To nie Gerard tak na mnie działał, a stres, który od samego rana trzymał się mnie mocno dwiema rękami, a nawet i nogami. On odebrał to inaczej, ponieważ zaśmiał się cicho i jeszcze mocniej do mnie przywarł, na co przewróciłam oczami.
- Maritza, Gerard. - usłyszeliśmy za swoimi plecami szorstki głos Joana, na który Pique mocno się spiął.
Złapałam więc za jego rękę, zdjęłam ją z moich bioder i splotłam nasze palce razem mocno je ściskając. A następnie razem obroniliśmy się w stronę jego ojca. - Dobrze was widzieć takich szczęśliwych. - uśmiechnął się i podał mi dłoń, a kiedy wystawiłam swoją on ją lekko ucałował sprawiając, że Gerard prawie zmiażdżył swoim uściskiem moją lewą rękę, za którą go trzymałam.
Posłałam w jego stronę lekki grymas żeby wiedział, aby więcej tego nie robił, na co kiwnął przepraszająco głową.
- Mam nadzieję, że spodobał wam się pokój. - zaśmiał się, a ja szybko pokiwałam głową.
- Tak, jest śliczny. - przyznałam i kopnęłam lekko w kostkę Gerarda, by w końcu się odezwał.
- Boski. - mruknął.
Po jeszcze krótkiej rozmowie ruszyliśmy do środka, ponieważ ojciec Gerarda dostał sms z wiadomością, że wszyscy już na nas czekają.
Po wejściu zostaliśmy miło przywitani przez obsługę, ktora odebrała od nas nasze płaszcze, a następnie zostaliśmy poprowadzeni do jednej z wielu sal.
Tak naprawdę nie miałam pojęcia gdzie się znajdujemy, z kim się spotkamy ani jaki jest w ogóle cel tego obiadu.
Kiedy drzwi się otworzyły, a ja ponownie złapałam za dłoń Gerarda, ukazał się przed nami wielki stół, przy którym czekało już kilku mężczyzn. Głowy wszystkich pokierowały się w naszą stronę, a na usta paru z nich wkradły się delikatne uśmiechy, kiedy zauważyli, że to właśnie rodzina Pique nareszcie zaszczyciła ich swoją obecnością. Dwóch panów, jakoś w średnim wieku, wstało i czekając aż podejdziemy przyglądali się nam z uwagą, a w szczególności mnie i Gerardowi lub raczej naszym splecionymi dłoniom.
Swoją drogą okropnie pociły mu się ręce, ale to nie był dobry moment, by mu to teraz wytykać.
- Joan, dawno się nie widzieliśmy. - uśmiechnął się jeden z tych, którzy wstali od stołu i przywitał się z tatą Gerarda.
W tym samym czasie my zostaliśmy powitani przez tego drugiego, który chyba był o wiele starszy od swojego kolegi i taty Gerarda. Zresztą, prawdopodobnie był najstarszy ze wszystkich tam zebranych.
- Gerard, jesteśmy szczęśliwi, że zdecydowałeś się na rozmowę z nami. Mam nadzieję, że zaowocuje ona korzyściami zarówno dla ciebie, jak i dla nas. - puścił mu oczko i spojrzał na mnie, a Gerard jedynie się uśmiechnął nie do końca wiedząc co ma odpowiedzieć. - Ty musisz być Maritza? - zwrócił się do mnie, a ja kiwnęłam głową. - Jestem Georg Covarrubias*, miło mi cię poznać, sporo o tobie słyszałem i czytałem.
Przełknęłam cicho ślinę próbując wpaść na pomysł, w jaki sposób mógł o mnie czytać. Spojrzałam na Gerarda, który zaczął unikać mojego wzroku i jedyne co zrobił, to poszedł usiąść do stołu mrucząc cicho żebym poszła za nim.
Oczywiście zrobiłam to, ponieważ każdy oprócz mnie zdążył zająć już swoje miejsce. Joan zaczął rozmawiać z Georgiem o czymś co niekoniecznie mnie interesowało, a w tym czasie kelnerzy zaczęli wnosić do sali posiłki.
Gerard nie odzywał się, no chyba, że któryś z panów zadał mu pytanie. To jednak nie zdarzało się za często, dlatego miał spokój.
Ja natomiast grzebałam widelcem w talerzu skupiając się na tym, by uspokoić chociaż trochę bicie mojego serca, ponieważ z każdą chwilą miałam wrażenie, że bije szybciej, a jego dźwięk roznosi się po całym pomieszczeniu. Z powodu stresu straciłam apetyt. Gerard musiał to zauważył, ponieważ kopnął mnie w kostkę, a kiedy na niego spojrzałam, on wskazał głową na mój talerz, wypowiadając nieme „jedz”.
Pokręciłam przecząco głową, ponieważ czułam, że jeśli wezmę coś do ust, to nie pozostanie to na długo w moim żołądku. Gerard jednak nie zwrócił na to uwagi i nie spuszczał ze mnie wzroku, co sprawiło, że wzięłam kawałek brokuła na widelec i zaczęłam powolnie go jeść. Na szczęście poskutkowało i chłopak zajął się wreszcie swoim talerzem.
- Więc, Maritzo. - usłyszałam swoje imię, dlatego gwałtownie uniosłam głowę, próbując dociec z czyich ust ono padło. - Skąd jesteś? - teraz już wiedziałam, że to mężczyzna, który na samym początku witał się z Joanem, kiedy my rozmawialiśmy z Georgiem.
- Z Włoch. - uśmiechnęłam się przyjaźnie i powróciłam do jedzenia.
- Piękne miejsce. - przyznał. - Skąd dokładnie, jeśli oczywiście mogę wiedzieć? W gazetach nie dowiedziałem się za wiele, a przyznam, że dużo szukałam, bo chciałem być dobrze przygotowany.
Zakaszlałam cicho, lekko ksztusząc się tym co przed chwilą jadłam, dlatego złapałam za lampkę wina i upiłam parę łyków alkoholu, próbując się uspokoić.
- W gazetach? - spytałam po czasie dla pewności, lekko rozkojarzona.
W tym samym czasie poczułam jak ciepła dłoń Gerarda układa się na moim kolanie, ale jako, że byłam bardzo zdenerwowana zaistaniałą sytuacją szybko ją z niego zrzuciłam.
- Tak, przyznam jest tego sporo. - zaśmiał się. - W Londynie od wczoraj robisz niezłą furorę. - mrugnął w moją stronę, a ja pokiwałam niepewnie głową.
- Rzym. - westchnęłam, nawiazując do jego wcześniejszego pytania i powróciłam do jedzenia.
- O, miałem okazje być tam kilka razy, ale za każdym to miasto zaskakiwało mnie równie mocno. - zaśmiał się i złapał za szklane naczynie upijając spory łyk, a potem powrócił do rozmowy między Georgiem, Joanem i dwoma innymi facetami.
Dlaczego, do cholery, nie wpadłam na to, że zaczną o mnie pisać? Cały dzień spędziliśmy z Gerardem w samym centrum Londynu, więc jak to możliwe, że żadne z nas o tym nie pomyślało?
Czułam palące spojrzenie Gerarda, ale byłam tak zła, że nie miałam nawet ochoty na niego patrzeć. Obiecał mi, że nikt z prasy nie dowie się o moim istnieniu, a teraz byłam dosłownie na pierwszych stronach gazet, jako partnerka obrońcy Manchesteru United. Miałam jedynie nadzieje, że to tylko lokalne gazety podchwyciły ten temat i nie dotrze on do Manchesteru, w którym przebywał właśnie niczego świadomy Logan.
Tak bardzo korciło mnie, by wyjść, pobiec do najbliższego kiosku i je zobaczyć.
Gerard wydawał się nie być tym zdziwiony, dlatego pewnie już je widział, ale postanowił mnie o tym nie informować, typowe.
Po skończonym posiłku wszyscy wyciągnęli swoje teczki, mówiąc, że pora zaczynać, ale rzecz jasna ja nie byłam wtajemniczona.
- Gerard w tym sezonie zanotował naprawdę dobrą formę. - zaczął dyskusję Joan, poprawiając przy tym swój granatowy krawat.
- To dopiero połowa sezonu. - odezwał się jeden z mężczyzn. - A nawet nie, więc nie można jeszcze tak naprawę o tym mówić.
- Tak, ale zeszły też był równie dobry. Statystyki nie kłamią.
- Masz rację, nie kłamią. - wtrącił ten, który wcześniej pytał o moje pochodzenie (dowiedziałam się, że jego imię i nazwisko, to Javier Valentín**) i sięgnął po jakieś papiery ze swojej czarnej, skórzanej walizki. - Mało występów, a o pierwszym składzie nawet nie mówię. - wskazał na kartkę z jakimiś statystykami.
- Jest młody i niedoceniany. - odezwał się po długim milczeniu George. - Nie dostaje szans, więc nie może w pełni pokazać swoich umiejętności, a musicie mi panowie uwierzyć, że takowe posiada. Jesli byście przyjęli go pod swoje skrzydła i dali się mu wykazać, nie mielibyście wątpliwości co do tego piłkarza. - mrugnął do nich i uśmiechnął się dumnie widząc, że wzbudził w reszcie refleksje.
Kompletnie nie miałam pojęcia o czym rozmawiają i jaki jest cel tej rozmowy, co było dość krępujące.
- Dajcie nam chwilę. - odezwał się Javier i zwrócił się do kolegów po swojej lewej i prawej, natomiast Gerard zaczął dyskutować o czymś z ojcem.
A ja siedziałam jak idiotka i podziwiałam ściany.
- Dobra, a jeśli chcielibyśmy wyporzyczenia?
- Nie widzimy innej opcji, kupno nie w chodzi w grę. Jak już mówiłem widzimy w nim potencjał, po prostu na ten moment nie jesteśmy w stanie dać mu tyle gry, ile by chciał i na ile zasługuje, a wiemy, że chce się rozwijać. U was może to zrobić. - uśmiechnął się Georg. - Wierzę, że jeszcze się nam przyda. - popatrzył na Gerarda, który siedział jak na szpilkach.
W każdej innej sytuacji coś kazałoby mi złapać go za dłoń, ponieważ to zawsze go uspokajało, ale w tamtym momencie byłam na niego zbyt zła nawet na to, by na niego spojrzeć.
- Dobrze panowie, odezwiemy się wkrótce. - wstali i zaczęli się rzegnac, dlatego ja również się podniosłam ciesząc się w duchu, że nikt za bardzo nie zwracał na mnie uwagi, a spotkanie wreszcie dobiegło końca.
- Miło mi było panów poznać. - uśmiechnęłam się do każdego i wymijając Gerarda wyszłam w poszukiwaniu mojej kurtki, by jak najszybcie udać się do hotelu.
***
- Wiedziałeś o tych gazetach, ale nic mi nie powiedziałeś! - wydarłam się i usiadłam na łóżku, po czym zaczęłam pakować rzeczy.
- Co ty robisz, kobieto? Co miałem ci powiedzieć!? To tylko zwiększało naszą wiarygodność!
- Jasne, układ. Wszystko kręci się wokół układu. - zaśmiałam się ironicznie. - Albo wokół ciebie, bo przecież ja tu nie mam głosu. - warknęłam i zamknęłam walizkę.
- A wokół czego niby ma się kręcić?
- Nas?! - westchnęłam zrezygnowana i usiadłam na kanapę. - Robisz mi wieczne podchody, Gerard. A ja się gubię i przestaje odróżniać czy grasz!
- Ja robię podchody?! To ty mnie pocałowałaś! Czy wcisnąłem ci swój język w usta? Nie? No właśnie!
- Jesteś takim idiotą, Gerard! - wrzasnęłam i podniosłam rękę, by go uderzyć, ale chłopak zdążył ją złapać i nim się spostrzegłam popchnął mnie w stronę ściany, tak bym opierała się o nią plecami.
- Nigdy więcej tego nie rób. - warknął, delikatnie poluźniając uścisk i umiejscawiając nasze dłonie nad moją głową, przez co miał teraz nade mną pełną kontrolę.
Zawsze miał.
- Nie robię żadnych, kurwa podchodów! Ja też się gubię, dobra? - wyszeptał już ciszej. - Działasz na mnie, Maritzo. Działasz i sprawiasz, że staje się dziwny, taki, jaki nigdy nie byłem. Robisz coś, czego żadna kobieta jeszcze ze mną nie robiła. Kiedy jesteś obok myślę tylko o tobie, jestem zazdrosny nawet o swojego pieprzonego ojca i każdego innego faceta, który ogląda się za tobą w Londynie, jak i Manchesterze! Tak, robią to, nawet jeśli tego nie widzisz. Jadę na ręcznym odkąd zobaczyłem cię w domu Isaaca! Wiesz dlaczego nie zwracałem uwagi na to, że paparazzi nas widzą? - spytał szeptem, całując mnie lekko w szyję, powodując tym mój cichy jęk. - Bo chciałem, żeby każdy wiedział, że należysz do mnie. Że jesteś moja i mogę robić tak. - pocałował mnie w żuchwę i zjechał niżej. - Tak. - wessał się w moją skórę szyi, a następnie dmuchnął w prawdopodobnie zaczerwienione miejsce, na którym zaczynała robić się malinka. - I... tak. - przejechał dłonią po moim policzku, po czym wpił się delikatnie w moje uchylone lekko usta.
Oczywiście, że oddałam pocałunek. Nigdy nie chciałam tego sobie przyznać, ale mnie także ciągnęło coś w stronę Gerarda i to nie była nienawiść, którą go na początku darzyłam.
Działał na mnie, mimo że zawsze zaprzeczałam, kiedy on tak twierdził.
Zależało mi, chociaż nigdy nie powidziałam tego na głos.
Zauroczyłam się w Gerardzie Pique, mimo że wcale nie taka była umowa.
- I... może cię nie kocham, bo nie potrafię kochać, ale stałaś się dla mnie ważna, Maritzo.
- Możesz mieć każdą. - wyszeptałam w jego usta, kiedy położył mnie delikatnie na łóżku.
- Mogę, ale chce tylko jedną. - powiedział powolnie i znów wrócił do moich ust, podczas gdy jego ręce niepewnie zaczęły rozpinać moją sukienkę.
Nie opierałam się, dlatego teraz już pewniej chwycił za kawałek materiału i pociągnął go w dół, co pozostawiło mnie w samej bieliźnie.
Popatrzył w moje oczy z wymalowanym zwątpieniem na twarzy i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Zrób to. - westchnęłam, zatrzymując jego ucho przy moich ustach, kiedy chciał się podnieść.
- Jesteś pe...
- Zrób! - krzyknęłam zirytowana. - Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna, Pique. Zrób to, przeleć mnie, zerżnij, kurwa nie wiem co robisz i jak to nazywasz, ale zwyczajnie w świecie to zrób, błagam.
- Nie zrobię tego, nie będę cię pieprzył. - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi w zdezorientowaniu.
- Żartujesz sobie? - zasmiałam się. - Wiem, że chcesz to zrobić odkąd się poznaliśmy i, że...
- Nie zrobię tego, bo ja nie mam zamiaru cię pieprzyć, tylko sie z tobą kochać, Maritzo. - zaśmiał się i przejeżdżając palcem po koronce mojego stanika wpił się w moje uśmiechnięte usta, a następnie pozbył się mojej bielizny, kiedy ja zajęłam się jego ubiorem.
Tej nocy sprawił, że czułam się najgorzej, a zarazem najlepiej w całym moim życiu.
Zdecydowanie się pogubiłam....
_____________
*wymyslilam imię i nazwisko, bo nie chciało mi się szukać xd
** to samo co wyżej
Okay, nie wiem jak takie spotkania wyglądają, wiec to tylko wytwór mojej wyobraźni xd pewnie każdy z was już się domyślił jaki był cel spotkania, no ale nasza Mari jeszcze nie, ale trzeba jej to wybaczyć, bo ona zdecydowanie nie ma pojęcia o piłce ;D
Zaskoczeni końcówką? Gerard wiele dzisiaj wyznał, mówi prawdę czy może jednak nie? hmmmmm
do następnego!!
Oh my God! Geri w końcu wyznał jej prawdę! Aaa! Normalnie zaraz się posikam z tej radości XD On jest tu taki męski i cudowny... *.* Mówiłam już kiedyś, że kocham Twojego Gerarda? Nie? To właśnie to mówię. No ubóstwiam go - mimo że potrafi być wielkim chamem. Też bym mu uległa, bez dwóch zdań, więc nie dziwię się, że Maritza się z tym ciachem przespała. :D
OdpowiedzUsuńZdążyłam się już trochę stęsknić za Twoimi rozdziałami, wiesz? ;* Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej. <3
A u mnie jutro nowy, więc jak będziesz miała ochotę, to zapraszam, kochana.
Buziaki!
hahha, ciesze się, że rozdział wywołał w tobie takie emocje ;D <3 tez go uwielbiam!
Usuńa pojawil się szybciej, bo rozdział już jest ;D <3
Zbieram szczękę z podłogi!
OdpowiedzUsuńCo tu się działo, proszę Państwa.. :D powiem Ci, że lepszego prezentu urodzinowego nie mogłaś mi sprawić tą końcówką. Ubóstwiam Cię!
Mam nadzieję, że teraz jakoś to będzie między nimi, że będą dla siebie dobrzy i nie spieprzą tego.
Buziak!
Ojeju, odpowiadam dopiero teraz więc trochę już spóźnione, ale wszystkiego najlepszego, kochana! <3 także jestem ze stycznia, haha.
UsuńCzy nie spieprzą? No zastanowię się... ;D