wtorek, 14 listopada 2017

026 Fuck you, Pique.

- Na pewno masz już wszystko? - usłyszałam już chyba po raz setny, więc mimowolnie przewróciłam oczami.
- Nie kręć tak nimi, bo ci zostanie. 
- Tak, wiem już to przerabialiśmy. - mruknęłam w stronę Pique i złapałam za malutką walizkę, która mieściła w sobie wszystkie potrzebne mi rzeczy na te trzy dni. 
- Pamiętasz co masz mówić? - spytał, kompletnie nie zwracając uwagi na moje zirytowanie.
To pytanie również usłyszałam więcej, niż dwa razy. 
- Tak. Gerard, do cholery, nie stresuj się tak. To tylko pieprzone spotkanie. - stanęłam naprzeciw piłkarza i nie bardzo to kontrolując dotknęłam lekko jego dłoni, by mógł się uspokoić. Samej jednak daleko mi było do tego stanu. 
- Nie mogę się nie stresować. To nie jest zwykłe spotkanie, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie jest ważne. - jęknął niczym mała dziewczynka i usiadł na kanapie, która jeszcze nie została wyniesiona z mieszkania. 
Tak, Isaac już się wyprowadził. Ja nie kontynuowałam poszukiwań współlokatora. Między innymi dlatego, że nikt się nie zgłosił, ale to nie jest ważne. Gerard dwa dni temu przyszedł do mnie z propozycją, na którą z początku ciężko było mi się zgodzić. Zaoferował mi kupno mieszkania, które byłoby tylko dla mnie w zamian za cały nasz układ. Nigdy bym się na to nie zgodziła, gdyby nie to, że jeśli Gerard czegoś się uczepi, to staje się niczym pieprzony wrzód na tyłku. Pique chyba naprawdę nie miał czego robić ze swoimi pieniędzmi. 
Część moich rzeczy została przewieziona już do nowego lokum, które swoją drogą znajduje się na ulicy, w której mieszka Gerard. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz uznałam to za swego rodzaju plus, ponieważ naprawdę się do siebie zbliżyliśmy. Byliśmy jak starzy, dobrzy przyjaciele. 
Miałam się do niego przeprowadzić zaraz po naszym powrocie z Londynu, do którego właśnie teraz się wybieraliśmy. Dziękowałam Bogu za to, że ojciec piłkarza wyleciał tam dzień wcześniej, przez co jeszcze przez jakiś czas nie będę musiała stresować się jego obecnością. Gerard również nie krył ulgi. Zarówno dla mnie, jak i dla niego, cała ta szopka była bardzo stresująca i kosztowała nas wiele nerwów. Ku mojemu zdziwieniu chłopak bardziej ukazywał swoje emocje. To nie zdarzało się zbyt często. 
- Dobra, możemy już iść. - stwierdziłam i przepuściłam w drzwiach Gerarda, bym następnie mogła dokładnie je zamknąć. 
Następnie ruszyliśmy wzdłuż korytarza klatki, w stronę wyjścia. 
- Będę tęsknić za tym miejscem. - powiedziałam, nawiazując do mojej przeprowadzki. - Tyle tu wspomnień. 
- Tak, ja też. - odpowiedział, uśmiechając się lekko przy tym.
Odwróciłam na chwilę wzrok, by popchnąć duże, czarne, ciężkie drzwi, a kiedy znów spojrzałam na chłopaka nie zastałam wcześniejszego uśmiechu. 
Westchnęłam i wsiadłam do taksówki w czasie, gdy Gerard pakował do bagażnika nasze walizki i plecaki. 
Z grzeczności przywitałam się z taksówkarzem i zagadnęłam zapytaniem o samopoczucie. Nie to, że mnie to interesowało, ale musiałam jakoś zapełnić czas oczekiwania na powrót piłkarza. Cisza zwykle wprawiała mnie w lekkie zakłopotanie. Nigdy nie wiedziałam co mam w takiej sytuacji zrobić, dlatego jeśli mogłam, to starałam się jej zapobiec. Poprawiłam tym przy okazji humor mężczyzny, którego raczej klienci nie pytają o rzeczy nie związane jedynie z czasem przybycia do celu. 
Gerard po skończeniu swojej czynności i mojej konwersacji z kierowcą wsiadł do taksówki nie witając się, a podając jedynie adres, do którego zmierzaliśmy. Zerknęłam przelotnie na wsteczne lusterko i widząc niezadowoloną minę mężczyzny, posłałam w jego stronę przepraszający uśmiech, który odwzajemnił dając mi do zrozumienia, że już dawno przyzwyczaił się do tego typu sytuacji. Gerard natomiast jak gdyby nigdy nic zaczął wpatrywać się bez jakiegokolwiek zainteresowania w okno. Wiedziałam, że jego zachowanie spowodowane było stresem, ponieważ oddłuższego czasu przestał być cięty na każdego, kto tylko na niego spojrzał. Takie przynajmniej miałam wrażenie. 
Cała droga minęła niestety w ciszy, pomijając grające gdzieś w tle radio, którego i tak nikt nie słuchał. Kierowca podkręcał tylko głośność w momencie wiadomości, a kiedy się kończyły znów ściszał tak, że ciężko było mi stwierdzić jaka piosenka w danej chwili leciała. Z tego, co udało mi się zauważyć był dość przystojny i jak na oko w moim wieku. Przyłapałam się też na tym, że kilka razy patrzyłam w jego stronę dłużej niż powinnam. 
Kilkanaście korków i świateł później, byliśmy wreszcie na lotnisku, modląc się po drodzę na odprawę o to, byśmy się nie spóźnili, co na szczęście się nie stało i jakiś czas potem znajdowaliśmy się na pokładzie samolotu. 

                                    ***

Podróż minęła w miarę spokojnie. Czas lotu razem z Gerardem przeznaczyliśmy na jakieś beznadziejne gierki lub po prostu rozmowy. Unikaliśmy jak ognia tematu Joana i przyszłego spotkania, pozwalając sobie tym samym na jeszcze chwilę odpoczynku przed tym, co czekało nas w Londynie. Robiliśmy to przede wszystkim ze względu na Gerarda, ale nie ukrywam, że ja również mocno się stresowałam. 
Przed lotniskiem czekała już na nas taksówka, zamówiona przez ojca Gerarda, która zawiozła nas pod hotel, który również został wynajęty przez pana Pique. Już nie będę wspominać o wielkości i luksusie tego budynku. Zaprowadzono nas pod pokój, który z wiadomych przyczyn był dwuosobowy i posiadał łoże małżeńskie. Oczywiście nie zgodziłam się na to, byśmy spali razem w jednym łóżku, dlatego kiedy Gerard jako pierwszy poszedł wziąć prysznic po podróży, ja przyszykowałam mu posłanie na podłodze. 
- Co to jest? - wskazał palcem na moje dzieło, kiedy wyszedł z łazienki wycierając ręcznikiem swoje włosy. 
- Twoje miejsce do spania na najbliższe dwie noce. - wzruszyłam ramionami, starając się ignorować to, że stoi przede mną bez żadnego T-shirtu, który przykryłby jego mięśnie na brzuchu. 
- Czy wyglądam jak pies? - obruszył się, a ja zachichotałam. 
- Z tymi mokrymi włosami tak. 
- To nie jest śmieszne. 
- Oj, skończ. Jest tu całkiem wygodnie. - poklepałam podłogę, starając się nie zaśmiać. 
- Czemu po prostu nie będziemy spać we dwoje? - rzucił się na łóżko. 
- Bo mam chłopaka?
- Przecież cię nie zgwałcę. - zaśmiał się, a ja zignorowałam jego wypowiedź. 
- Temat uważam za skończony. Śpisz na podłodze. - pokazałam mu język i łapiąc za swoje wcześniej przygotowane świeże ubrania i szampon udałam się do łazienki, nim jeszcze zdążył się sprzeciwić.
- Spotkanie jest jutro, a dzisiaj cały dzień w sumie mamy wolny, więc co ty na to żeby pozwiedzać trochę Londyn? - usłyszałam donośny głos Gerarda, kiedy wyszłam spod prysznica.
- Okay! - odkrzyknęłam i zaczęłam szukać ręcznika, który nie znajdował się na wieszaku, tak jak myślałam wcześniej. - Cholera. - jęknęłam.
- Co jest? - usłyszałam za drzwiami.
- Gerard czy na łóżku, oprócz twojego tyłka, leży jeszcze jakiś ręcznik? 
- Tak. - odezwał się po chwili. - Dać ci go? 
- Tak! - krzyknęłam. - Nie! Znaczy tak, ale poczekaj, bo jestem nago! - poprawiłam się szybko, kiedy usłyszałam, że łapie za klamkę. 
- Zamknij oczy. - zarządziłam śmiertelnie poważnie. 
Usłyszałam jego prychnięcie. 
- Nic, czego bym wcześniej nie widział, kochanie. - ostatnim słowem starał się przedrzeźnić Logana. 
- Nie żartuje. 
- Wiem. - westchnął. - Schowaj se za drzwiami i wystaw rękę. - powiedział i zaczął czekać aż to zrobię, a następnie otworze mu drzwi. 
Jednak ja wciąż stałam nieufnie wpatrując się w klamkę, niecierpliwiąc przy tym chłopaka. 
- Obiecuje, że będę patrzył w drugą stronę! 
- No dobra! - jeknęłam i pociagnęłam, chowając się szybko, by nic nie zobaczył. 
Chwilę potem zza drzwi wyłoniła się jego ręka razem z ręcznikiem, za który szybko złapałam. 
- Dzięki. - powiedziałam po chwili, kiedy byłam już sama w łazience i mogłam spokojnie się wytrzeć. 
- Nie ma sprawy. - odpowiedział. - Ale tak na przyszłość... - zrobił przerwe, a ja stanęłam w bezruchu, by dobrze go usłyszeć. - Następnym razem upewnij się gdzie jest lustro. 
Skrzywiłam się lekko, próbując zrozumieć co miał przez to na myśli. Szybko wyłapałam wzrokiem wcześniej wspomniany przez chłopaka obiekt i dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że w czasie, gdy daławał mi ręcznik, ja stałam naprzeciw lustra. Dało mu to oczywiście idealny wgląd na moją osobę. 
- Ty dupku! - jeknęłam. - Zrobiłeś to specjlanie!
- Do usług! - odkrzyknął i wybuchł śmiechem. 
Za to ja zalałam się soczystym, czerwonym rumieńcem. 
Pieprzyć cię, Pique. 


_____
I jak? ;D Rozdział taki „przejściowy”, że tak powiem taki wprowadzający nas w następny. Będzie się trochę działo ;D <3