środa, 31 stycznia 2018

c02r02 What are you doing here?

Stanęłam przed drzwiami dużej posiadłości i poprawiając niezgrabnie torebkę nacisnęłam kilkukrotnie na dzwonek, a potem donośnie zapukałam. Sprawdziłam w międzyczasie powiadomienia na telefonie, ale Sergi ani nikt inny do mnie nie napisał.
Po czasie mogłam zobaczyć twarz ciężarnej przyjaciółki, która z serdecznym uśmiechem patrzyła w moją stronę. 
- Już jesteś! - złapała mnie za rękę i pociągnęła w głąb willi. - Anto będzie za pół godziny, bo Thiago się rozchorował i czeka na nianie, a Anna i Van już są. 
Kiwnęłam głową i zaczęłam rozwiązywać moje obuwie, ale Elena przeszkodziła mi w tym i spojrzała na mnie gniewnie. 
- Tyle razy można ci mówić, że nie musisz ściągać butów, a ty dalej swoje. - powiedziała i przewróciła oczami, kiedy kontynuowałam i zdjęłam moje new balance. 
- Nie przyzwyczaję się. Zresztą nie lubię tak, bo czuje się wtedy dziwnie. - puściłam jej oczko i weszłam do salonu, gdzie czekały już na nas dziewczyny. 
Anna piła kawę i poprawiała fryzurę, podczas gdy Van nakładała jej podkład na twarz. Wyglądało to dość komicznie, ponieważ obie co chwilę sobie przeszkadzały. Nawet nie zauważyły, że ja weszłam, a Elena zniknęła, ponieważ właśnie kłóciły się o to, że Van włożyła palec Annie do oka, kiedy ta zaczęła się wiercić chcąc przełożyć jeden kosmyk włosa na drugą stronę. Parsknęłam śmiechem i dopiero teraz zwróciły na mnie uwagę. 
- Hej. - zaśmiała się Anna, a ja kiwnęłam na nie głową i usiadłam obok Van. 
- Widzę, że praca wre. 
- A daj spokój, ratujesz mnie, bo ciężko z nimi wytrzymać. - odezwała się Elena, która dosiadła się do nas, dając mi filiżankę herbaty. 
- Ałć, moje serce. - sarknęła partnerka Iniesty. 
- Wybacz. - wzruszyła ramionami, a po chwili obie wybuchły gromkim śmiechem. 
- Wyglądacie nieziemsko. - zauważyłam. 
Anna miała na sobie różową sukienkę, więc na jej oczach dominował mocny pomarańcz, połączony z różem. Na usta jeszcze chwilę temu nałożyła pomadkę w odcieniu nude, co spowodowało, że to właśnie oczy grały pierwsze skrzypce i na nie zwracało się najpierw uwagę. 
Van ubrana była w czarną kieckę, sięgającą jej aż do stóp, z długim wycięciem na udzie. Na powieki nałożyła brudny, brązowy cień i głęboko czarną, matową kreskę. A raczej zrobiła to Elena, ponieważ to ona zwykle zajmowała się tą częścią makijażu. U niej zaś to właśnie usta królowały nad wszystkim innym, ponieważ zostały potraktowane matową, bordową pomadką w płynie, która pasowała kolorem do jej koturn. 
- A za to ciebie trzeba podrasować. - ciężarna puściła mi oczko i złapała za swoją wielką kosmetyczkę. - Sukienka bomba. - uznała, nawiazując do tego co miałam na sobie. Była błyszcząca i granatowa czyli wszystko to, co lubiłam w jednym. - Ale czyś ty zwariowała?! Masz powiekę wręcz idealną do cieni, a jedyne co się na niej znajduje to korektor? 
- Wypraszam sobie. Cielisty cień. - wypomniałam i zaśmiałam się widząc jej minę. 
- Dawaj to oko, bo nie mogę patrzeć. - zrobiła dramatyczną, zabawną pozę, a kiedy się nie ruszyłam Anna i Van popchnęły mnie w jej stronę. 
Siedziałam w bezruchu może przez około dwadzieścia minut. Kobieta zmyła mi z twarzy wszystko co dałam na nią wcześniej, więc zaczynała praktycznie od nowa. Byłam trochę zła, bo poświęciłam na makijaż dość dużo czasu, ale przeszło mi zaraz po tym, gdy przejrzałam się w lustrze. 
Nigdy nie umiałam zrozumieć, jak ta dziewczyna tak umiejętnie dobierała odcienie, by się ze sobą nie gryzły i
ładnie łączyły w idealne kolorystyczne przejścia. Ja tak nie potrafiłam, mimo że bardzo tego chciałam. 
Mój makijaż był podobny do tego Anny, ale w ciemniejszych odcieniach. Żeby pasował do mojej sukienki, Elena użyła czarnych i niebieskich matowych cieni oraz granatowego brokatu na samym środku powieki. 
Kiedy spytałam Sergiego o imprezę powitalną, o której wspominała mi Elena na naszych zakupach, okazało się, że miał mi wszystko powiedzieć już kilka dni wcześniej, ale kompletnie o tym zapomniał. Postanowiliśmy, że się na nią udamy. Głównym powodem było nasze życie towarzyskie, a raczej ze względu na pracę Sergiego - jego brak. Od dawna nigdzie nie wychodziliśmy, dlatego był to świetny pomysł. 
Po kilkunastu minutach doszła do nas Antonela razem z Leo, a później Xavi, Andres, Busquets i Sergi, dzięki czemu razem mogliśmy pójść w stronę wyznaczonego miejsca na imprezę. Prezentacja powoli dobiegała końca, więc to był dobry moment, aby zdążyć na czas. 
Na miejscu byliśmy przed godziną siedemnastą, czyli w porę. Było dużo osób z zarządu, piłkarze oraz prawdopodobnie przyjaciele tego, którego witaliśmy, ponieważ połowy nie znałam nawet z widzenia. Z tego wszystkiego nawet nie spytałam kto tak naprawdę będzie miał przyjemność grać w barwach FC Barcelony, a Sergi nie wspomniał mi o tym prawdopodobnie myśląc, że dowiedziałam się już wcześniej od Eleny. Kiedy półtorej roku temu byłam z Sergim i resztą na podobnym powitaniu Rakiticia, to gdzieś w środku lokalu znajdował się wielki slogan, przywieszony do lampy z napisem „WITAMY CIĘ IVAN!!!!”. Spodziewałam się, że teraz także taki zastanę i dzięki niemu wszystkiego się dowiem, no chyba, że spotkałabym gdzieś samego zainteresowanego. 
Niektórzy byli już trochę pijani, ale większość czekała aż ci z zarządu wyjdą i będzie mogła trochę bardziej się rozerwać. Szczególnie, że właśnie skończył się sezon, co znaczy, że każdy mógł pozwolić sobie na odrobine więcej niż zwykle. Usiedliśmy razem przy stoliku i przyglądaliśmy się tańczącym ludziom. Gdzieś na końcu sali zobaczyłam jak jakiś chłopak, na oko dwudziestolatek, siedzi na ziemi i pisze coś na dużym papierze. Podniosłam się trochę żeby móc coś przeczytać. Na kartce wydrukowane było już „WITAMY CIĘ DANI!!!”, ale chłopak ewidentnie coś jeszcze dopisywał lub dorysowywał, jednak skłaniałam się ku pierwszej opcji. Postanowiłam na razie nie zaprzątać sobie tym głowy i przeczytać później, kiedy już skończy. Skoro napis nie był jeszcze wywieszony, to nowego wciąż nie było. 
- Nad czym tak myślisz? - poczułam lekkie szturchnięcie z boku, a kiedy się obróciłam zobaczyłam śliczny uśmiech mojego narzeczonego. 
Patrzył na mnie swoimi hipnotyzującym oczami, w których zakochałam się chyba juz pierwszego dnia. 
- Nad niczym. - wzruszyłam ramionami i oparłam głowę na jego barku, przysłuchując się rozmowie Busquetsa z Iniestą.
Dyskutowali o zeszłotygodniowym finale Ligi Mistrzów, w którym niestety Barcelona nie miała okazji brać udziału. Andres wspominał coś o tym, że Real wygrał zasłużenie, ale Sergio trzymał przy swoim, uważając, że przeciwna drużyna została okradziona z dwóch bramek. W tym samym czasie wtrącił się Xavi, mówiąc, że pewnie sędzia był z Hiszpanii, co sprawiło, że każdy wybuchł gromkim śmiechem. Cóż, hiszpańscy arbitrzy nie cieszyli się dobrą sławą, a już w szczególności nie w Katalonii czy też Madrycie.
Po dwudziestu minutach zrobiło się cicho, a prezydent klubu wyszedł na środek i prosząc najpierw o oklaski wezwał do siebie nowego piłkarza. Był średniego wzrostu, z rozczochraną fryzurą i ciemną karnacją. Miał dość brazylijską urodę i śmiały uśmieszek, który upewnił mnie, że napewno nie będziemy się z nim nudzić. Przywitał się, oznajmiając, że nazywa się Dani Alves, a gra w Barcelonie była jego ogromnym marzeniem. No jasne, no bo kogo by nie była? Usiedliśmy po tym do wspólnego posiłku, ale szczerze już mu współczułam. Chłopcy mieli okropny zwyczaj powitalny - nowy musiał z każdym wypić po kieliszku czystej wódki. Dosłownie z każdym. Jeśli miał słabą głowę, to z góry mogłam mu gwarantować, że tego wieczora za wiele nie zapamięta. Oczywiście czekali aż ci ważniejsi już sobie pójdą, bo dopiero wtedy zaczynała się właściwa impreza. Jak dotąd przypominało mi to coś na wzór ślubu. 
Dani dosiadł się do nas i jak się okazało był naprawdę zabawny. Czułam, że szybko się zaklimatyzuje. Opowiadał nam śmieszne historie ze swojego życia prywatnego, jak i zawodowego oraz wspominał nam o swojej partnerce, która bardzo chciała z nim przyjść, ale ze względu na ich przeprowadzkę musiała załatwiać sprawy związane z jej pracą. Była modelką i jak Alves stwierdził napewno ją polubimy, w co nie wątpiłam. 
- Kurde, czuje się taki samotny. Dosłownie każdy tu kogoś ma. - stwierdził, śmiejąc się. 
- Słuchaj, nasz Xavi jest nieszczęśliwym singlem. Nie wspominał nic, że nie lubi chłopców, więc próbuj! - zaproponowała Elena, po czym ze śmiechu prawie zaksztusiła się sokiem. 
- Wiesz, chyba wolę jednak poczekać na Joane. - pokręcił głową rozbawiony ich wymianą zdań. 
Gdzieś około dziewiętnastej wszyscy niechciani opuścili lokal, co było dla chłopaków ewidentnym znakiem pozwolenia na wylew alkoholowy, który nastąpił niekrótko po zniknięciu wiceprezesa. Została tez podgłoszona muzyka, a klimat jaki wtedy zapanował przypomniał mi o czasach kiedy mieszkałam w Manchesterze i przez moich przyjaciół często bywałam na podobnych do tej imprezy domówkach. 
Sergi i reszta zdążyli gdzieś zniknąć między tańczącymi ludźmi, a ja przed tym zapewniłam ich, że dołączę do nich zaraz jak skorzystam z ubikacji, której właśnie namiętnie szukałam. Oczywiście zostałam kilka razy popchnięta przez paru pijanych już facetów, w efekcie czego wpadałam na kolejnych. 
Zaraz przy drzwiach łazienki ktoś obił się o moje plecy, a ja upadłam na mężczyznę przede mną. 
- Kurwa, moje piwo. - warknął, a ja otworzyłam szybko przymknięte oczy, na dźwięk znad mojej głowy. Stwierdziłam, że zwariowałam, ale po chwili byłam już w stu procentach pewna. - No wstawaj! 
Jak na zawołanie podniosłam się szybko z podłogi i zablokowałam wzrok z niebieskimi tęczowkami, których nie widziałam tak dawno, a mimo to i tak wszędzie umiałabym je rozpoznać. 
Miałam wrażenie jakby odebrało mi mowę poprzez jakieś magiczne zaklęcie. W momencie mój brzuch zaczął dawać o sobie znać w postaci tępego bólu, a moje serce przybrało o wiele szybsze tempo niż zwykle. 
- Mari? - wytrzeszczył oczy, a o mój nos obił się zapach papierosów i piwa, które właśnie znajdowało się na mojej granatowej sukience. 
Zaciągnęłam się nim szybko, a po chwili wypuściłam powolnie z ust chłodne powietrze. 
- Tak. - kiwnęłam głową i odchrząknęłam, bo jak na zawołanie zaschnęło mi w gardle. 
Właśnie stał przede mną Gerard Pique i jeśli wypiłabym wcześniej więcej, to mogłabym uznać, że to jakieś nieśmieszne zwidy, ale jedyny alkohol jaki dotąd miałam w ustach to szampan, który i tak dopił po mnie Busi. 
- Co tu robisz? - spytałam po chwili niezręcznej ciszy, która coraz bardziej się dłużyła, wprawiając mnie w zakłopotanie. 
Co miałam mu powiedzieć po tylu latach? Zdecydowanie nie byłam przygotowana na taki obrót spraw. 
- Jestem nowym transferem. - wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem, którego wcześniej nie zauważyłam w jego lewej ręce. 
Westchnęłam cicho na charakterystyczny zapach dymu. Starałam się rzucić, ale takie sytuacje nie bardzo mi w tym pomagały. 
Zmarszczyłam brwi, a on kiwnął głową na coś za mną. 
Odwróciłam się za siebie ze spóźnionym refleksem, spoglądając na punkt, w który on również właśnie się wpatrywał. Był to wywieszony już slogan, który oprócz wcześniejszego napisu miał jeszcze na sobie dopisek „I CIEBIE TEŻ, GERARD!”.
- To skoro jesteś nowym transferem czemu nie witali cię razem z Danim? 
- Poprosiłem trenera wczoraj, żeby nie odstawiali ze mną takiej szopki. Znam te osoby, które chce znać jeszcze ze szkółki, reszta nie jest mi potrzebna. - przyznał. 
- Rozumiem. - kiwnęłam głową.
Wcale się nie zmienił. 
Na jego twarzy wciąż pozostał ten sam, krótko ścięty zarost. Włosy jak zwykle były jako tako ułożone, mając jednak w sobie coś z niechlujności i bałaganu, który zwykle lubiłam jeszcze bardziej niszczyć podczas naszych pocałunków. Z charakteru również był taki sam. 
Czułam, jakbyśmy cofnęli się na chwilę w czasie, zatrzymując się gdzieś na jednej z imprez. 
Patrzyliśmy ciągle na siebie i pewnie robilibyśmy to dłużej, gdyby nam nie przeszkodzono. 
- Mari, skarbie. - usłyszałam za plecami, więc odwróciłam wzrok w stronę Roberto, który chwilę potem stanął obok mnie. - Zniknęłaś mi, a miałaś zaraz wrócić. - uśmiechnął i przejechał dłonią po moich włosach, by odgarnąć je z ramion. 
- Przepraszam, zagadałam się. - odpowiedziałam zerkając na Gerarda, a Sergi poszerzył uśmiech, kiedy zdał sobie sprawę z obecności chłopaka. 
- Czyli już się poznaliście? - zaśmiał się, a ja dopiero teraz poczułam woń alkoholu wydobywającą się z jego ust, co oznaczało, że chłopcy zdążyli już w pełni zaopiekować się moim mężczyzną. 
- Właściwie, to już się znaliśmy. - sporstował Gerard, a ja wypuściłam cicho powietrze z ust. 
- Naprawdę? - zdziwił się, a my na potwierdzenie kiwnęliśmy razem głowami. 
- Byliśmy przy... 
- Znajomymi. - wtrącił mi się w słowo Pique, a ja spojrzałam na niego przelotnie, jednak on starał się unikać mojego wzroku. 
- To fajnie. - przyznał, niczego nie podejrzewający, Sergi. 
- Bardzo. - wymusiłam uśmiech. 
- To idziemy? Czekają na nas. - spytał Sergi, robiąc słodką minę. Był naprawdę uroczy, kiedy alkohol przejmował nad nim kontrolę. - Po drodze będę musiał jeszcze zrobić siusiu. 
- Tak. - zaśmiałam się. - To... do zobaczenia? - zwróciłam się do Gerarda. 
- Tak, do zobaczenia. - kiwnął i odwrócił się łapiąc za rękę jedną z przypadkowych dziewczyn. 
On zdecydowanie się nie zmienił. 

____
Cózzzz, miałam przez ferie nie wstawiać żadnego rozdziału, ponieważ uznałam, że to będzie mój czas regeneracji i książek, ale wyszło jak wyszło xd mogłam się spodziewać, że pewnie coś zacznę pisać, a mam tak, że jak już zacznę, to m u s z e skończyć, bo będzie mnie to męczyć przez wieczność ;D 
Tak więc rozdział drugi, drugiej części oddaje do waszej dyspozycji i czekam na wasze komentarze, które zawsze dają mi kopa ♡ 
do następnego, kochane ;*
*psssst, mogą być jakies błędy, ale pisałam na szybkości i strasznie już chciałam dodać xd*

środa, 24 stycznia 2018

c02r01 Prolog

- Wróciłem! - usłyszałam donośny głos z przedpokoju, kiedy stałam w kuchni i szykowałam obiad.
Po domu rozniósł się trzask zamykanych drzwi i rzucanej w kąt torby treningowej. Wiedziałam, że to ona wywołała taki huk, bo robił to samo za każdym razem kiedy wracał, w ogóle nie zwracając uwagi na moje prośby, by wreszcie zmienił ten okropny nawyk. Jednak ja kochałam w nim tą zaborczość. W pewien sposób mnie pociągała. Uśmiechnęłam się i czekałam aż pojawi się w kuchni. Chwilę potem poczułam ciepłe dłonie na biodrach, a następnie jego delikatne i miękkie usta na swoich, kiedy sprawnie obrócił mnie w swoją stronę.
- Zmęczony po treningu? - powiedziałam prosto w jego usta, kiedy na moment się ode mnie oderwał. 
- Nie na tyle. - mruknął uśmiechając się zadziornie. Zrozumiałam dobrze o co mu chodziło. Poczułam jak łapie mnie pod udami i lekko unosi. Owinęłam swoje nogi wokół jego bioder i rozkoszowałam się ciepłem jego ust na mojej szyji. Składał na niej lekkie pocałunki przyprawiające mnie o ból głowy. Jęknęłam cicho, kiedy przygryzł kawałek mojej skóry i zaczął go ssać. Moje dłonie znalazły się na jego pięknych, gęstych włosach i zaczęły za nie ciągnąć. Usłyszałam jak mruknął z zadowolenia. Zaczął iść w stronę schodów wciąż nie odrywając się od mojej szyji. Po czasie przeniósł się na usta, ale nie minęła chwila, a powrócił do ponownego drażnienia i kąsania skóry nad moimi obojczykami, raz z jednej, a raz z drugiej strony. Pchnął nogą w drzwi naszej sypialni i lekko rzucił mną na łóżko. Ułożył swoje dłonie tak, że moja głowa znajdowała się pomiędzy nimi i przycisnął swoje usta do moich. Sprawnie oddawałam każdy pocałunek, jakim mnie obdarowywał. Znaleźliśmy wspólne tempo, w którym obaj czuliśmy się dobrze. Jego dłoń sunęła powoli i delikatnie po moim udzie, a później wzdłuż mojej talii, by znaleźć swoje miejsce pod moją koszulką na piersiach. Zaczął je masować i na moment przerwał pocałunek, by ściągnąć mi bluzkę i rozpiąć stanik. Słyszałam jego przyspieszony oddech, zresztą swój też. Serce biło mi jak szalone. Moje podniecenie rosło z każdym jego delikatnym i czułym dotykiem. Mogłam tak wiecznie. Kiedy odwróciłam się w jego stronę, był już bez koszulki, a ja bez biustonosza. Uśmiechnęłam się czule, przyglądając się jego pięknej twarzy. Miał lekki zarost, którym uwielbiał drażnić moją skórę podczas pocałunków, jego włosy były w nieładzie jak zawsze, gdy postanawiam się nimi bawić, a równie brązowe, jak jego kosmyki, oczy wpatrywały się we mnie z niemałym pożądaniem. Dotknęłam powoli jego policzka i przejechałam ręką w dół szczęki i z powrotem w górę. Podniosłam kolejną dłoń i spokojnie ujęłam jego twarz. Patrzył mi prosto w oczy, cicho sapiąc. Usiadłam na nim okrakiem i znów złączyłam nasze usta. Nie potrzebowaliśmy słów. Rozumieliśmy się bez nich bardzo dobrze. 
- Kocham cię. - szepnął łagodnie. 
Oderwałam się od niego po chwili i słodko zmarszczyłam nos, a następnie niby niechcący otarłam się o jego krocze, co spowodowało odchylenie jego głowy do tyłu z szerokim uśmiechem. Szybkim ruchem pozbył się moich, a potem swoich spodni i nie czekając dłużej mogłam poczuć go już w sobie. Westchnęłam z rozkoszy i cmoknęłam go w czubek nosa. 
- Ja ciebie też.- wymamrotałam wreszcie, powstrzymując westchnięcie, a on pchnął mocniej wywołując u mnie przyjemny zawrót głowy. 

                                             ***

Rozglądałam się dookoła różnych sukienek w kolejnym już sklepie. Każda była cudowna, ale miałam wrażenie, że brakowało im oryginalności. Czegoś, czego nie miała żadna z nich. Wiedziałam, że z takim zdecydowaniem jak moje, zakupy będą trwać wiecznie. Elena znała mnie zbyt dobrze, więc spodziewała się takiego obrotu spraw. Wyszukała w swoich kontaktach zaufanego projektanta, z którym pracowała nad swoją kreacją na ślub i stwierdziła, że moja suknia również zostanie uszyta. Namierzyłam się ich tego dnia sporo, ale żadna nie wpasowała mi się w gusta, dlatego to wydawało się jej najrozsądniejszym wyjściem. Po dłuższym zastanowieniu zgodziłam się z tym także i ja. Umówiła nas na spotkanie, by wszystko na spokojnie zaplanować. Miałam sporo czasu, ale wolałam już ją mieć.  
- Nadal w to nie wierzę. - Elena uśmiechnęła się zadowolona, wskazując na mój palec. 
Widziała go bardzo dobrze, bo w ręku trzymałam swoją kawę. Zatrzymałyśmy się w drodze do domu w jednej z naszych ulubionych kawiarnii El Petit Princep, w której bardzo często się spotykałyśmy, bo było tam bardzo przyjemnie. Wystrój pomieszczenia i nieziemska kawa sprawiały, że przebywanie tam to sama przyjemność. Czasami przychodziłam do niej, gdy coś mnie gryzło, bo wystarczało tak niewiele, bym mogła na chwilę się odprężyć. Odkryłam ją pare dni po moim przylocie do Barcelony. Wtedy bywałam tam najczęściej, bo wszystkie rany z przeszłości były świeże i dopiero się goiły, a to miejsce odgrywało rolę mojego plastra. 
Tu spotkałam też Busquetsa, dzięki któremu udało mi się wyjść na proste. 
- Ja tak samo, uwierz. Nie pomyślałabym nigdy, że oświadczy mi się tak szybko. - stwierdziłam biorąc do ust kawałek ciasta wiśniowo-czekoladowego. 
- Wcale nie aż tak szybko, przecież już trzy lata byliście razem, kiedy to zrobił. Ludzie oświadczają się szybciej, ale wiesz może bał się, że jemu też uciekniesz. - zaśmiała się, przytaczając sytuację, dzięki której znalazłam się w Barcelonie. 
Skrzywiłam się lekko na wspomnienia sprzed pięciu lat. Poczułam ukłucie w sercu, którego już tak dawno nie uświadczyłam. 
- Przepraszam, powinnam czasem ugryźć się w język. - zmieszała się. 
- Nic nie szkodzi. Masz racje, może sobie o tym pomyślał. - próbowałam obrócić sytuacje w żart i starać się nie pokazywać przyjaciółce, jak bardzo mnie to zabolało. 
Nie lubiłam wspominać o przeszłości, ale to moja wina. Po prostu nie dałam jej jeszcze do zrozumienia, że to co stało się kilka lat temu nadal było dla mnie niewygodnym tematem. Miałam nadzieję, że już niedługo po ślubie, będę potrafiła się z tego śmiać, w tamtym momencie jeszcze nie umiałam
- Przestań. Kocha cie. - złapała mnie za dłoń i przejechała palcami po pierścionku. - A to chyba wystarczający dowód. 
Busi cztery lata temu zaznajomił mnie ze swoimi przyjaciółmi z zespołu i nie tylko, więc takim sposobem poznałam Sergiego. Nietypowe pierwsze spotkanie zamieniło się w nietypową relacje. Zaczęło sie na seksie i również na tym samym miało sie skończyć. W połowie jednak coś nie wyszło, a w grę weszły uczucia. Stał się bardziej opiekuńczy, a momentami zazdrosny. Z początku denerwowało mnie to, ale stwierdziłam, że to dobre i dzięki temu łatwiej będzie mi zapomnieć. Czułam się przez to okropnie, bo miałam wrażenie, że go wykorzystuję, jednak po czasie zapomniałam o co chodziło mi na samym początku i tak oto staliśmy się parą.
Od niedawna narzeczeństwem, a za pięć miesięcy małżeństwem. 
- Tak. Masz racje. - uśmiechnęłam się mając nadzieje, że nie wyglądał on jakbym skrzywiła się na coś niedobrego lub kwaśnego. 
Ja także go kochałam, ale nigdy nie byłam w stanie powierzyć mu całego swojego serca. 
Mimo tego, że minęło już tyle lat, jakaś część mnie i tak zarezerwowana była dla jednego piłkarza, którego poznałam kiedyś w Manchesterze. Przez tyle lat wierzyłam, że Gerard do mnie przyjedzie i wreszcie powie mi co do mnie czuje. Że przestanie pieprzyć o swoim braku wiary w miłość i przyzna w końcu przed samym sobą, że prawda jest zupełnie inna. Och, jak bardzo się wtedy myliłam. Nie przyjechał, nie wyznał mi miłości, nawet do mnie nie napisał. Po prostu o mnie zapomniał, przez co ja także tak bardzo chciałam zapomnieć o nim. Nie pomagały mi jednak w tym gazety, w których niemało było artykułów o wschodzącej gwieździe futbolu. Zajął się sportem i naprawdę dobrze mu to wychodziło. Może po prostu nigdy nic do mnie nie czuł. Uroiłam sobie naszą relację, a tak naprawdę jemu ciągle chodziło tylko o umowę. Byłam młoda i głupia, więc to naprawdę było możliwe.
Dlatego chciałam oderwać się od przeszłości, a zacząć myśleć o przyszłości, która u boku Sergiego mogła być wspaniała. 
- Idziecie z Sergim na tą imprezę powitalną? - spytała sprawnie zmieniając temat, za co byłam jej bardzo wdzięczna.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - przekręciłam głowę w bok, zastanawiając się czy mój narzeczony o czymś wspominał, ale nie przypominałam sobie takiej sytuacji. - Kogo witamy? 
- Barcelona potwierdziła nowy transfer i jutro będzie prezentacja. Powinnaś kojarzyć, prawdę mówiąc, to nie pamiętam jego imienia, ale... 
Zaczęła, ale mój telefon nie pozwolił jej dokończyć. Przeprosiłam dziewczynę i uśmiechnęłam się widząc na wyświetlaczu zdjęcie Sergiego przy Panteonie w Rzymie, które zrobiłam mu w minione wakacje. Poznał wtedy lepiej moje miasto i rodziców. 
- Hej, coś się stało? - spytałam biorąc do ust ostatni kawałek mojego ciasta. 
- Nie nic, chciałem się dowiedzieć jak tam idzie szukanie 'tej idealnej'. - zażartował nawiazując do naszej porannej rozmowy, kiedy próbowałam dać mu do zrozumienia, że nie mogę kupić pierwszej lepszej sukienki jaka wpadnie w moje lub Eleny ręce.
Miała być idealna. 
- Zrezygnowałam. Nie mogę znaleźć takiej, która by odpowiadała. Przykro mi, kochanie, ślubu nie będzie. - usłyszałam cichy chichot Eleny, która starała się powstrzymać śmiech. 
- Zabawna, jak zawsze. - cmoknął ustami do telefonu. 
- A jak tam poszukiwania garniaka? Wy faceci macie łatwiej!
- Nawet mi nie mów. Proszę, zabierz mnie stąd! Z nim nie da się robić zakupów. Jak już mam coś co mi się podoba, to on znajduje milion powodów, dla których powinienem się wstrzymać i przymierzyć coś innego. - narzekał. - Słyszałem! Chodź tu i przestań mnie obgadywać! - tym razem odezwał się Busi. 
- Idź, idź. Pamiętaj, że mamy jeszcze dużo czasu. - zaśmiałam się. 
- Weź i powiedz to jemu. - jęknął - A może zrobimy ślub w dresie? W dzisiejszych czasach już wszystko jest możliwe. - zagadnął, a ja przewróciłam oczami. 
- Nie kochanie, pa! - powiedziałam szybko i urwałam nasze połączenie nie czekając na jego odpowiedź. 
Popatrzyłyśmy na siebie z Eleną i zaczęłyśmy z rozbawieniem kręcić głowami. Dziewczyna postanowiła odezwać się mimo przeszkadzajacego jej w tym śmiechu. 
- A myślałam, że to nasze zakupy będą tak wyglądać. 


——
Więc oto i on: prolog drugiej części. Czekam na wrażenia, hehe ;D i do następnego! ♡ 

wtorek, 23 stycznia 2018

032 Epilog

Rok bez Gerarda w Manchesterze minął zadziwiająco szybko. Przez ten czas zdążyliśmy przyzwyczaić się do braku jego obecności i nauczyć nowego trybu, w którym nie uczestniczył już piłkarz. Z tego też powodu ograniczyliśmy ilość imprez do koniecznego minimum, którym były urodziny któregoś z nas. Sprawiło to, że wszyscy zaczęliśmy myśleć już poważnie o przyszłości. Isaac i Jessie oznajmili nam, że spodziewają się dziecka i mimo ich wieku oraz krótkiego stażu wszyscy ucieszyliśmy się z tej nowiny mocno kibicując przyszłym rodzicom. Nikt z nas nie wątpił, że ich potomek będzie miał cudowną mamę oraz tatę. Popchnęło to oczywiście Isaaca do znalezienia lepszej pracy, dzięki której mógł utrzymać już nie tylko samego siebie, ale i rodzinę. Takim sposobem w naszej paczce pojawił się dziennikarz i naprawdę nie spodziewałam się, że to było kiedyś jego marzenie. Michael wciąż dzielnie poszukiwał miłości swojego życia, ale za to w przerwie między „łowami” zahaczał o uniwersytet, na którym rozpoczął wieczorowe studia. Cassie stwierdziła, że daruje sobie związki zaraz po tym, gdy chłopak, z którym się umawiała wyznał jej, że jest gejem, a ona miała go w tym jedynie utwierdzić lub ewentualnie zaprzeczyć całej tej teorii. Amber i Stiles zamieszkali razem, przygarniając również Madeline, która zaczęła wewnętrzną zmianę. Po tym, jak mi pomogła naprawdę się zakolegowałyśmy. Logana zaś żaden z nas już nie widział po pamiętnej imprezie, na której zakończyliśmy nasz związek. Prawdopodobnie się przeprowadził, ale nikogo nie obchodziło to na tyle, by potwierdzać tą tezę. Ważne, że żadnemu z nas nie wchodził w drogę.
A ja... Przez pierwsze pół roku żyłam z pustką wypełniającą moje serce, zaś przez drugie uczyłam się z nią żyć. Nie pojechałam na lotnisko ani nie kupiłam biletu zaraz po jego wylocie. Po prostu siedziałam na kanapie we własnym mieszkaniu i przyglądając się naszemu zdjęciu z Londynu popijałam co chwilę wino z butelki nie mając ochoty sięgać po lampkę czy zwyczajną szklankę. Pamiętam tylko, że naprawdę pokaźnie się wtedy upiłam i wylałam więcej łez, niż kiedykolwiek wcześniej w całym moim dość krótkim życiu. On natomiast nie zadzwonił, mimo że nie było dnia, w którym bym tego nie sprawdzała oraz sama bym się do tego nie przymierzała, szczególnie po alkoholu. 
Zapomniał o mnie, więc to była pora, bym również zapomniała. 
- Przytulas! - poczułam ciepłe, męskie ramiona na moich biodrach, kiedy zostałam podniesiona na kilka sekund do góry, a później znów postawiona na stały grunt. 
Oczywiście odwróciłam się i uderzyłam żartobliwie Michaela w bark, za to, że chorobliwie mnie przestraszył. Często zapominałam o tym, że każdy z paczki miał klucz do mojego mieszkania, nawet jeśli takie sytuacje zdarzały się często. Szczególnie z udziałem, teraz już różowowłosego, chłopaka. 
- Kiedyś coś ci za to zrobię, przysięgam. - zagroziłam i podniosłam bluzkę, która wypadła mi wraz z przybyciem Michaela, a następnie wrzuciłam ją do torby, gdzie miało być jej docelowe miejsce już na samym początku. 
- Zawsze tak mówisz, a nigdy nic nie robisz. - usłyszałam za plecami Amber, a różowowłosy kiwnął energicznie głową wyraźnie zgadzając się z tym co powiedziała. - Takiemu to walnąc raz, a porządnie i po sprawie. - dodała z uśmiechem, a ja zaśmiałam się głośno widząc, jak chłopakowi zrzedła, dotąd zadowolona, mina. 
Isaac poklepał jego plecy, ale on również nie krył rozbawienia. Zresztą sam Michael po chwili zaczął się ponownie uśmiechać. 
- Więcej was nie mogło przyjść? - spytałam i zaczęłam zapinać zamek. 
- Mogło! - do salonu wpadła Cassie, a za nią Madeline. - Nie myślałaś chyba, że się nie pożegnamy. - dodała z nutą smutku. 
- Mówiłam, że nie chcę żadnej stypy! - klepłam ją w potylicę, a ona zrobiła udawaną, oburzoną minę i pomasowała tył głowy. 
- Nie oczekuj niemożliwego, zołzo. - przekręcił oczami Isaac. 
- Albo nie wyjeżdżaj. - wzruszyła ramionami Madeline. 
- Właśnie. Musisz nas zostawiać? - westchnął Michael i usiadł na moją walizkę, bo zauważył, że miałam mały problem z dopięciem zamka. - Jesteś dosłownie jedyną dziewczyną, która wytrzymuje nasze bekanie, pierdzenie i sprośne żarty! - dodał wskazując na męskie grono, w tym siebie, co wywołało mój śmiech. 
- Nadal nie wiem jak ty to, do cholery, robisz. - zagadnęła Amber ze smutkiem, a Madeline szybko jej przytaknęła. - Robiłaś. - poprawiła się po sekundzie, już nie starając się kryć przygnębionego grymasu, który w szybkim tempie uformował się na jej ślicznej twarzy. 
- Ej, ludzie. - jeknęłam, czując powoli wyrzuty sumienia przez to, że ich zostawiam. - Przecież ja nie umieram, będziemy się widywać, prawda? 
- No tak, ale, cholera, będziesz tyle kilometrów. To nie to samo, co dwie ulice. 
- Wiem. - westchnęłam i podniosłam się patrząc na przygotowane walizki. 
Na dosłownie chwilę przed oczami miałam obraz sprzed roku, kiedy zamiast mnie, to Gerard nas zostawiał. 
Próbowałam uciec od miłości, mając nadzieje, że zostanie ona w Manchesterze. 
W końcu to tam się wszystko zaczęło, więc powinno się też tam skończyć. 

______
tam, tam, taaaaam! Koniec! 



Ale już spokojnie, spokojnie moje kochane, to dopiero koniec początku, albowiem zakończyła się pierwsza część tego oto opowiadania, a wraz z następnymi rozdziałami rozpocznie się druga! 
Od początku tak planowałam i przyznam, że miałam chęć zakończyć wszystko już teraz, ale zbyt przywiązałam się do tego opowiadania i bohaterów, żeby je opuszczać ;D Mam nadzieje, się cieszycie i czekam na wasze komentarze ogólnie na temat całej historii. 
Wiem, że relacja między Mari i Gerardem jest „trudna”, ale właśnie taki był zamysł. Nie chce żeby tu było tak prosto i łatwo, bo Gerard jest zbyt skomplikowany żeby mogło być łatwo ;D <3 

sobota, 20 stycznia 2018

031 I'm so damned in love with you.

Cassie i Jessie nie potrafiły trzymać języka za zębami albo zdecydowanie nie umiały tego robić po pijanemu, ponieważ na drugi dzień dostałam telefon od zdruzgotanej Amber tym, że nie wiedziała o moim układzie z Gerardem. Nie miałam im jednak aż tak za złe, ponieważ od poprzedniego dnia przestało mnie cokolwiek obchodzić.
Miałam iść do pracy, ale Melissa wyjechała do swojej siostry, więc nie chcąc zostawiać na mojej głowie dosłownie całej apteki postanowiła na ten tydzień ją zamknąć. Od jakiegoś czasu pracowałam mniej, niż miałam wolnego, ale ze względu na moją dość leniwą naturę nie ubolewałam nad tym. W końcu Gerard wciąż i tak przelewał na moje konto pieniądze za układ. 
Tak więc od rana leżałam na łóżku nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. W mojej głowie co chwilę przewijały się obrazy minionych zdarzeń, a ja miałam już dość, że ciągle o tym myślałam. Liczyłam na telefon od Logana, który by mnie przeprosił przez co mnie też łatwiej byłoby to zrobić. Jednak Logan nie dzwonił, a ja cały czas byłam pogrążona w dość dziwnym stanie. Nie byłam smutna ani zraniona. Byłam bardziej załamana tym, że w ciągu kilku dni moje życie obróciło się w zupełnie innym kierunku, w którym nie potrafiłam podążać. W tamtą stronę zdecydowanie szło mi się lepiej. 
Ubolewałam też nad tym, że kompletnie nie wiedziałam co mam zdobić z relacją między mną a Gerardem. Żyłam w niewiadomej, ponieważ kiedy ja wreszcie zrozumiałam co tak naprawdę do niego czuję, on postanowił zachowywać się, jakby nic wcześniej między nami się nie wydarzyło. 
Może po prostu o to mu chodziło? Pomogłam mu z ojcem, który dzień wcześniej wyleciał już do domu ze względu na sprawy zawodowe, przespałam się z nim udowadniając, że ja także mam do niego słabość i wcale niczym nie różnie się od tych innych kobiet, z którymi spał, a kiedy przestałam być mu potrzebna postanowił mnie ignorować. 
Czasami zastanawiałam się dlaczego byłam aż tak naiwna lub przynajmniej dlaczego stawałam się taka przy nim. 
Chciałam po prostu przestać żyć w niewiedzy i normalnie z nim porozmawiać. Nie wiem czy był to impuls albo chwila odwagi, ale podniosłam się szybko z łóżka, pobiegłam do przedpokoju i zaczęłam zakładać buty jakbym bała się, że zaraz mi przejdzie i wrócę z powrotem zrezygnowana do pokoju. 
Potrzebowałam prawdy i dosłownie gówno w tamtym momencie obchodziło mnie to czy Gerard miał ochotę mi ją wyjawić. Był mi ją winien już dawno. 
Na dworze od rana panowała wielka ulewa, ale z nerwów nie pomyślałam o parasolce lub chociaż płaszczu z kapturem. Szłam więc w cienkiej, jesiennej kurtce, ponieważ tylko ta była na wierzchu i zwykłych sportowych butach, które przemokły na wylot w momencie, w którym weszłam w wielką kałużę. Pogoda panująca w Manchesterze była jedyną rzeczą, do której nigdy nie przywykłam i, której nigdy nie byłam w stanie w pełni zaakceptować. Będąc już przed drzwiami mieszkania Gerarda, chwilę przed zapukaniem owinęłam dłonie wokół swoich mokrych kosmyków włosów i mocno ściskając próbowałam usunąć z nich nadmiar wody. Zaraz po tym nacisnęłam na dzwonek i kilka razy uderzyłam w drewniane drzwi.
- Mari? - spytał zdziwiony, kiedy po chwili czekania wreszcie mi otworzył. - Co tu robisz? 
Nie przywitałam się, a ominęłam jedynie piłkarza i ściągając po drodze nasiąknięte deszczówką buty ruszyłam do środka mieszkania. 
Na szczęście Ben, jeszcze przed naszym wyjazdem do Londynu, zdążył się już wyprowadzić, dzięki czemu nie musiał być świadkiem naszej rozmowy. 
Gerard pognał szybko za mną i złapał mnie za rękę, nim jeszcze weszłam do salonu, ale ja zdążyłam zobaczyć już coś, czego prawdopodobnie nie powinnam widzieć. 
Na środku pokoju rozłożone były trzy dużej wielkości walizki, a tylko jedna z nich była jeszcze nie do końca zapełniona, podczas gdy pozostałe posiadały praktycznie całą zawartość szafy Gerarda. Wokół nich leżała jeszcze sterta innych ubrań, które chciał prawdopodobnie zapakować do dużych siatek, leżących obok. 
Odwróciłam na niego swój wzrok, a kiedy zastałam jego zmartwioną minę widziałam, że napewno coś jest nie tak. 
- Robisz porządki? - palnęłam głupio, z nadzieją, że to wcale nie musi być tak, jak pomyślałam sobie na początku widząc walizki w jego salonie. 
Gerard jednak postanowił milczeć, a następnie spuścić wzrok na swoje stopy, by uniknąć ze mną jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
Prychnęłam na jego reakcję i wyrwałam dłoń z uścisku chłopaka, a następnie weszłam w głąb mieszkania. Tym razem już mnie nie zatrzymywał. Rozejrzałam się powoli, dopiero teraz widząc, że jeszcze do niedawna zapełnione różnymi drobiazgami półki teraz świeciły pustkami. Mogłabym pomyśleć, że coś mi się przewidziało i tak naprawdę nigdy ich tam nie było, ale ślady, które zostawiły po sobie w kurzu utwierdziły mnie w tym, że jednak nie zwariowałam. Na stoliku zamiast drobnego bukietu sztucznych kwiatów, które kiedyś mu dałam, by było przytulniej znajdował się teraz mały kartonik, który po chwili chwyciłam w dłoń. 
- Naprawdę wyjeżdzasz. - zaśmiałam się gorzko, próbując udawać, że wcale nie mam ochoty wybuchnąć płaczem. 
- Mari... - zaczął, podchodząc bliżej, ale kiedy się odsunęłam on urwał swoją wypowiedź. 
Pewnie nawet nie wiedział co ma do powiedzenia. 
- Wytłumaczysz mi to jakoś? Chyba mam jakiekolwiek pieprzone prawo na jakiekolwiek pieprzone wyjaśnienia?! 
- To spotkanie w Londynie, było na temat mojego transferu, Mari. - powiedział powolnie, a ja zmarszczyłam brwi. - Zmieniam klub, więc się... wyprowadzam. 
Jego zdanie tępo obiło się o moje uszy, tworząc niewyraźny szum składający się jedynie ze słowa „wyprowadzam”. Nawet nie zauważyłam, kiedy bicie mojego serca znacznie przyspieszyło, a w oczach powoli zaczęły zbierać mi się łzy. Oczywiście nie chciałam, by widział, dlatego przechyliłam lekko głowę w drugą stronę dyskretnie je przecierając. Prawdopodobnie i tak to widział, ale to nie było ważne. 
- Jasne. - ponownie się zaśmiałam, lekko pociągając nosem. - Jak mogłam się nie domyśleć. Byłam taka głupia. - wybuchłam śmiechem, sprawiając, że Gerard patrzył na mnie ze zdziwieniem nie do końca rozumiejąc mojej reakcji, która była tylko i wyłącznie samoobroną. - Chciałeś mi w ogóle powiedzieć, czy może zadzwoniłbyś już po przylocie na miejsce z pozdrowieniami z... - zerknęłam na bilet, by zobaczyć nazwę miejscowości. - Saragossy? 
- Miałem ci powiedzieć. - szepnął zmieszany, a ja przetarłam kilka razy oczy, ponieważ nie mogłam już panować nad łzami. 
Wreszcie zrozumiałam co tak naprawdę do niego czuje, a on postanowił uciec bez żadnego słowa. 
- Jasne, że miałeś. - prychnęłam i rzucając na ziemie bilet, szybkim krokiem udałam się do przedpokoju. 
W połowie drogi znów, tak jak przedtem, poczułam jego dłoń okalającą się wokół mojego nadgarstka, przez co zostałam pociągnięta w jego stronę. 
- Czego jeszcze ode mnie, kurwa, chcesz?! -wrzasnęłam pogrążona płaczem. - Czego?! 
Nie panując już nad swoimi reakcjami zaczęłam bez opamiętania uderzać zwiniętymi w pięść dłońmi w jego klatkę piersiową. On jakby niewzruszony pozwolił mi się wyżyć, dlatego po czasie odpuściłam już ze zmęczenia, a następnie przywarłam głową do jego piersi nadal nie przestając płakać. Gerard niepewnie przejechał dłonią po mojej głowie, a drugą po plecach. 
- Przepraszam, naprawdę cholernie cię przepraszam. - wyszeptał w moje włosy. - To moja szansa. - dodał, kiedy wreszcie się od niego oderwałam. 
- Tak, rozumiem. - szepnęłam, lekko się uspokajając. 
I tak nie mielibyśmy razem szansy. Jeśli by mnie kochał, już dawno by mi powiedział lub zaproponowałby, abym pojechała razem z nim. Bałam się to sobie przyznać, ale nigdy nie znaczyłam dla niego tyle, ile on znaczył dla mnie. 
- Pojedź gdzieś ze mną. - odezwał się po chwili. - Teraz. 
- Co? 
- Ten ostatni raz. - powiedział, a mnie pękło serce na świadomość, że naprawdę widzimy się ostatni raz. 
Dlatego się zgodziłam. 

                                       ***

Po półgodzinnej drodze autem znaleźliśmy się przed starą kamienicą, gdzieś na obrzeżach Manchesteru. Posłałam chłopakowi pytające spojrzenie, ale on jedynie kiwnął głową, abym wyszła i podążyła za nim. Nie miałam i tak żadnego wyjścia, dlatego zrobiłam tak, jak kazał. Kiedy weszliśmy do środka udaliśmy się na górę po lekko zniszczonych schodach, a później wchodząc po drabinie umieszczonej na samej górze, wspięliśmy się na dach. 
- Wow. - westchnęłam, widząc jak ładnie widać było stąd krajobraz, nawet jeśli pogoda zostawiała naprawdę wiele do życzenia, ponieważ nadal nie przestało padać. 
Usiedliśmy razem dokładnie na środku dachu i w milczeniu przypatrywaliśmy się budynkom przed nami. 
- Może się jeszcze kiedyś przypadkiem spotkamy. - odparłam przerywając ciszę, kładąc głowę na jego ramieniu.
Zaczął bawić się moimi naprawdę długimi już włosami. Zrozumiałam, że dużo rzeczy zdążyło zmienić się odkąd pojawiłam się w Manchesterze. Przede wszystkim zmieniłam się ja.
- Jeśli chodzi ci o to twoje przeznaczenie, to wątpię. - puścił moje włosy i oparł się wygodnie o mur za nami, po czym położył swoją rękę na moje ramiona - Nie wierze w przeznaczenie.
- Dlaczego?
- Bo wiara jest zgubna, a przeznaczenie po prostu nie istnieje.
Nie odezwałam się, tylko rozmyślając nad tym co powiedział patrzyłam jak zahipnotyzowana na piękną panoramę Manchesteru. Jego spokojny oddech uderzał o mój policzek i w tamtym momencie nie miałam już wątpliwości, co do moich uczuć względem tego skomplikowanego Hiszpana.
- Nie jest zgubna, daje nam nadzieje, - zdecydowałam się powiedzieć po dłuższej przerwie.
- Kiedyś ludzie wierzyli w to, że ziemia jest płaska, teraz wszyscy się z tego śmieją - zaczął - Wierzą w Boga, ale czy istnieje naprawdę?
- I to jest właśnie to. Ta niepewność o realności tego w co wierzymy jest czymś, co pociąga to wszystko do przodu. Daje ci nadzieję i sprawia, że jeszcze bardziej chcesz się dowiedzieć czy to w co wierzysz to prawda. Wiara tak jakby nadaje sens życiu, bo to nią się kierujemy. To taka nieodzowna część naszego życia, której się z niego nie pozbędziemy.
Znów zapanowała między nami cisza. Po krótkim czasie między spokojnym szumem aut usłyszałam jak Gerard przeklina coś pod nosem. 
Obrócił się gwałtownie w moją stronę łącząc swoje usta z moimi, a ja nie opierając się za bardzo, po prostu się mu oddałam. Pocałunek był delikatny i czuły, przypominał mi ten z Londynu, o którym często zdarzało mi się myśleć . Gerard oddawał w niego wszystkie swoje emocje, które przez tyle czasu chciał kryć. Starałam się czerpać z niego jak najwięcej. Rozkoszować się delikatnymi ustami Pique, które idealnie pasowały do moich, smakiem papierosów wymieszanych z miętą, który stał się już jego wizytówką i po prostu jego obecnością.
Nie chciałam zbędnych słów, które mogłyby zabrać mi choć na chwilę bliskość piłkarza. Potrzebowałam jej na zapas. Wiedziałam, że już pewnie nigdy nie usłyszę jego głupich tekstów, nie zobaczę tego wkurwiającego uśmieszku, nie dotknę jego wiecznie idealnych włosów czy wyrzeźbionej klatki piersiowej.
 Że prostu nigdy nie zobaczę już jego - Gerarda Pique, którego nienawidziłam i za razem kochałam całym sercem, mimo, że nie taka była umowa. 
Gdy wreszcie się od siebie oderwaliśmy, znów umiejscowiłam swoją głowę na jego barku, a on swoją rękę na moich plecach, lekko je gładząc. 
- Jestem w tobie tak cholernie zakochana, że nie daje sobie już z tym rady. - wyszeptałam, a on nadal siedział w bezruchu delikatnie masując mój kark, jakby w ogóle mnie nie słyszał. 
A to dlatego, że nigdy nie wypowiedziałam tych słów na głos. 

sobota, 6 stycznia 2018

030 Smoking kills.

Nie chciałam jej wierzyć, bo przecież to Madeline, ale jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam jej tak poważnej i miałam wrażenie, że szczerej. Byłam ciekawa co takiego czeka mnie po drugiej stronie drzwi, dlatego kiedy weszłam już do środka i przypomniałam sobie instrukcję, którą kazała kierować mi się Madeline ruszyłam w stronę kanap.
- Co ty, do kurwy, myślisz, że robisz z moim chłopakiem?! - krzyknęłam, zwracając przy tym uwagę kilku osób, jednak po chwili wrócili oni do swoich wcześniejszych zajęć. 
Czemu byłam aż tak wielką egoistką i hipokrytką denerwując się na to, co właśnie zobaczyłam? 
Siedzieli na kanapie. On i jakaś blondyna, całowali się kompetnie nie zwracając uwagi na nic innego, dopóki nie uświadomiłam ich o swojej obecności. 
- Mari, już wróciłaś? - wstał jak poparzony, ale lekko się chwiejąc, co utwierdziło mnie w tym, że był dość pijany. - Spokojnie. - dodał widząc mój wzrok. 
Nie przejmował się tym, że przyłapałam go na całowaniu z zupełnie obcą mi dziewczyną. 
Może robił dobrze, skoro ja zrobiłam mu to samo? 
- Że niby mam być spokojna, kiedy wkładasz język w jej napompowane usta? 
Naprawdę nie chciałam tego mówić, ale poczucie winy dosłownie wyrzerało moje wnętrzności próbując jakoś usprawiedliwić moje błędy, które wciąż przyklejone miałam z tyłu głowy. Chciałam nieświadomie wszystkie złości przelać na Logana, który dosłownie sam podłożył mi powód pod nogi. Byłam winna, więc starałam się to stłumić, tak by tylko jeden z nas nim był i żebym napewno nie była to ja. 
Byłam taką obrzydliwą hipokrytką, ale coś kazało mi nie przestawać, a ja jak w transie robiłam to dalej. 
- Wypraszam sobie! - pisnęła z oburzoną miną. 
- Ty. - wskazałam na nią palcem wskazującym. - Zamknij się albo w ogóle stąd spadaj. Taka rada. - puściłam jej oczko.
Dziewczyna otworzyła usta by coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie zwątpiła i odwróciła się uprzednio strzepując swoje jasne, blond włosy z twarzy. 
- Powiedział, że pieprzę się z nim lepiej. - zaśmiała się, po czym przybrała na swoją twarz zwycięski uśmiech i odeszła kręcąc biodrami. 
Logan dosłownie nawet nie starał kryć się z patrzeniem w tamtą stronę. 
Zdradziłam go, okłamałam, ale mimo wszystko poczułam jak moje serce delikatnie kruszy się pod wpływem wypowiedzianych przez dziewczynę słów. 
- Powiesz coś? - warknęłam, próbując wyżyć się na nim za wszystkie te dni, w których nie mogłam na nikim tego zrobić.
- Całowanie to nie zdrada, rybko. - wzruszył ramionami, a ja zaśmiałam się zastanawiając czy czasem słuch mnie nie omylił. 
- Przed chwilą dała mi do zrozumienia, że z nią spałeś. Nie raz. - podkreśliłam. - Jesteś poważny czy tylko udajesz idiotę? 
- Kochanie, już chyba wiem o co ci chodzi. - zaczął i podszedł do mnie bliżej, ale razem z jego krokiem, ja odsunęłam się do tyłu. - Jesteś zła, bo nie zaprosiłem cię do trójkątu? Trzebabyło mi powiedzieć. 
Nie zastanawiając się dłużej moja ręka powędrowała w stronę jego policzka, odbijając się od niego z trzaskiem. 
- Pojebało cię!? - wrzasnął, łapiąc się za czerwone miejsce, na którym prawdopodobnie odbił się ślad mojej dłoni. 
W tym momencie akurat nie zwracałam na to uwagi. 
- Wiesz co? Tak. - przyznałam, lekko go tym dziwiąc. - Dokładnie w tym momencie, w którym postanowiłam zmarnować na ciebie tych kilka tygodni.   - odparłam ze stoickim spokojem. 
Do samego końca zachowałam kamienny wyraz twarzy, broniąc przy okazji mojej urażonej w oczach innych dumy, która moim zdaniem jednak chyba miała się dobrze. Albo prawie dobrze, bo usłyszałam, że jakiś blond plastik lepiej zadowalał mojego chłopaka ode mnie samej. - Mam tylko nadzieję, że myłeś zęby po tym jak ją całowałeś i potem przychodziłeś do mnie. - dodałam, a kilka osób za mną prychnęło z rozbawienia. 
Kiedy nic nie odpowiedział, a jedynie patrzył na mnie z lekkim zażenowaniem i złością, odwróciłam się i wyszłam z domu z uniesioną głową, ale w momencie przekroczenia progu wybuchnęłam płaczem. 
Nie dlatego, że Logan mnie zdradził, bo mówiąc szczerze kompletnie mnie to nie obchodziło albo może trochę, ale nie na tyle, by wylewać na niego łzy. Płakałam, ponieważ czułam się jak kompletna idiotka, szmata i hipokrytka myśląca tylko o sobie. Zrobiłam mu scenę, podczas gdy sama nie byłam lepsza i wyrządziłam mu takie samo świństwo. Teraz już mogłam przyznać szczerze, że nic do niego nie czułam, a nasz związek był jakąś totalną pomyłką, która nie powinna mieć miejsca. Prawda jest taka, że za każdym razem na jego miejscu widziałam kogoś innego, chociaż nigdy nie chciałam tego przyznać. 
Mimo wszystko bardzo się do niego przywiązałam, a fakt, że pieprzył inną kobietę w tym samym momencie, kiedy robił to ze mną mimowolnie przyprawiał mnie o dreszcze i sprawiał, że robiło mi się niedobrze. 
Szum i muzyka, która panowała wokół mnie zdawała się jakby ucichnąć, dlatego westchnęłam, zaciągając się głęboko nawet świeżym, chłodnym powietrzem i przecierając łzy z policzków. Usiadłam na krawężniku przy jednej z uliczek, gdzie nieczęsto jeździły auta. 
- Kiepska sprawa. - usłyszałam po mojej prawej stronie, dlatego uniosłam głowę do góry, by zobaczyć Michaela. 
- Mhm. - mruknęłam, klepiąc miejsce na krawężniku obok mnie żeby usiadł. 
Potrzebowałam trochę towarzystwa osoby, która nie sprawi, że moje ciśnienie się podniesie ani nie będzie na mnie krzyczeć. 
- Papierosa? - spytał i wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę czerwonych Marlboro, kierując ją w moją stronę. 
Nie paliłam, ale mimo to sięgnęłam po jednego, a po chwili namysłu złapałam za jeszcze trzy, które schowałam do kieszeni płaszczu, uważając żeby się nie pogniotły. 
- Od kiedy ty w ogóle palisz? - zapytałam, kiedy sięgnął po zapalniczkę i skierował ogień w stronę mojego papierosa po chwili go odpalając. 
- Od niedawna. - wzruszył ramionami i zaciągnął się, a zaraz po nim ja, starając się nie zakrztusić, mimo że to nie był mój pierwszy raz. 
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i opierając się łokciami o swoje kolana zamknęłam na chwilę oczy, przysłuchując się muzyce dochodzącej z domu i szumom aut z drogi niedaleko stąd. 
- Powiem ci, że nie kibicowałem waszemu związkowi aż tak. - wyznał, a ja spojrzałam na niego kątem oka. - Nawet odmówiłem wam kiedyś rezerwację na randce, podszywając się pod Logana. - zaśmiał się na wpomnienie, a ja przypominając sobie tamtą sytuację również się uśmiechnęłam, próbując zrozumieć jak mogłam nie wpaść na to, że to on.  
- Chcesz o tym porozmawiać? - zagadnął po chwili, rzucając niedopałek pod nogi i depcząc go. 
- Nie wiem. - odparłam zgodnie z prawdą. - Jeszcze nie do końca rozumiem co się stało. 
- Mimo wszystko nie wyglądasz na załamaną. Znaczy... - zastanowił się na chwilę. - Nie tak raczej wygląda dziewczyna, która przyłapała chłopaka na zdradzie. 
- Też go zdradziłam. - wyszeptałam i położyłam głowę na ramieniu Michaela, który odwrócił gwałtownie wzrok w moją stronę. 
- Co? - spytał, a ja westchnęłam. 
- Też przespałam się z kimś in... 
- Tak, wiem co to znaczy. - zaśmiał się kręcąc głową,  ale po chwili znów spoważniał. - Z kim? 
- Bardzo się zdziwisz jeśli powiem, że z Gerardem? 
- Nie. - przyznał, a ja wytrzeszczyłam oczy. - Każdy z nas wie, że macie się ku sobie, Mari. To widać w sposobie w jaki na siebie patrzycie za każdym razem, gdy jesteście w tym samym pomieszczeniu. - uśmiechnął się patrząc na jakiś dom przed nami, ja też na chwilę tam spojrzałam, bo było w nim coś uspokajającego. 
- Czyli widzi to każdy oprócz nas. - przyznałam lekko załamana. 
- Mari, może i powtarza ciągle, że nie nadaje się do związków i nie potrafi kochać, ale to nieprawda. On poprostu tyle razy to mówił, że aż sam zaczął w to wierzyć. Zabolało go i złamało to, co zrobiła jego rodzinie matka. - westchnął i podniósł się, dlatego popatrzyłam na niego do góry nadal siedząc. - Gerard potrzebuje kogoś, kto pokaże mu, że może kochać i być kochanym. A musisz pamiętać, że zranieni ludzie kochają najmocniej, bo to wszystko co mają i najskromniej, bo boją się to wyznać. - poklepał mnie po barku i wrócił z powrotem w stronę imprezy zostawiajac mnie w kompletnym otępieniu.
Nawet nie poczułam, kiedy po moim prawym policzku popłynęła gorzka, ciepła łza, ciągnąca za sobą inne, w rezultacie sprawiając, że poryczałam się jak bóbr. 
Kilka ludzi przechodziło obok mnie, zerkając tylko w moją stronę, ale ja udawałam, że tego nie widzę nadal zatapiając się w gorzkich łzach. 
Byłam tak beznadziejnie zakochana w Gerardzie Pique, że nie wiedziałam co tak naprawdę mam zrobić. 

                                         ***

Kiedy impreza powoli zaczynała dobiegać końca, a połowa przebywających w domu zdążyła już go opuścić, ja wciąż siedziałam na krawężniku pusto wpatrując się w pijanych ludzi, desperacko szukając kogoś, kto miałby zapalniczkę. W mojej kieszeni nadal znajdowały się trzy papierosy, a ja naprawdę potrzebowałam zapalić jednego z nich. Prawdopodobnie przez Michaela nabawiłam się nowego uzależnienia, ale to nie było coś, o czym chciałam akurat wtedy myśleć. Zasadniczo, to nie chciałam myśleć o niczym, ale to nie było łatwe zważywszy na ostatnie zdarzenia, od których nie minęły nawet trzy godziny. Zdałam sobie sprawę, że nie spotkałam się nawet z Jessie i Cassie, które były praktycznie jedynym powodem, dla którego w ogóle się tam znalazłam. Sama nie wiedziałam czy miałam im za to dziękować, czy mieć żal do końca lub prawie końca mojego życia. 
Uśmiechnęłam się zwycięsko, gdy najtrzeźwiejszy z grupki wracających do domu chłopaków, pożyczył mi zapalniczkę, mówiąc, że oddam mu przy okazji, co było zabawne, bo pewnie jej nie będzie. 
Wyciągnęłam więc papierosa, a po odpaleniu go głęboko się zaciągnęłam. 
- Palenie zabija. - usłyszałam za plecami ten dobrze znajomy mi głos, dlatego obróciłam się  gwałtownie w stronę, z której dochodził. 
- Czy wyglądam, jakby w tym momencie mnie to obchodziło*? - spytałam, lekko nawiazując do jego tekstu sprzed może miesiąca, co zauważył, ponieważ delikatnie się uśmiechnął. 
Bardzo lubiłam jego uśmiech. Wtedy pojawiały mu się delikatne zmarszczki wokół oczu, które dodawały mu uroku. 
- Ostatnio jakoś się wyrobiłaś. - kiwnął z uznaniem, na co ja wzruszyłam ramionami udając, że jego bliskość wcale nie sprawiała, że moje nogi lekko się uginały - Daj ognia. 
Pokiwałam głową i wyciągając zapalniczkę podałam ją chłopakowi. 
- Chce żebyś ty to zrobiła. - powiedział starając się nie wypuścić z ust papierosa, którego zdążył już tam umieścić. 
- Czy uważasz to za bezpieczne? - spytałam. - Mogłabym naprzykład podpalić ci włosy lub ubranie. 
- Zaryzykuje, Camarillo. - zaśmiał się, a ja ignorując jego rozbawienie z uwagą przystawiłam ogień do jego ust, starając się nie trafić w jego skórę. 
- Widziałem co się stało w środku. 
- Nie chcę o tym rozmawiać. - pociągnęłam nosem, ponieważ było mi naprawdę zimno. - Chyba każdy to widział. 
- Nie każdy, ale dość spora część. - rzucił, a ja spojrzałam na niego z zażenowaną miną. 
- Potrafisz pocieszyć, nie ma co. - parsknęłam i znów zapanowała przyjemna cisza, tym razem, na szczęście, już bez muzyki w tle. 
- Jest dupkiem. Wolał jakąś blond pinde, kompletnie ignorując, że ma obok siebie ideał.  
- Ideały nie istnieją. - przerwałam mu, wypuszczając ostatni raz dym z ust. 
- Prawda, ale i tak każdy ma swój ideał. - upuścił skończonego papierosa na ziemię, przydeptał go obok innego, którego ja zostawiłam tam wcześniej i wstał rzucając mi ostatnie spojrzenie. Powiedział szybkie „trzymaj się”, a potem zniknął między panującą wszędzie ciemnością. 
Taką samą, jaka panowała wtedy we mnie. 

______
* w 20 rozdziale Gerard powiedział „Powiedz mi, wyglądam jakbym przejmował się tym, że to zabronione?”, a Maritza swoją wypowiedzią nawiązała właśnie do tych słów. 
Z tego rozdziału jestem cholernie dumna, mimo że jest 2 w nocy i kleją mi się już oczy... ;D 
Co wy, moje drogie, o nim sądzicie?
i jak bardzo mnie znienawidzicie, jeśli powiem, że jesteśmy coraz bliżej końca? 
czekam na komentarze, bo dają mi dużego kopa! 

piątek, 5 stycznia 2018

029 He is jealous of you.

Uchyliłam lekko prawą powiekę i widząc, że pomieszczenie jest już oświetlone słońcem, ponieważ żadne z nas nie pomyślało o zasłonięciu rolet, zrobiłam to również z drugą. Czułam ciężar na moich plecach, ale domyslilam się, że to ręka Gerarda, dlatego zrzuciłam ją z siebie i podniosłam się do postawy stojącej. Westchnęłam widząc swoją sukienkę na podłodze i części garnitura Pique kilka centymetrów dalej. Wstałam z zamiarem ubrania się, ale wielka dłoń Pique owinęła się wokół mojego nadgarstka i pociągnęła na jego zupełnie nagi i umięśniony tors.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się i musnął mnie delikatnie w usta, na co zareagowałam chichotem. 
- Dobry. - pokręciłam głową i ponownie wstałam. 
- Potrafisz chodzić czy ci pomóc? - spytał rozbawiony, podnosząc się do siadu i przecierając dłońmi swoją zaspaną jeszcze twarz. 
- Nie pochlebiaj sobie, skarbie. - powiedziałam z lekkim sarkazmem, przez co chłopak się zaśmiał i ponownie rzucił na łóżko. - O której wylatujemy? - spytałam, kiedy nic nie odpowiedział, a ja zbierałam nasze ubrania. 
- Wystarczająco późno żebyś mogła tu jeszcze przyjść i się ze mną poprzytulać. - zrobił głupią minę i rozłożył ręce czekając aż podejdę. 
Wywróciłam oczami i z szerokim uśmiechem odłożyłam ciuchy, a następnie położyłam się na chłopaku robiąc to z wyskoku żeby go zabolało. Udało się, ponieważ wydał z siebie jęk. 
- Nienawidzę cię. - westchnął i zrzucił mnie z siebie, więc leżałam teraz obok niego. 
- Gerard. - mruknęłam. - Mam pytanko. 
- Mhm. - mruknął z zamkniętymi oczami, miałam wrażenie, że znów zasypia. 
- Pamiętasz jak wczoraj powiedziałeś, że odkąd mnie zobaczyłeś u Isaaca, to no... - wynamrotałam nie chcąc  powiedzieć tego tak dosadnie, jak zrobił to on. 
- To od tego czasu jadę na ręcznym. - zaśmiał się z mojego zawstydzenia i nieporadności, dlatego zdzieliłam go z otwartej ręki w pierś. 
- Ała, no! Masz jakieś skłonności sadystyczne, kobieto. Jeszcze ktoś to usłyszy i pomyśli, że to ja cię leje. - powiedział rozbawiony, udając oburzonego, co rzecz jasna mu nie wyszło. - No więc jakie było to pytanie? 
- Mówiłeś na serio? - uniosłam prawą brew, podnosząc się na tyle, by z uwagą przyjrzeć się jego dość przystojnej twarzy. 
- No tak. - pokiwał przytakująco głową, śmiejąc się ze mnie. 
- Ale raz widziałam, jak dosłownie wchodziłeś z jakąś laską do jednego kibla. Co niby mielibyście tam robić? Przecież nie graliście w gry planszowe. - oburzyłam się, nie bardzo rozumiejąc i mu wierząc. 
Gerard spojrzał na swój zegarek na lewej ręce, później na ten wiszący na ścianie, a na końcu odblokował ekran telefonu również sprawdzając godzinę. 
- Nie minęła nawet doba od tej rozmowy i naszego seksu, a ty już jesteś zazdrosna. Niezły wynik, Maritzo. 
- Hola, hola. Nie zapędzaj się. Nie jestem zazdrosna, to po pierwsze, po drugie właśnie zdałam sobie sprawę co tak naprawdę się stało, a po trzecie do cholery ja mam chłopaka! - z każdym wypowiedzianym słowem stresowałam się coraz bardziej, aż w końcu panika wzięła górę, a ja wybuchłam unosząc głos ciut za wysoko. 
- Nie kochasz go, w sumie to ty go nawet nie lubisz. - wzruszył ramionami. - A my mamy po prostu układ, no wiesz, to dla wiarygodności. - zaśmiał się. 
- Skąd niby możesz wiedzieć czy go lubię, czy nie? 
- Bo gdybyś go lubiła to, nie przespałabyś się ze mną? - spytał jak o najprostszą rzecz. 
- Byłam zła. - wymigałam się. - Ludzie robią różne rzeczy podczas złości, a ja zdradziłam chłopaka. - powiedziałam, a po chwili uderzyłam się w twarz zaskakując tym samego Pique. - To nawet chujowo brzmi! Co ja mu powiem? 
- Nic. - wzruszył ramionami. - Po co ma widzieć?
- Jesteś taki spokojny, bo to nie ty tak zrobiłeś. - wytknęłam. 
- Widzisz? Dlatego nieposiadanie dziewczyny, to najlepsza rzecz, jaka mogła mnie spotkać. Nie mam takich problemów.
- A jednak to był twój pierwszy seks od kilku miesięcy, nieprawdaż? - mruknęłam, lekko się uśmiechając, bo wiedziałam, że tym razem to ja wygrywam.  
- Niezła malinka. - prychnął zmieniając temat, a ja kompletnie zapominając o tym co Gerard dzień wcześniej zrobił, podbiegłam do lustra, a gdy zobaczyłam bordowo-siną plamę, ciężko westchnęłam. 
- Mówiłam już, że cię nienawidzę? - popatrzyłam na niego ze zrezygnowaną miną. 
- Zdarzało się kilka razy. - udał jakby się zastanawiał, a następnie wybuchnął gromkim śmiechem.  
Co ja najlepszego zrobiłam i gdzie do cholery podział się mój zdrowy rozsądek, kiedy zdradzałam swojego chłopaka z jego kumplem? 
                                          ***

- I co zamierzasz z tym zrobić? - spytała mnie Cassie, kiedy spotkałam się z nią i Jessie dwa dni po powrocie do Manchesteru. 
Londyn to piękne miejsce, ale stęskniłam się za domem. 
Postanowiłam wypić kawę z moimi przyjaciółkami i opowiedzieć im wszystko co było związane ze mną oraz Pique. Męczyło mnie to milczenie, a wydarzenia sprzed dwóch dni sprawiły, że wreszcie poczułam potrzebę wygadania się. Dlatego spotkałyśmy się w naszej ulubionej galerii, w jednej z wielu kawiarnii, a ja rozpoczęłam długi monolog, w którym zawarłam każde wydarzenie, jakie miało miejsce od mojego poznania Gerarda.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. - przeczesałam dłonią swoje średniej długości włosy i upiłam łyk kawy. - Zdradziłam Logana, czuje się jak jakaś dziwka. - jeknęłam. 
- Ej, spokojnie. - starała się mnie uspokoić, ale nie bardzo jej to wyszło, co zauważyła Jessie. 
- Tak jej nie pomożemy. - upomniała czerwonowłosą i odwróciła swój wzrok ponownie na mnie. - Musisz zadecydować czego chcesz. 
- A jeśli ja nie wiem czego chce? - spytałam zrezygnowanym tonem. 
Przerastało mnie to. Gerard potrafił być miły, kochany, ale także oschły i nieprzyjemny. Jeszcze niedawno go nie lubiłam, później nawet nie zauważyłam kiedy, a staliśmy się przyjaciółki, a teraz całowaliśmy się częściej, niż robiliśmy to, kiedy musieliśmy udawać. 
Nie wiedziałam co siedziało w jego głowie czy mówił prawdę, kiedy powiedział, że go zmieniam i tak jak ja zaczyna się gubić? Był bardzo niezrozumiały, ale nie uznawałam tego za nowość.
Czego ode mnie chciał, skoro uparcie twierdził, że nie miesza się w związki ani nie zakochuje? 
Miałam wrażenie, że on sam nie wie czego chce, czyli zupełnie tak jak ja. Pod tym względem zdecydowanie się dopasowaliśmy. 
- Wy sami podkładacie sobie kłody pod nogi. - powiedziała z wyrzutem niska czerwonowłosa, a ja spojrzałam na nie tępo. 
- My? To on ciągle zachowuje się niezrozumiale. Raz niby chce mnie pocałować, ale potem zostawia mnie z milionami myśli i tego nie robi, raz po prostu mnie całuje, a w hotelu powiedział, że jestem jego, rozumiecie? - zaśmiałam się nerwowo. - Jego?! Żartuje sobie chyba, nigdy nie byłam i nie będę jego. - westchnęłam czując wreszcie ulgę, że mogłam powiedzieć to na głos. 
- On coś chyba do ciebie czuje. - stwierdziła Cassie. -Ty zdecydowanie do niego też. 
- Co j... 
- Nie zaprzeczaj! - przerwała mi Jessie, a ja gdybym miała ogon, to właśnie bym go skuliła, ponieważ zrobiła to w cholerę stanowczo. 
- Jak mam nie zaprzeczać? - uniosłam brwi w niezrozumieniu. - Kocham Logana, a Pique nie bawi się w związki. Nie będę angażować się tylko po to, żeby mnie w sobie rozkochał, a potem zostawił i poszedł bawić się z innymi laskami w klubie. 
- Czy ty siebie słuchasz? - pokręciła głową Cassie. - Dziewczyno, on powiedział, że mu zależy i jesteś dla niego ważna! Jest zazdrosny o ciebie, lata za tobą odkąd tu jesteś, a z tego co wiem odpuściłby po dwóch dniach! Spytaj Amber, rozmawiałyśmy z nią o was. 
- Że co? Gadacie o nas? - oburzyłam się, że o niczym nie wiedziałam, a one pokiwały żwawo głowami. - On za tobą szaleje, ale nie przyzna tego aż tak dosłownie, bo nie potrafi. 
Nie umiałam w to uwierzyć, ale ostatnie słowa Cassie wzbudziły we mnie sporą refleksję. Przypomniałam też sobie o mojej rozmowie z Gerardem podczas festiwalu, kiedy opowiedział mi o swoich rodzicach i powodzie, dla którego nie wierzy w miłość. Nigdy jej nie doświadczył, więc może się bał. 
Czy to możliwe, że poczułam coś do Gerarda i to z wzajemnością? Rozbudziłam jego skamieniałe serce? 
Nie, to zdecydowanie nie było możliwe. 
- Musisz się trochę rozluźnić i na chwilę o tym zapomnieć. - usłyszałam po chwili ciszy głos Cassie, dlatego uniosłam głowę, przeniosłam na nią swój wzrok i zmarszczyłam brwi. 
- Jak? 
- Wieczorem jest impreza, a ty na nią pójdziesz - uśmiechnęła się zadziornie. - Wszystkie na nią pójdziemy. 

                                     ***

Uznałyśmy z dziewczynami, że spotkamy się wszystkie dopiero na miejscu, ponieważ każda z nas musiała wrócić do siebie i się przygotować, a było już dość późno. Poinformowały mnie, że będzie tam też reszta, co bardzo mnie ucieszyło, bo dawno ich nie widziałam, a w szczególności Amber i Michaela, których śmiało mogłam uznać za dobrych przyjaciół. 
Jeszcze trochę nie byłam przyzwyczajona do mojego nowego mieszkania, ale na szczęście podczas naszej nieobecności ludzie, których wynajął Gerard zajęli się przeniesieniem reszty mebli i udekorowaniem wszystkiego. Nie chciałam się na to zgodzić rzecz jasna, bo wolałam zrobić to sama, ale Gerard, to po prostu Gerard i z nim nie da się wygrać. 
Kiedy już się umyłam, pomalowałam i przebrałam, ruszyłam do domu, w którym odbywała się domówka, lub jak kto woli impreza. Był blisko, więc postanowiłam nie brać auta, szczególnie, że tego dnia miałam zamiar porządnie się napić. 
Wieczór był chłodny, ale na szczęście nie zapowiadało się na deszcz, którego miałam cholernie dość. 
Gdy przeszłam na drugą stronę ulicy zauważyłam pełno ludzi, co utwierdziło mnie w tym, że jestem na miejscu. Rozgladnęłam się trochę i uśmiechnęłam  na widok Michaela, który właśnie wyszedł na zewnątrz.
On również mnie zauważył, ponieważ nie minęła chwila, a znalazł się przy mnie mocno mnie do siebie przytulając. 
- Mari!! Jakbym cię wieki nie widział! - zaśmiał się radośnie, a ja razem z nim. Czułam, że trochę już wypił. 
- To był nawet niecały tydzień. - powiedziałam rozradowana, kiedy wreszcie wypuścił mnie ze swoich ramion. 
- Dla mnie to dużo. - oburzył się, uderzając mnie lekko w bark. 
- Swoją drogą, mogę zobaczyć twoje sutki przez tą koszulkę. - zauważyłam, kiedy dłużej się mu przypatrzyłam. 
- To jest właśnie to, o co mi chodziło. - wyszczerzył się radośnie, a ja pokręciłam głową. 
- Podrywasz kobiety na sutki? 
- Nie podważaj moich sposób. Działają bez zarzutów. - mrugnął i nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ pognał z powrotem w stronę domu, do którego zaczęło wchodzić coraz więcej osób, dlatego postanowiłam też już tam pójść. 
- Ej, Mari! - usłyszałam wołającą mnie Madeline po drugiej stronie ulicy, która prawdopodobnie wracała już z imprezy albo po kogoś szła. Możliwe, że po swojego chłopaka. 
Odwróciłam się i zdziwiona tym, że się do mnie odezwała i w dodatku użyła zdrobnienia mojego imienia podeszłam do niej poprawiając przy tym sukienkę. 
- Stało się coś? - spytałam nieufnie, mrużąc lekko oczy. 
- Słuchaj, dzieciaku. - zaczęła, a ja przewróciłam oczami na to cholerne przezwisko. - Z początku, będąc szczerym, nie przepadałam za tobą. 
- Oh, naprawdę? - spytałam udając, że mnie to zaskoczyło, przez co teraz to ona wywróciła swoimi niebieskimi i swoją drogą naprawdę ładnymi oczami.
- Nieważne. Po prostu okazałaś się nie być aż tak zła, jak myślałam na początku i wiem, że na moim miejscu zrobiłabyś to samo. 
- Ale o co chodzi? - przerwałam jej, lekko się niepokojąc. 
- Po prostu wejdź do środka. - wskazała na ładne, nowoczesne drzwi frontowe, przez które co chwilę przewijał się ktoś mniej lub bardziej pijany. - Powinni być przy kanapach po prawej stronie salonu. Jak się ruszysz, to zdążysz. 
- Kto? - zdziwiona próbowałam doszukać się jakiegoś blefu, ake dziewczyna wyglądała na śmiertelnie poważną. 
- Idź. - popchnęła mnie lekko i uśmiechnęła się smutno, a ja zrobiłam co mi kazała. 

______
Czuje się jak polsat!! ;D Szybko rozdział i prawdopodobnie domyślacie się dlaczego - tak, jestem chora XD. 
Przemiana Madeline? Hmm, cóż tu się dzieje? ;D 
Czekam na komentarze i do następnego! (mogą być błędy, za które bardzo przepraszam) 

czwartek, 4 stycznia 2018

028 Please, do it.

Uniosłam wysoko głowę, zakładając przy tym przeciwsłoneczne okulary i marszcząc nos z powodu silnych promieni słonecznych. Budynek, przed którym się znajdowaliśmy był ogromny, a przez jego drzwi w ciągu kilku minut zdążyło przemknąć się więcej osób, niż przez aptekę Melissy w ciągu tygodnia. Poczułam jak ciepła ręka Gerarda owinęła się wokół moich bioder, a potem przyciągnęła mnie do jego klatki piersiowej, sprawiając, że po moim kręgosłupie przepłynął delikatny prąd powodujący na moich rękach gęsią skórkę.
To nie Gerard tak na mnie działał, a stres, który od samego rana trzymał się mnie mocno dwiema rękami, a nawet i nogami. On odebrał to inaczej, ponieważ zaśmiał się cicho i jeszcze mocniej do mnie przywarł, na co przewróciłam oczami. 
- Maritza, Gerard. - usłyszeliśmy za swoimi plecami szorstki głos Joana, na który Pique mocno się spiął. 
Złapałam więc za jego rękę, zdjęłam ją z moich bioder i splotłam nasze palce razem mocno je ściskając. A następnie razem obroniliśmy się w stronę jego ojca. - Dobrze was widzieć takich szczęśliwych. - uśmiechnął się i podał mi dłoń, a kiedy wystawiłam swoją on ją lekko ucałował sprawiając, że Gerard prawie zmiażdżył swoim uściskiem moją lewą rękę, za którą go trzymałam. 
Posłałam w jego stronę lekki grymas żeby wiedział, aby więcej tego nie robił, na co kiwnął przepraszająco głową. 
- Mam nadzieję, że spodobał wam się pokój. - zaśmiał się, a ja szybko pokiwałam głową.
- Tak, jest śliczny. - przyznałam i kopnęłam lekko w kostkę Gerarda, by w końcu się odezwał. 
- Boski. - mruknął. 
Po jeszcze krótkiej rozmowie ruszyliśmy do środka, ponieważ ojciec Gerarda dostał sms z wiadomością, że wszyscy już na nas czekają. 
Po wejściu zostaliśmy miło przywitani przez obsługę, ktora odebrała od nas nasze płaszcze, a następnie zostaliśmy poprowadzeni do jednej z wielu sal. 
Tak naprawdę nie miałam pojęcia gdzie się znajdujemy, z kim się spotkamy ani jaki jest w ogóle cel tego obiadu. 
Kiedy drzwi się otworzyły, a ja ponownie złapałam za dłoń Gerarda, ukazał się przed nami wielki stół, przy którym czekało już kilku mężczyzn. Głowy wszystkich pokierowały się w naszą stronę, a na usta paru z nich wkradły się delikatne uśmiechy, kiedy zauważyli, że to właśnie rodzina Pique nareszcie zaszczyciła ich swoją obecnością. Dwóch panów, jakoś w średnim wieku, wstało i czekając aż podejdziemy przyglądali się nam z uwagą, a w szczególności mnie i Gerardowi lub raczej naszym splecionymi dłoniom. 
Swoją drogą okropnie pociły mu się ręce, ale to nie był dobry moment, by mu to teraz wytykać. 
- Joan, dawno się nie widzieliśmy. - uśmiechnął się jeden z tych, którzy wstali od stołu i przywitał się z tatą Gerarda. 
W tym samym czasie my zostaliśmy powitani przez tego drugiego, który chyba był o wiele starszy od swojego kolegi i taty Gerarda. Zresztą, prawdopodobnie był najstarszy ze wszystkich tam zebranych. 
- Gerard, jesteśmy szczęśliwi, że zdecydowałeś się na rozmowę z nami. Mam nadzieję, że zaowocuje ona korzyściami zarówno dla ciebie, jak i dla nas. - puścił mu oczko i spojrzał na mnie, a Gerard jedynie się uśmiechnął nie do końca wiedząc co ma odpowiedzieć. - Ty musisz być Maritza? - zwrócił się do mnie, a ja kiwnęłam głową. - Jestem Georg Covarrubias*, miło mi cię poznać, sporo o tobie słyszałem i czytałem. 
Przełknęłam cicho ślinę próbując wpaść na pomysł, w jaki sposób mógł o mnie czytać. Spojrzałam na Gerarda, który zaczął unikać mojego wzroku i jedyne co zrobił, to poszedł usiąść do stołu mrucząc cicho żebym poszła za nim. 
Oczywiście zrobiłam to, ponieważ każdy oprócz mnie zdążył zająć już swoje miejsce. Joan zaczął rozmawiać z Georgiem o czymś co niekoniecznie mnie interesowało, a w tym czasie kelnerzy zaczęli wnosić do sali posiłki. 
Gerard nie odzywał się, no chyba, że któryś z panów zadał mu pytanie. To jednak nie zdarzało się za często, dlatego miał spokój. 
Ja natomiast grzebałam widelcem w talerzu skupiając się na tym, by uspokoić chociaż trochę bicie mojego serca, ponieważ z każdą chwilą miałam wrażenie, że bije szybciej, a jego dźwięk roznosi się po całym pomieszczeniu. Z powodu stresu straciłam apetyt. Gerard musiał to zauważył, ponieważ kopnął mnie w kostkę, a kiedy na niego spojrzałam, on wskazał głową na mój talerz, wypowiadając nieme „jedz”. 
Pokręciłam przecząco głową, ponieważ czułam, że jeśli wezmę coś do ust, to nie pozostanie to na długo w moim żołądku. Gerard jednak nie zwrócił na to uwagi i nie spuszczał ze mnie wzroku, co sprawiło, że wzięłam kawałek brokuła na widelec i zaczęłam powolnie go jeść. Na szczęście poskutkowało i chłopak zajął się wreszcie swoim talerzem. 
- Więc, Maritzo. - usłyszałam swoje imię, dlatego gwałtownie uniosłam głowę, próbując dociec z czyich ust ono padło. - Skąd jesteś? - teraz już wiedziałam, że to mężczyzna, który na samym początku witał się z Joanem, kiedy my rozmawialiśmy z Georgiem. 
- Z Włoch. - uśmiechnęłam się przyjaźnie i powróciłam do jedzenia. 
- Piękne miejsce. - przyznał. - Skąd dokładnie, jeśli oczywiście mogę wiedzieć? W gazetach nie dowiedziałem się za wiele, a przyznam, że dużo szukałam, bo chciałem być dobrze przygotowany.
Zakaszlałam cicho, lekko ksztusząc się tym co przed chwilą jadłam, dlatego złapałam za lampkę wina i upiłam parę łyków alkoholu, próbując się uspokoić. 
- W gazetach? - spytałam po czasie dla pewności, lekko rozkojarzona. 
W tym samym czasie poczułam jak ciepła dłoń Gerarda układa się na moim kolanie, ale jako, że byłam bardzo zdenerwowana zaistaniałą sytuacją szybko ją z niego zrzuciłam. 
- Tak, przyznam jest tego sporo. - zaśmiał się. - W Londynie od wczoraj robisz niezłą furorę. - mrugnął w moją stronę, a ja pokiwałam niepewnie głową. 
- Rzym. - westchnęłam, nawiazując do jego wcześniejszego pytania i powróciłam do jedzenia. 
- O, miałem okazje być tam kilka razy, ale za każdym to miasto zaskakiwało mnie równie mocno. - zaśmiał się i złapał za szklane naczynie upijając spory łyk, a potem powrócił do rozmowy między Georgiem, Joanem i dwoma innymi facetami. 
Dlaczego, do cholery, nie wpadłam na to, że zaczną o mnie pisać? Cały dzień spędziliśmy z Gerardem w samym centrum Londynu, więc jak to możliwe, że żadne z nas o tym nie pomyślało? 
Czułam palące spojrzenie Gerarda, ale byłam tak zła, że nie miałam nawet ochoty na niego patrzeć. Obiecał mi, że nikt z prasy nie dowie się o moim istnieniu, a teraz byłam dosłownie na pierwszych stronach gazet, jako partnerka obrońcy Manchesteru United. Miałam jedynie nadzieje, że to tylko lokalne gazety podchwyciły ten temat i nie dotrze on do Manchesteru, w którym przebywał właśnie niczego świadomy Logan. 
Tak bardzo korciło mnie, by wyjść, pobiec do najbliższego kiosku i je zobaczyć. 
Gerard wydawał się nie być tym zdziwiony, dlatego pewnie już je widział, ale postanowił mnie o tym nie informować, typowe. 
Po skończonym posiłku wszyscy wyciągnęli swoje teczki, mówiąc, że pora zaczynać, ale rzecz jasna ja nie byłam wtajemniczona. 
- Gerard w tym sezonie zanotował naprawdę dobrą formę. - zaczął dyskusję Joan, poprawiając przy tym swój granatowy krawat. 
- To dopiero połowa sezonu. - odezwał się jeden z mężczyzn. - A nawet nie, więc nie można jeszcze tak naprawę o tym mówić. 
- Tak, ale zeszły też był równie dobry. Statystyki nie kłamią. 
- Masz rację, nie kłamią. - wtrącił ten, który wcześniej pytał o moje pochodzenie (dowiedziałam się, że jego imię i nazwisko, to Javier Valentín**) i sięgnął po jakieś papiery ze swojej czarnej, skórzanej walizki. - Mało występów, a o pierwszym składzie nawet nie mówię. - wskazał na kartkę z jakimiś statystykami.
- Jest młody i niedoceniany. - odezwał się po długim milczeniu George. - Nie dostaje szans, więc nie może w pełni pokazać swoich umiejętności, a musicie mi panowie uwierzyć, że takowe posiada. Jesli byście przyjęli go pod swoje skrzydła i dali się mu wykazać, nie mielibyście wątpliwości co do tego piłkarza. - mrugnął do nich i uśmiechnął się dumnie widząc, że wzbudził w reszcie refleksje. 
Kompletnie nie miałam pojęcia o czym rozmawiają i jaki jest cel tej rozmowy, co było dość krępujące. 
- Dajcie nam chwilę. - odezwał się Javier i zwrócił się do kolegów po swojej lewej i prawej, natomiast Gerard zaczął dyskutować o czymś z ojcem. 
A ja siedziałam jak idiotka i podziwiałam ściany. 
- Dobra, a jeśli chcielibyśmy wyporzyczenia? 
- Nie widzimy innej opcji, kupno nie w chodzi w grę. Jak już mówiłem widzimy w nim potencjał, po prostu na ten moment nie jesteśmy w stanie dać mu tyle gry, ile by chciał i na ile zasługuje, a wiemy, że chce się rozwijać. U was może to zrobić. - uśmiechnął się Georg. - Wierzę, że jeszcze się nam przyda. - popatrzył na Gerarda, który siedział jak na szpilkach. 
W każdej innej sytuacji coś kazałoby mi złapać go za dłoń, ponieważ to zawsze go uspokajało, ale w tamtym momencie byłam na niego zbyt zła nawet na to, by na niego spojrzeć. 
- Dobrze panowie, odezwiemy się wkrótce. - wstali i zaczęli się rzegnac, dlatego ja również się podniosłam ciesząc się w duchu, że nikt za bardzo nie zwracał na mnie uwagi, a spotkanie wreszcie dobiegło końca. 
- Miło mi było panów poznać. - uśmiechnęłam się do każdego i wymijając Gerarda wyszłam w poszukiwaniu mojej kurtki, by jak najszybcie udać się do hotelu. 

                                       ***

- Wiedziałeś o tych gazetach, ale nic mi nie powiedziałeś! - wydarłam się i usiadłam na łóżku, po czym zaczęłam pakować rzeczy. 
- Co ty robisz, kobieto? Co miałem ci powiedzieć!? To tylko zwiększało naszą wiarygodność! 
- Jasne, układ. Wszystko kręci się wokół układu. - zaśmiałam się ironicznie. - Albo wokół ciebie, bo przecież ja tu nie mam głosu. - warknęłam i zamknęłam walizkę. 
- A wokół czego niby ma się kręcić? 
- Nas?! - westchnęłam zrezygnowana i usiadłam na kanapę. - Robisz mi wieczne podchody, Gerard. A ja się gubię i przestaje odróżniać czy grasz! 
- Ja robię podchody?! To ty mnie pocałowałaś! Czy wcisnąłem ci swój język w usta? Nie? No właśnie! 
- Jesteś takim idiotą, Gerard! - wrzasnęłam i podniosłam rękę, by go uderzyć, ale chłopak zdążył ją złapać i nim się spostrzegłam popchnął mnie w stronę ściany, tak bym opierała się o nią plecami. 
- Nigdy więcej tego nie rób. - warknął, delikatnie poluźniając uścisk i umiejscawiając nasze dłonie nad moją głową, przez co miał teraz nade mną pełną kontrolę. 
Zawsze miał. 
- Nie robię żadnych, kurwa podchodów! Ja też się gubię, dobra? - wyszeptał już ciszej. - Działasz na mnie, Maritzo. Działasz i sprawiasz, że staje się dziwny, taki, jaki nigdy nie byłem. Robisz coś, czego żadna kobieta jeszcze ze mną nie robiła. Kiedy jesteś obok myślę tylko o tobie, jestem zazdrosny nawet o swojego pieprzonego ojca i każdego innego faceta, który ogląda się za tobą w Londynie, jak i Manchesterze! Tak, robią to, nawet jeśli tego nie widzisz. Jadę na ręcznym odkąd zobaczyłem cię w domu Isaaca! Wiesz dlaczego nie zwracałem uwagi na to, że paparazzi nas widzą? - spytał szeptem, całując mnie lekko w szyję, powodując tym mój cichy jęk. - Bo chciałem, żeby każdy wiedział, że należysz do mnie. Że jesteś moja i mogę robić tak. - pocałował mnie w żuchwę i zjechał niżej. - Tak. - wessał się w moją skórę szyi, a następnie dmuchnął w prawdopodobnie zaczerwienione miejsce, na którym zaczynała robić się malinka. - I... tak. - przejechał dłonią po moim policzku, po czym wpił się delikatnie w moje uchylone lekko usta. 
Oczywiście, że oddałam pocałunek. Nigdy nie chciałam tego sobie przyznać, ale mnie także ciągnęło coś w stronę Gerarda i to nie była nienawiść, którą go na początku darzyłam. 
Działał na mnie, mimo że zawsze zaprzeczałam, kiedy on tak twierdził. 
Zależało mi, chociaż nigdy nie powidziałam tego na głos. 
Zauroczyłam się w Gerardzie Pique, mimo że wcale nie taka była umowa. 
- I... może cię nie kocham, bo nie potrafię kochać, ale stałaś się dla mnie ważna, Maritzo. 
- Możesz mieć każdą. - wyszeptałam w jego usta, kiedy położył mnie delikatnie na łóżku.
- Mogę, ale chce tylko jedną. - powiedział powolnie i znów wrócił do moich ust, podczas gdy jego ręce niepewnie zaczęły rozpinać moją sukienkę.  
Nie opierałam się, dlatego teraz już pewniej chwycił za kawałek materiału i pociągnął go w dół, co pozostawiło mnie w samej bieliźnie. 
Popatrzył w moje oczy z wymalowanym zwątpieniem na twarzy i pocałował mnie delikatnie w czoło. 
- Zrób to. - westchnęłam, zatrzymując jego ucho przy moich ustach, kiedy chciał się podnieść. 
- Jesteś pe...
- Zrób! - krzyknęłam zirytowana. - Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna, Pique. Zrób to, przeleć mnie, zerżnij, kurwa nie wiem co robisz i jak to nazywasz, ale zwyczajnie w świecie to zrób, błagam. 
- Nie zrobię tego, nie będę cię pieprzył. - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi w zdezorientowaniu. 
- Żartujesz sobie? - zasmiałam się. - Wiem, że chcesz to zrobić odkąd się poznaliśmy i, że... 
- Nie zrobię tego, bo ja nie mam zamiaru cię pieprzyć, tylko sie z tobą kochać, Maritzo. - zaśmiał się i przejeżdżając palcem po koronce mojego stanika wpił się w moje uśmiechnięte usta, a następnie pozbył się mojej bielizny, kiedy ja zajęłam się jego ubiorem. 
Tej nocy sprawił, że czułam się najgorzej, a zarazem najlepiej w całym moim życiu. 
Zdecydowanie się pogubiłam.... 

_____________
*wymyslilam imię i nazwisko, bo nie chciało mi się szukać xd 
** to samo co wyżej 
Okay, nie wiem jak takie spotkania wyglądają, wiec to tylko wytwór mojej wyobraźni xd pewnie każdy z was już się domyślił jaki był cel spotkania, no ale nasza Mari jeszcze nie, ale trzeba jej to wybaczyć, bo ona zdecydowanie nie ma pojęcia o piłce ;D 
Zaskoczeni końcówką? Gerard wiele dzisiaj wyznał, mówi prawdę czy może jednak nie? hmmmmm 
do następnego!!