A ja... Przez pierwsze pół roku żyłam z pustką wypełniającą moje serce, zaś przez drugie uczyłam się z nią żyć. Nie pojechałam na lotnisko ani nie kupiłam biletu zaraz po jego wylocie. Po prostu siedziałam na kanapie we własnym mieszkaniu i przyglądając się naszemu zdjęciu z Londynu popijałam co chwilę wino z butelki nie mając ochoty sięgać po lampkę czy zwyczajną szklankę. Pamiętam tylko, że naprawdę pokaźnie się wtedy upiłam i wylałam więcej łez, niż kiedykolwiek wcześniej w całym moim dość krótkim życiu. On natomiast nie zadzwonił, mimo że nie było dnia, w którym bym tego nie sprawdzała oraz sama bym się do tego nie przymierzała, szczególnie po alkoholu.
Zapomniał o mnie, więc to była pora, bym również zapomniała.
- Przytulas! - poczułam ciepłe, męskie ramiona na moich biodrach, kiedy zostałam podniesiona na kilka sekund do góry, a później znów postawiona na stały grunt.
Oczywiście odwróciłam się i uderzyłam żartobliwie Michaela w bark, za to, że chorobliwie mnie przestraszył. Często zapominałam o tym, że każdy z paczki miał klucz do mojego mieszkania, nawet jeśli takie sytuacje zdarzały się często. Szczególnie z udziałem, teraz już różowowłosego, chłopaka.
- Kiedyś coś ci za to zrobię, przysięgam. - zagroziłam i podniosłam bluzkę, która wypadła mi wraz z przybyciem Michaela, a następnie wrzuciłam ją do torby, gdzie miało być jej docelowe miejsce już na samym początku.
- Zawsze tak mówisz, a nigdy nic nie robisz. - usłyszałam za plecami Amber, a różowowłosy kiwnął energicznie głową wyraźnie zgadzając się z tym co powiedziała. - Takiemu to walnąc raz, a porządnie i po sprawie. - dodała z uśmiechem, a ja zaśmiałam się głośno widząc, jak chłopakowi zrzedła, dotąd zadowolona, mina.
Isaac poklepał jego plecy, ale on również nie krył rozbawienia. Zresztą sam Michael po chwili zaczął się ponownie uśmiechać.
- Więcej was nie mogło przyjść? - spytałam i zaczęłam zapinać zamek.
- Mogło! - do salonu wpadła Cassie, a za nią Madeline. - Nie myślałaś chyba, że się nie pożegnamy. - dodała z nutą smutku.
- Mówiłam, że nie chcę żadnej stypy! - klepłam ją w potylicę, a ona zrobiła udawaną, oburzoną minę i pomasowała tył głowy.
- Nie oczekuj niemożliwego, zołzo. - przekręcił oczami Isaac.
- Albo nie wyjeżdżaj. - wzruszyła ramionami Madeline.
- Właśnie. Musisz nas zostawiać? - westchnął Michael i usiadł na moją walizkę, bo zauważył, że miałam mały problem z dopięciem zamka. - Jesteś dosłownie jedyną dziewczyną, która wytrzymuje nasze bekanie, pierdzenie i sprośne żarty! - dodał wskazując na męskie grono, w tym siebie, co wywołało mój śmiech.
- Nadal nie wiem jak ty to, do cholery, robisz. - zagadnęła Amber ze smutkiem, a Madeline szybko jej przytaknęła. - Robiłaś. - poprawiła się po sekundzie, już nie starając się kryć przygnębionego grymasu, który w szybkim tempie uformował się na jej ślicznej twarzy.
- Ej, ludzie. - jeknęłam, czując powoli wyrzuty sumienia przez to, że ich zostawiam. - Przecież ja nie umieram, będziemy się widywać, prawda?
- No tak, ale, cholera, będziesz tyle kilometrów. To nie to samo, co dwie ulice.
- Wiem. - westchnęłam i podniosłam się patrząc na przygotowane walizki.
Na dosłownie chwilę przed oczami miałam obraz sprzed roku, kiedy zamiast mnie, to Gerard nas zostawiał.
Próbowałam uciec od miłości, mając nadzieje, że zostanie ona w Manchesterze.
W końcu to tam się wszystko zaczęło, więc powinno się też tam skończyć.
______
tam, tam, taaaaam! Koniec!
Ale już spokojnie, spokojnie moje kochane, to dopiero koniec początku, albowiem zakończyła się pierwsza część tego oto opowiadania, a wraz z następnymi rozdziałami rozpocznie się druga!
Od początku tak planowałam i przyznam, że miałam chęć zakończyć wszystko już teraz, ale zbyt przywiązałam się do tego opowiadania i bohaterów, żeby je opuszczać ;D Mam nadzieje, się cieszycie i czekam na wasze komentarze ogólnie na temat całej historii.
Wiem, że relacja między Mari i Gerardem jest „trudna”, ale właśnie taki był zamysł. Nie chce żeby tu było tak prosto i łatwo, bo Gerard jest zbyt skomplikowany żeby mogło być łatwo ;D <3
Masz Cholera szczęście, że będzie druga część, bo inaczej bym Cię odnalazła i inaczej z Tobą porozmawiała! - ale Ty to pewnie doskonale wiesz ;D No i wiesz też, jak kocham to opowiadanie, więc logiczne, że nie wybaczyłabym takiego ostatecznego zakończenia, no nie?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Logan zniknął z ich życia - to na pewno. Ale jestem mega zła na Gerarda, że w ogóle się do naszej bohaterki nie odezwał! No jak on tak może, no jak? Geri, lepiej dla Ciebie, żebyś właśnie wybierał numer Maritzy albo ja się wybiorę do Ciebie - gdziekolwiek jesteś, olbrzymie!
Marí się wyprowadza, więc mam nadzieję, że ona i Piqué na siebie jakoś "wpadną". W sumie nie obraziłabym sie, gdyby na przykład stało się to na jakiejś imprezie, kiedy to Mari świetnie by się bawiła z jakimś przystojnym kolesiem - a co? Niech się pomęczy nasz piłkarzyk! :D
Dobra, koniec moich przewidywań i pragnień - czas na sen XD Ale od jutra zaczynam się niecierpliwić w oczekiwaniu na drugą część tej wspaniałej historii. <3
Weny, kochana! Buziaki
Przeczytałam 'epilog' i dostałam zawału, przeczytałam 'będzie druga część' kamień spadł mi z serca. :D
OdpowiedzUsuńMyślałam, że Gerard ściąganie do siebie Mari, ale jak widać pomyliłam się.. Trochę mi z tego powodu smutno, ale na pewno tych dwoje wpadnie na siebie w kontynuacji, a kto wie może wysyłasz Mari do Barcelony?
Jestem bardzo ciekawa jak potoczą się ich dalsze losy.
Życzę Ci dużo weny i chęci do pisania. Do zobaczenia! ;*