czwartek, 4 stycznia 2018

028 Please, do it.

Uniosłam wysoko głowę, zakładając przy tym przeciwsłoneczne okulary i marszcząc nos z powodu silnych promieni słonecznych. Budynek, przed którym się znajdowaliśmy był ogromny, a przez jego drzwi w ciągu kilku minut zdążyło przemknąć się więcej osób, niż przez aptekę Melissy w ciągu tygodnia. Poczułam jak ciepła ręka Gerarda owinęła się wokół moich bioder, a potem przyciągnęła mnie do jego klatki piersiowej, sprawiając, że po moim kręgosłupie przepłynął delikatny prąd powodujący na moich rękach gęsią skórkę.
To nie Gerard tak na mnie działał, a stres, który od samego rana trzymał się mnie mocno dwiema rękami, a nawet i nogami. On odebrał to inaczej, ponieważ zaśmiał się cicho i jeszcze mocniej do mnie przywarł, na co przewróciłam oczami. 
- Maritza, Gerard. - usłyszeliśmy za swoimi plecami szorstki głos Joana, na który Pique mocno się spiął. 
Złapałam więc za jego rękę, zdjęłam ją z moich bioder i splotłam nasze palce razem mocno je ściskając. A następnie razem obroniliśmy się w stronę jego ojca. - Dobrze was widzieć takich szczęśliwych. - uśmiechnął się i podał mi dłoń, a kiedy wystawiłam swoją on ją lekko ucałował sprawiając, że Gerard prawie zmiażdżył swoim uściskiem moją lewą rękę, za którą go trzymałam. 
Posłałam w jego stronę lekki grymas żeby wiedział, aby więcej tego nie robił, na co kiwnął przepraszająco głową. 
- Mam nadzieję, że spodobał wam się pokój. - zaśmiał się, a ja szybko pokiwałam głową.
- Tak, jest śliczny. - przyznałam i kopnęłam lekko w kostkę Gerarda, by w końcu się odezwał. 
- Boski. - mruknął. 
Po jeszcze krótkiej rozmowie ruszyliśmy do środka, ponieważ ojciec Gerarda dostał sms z wiadomością, że wszyscy już na nas czekają. 
Po wejściu zostaliśmy miło przywitani przez obsługę, ktora odebrała od nas nasze płaszcze, a następnie zostaliśmy poprowadzeni do jednej z wielu sal. 
Tak naprawdę nie miałam pojęcia gdzie się znajdujemy, z kim się spotkamy ani jaki jest w ogóle cel tego obiadu. 
Kiedy drzwi się otworzyły, a ja ponownie złapałam za dłoń Gerarda, ukazał się przed nami wielki stół, przy którym czekało już kilku mężczyzn. Głowy wszystkich pokierowały się w naszą stronę, a na usta paru z nich wkradły się delikatne uśmiechy, kiedy zauważyli, że to właśnie rodzina Pique nareszcie zaszczyciła ich swoją obecnością. Dwóch panów, jakoś w średnim wieku, wstało i czekając aż podejdziemy przyglądali się nam z uwagą, a w szczególności mnie i Gerardowi lub raczej naszym splecionymi dłoniom. 
Swoją drogą okropnie pociły mu się ręce, ale to nie był dobry moment, by mu to teraz wytykać. 
- Joan, dawno się nie widzieliśmy. - uśmiechnął się jeden z tych, którzy wstali od stołu i przywitał się z tatą Gerarda. 
W tym samym czasie my zostaliśmy powitani przez tego drugiego, który chyba był o wiele starszy od swojego kolegi i taty Gerarda. Zresztą, prawdopodobnie był najstarszy ze wszystkich tam zebranych. 
- Gerard, jesteśmy szczęśliwi, że zdecydowałeś się na rozmowę z nami. Mam nadzieję, że zaowocuje ona korzyściami zarówno dla ciebie, jak i dla nas. - puścił mu oczko i spojrzał na mnie, a Gerard jedynie się uśmiechnął nie do końca wiedząc co ma odpowiedzieć. - Ty musisz być Maritza? - zwrócił się do mnie, a ja kiwnęłam głową. - Jestem Georg Covarrubias*, miło mi cię poznać, sporo o tobie słyszałem i czytałem. 
Przełknęłam cicho ślinę próbując wpaść na pomysł, w jaki sposób mógł o mnie czytać. Spojrzałam na Gerarda, który zaczął unikać mojego wzroku i jedyne co zrobił, to poszedł usiąść do stołu mrucząc cicho żebym poszła za nim. 
Oczywiście zrobiłam to, ponieważ każdy oprócz mnie zdążył zająć już swoje miejsce. Joan zaczął rozmawiać z Georgiem o czymś co niekoniecznie mnie interesowało, a w tym czasie kelnerzy zaczęli wnosić do sali posiłki. 
Gerard nie odzywał się, no chyba, że któryś z panów zadał mu pytanie. To jednak nie zdarzało się za często, dlatego miał spokój. 
Ja natomiast grzebałam widelcem w talerzu skupiając się na tym, by uspokoić chociaż trochę bicie mojego serca, ponieważ z każdą chwilą miałam wrażenie, że bije szybciej, a jego dźwięk roznosi się po całym pomieszczeniu. Z powodu stresu straciłam apetyt. Gerard musiał to zauważył, ponieważ kopnął mnie w kostkę, a kiedy na niego spojrzałam, on wskazał głową na mój talerz, wypowiadając nieme „jedz”. 
Pokręciłam przecząco głową, ponieważ czułam, że jeśli wezmę coś do ust, to nie pozostanie to na długo w moim żołądku. Gerard jednak nie zwrócił na to uwagi i nie spuszczał ze mnie wzroku, co sprawiło, że wzięłam kawałek brokuła na widelec i zaczęłam powolnie go jeść. Na szczęście poskutkowało i chłopak zajął się wreszcie swoim talerzem. 
- Więc, Maritzo. - usłyszałam swoje imię, dlatego gwałtownie uniosłam głowę, próbując dociec z czyich ust ono padło. - Skąd jesteś? - teraz już wiedziałam, że to mężczyzna, który na samym początku witał się z Joanem, kiedy my rozmawialiśmy z Georgiem. 
- Z Włoch. - uśmiechnęłam się przyjaźnie i powróciłam do jedzenia. 
- Piękne miejsce. - przyznał. - Skąd dokładnie, jeśli oczywiście mogę wiedzieć? W gazetach nie dowiedziałem się za wiele, a przyznam, że dużo szukałam, bo chciałem być dobrze przygotowany.
Zakaszlałam cicho, lekko ksztusząc się tym co przed chwilą jadłam, dlatego złapałam za lampkę wina i upiłam parę łyków alkoholu, próbując się uspokoić. 
- W gazetach? - spytałam po czasie dla pewności, lekko rozkojarzona. 
W tym samym czasie poczułam jak ciepła dłoń Gerarda układa się na moim kolanie, ale jako, że byłam bardzo zdenerwowana zaistaniałą sytuacją szybko ją z niego zrzuciłam. 
- Tak, przyznam jest tego sporo. - zaśmiał się. - W Londynie od wczoraj robisz niezłą furorę. - mrugnął w moją stronę, a ja pokiwałam niepewnie głową. 
- Rzym. - westchnęłam, nawiazując do jego wcześniejszego pytania i powróciłam do jedzenia. 
- O, miałem okazje być tam kilka razy, ale za każdym to miasto zaskakiwało mnie równie mocno. - zaśmiał się i złapał za szklane naczynie upijając spory łyk, a potem powrócił do rozmowy między Georgiem, Joanem i dwoma innymi facetami. 
Dlaczego, do cholery, nie wpadłam na to, że zaczną o mnie pisać? Cały dzień spędziliśmy z Gerardem w samym centrum Londynu, więc jak to możliwe, że żadne z nas o tym nie pomyślało? 
Czułam palące spojrzenie Gerarda, ale byłam tak zła, że nie miałam nawet ochoty na niego patrzeć. Obiecał mi, że nikt z prasy nie dowie się o moim istnieniu, a teraz byłam dosłownie na pierwszych stronach gazet, jako partnerka obrońcy Manchesteru United. Miałam jedynie nadzieje, że to tylko lokalne gazety podchwyciły ten temat i nie dotrze on do Manchesteru, w którym przebywał właśnie niczego świadomy Logan. 
Tak bardzo korciło mnie, by wyjść, pobiec do najbliższego kiosku i je zobaczyć. 
Gerard wydawał się nie być tym zdziwiony, dlatego pewnie już je widział, ale postanowił mnie o tym nie informować, typowe. 
Po skończonym posiłku wszyscy wyciągnęli swoje teczki, mówiąc, że pora zaczynać, ale rzecz jasna ja nie byłam wtajemniczona. 
- Gerard w tym sezonie zanotował naprawdę dobrą formę. - zaczął dyskusję Joan, poprawiając przy tym swój granatowy krawat. 
- To dopiero połowa sezonu. - odezwał się jeden z mężczyzn. - A nawet nie, więc nie można jeszcze tak naprawę o tym mówić. 
- Tak, ale zeszły też był równie dobry. Statystyki nie kłamią. 
- Masz rację, nie kłamią. - wtrącił ten, który wcześniej pytał o moje pochodzenie (dowiedziałam się, że jego imię i nazwisko, to Javier Valentín**) i sięgnął po jakieś papiery ze swojej czarnej, skórzanej walizki. - Mało występów, a o pierwszym składzie nawet nie mówię. - wskazał na kartkę z jakimiś statystykami.
- Jest młody i niedoceniany. - odezwał się po długim milczeniu George. - Nie dostaje szans, więc nie może w pełni pokazać swoich umiejętności, a musicie mi panowie uwierzyć, że takowe posiada. Jesli byście przyjęli go pod swoje skrzydła i dali się mu wykazać, nie mielibyście wątpliwości co do tego piłkarza. - mrugnął do nich i uśmiechnął się dumnie widząc, że wzbudził w reszcie refleksje. 
Kompletnie nie miałam pojęcia o czym rozmawiają i jaki jest cel tej rozmowy, co było dość krępujące. 
- Dajcie nam chwilę. - odezwał się Javier i zwrócił się do kolegów po swojej lewej i prawej, natomiast Gerard zaczął dyskutować o czymś z ojcem. 
A ja siedziałam jak idiotka i podziwiałam ściany. 
- Dobra, a jeśli chcielibyśmy wyporzyczenia? 
- Nie widzimy innej opcji, kupno nie w chodzi w grę. Jak już mówiłem widzimy w nim potencjał, po prostu na ten moment nie jesteśmy w stanie dać mu tyle gry, ile by chciał i na ile zasługuje, a wiemy, że chce się rozwijać. U was może to zrobić. - uśmiechnął się Georg. - Wierzę, że jeszcze się nam przyda. - popatrzył na Gerarda, który siedział jak na szpilkach. 
W każdej innej sytuacji coś kazałoby mi złapać go za dłoń, ponieważ to zawsze go uspokajało, ale w tamtym momencie byłam na niego zbyt zła nawet na to, by na niego spojrzeć. 
- Dobrze panowie, odezwiemy się wkrótce. - wstali i zaczęli się rzegnac, dlatego ja również się podniosłam ciesząc się w duchu, że nikt za bardzo nie zwracał na mnie uwagi, a spotkanie wreszcie dobiegło końca. 
- Miło mi było panów poznać. - uśmiechnęłam się do każdego i wymijając Gerarda wyszłam w poszukiwaniu mojej kurtki, by jak najszybcie udać się do hotelu. 

                                       ***

- Wiedziałeś o tych gazetach, ale nic mi nie powiedziałeś! - wydarłam się i usiadłam na łóżku, po czym zaczęłam pakować rzeczy. 
- Co ty robisz, kobieto? Co miałem ci powiedzieć!? To tylko zwiększało naszą wiarygodność! 
- Jasne, układ. Wszystko kręci się wokół układu. - zaśmiałam się ironicznie. - Albo wokół ciebie, bo przecież ja tu nie mam głosu. - warknęłam i zamknęłam walizkę. 
- A wokół czego niby ma się kręcić? 
- Nas?! - westchnęłam zrezygnowana i usiadłam na kanapę. - Robisz mi wieczne podchody, Gerard. A ja się gubię i przestaje odróżniać czy grasz! 
- Ja robię podchody?! To ty mnie pocałowałaś! Czy wcisnąłem ci swój język w usta? Nie? No właśnie! 
- Jesteś takim idiotą, Gerard! - wrzasnęłam i podniosłam rękę, by go uderzyć, ale chłopak zdążył ją złapać i nim się spostrzegłam popchnął mnie w stronę ściany, tak bym opierała się o nią plecami. 
- Nigdy więcej tego nie rób. - warknął, delikatnie poluźniając uścisk i umiejscawiając nasze dłonie nad moją głową, przez co miał teraz nade mną pełną kontrolę. 
Zawsze miał. 
- Nie robię żadnych, kurwa podchodów! Ja też się gubię, dobra? - wyszeptał już ciszej. - Działasz na mnie, Maritzo. Działasz i sprawiasz, że staje się dziwny, taki, jaki nigdy nie byłem. Robisz coś, czego żadna kobieta jeszcze ze mną nie robiła. Kiedy jesteś obok myślę tylko o tobie, jestem zazdrosny nawet o swojego pieprzonego ojca i każdego innego faceta, który ogląda się za tobą w Londynie, jak i Manchesterze! Tak, robią to, nawet jeśli tego nie widzisz. Jadę na ręcznym odkąd zobaczyłem cię w domu Isaaca! Wiesz dlaczego nie zwracałem uwagi na to, że paparazzi nas widzą? - spytał szeptem, całując mnie lekko w szyję, powodując tym mój cichy jęk. - Bo chciałem, żeby każdy wiedział, że należysz do mnie. Że jesteś moja i mogę robić tak. - pocałował mnie w żuchwę i zjechał niżej. - Tak. - wessał się w moją skórę szyi, a następnie dmuchnął w prawdopodobnie zaczerwienione miejsce, na którym zaczynała robić się malinka. - I... tak. - przejechał dłonią po moim policzku, po czym wpił się delikatnie w moje uchylone lekko usta. 
Oczywiście, że oddałam pocałunek. Nigdy nie chciałam tego sobie przyznać, ale mnie także ciągnęło coś w stronę Gerarda i to nie była nienawiść, którą go na początku darzyłam. 
Działał na mnie, mimo że zawsze zaprzeczałam, kiedy on tak twierdził. 
Zależało mi, chociaż nigdy nie powidziałam tego na głos. 
Zauroczyłam się w Gerardzie Pique, mimo że wcale nie taka była umowa. 
- I... może cię nie kocham, bo nie potrafię kochać, ale stałaś się dla mnie ważna, Maritzo. 
- Możesz mieć każdą. - wyszeptałam w jego usta, kiedy położył mnie delikatnie na łóżku.
- Mogę, ale chce tylko jedną. - powiedział powolnie i znów wrócił do moich ust, podczas gdy jego ręce niepewnie zaczęły rozpinać moją sukienkę.  
Nie opierałam się, dlatego teraz już pewniej chwycił za kawałek materiału i pociągnął go w dół, co pozostawiło mnie w samej bieliźnie. 
Popatrzył w moje oczy z wymalowanym zwątpieniem na twarzy i pocałował mnie delikatnie w czoło. 
- Zrób to. - westchnęłam, zatrzymując jego ucho przy moich ustach, kiedy chciał się podnieść. 
- Jesteś pe...
- Zrób! - krzyknęłam zirytowana. - Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna, Pique. Zrób to, przeleć mnie, zerżnij, kurwa nie wiem co robisz i jak to nazywasz, ale zwyczajnie w świecie to zrób, błagam. 
- Nie zrobię tego, nie będę cię pieprzył. - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi w zdezorientowaniu. 
- Żartujesz sobie? - zasmiałam się. - Wiem, że chcesz to zrobić odkąd się poznaliśmy i, że... 
- Nie zrobię tego, bo ja nie mam zamiaru cię pieprzyć, tylko sie z tobą kochać, Maritzo. - zaśmiał się i przejeżdżając palcem po koronce mojego stanika wpił się w moje uśmiechnięte usta, a następnie pozbył się mojej bielizny, kiedy ja zajęłam się jego ubiorem. 
Tej nocy sprawił, że czułam się najgorzej, a zarazem najlepiej w całym moim życiu. 
Zdecydowanie się pogubiłam.... 

_____________
*wymyslilam imię i nazwisko, bo nie chciało mi się szukać xd 
** to samo co wyżej 
Okay, nie wiem jak takie spotkania wyglądają, wiec to tylko wytwór mojej wyobraźni xd pewnie każdy z was już się domyślił jaki był cel spotkania, no ale nasza Mari jeszcze nie, ale trzeba jej to wybaczyć, bo ona zdecydowanie nie ma pojęcia o piłce ;D 
Zaskoczeni końcówką? Gerard wiele dzisiaj wyznał, mówi prawdę czy może jednak nie? hmmmmm 
do następnego!!

4 komentarze:

  1. Oh my God! Geri w końcu wyznał jej prawdę! Aaa! Normalnie zaraz się posikam z tej radości XD On jest tu taki męski i cudowny... *.* Mówiłam już kiedyś, że kocham Twojego Gerarda? Nie? To właśnie to mówię. No ubóstwiam go - mimo że potrafi być wielkim chamem. Też bym mu uległa, bez dwóch zdań, więc nie dziwię się, że Maritza się z tym ciachem przespała. :D
    Zdążyłam się już trochę stęsknić za Twoimi rozdziałami, wiesz? ;* Mam nadzieję, że kolejny pojawi się szybciej. <3
    A u mnie jutro nowy, więc jak będziesz miała ochotę, to zapraszam, kochana.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahha, ciesze się, że rozdział wywołał w tobie takie emocje ;D <3 tez go uwielbiam!
      a pojawil się szybciej, bo rozdział już jest ;D <3

      Usuń
  2. Zbieram szczękę z podłogi!
    Co tu się działo, proszę Państwa.. :D powiem Ci, że lepszego prezentu urodzinowego nie mogłaś mi sprawić tą końcówką. Ubóstwiam Cię!
    Mam nadzieję, że teraz jakoś to będzie między nimi, że będą dla siebie dobrzy i nie spieprzą tego.
    Buziak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, odpowiadam dopiero teraz więc trochę już spóźnione, ale wszystkiego najlepszego, kochana! <3 także jestem ze stycznia, haha.
      Czy nie spieprzą? No zastanowię się... ;D

      Usuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡