym to ja je otworzyła. Z lekką niechęcią podniosłam się z kanapy i pokierowałam do wyjścia, gdzie uchyliłam drzwi, a widząc twarz osoby, która za nimi stała głośno krzyknęłam. Szybko przywarła do ciała gościa i poczułam jak jego dłonie znalazły miejsce na moich plecach, delikatnie je gładząc. 
- Dlaczego krzyczysz i czemu kleisz się do tego gościa? - usłyszałam za sobą niepocieszony głos Gerarda, a kiedy oderwaliśmy się od siebie, szybko pociągnął mnie do siebie, układając swoją rękę na moim ramieniu, jakby próbował zaznaczyć swoje terytorium. Swoją drogą chorobliwie mnie to rozbawiło. 
- Może pytanie powinno brzmieć: dlaczego dotykasz w ten sposób moją siostrę? - Emilio zmierzył nas spokojnym wzrokiem, próbując nieudolnie zahamować cień uśmiechu na swojej twarzy. 
Gerard momentalnie spojrzał w dół, wlepiając swoje zdezorientowane spojrzenie w moją twarz, z miną, która dosłownie pytała czy mówi prawdę. Ja jedynie kiwnęłam głową i pokazałam swojemu bratu, by wszedł do środka, ponieważ na zewnątrz było zimno, a poza tym rozmawianie u progu drzwi było niekulturalne i niewygodne. 
- Okej, fajnie, że się już poznaliście. - mruknęłam, kręcąc głową, ponieważ wyobrażałam sobie to zupełnie inaczej. 
- Emilio? - z salonu wyłoniła się mama, która wycierała w międzyczasie swoje dłonie w ścierkę. 
Kiedy podeszła bliżej wcisnęła mi ją bez pytania w rękę, co spotkało się z moją zdezorientowaną miną, a następnie mocno przytuliła się do chłopaka. 
- Jak podróż, synku? Nie zmarzłeś w tej Norwegii? Jesteś głodny? Trafiłeś idealnie, bo za chwilkę siadamy do stołu! - nie zamykała się jej buzia, a co najlepsze nie czekała nawet na odpowiedzi, jakby próbowała wygadać się za te wszystkie miesiące, podczas których mój brat przebywał ponad dwa tysiące ilometrów dalej od niej. 
Kilka lat temu poleciał tam z powodu studiów i zaraz po nich w planach miał powrót do Włoch, ale w trakcie poznał swoją obecną dziewczynę - Silje, która z tego co później nam powiedział, wolała zostać i spędzić święta ze swoją rodziną, co było zrozumiałe, ponieważ jej mama była ciężko chora. Zamieszkali razem i to na tyle byłoby z jego pobytu w rodzinnym Rzymie. Darzyłam ją wielką sympatią, ponieważ była niesamowicie urocza, uprzejma, zawsze świetnie mi się z nią rozmawiało, a dodatkowo miała niebanalną urodę. W szczególności podobała mi się jej blada karnacja, ponieważ przy niej cała nasza rodzina była po prostu niesamowicie ciemna.
Całe popołudnie ja i mama spędziłam w kuchni, ponieważ uznała, że nie daruje mi wczorajszej mąki i poczuła w sobie determinację, do nauczenia mnie czegokolwiek pożytecznego w kuchni. Oczywiście, że nie byłam jakąś fajtłapą i potrafiłam zrobić wiele dań, jednak nie były one zaskakujące czy też niesamowicie dobre. Po prostu dało się je zjeść i w jakiś sposób zaspokoić głód. Przy okazji była to też wymówka do plotek, ponieważ mama miała ich dla mnie mnóstwo. Poopowiadała mi trochę o rożnych problemach naszych sąsiadów czy też o tym, jak ktoś z mojej dawnej klasy z liceum zrobił coś nieodpowiedniego lub przeciwnie. Nie interesowało mnie życie tych ludzi, ale mama była tak podekscytowana tym, że wreszcie mogła z kimś o tym porozmawiać, że nie zauważyła, jak dosypałam ciut za dużo cukru do ciasta na panettone oraz porozrzucałam kilka rodzynek przy wrzucaniu ich do miski. W tym czasie mój brat oraz Gerard próbowali zacząć od nowa swoją znajomość, która rozpoczęła się w dość głupi, a zarazem śmieszny sposób. Tata przebywał także z nimi, co bardzo mnie uspokajało, gdy słyszałam co chwilę ich śmiechy, co znaczyło, że ich rozmowa z poprzedniego dnia poskutkowała i wreszcie się dogadali. Oglądali do tego mecz, a konkretniej powtórkę El Clasico i nie wierzyłam, że mój brat również od czasu do czasu zerkał w ekran telewizora i nawet dzielił się swoimi spostrzeżeniami na jego temat. Był kompletnym przeciwieństwem mojego taty i jak naszego ojca piłka przyciągała, tak Emilio, z dosłownie tą samą siłą, odpychała. 
- Słuchasz mnie? - zobaczyłam przed oczami machającą dłoń swojej mamy, która była swoją drogą cała pokryta ciatem, bo jak się okazało właśnie próbowała włożyć je do formy. 
W rzeczywistości nie słuchałam mojej mamy, a rozmyślałam nad całym moim życiem, ponieważ wreszcie wszystko jakoś się ułożyło i szło wolnym tempem, za którym nie musiałam biegać. Moi rodzice nareszcie poznali Gerarda, w dodatku, opornie, ale jednak go polubili, mieliśmy po raz pierwszy okazję do spędzenia razem świąt i to w moim ukochanym Rzymie. Tak bardzo byliśmy sobą zajęci, że nie mieliśmy czasu na jakieś głupie kłótnie, pomijając te, o jakieś bezsensowne rzeczy, które rozwiązywały się po kilku minutach. Kochałam to, że pomimo naszego związku nasza relacja nie opierała się tylko i wyłącznie na tym, że jesteśmy razem, a wciąż mogliśmy być dla siebie przyjaciółmi tak, jak kiedyś i Gerard wciąż nie przestawał się ze mną droczyć oraz szukać powodów do zaczepek. Teraz po prostu wszystko było jeszcze piękniejsze niż wtedy, dzięki temu, że mogłam go przytulać kiedy chciałam, całować, dotykać i być pewną, że byłam dla niego jedyną. 
- Słucham. - odpowiedziałam w końcu, zdając sobie sprawę, że przecież o coś mnie spytała, ale widząc jej przenikliwe spojrzenie delikatnie westchnęłam. - Nie słucham. Przepraszam. 
- Coś się stało? - spytała z przejęciem, gdy zaczęła myć swoje brudne dłonie w zlewie. 
- No właśnie nic. Jestem po prostu szczęśliwa, że wreszcie jest tak spokojnie i dobrze. Bez żadnych kłamstw, niedomówień i stresu, wiesz o co mi chodzi? 
Mama kiwnęła głową, głaszcząc mnie po ramieniu, ponieważ zdążyła wytrzeć już mokre ręce. 
- Wiem i cieszę się, że widzę cię w takim stanie. 

***

Zbliżał się wieczór, a co za tym szło mama była coraz bardziej zestresowana tym, że coś nie zdąży się jej dopiec przed rozpoczęciem świątecznej kolacji. Ja już dawno zdążyłam ulotnić się z jej świątyni, ponieważ wolałam nie być posądzona o zniszczenie Świąt czy coś w tym stylu. 
Siedziałam na kolanach Gerarda głośno się śmiejąc i komentując słabą grę aktorską w jakimś filmie, a on co chwilę na mnie zerkał, kreśląc małe kółka na moim udzie. 
- Teraz pewnie coś wyskoczy, a ona krzyknie. - odezwał się Emilio siedzący na fotelu obok nas i miał rację, ponieważ dokładnie to samo stało się chwilę potem na ekranie. 
- Czemu to jest takie oczywiste? - westchnęłam, kiedy zaczęły pojawiać się napisy końcowe. 
- Oczywistym na przykład nie jest to, że oglądacie horrory w Boże Narodzenie, zamiast jakiegoś typowego filmu o Duchu Świąt, czy coś. - zauważył Gerard, na co mój tata i brat zaśmiali się, kiwając głowami i przyznając mu tym tez rację. 
- U nas zwykle jest dziwnie, będziesz musiał się przyzwyczaić, szwagier. - powiedział mój brat, po czym wstał i puścił do nas oczko, a następnie wpadł do kuchni, aby prawdopodobnie podjeść coś, z któregoś garnka mamy. 
Pół godziny później mama poinformowała nas, że wszystko jest już gotowe i możemy pomóc jej zająć się przygotowaniem stołu. Gerard poszedł do sypialni rodziców po obrus, który znajdował się w wielkiej szafie, ja zajęłam się czyszczeniem sztućców i talerzy, Emilio jak zwykle tylko się przyglądał, a tata, jak to ujął: „pilnował czy nic nie wystygło”. Chwilę potem razem z Piqué nakładaliśmy obrus, a kiedy skończyliśmy i rozłożyliśmy naczynia, każdy z nas mógł wreszcie przysiąść do stołu. Najpierw się pomodliliśmy, potem podzieliliśmy opłatkiem, a na samym końcu moglismy raczyć się już przepysznymi daniami, nad którymi moja mama spędziła długie godziny. Z początku jedynymi odgłosami w jadalni, były stukoty talerzy i szklanek. Dopiero, gdy każdy wystarczająco się najadł, zaczęły się pojedyncze rozmowy, a po czasie każdy z każdym znalazł już jakiś temat.
Dyskutowalam trochę z bratem o jego pracy, on trochę wypytywał o moją i to było przykre, że oboje byliśmy tak zajęci, aby nie mieć ze sobą kontaktu przez tak długi czas i nie znać o sobie nawzajem najprostszych rzeczy, takich jak właśnie praca. Przynajmniej święta były tym momentem, kiedy każdy zapominał o swoich codziennych obowiązkach i zatrzymywał na chwilę swój zegarek, by pobyć trochę z najbliższą rodziną, która w każdy inny dzień roku wcale nie była już aż tak bliska, jakby się chciało. Tata ciągle milczał, ale to dlatego, że jako jedyny z nas wszystkich wciąż miał coś na talerzu oraz w ustach, za to Gerard trochę się rozgadał i wszedł w jakąś wymianę zdań z mamą o piłce nożnej. Raczej chodziło o niego, a nie o sam sport, którego moja mama nie za bardzo lubiła. Wypytywała go o diety, treningi, wyrzeczenia i inne kluby, a Gerard z wielkim zapałem odpowiadał na wszystko więcej, niż tylko jednym słowem. Podobało mu się to, że ktoś zwrócił uwagę na to, co dzieje się wewnątrz, a nie jedynie na statystyki czy wygrane mecze. Mnie też spodobał się fakt, że mama okazała jakieś zainteresowanie. Po jakimś czasie było słychać już tylko ich, ponieważ Emilio uznał, że od mówienia zrobiło mu się miejsce w brzuchu na jeszcze jeden kawałek ciasta i chwile potem zabrał się za jego szybką konsumpcje, przerywając tym naszą rozmowę i zostawiając mnie samą sobie. Kiedy nachylił się po kompot z owoców stojący zaraz przed moim talerzem, który w naszej rodzinie lubił tylko on i mama, zatrzymał swój ruch i nim złapał za rączkę dzbanka, spojrzał na moją dłoń owiniętą wokół kubka z nalanym po brzegi sokiem pomarańczowym. Uniósł brew, a ja obserwowałam jego dziwne zachowanie. Nawet Gerard kątem oka zerkał na to co robi, ponieważ zwyczajnie zawisł nad stołem i bez słowa wpatrywał się w moją rękę, a dokładniej dłoń. 
- Zaręczyliście się? - szeroki uśmiech wpadł na jego usta, a ja otworzyłam swoje w szoku, nie wiedząc jak mu to wytłumaczyć. 
Spojrzałam na Gerarda, który właśnie został ściśnięty przez mojego brata w wielkim uścisku. 
- Emilio, my... - przerwałam, kiedy to teraz do mnie przywarł, poczułam jak ściska mnie w gardle, gdy zobaczyłam zdezorientowaną, a za razem zdenerwowaną minę Piqué. Widziałam ją rzadko, ale kiedy już się to działo, to był szalenie wkurzony. Mama i tata przypatrywali się całemu zdarzeniu w ciszy, ponieważ chyba sami nie byli do końca pewni czy to pierścionek od Gerarda, czy wciąż od Sergiego. Dopiero teraz widząc reakcje Gerarda i jego dziwny wzrok, zapytałam się samą siebie w myślach, po co tak właściwie zgodziłam się na to, by go zostawić. Ogarnęła mnie na tyle wielka złość, że do głowy przyszło mi pełno pomysłów, jak na przykład ten, że Sergi poprosił mnie o to specjalnie, wiedząc, że się zgodzę, a to doprowadzi Gerarda do wściekłości. Emilio w zaciekawieniu parzył na nasze wcale nie szczęśliwe uśmiechy oraz nie doczekał się nawet „dziękuje”, ponieważ za co mieliśmy dziękować? Za moją głupotę? Za to, że nie wpadłam na to, że noszenie pierścionka zaręczynowego od mojego ex jest idiotyczne i oczywiste, że sprawi przykrość Gerardowi? Sama sobie wmówiłam, że to dla niego nic takiego, a przecież nawet o tym nie rozmawialiśmy! 
- O co chodzi? - spytał, a w dokładnie tym samym czasie krzesło Gerarda chorobliwie zaskrzypiało przez potarcie o podłogę, ponieważ właśnie je odsunął, a następnie szybko się z niego podniósł i pokierował do wyjściowych drzwi, które chwilę potem głośno trzasnęły. 
- Nie jesteśmy zaręczeni. - odezwałam się wreszcie i nie wiedziałam czemu dopiero, gdy Piqué wyszedł. - To pierścionek od Sergiego i cholera... sama nie wiem czemu go nie zdjęłam. Jestem pieprzoną idiotką. - paplałam w histerii i wstałam od stołu. - Przepraszam was. - powiedziałam i poszłam w ślady mojego chłopaka.
Spojrzałam przy wejściu na wieszak, aby wziąć płaszcz i zauważyłam, że nie wziął ze sobą kurtki. Westchnęłam na to, że wcale nie dbał o swoje zdrowie, ponieważ było naprawdę chłodno i mógł się przeziębić. Założyłam więc na siebie swoją, złapałam do ręki jego i szybko wyszłam przed dom, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu piłkarza. Sąsiedzi moich rodziców bardzo brali do siebie tradycje dekorowania domów. Miałam wrażenie, że w sumie cały Rzym to robił. Mimo, że na dworze było już ciemno, to cała ulica błyszczała oświetlona była przez liczne lampki zdobiące dachy i drzwi domów oraz małe drzewka stojące przed nimi. Wyglądało to niesamowicie pięknie, a już w szczególności, gdy na niebie roiło się od małych gwiazdek, dodających wszystkiemu jeszcze większemu uroku. 
- Gerard? - spytałam głośno, stojąc już przed płotem, praktycznie na środku ulicy, ponieważ nigdzie nie mogłam go znaleźć. 
Przestraszyłam się, że mógł zdenerwować sie na tyle bardzo, by po prostu gdzieś sobie pójść. 
Jednak było ciemno, późno, Gerard kompletnie nie znał okolicy, a w dodatku były święta, więc gdzie miałby tak właściwie się podziać? 
- Tutaj. - usłyszałam jego szorstki głos, na który w mgnieniu oka obróciłam się do tylu. 
Cały czas stał za mną, a kiedy wreszcie mogliśmy patrzeć swobodnie na swoje twarze, poczułam dreszcze i byłam prawie pewna, że nie pojawiły się ze względu na zimno. 
Nienawidziłam kiedy patrzył na mnie w ten sposób, w który robił to właśnie w tym momencie. Pełen złości, trochę smutku, ale i zawodu. Wszystko było z mojej głupoty i ślepoty. 
- Przepraszam Gerard. Wydawałeś się nie mieć z tym problemu na tyle, że uznałam, że to nic takiego. - jęknęłam prawie szeptem, w sumie nawet nie wiedziałam czemu mówiłam tak cicho. 
- To było „coś takiego”. - odpowiedział bez wyrazu, wyrzucając spalonego papierosa na ziemię.
- Nic nie mówiłeś... - zaczęłam, ale sama do końca nie wiedziałam co chce powiedzieć. 
- Nie mówiłem, bo nie chce cię stracić, zrozum to! Chciałem... to znaczy chcę wciąż twojego szczęścia, dlatego jakoś to znosiłem. Bałem się, że jeśli się sprzeciwie, to ty do niego wrócisz. - odpowiedział, mrużąc delikatnie swoje oczy. 
Nieczęsto rozmawialiśmy tak poważnie, pierwszy i ostatni raz taka wymiana zdań miała miejsce na moim wieczorze panieńskim. Wtedy wpatrywał się we mnie nieustannie, jakby bojąc się, że sobie pójdę lub go wyśmieje. Obserwował moje ruchy, zachowania, to jak na niego patrzyłam i jak reagowałam na jego pełne emocji i wyznań słowa. Teraz było inaczej. Uciekał co chwilę wzrokiem to na przejeżdzające auto, to na buty, a czasem nawet obracał się za siebie. Robił wszystko, byleby tylko nie utrzymywać ze mną na dłużej kontaktu wzrokowego. Bałam się, że po prostu nie chciał już na mnie patrzeć lub miał dość mojej obecności, jednak jego słowa wskazywały na coś innego. Jak zwykle był po prostu sprzeczny i trudny do rozgryzienia.
- Gerard, musisz się tego oduczyć. Kocham tylko ciebie i przykro mi, że nie potrafisz tego zrozumieć. Sergi był pomyłką, tanią łatką na ranę po tobie, która po chwili i tak zaczęła się odklejać. Nawet na moment nie sprawiła, że było mi lepiej. W sumie przez nią jeszcze bardziej zwracałam uwagę na to, jak bardzo brakuje mi twojej bliskości i obecności. - powiedziałam zbliżając się do niego i delikatnie łapiąc za jego policzek, aby pokierował swoją twarz w moją stronę. 
- I proszę, załóż to. - spuściłam wzrok na jego kurtkę, którą wciąż trzymałam w dłoniach i uniosłam ją wyżej, a Gerard delikatnie się uśmiechnął i cicho prychnął. - Co? 
- Jesteśmy w środku poważnej rozmowy o twoim byłym, a ty każesz założyć mi kurtkę. 
- Bo się martwię? - spojrzałam na niego niepewnie, ale gdy zauważyłam, że jego uśmiech poszerza się z każdą sekundą, również odwzajemniłam ten drobny gest. 
Piqué westchnął widząc, że nie mam zamiaru mu odpuścić. Bardzo dobrze widziałam, że mu zimno, no chociażby dlatego, że przez cały czas naszej rozmowy nieudolnie starał się powstrzymać swoje trzęsące się ciało. Miałam tylko nadzieję, że ta sytuacja nie wpłynie na jego stan zdrowia.
Wziął ode mnie ubranie i w ekspresowym tempie założył na siebie, szybko zapinajac się po samą szyję. 
- Powiedz coś. - odezwałam się, kiedy postanowił w żaden sposób nie reagować na moje słowa, co było dość raniące, ale wiedziałam, że nie aż tak, jak to, co ja zrobiłam jemu. 
- Nie wiem co mogę powiedzieć. Myślisz, że dla mnie tak łatwo jest zmienić w sobie wszystko co złe? Nie wiem czy nie zauważyłaś, ale okres naszej znajomosci był po prostu jedną wielką zmianą całego mnie. Stałem się milszy, nie prowokuje kłótni, jestem bardziej cierpliwy, doceniam wszystko co mam bardziej, niż kiedyś. To dzięki tobie. I nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym nie bać się tego, że cię stracę, ale nie mogę. Jesteś jedynym co kocham tak bardzo i jedynym co boje się i mogę utracić. Już raz straciłem ważną kobietę w swoim życiu, nie bądź tą drugą, a przynajmniej nie bądź znów, bo kiedy cię odzyskałem, stałem się najszczęśliwszym facetem pod słońcem. 
- Gerard, kochanie. - szepnęłam, gładząc go po włosach. - Razem spróbujemy pozbyć się tego strachu. Pokaże ci całą sobą, że należę tylko i wyłącznie do ciebie, a Sergi to nieistniejąca już przeszłość. Będę walczyć o to choćby nie wiem jak długo, dopóki nie usłyszę z twoich ust, że jesteś w stu procentach pewien tego, jak bardzo cię kocham. Dobrze? 
Piqué kiwnął jedynie głową, ponieważ uznał, że zamiast używać swoich ust do odpowiedzi, wpije się nimi w moje, zapraszając mnie tym do pełnego uczuć i wdzięczności pocałunku. Jego dotyk był tak kojący, że odbierał mi racjonalne myślenie, zabierając mnie w miejsce pełne przyjemności, ale i miłości. Chciałam by to wiedział. By codziennie widział jak bardzo ważny jest dla mnie i odczuwał to za każdym razem, gdy przy nim jestem. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ponieważ to, z czym zostawiła go matka i po części ojciec było straszne, ale miłość, to miłość. Nie ma takiej rzeczy, której by nie przezwyciężyła, dlatego ja wierzyłam, że mi się uda. Że nam się uda. Byliśmy niedoskonali w każdym naszym najmniejszym calu. Ja zdradziłam, żyłam w związku okłamując siebie i Sergiego, raniłam Piqué nawet nie zdając sobie sprawy, a on miał dni, kiedy zachowywał się nonszalancko, a czasem nawet brutalnie, jeździł po alkoholu i robił różne inne nieodpowiednie rzeczy. Jednak nie to było najważniejsze. To, co się liczyło, to fakt, że dla siebie byliśmy idealni i ani dla mnie, ani dla niego nie miały znaczenia żadne nasze wady. 
One były przeszłością, a my teraźniejszością i piękną, nieznaną przyszłością. 


_____
Tak, tak, nie wydaje się wam! To ja i nowy rozdział ;D Nie wiem czy jest sens się tu tłumaczyć, skoro zrobiłam to pod poprzednim postem w jednym z komentarzy, ale wiedzcie, że baaaaardzo was za wszystko przepraszam! Mam nadzieje, że ktoś tu czekał na rozdział i nie zawiodłam was nim jakoś bardzo, bo przyznam, że mógł wyjść lepiej ;D przynajmniej z końcówki jestem dumna ;D 
Nie wiem kiedy będzie następny, ale postaram się nie kazać wam czekać aż tak długo! 
pssssst jeśli u kogoś jeszcze nie nadrobiłam rozdziałów, to proszę się zgłaszać, bo mogłam niechcący kogoś pominąć <3

niedziela, 2 września 2018

Hejka, to nie rozdział, a krótka notka z przeprosinami za to, że dzisiaj rozdział niestety się nie pojawi (za tydzień będzie normalnie!) oraz za to, że nie byłam obecna u was. Dzisiaj albo na dniach postaram się to zmienić. Do niedzieli! <3