poniedziałek, 12 grudnia 2016

009 You like me.

Staliśmy przez jakiś czas patrząc się na siebie. Nie wiedziałam czy kazał mi tam przyjść tylko po to żeby się popatrzyć, czy może jednak miał mi coś konkretnego do powiedzenia. Po paru sekundach zirytowana pokręciłam głową i złapałam za klamkę by wyjść, ale jego ręka ujęła stanowczo moją, przyciągając mnie do siebie. Zaskoczona pisnęłam cicho i znów staliśmy tak samo jak jeszcze chwilę temu, jednak teraz dystans między nami był zdecydowanie mniejszy.
- Przepraszam. - wychrypiał cicho, jednak szorstko, przez co lekko się wzdrygnęłam. Ton jego głosu zdecydowanie nie pasował do przeprosin. Zauważył moje lekkie zdenerwowanie, bo jego uścisk w sekundzie złagodniał, a twarz przybrała już inny, ten lepszy, wyraz - Przepraszam. - powtórzył spokojniej i wolniej. Czułam napięcie wiszące w powietrzu. Patrzyłam w błękitne oczy próbując wyczuć, czy robi to pod przymusem, lecz na marne, bo jak zawsze nic nie wyrażały. Wciąż nie wiedziałam jak to robi - Powiedz coś.
- Ale co? - zaśmiałam się ironicznie, ale na tyle cicho żeby nikt z zebranych w salonie nie usłyszał. Już i tak dziwnie wyglądało to, że wyszłam, a za mną po paru minutach Gerard. Już wyobrażałam sobie ich głupie docięcia w naszą stronę, a szczególnie moją - Nie wiem co chcesz żebym ci powiedziała. Jeśli przepraszasz mnie za to, że zrobiłeś ze mnie dziwkę przy swoim koledze, to spieprzaj, bo to było poniżej pasa, wiesz.
- A co miałem zrobić według ciebie? - znów stał się szorstki.
- No nie wiem - udawałam, że się zastanawiam, na co przewrócił oczami. - Powiedzieć prawdę? Cholera Gerard, ja tylko u ciebie spałam. U ciebie, nie z tobą. Widzisz różnicę? - uderzyłam go palcem wskazującym w klatkę piersiową, ale zapewne tego nie poczuł.
- Dobra, nieważne - jak gdyby nigdy nic postanowił zmienić temat - czemu się tak dziwnie uśmiechałaś?
Popatrzyłam na niego pytająco, nie rozumiejąc dlaczego chciał to wiedzieć. Widząc, że się nie odzywam, prychnął.
- Czyli Stiles miał racje. - zaśmiał się, ale nie widziałam w tym śmiechu ani krzty rozbawienia, a wręcz odwrotnie.
- To teraz będziesz mnie o wszystko wypytywał? Z tego co pamiętam, to ja nawet cie nie lubię. - założyłam ręce na siebie.
- Ach tak? Odniosłem wrażenie, że jest całkiem na odwrót - przerwał, by uśmiechnąć się, pokazując tym swoją wyższość nade mną. Schylił się lekko w dół, by być swoją twarzą na równi z moją, co równało się z tym, że w ekspresowym tempie pomniejszył odległość między nami do minimum. - Kiedy prawie się pocałowaliśmy - niemalże wyszeptał z tym swoim głupim uśmieszkiem - O, no popatrz, prawie jak teraz.
- Jesteś okropny. N-nie lubię cię - położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, żeby w jakiś sposób go odepchnąć i nie dość, że nie dało to nic, to o zgrozo, mogłam idealnie wyczuć pod dłońmi jego mięśnie.
- Lecisz na mnie.
- Nie lubię cię.
- Oh, Mari. No przyznaj, że na mnie lecisz - wreszcie mogłam zobaczyć rozbawienie malujące się w jego oczach. To wszystko go bawiło, a ja naprawdę pod wpływem jego głosu i ręki kręcącej kółeczka na moim przedramieniu, traciłam powoli zmysły.
- T-to raczej ty coś do mnie masz - starałam się mu jakoś odgryźć. - Słyszałam, że nie zapraszasz nikogo do domu, więc co robiłam w nim ja?
Patrzył na mnie długo, po czym nie wytrzymał i po prostu zaniósł się gardłowym śmiechem, a ja stałam tam tylko i patrzyłam na niego jak na debila, nie rozumiejąc jego reakcji.
- I powiedz mi jeszcze, że powiedziały ci to te twoje nowe przyjaciółeczki z ostatniej imprezy.
Kiedy się nie odezwałam, ten wybuchł jeszcze bardziej.
- Kto tam jest?! - usłyszeliśmy krzyk zza drzwi. Gerard w jednej chwili się uciszył, jednak dalej można było zauważyć ten jego ewidentnie sobie ze mnie drwiący uśmieszek. A ja nie dość, że zrobiłam się cała czerwona na twarzy ze złości, zażenowania to i jeszcze strachu. No bo co by sobie o nas pomyśleli? - Kurwa - ten jęk rozpoznałabym wszędzie. Był to nie kto inny jak Isaac.
- Co robimy? - wyszeptałam lekko zdenerwowana w stronę Gerarda.
Pique wzruszył tylko ramionami i zanim się zorientowałam otworzył drzwi.
- Japierdole, wypad połykać się gdzieś indziej, zaraz popuszczę - dosłownie wyrzucił nas ze środka, ekspresowo zamykając za sobą drzwi.
Spojrzałam zdezorientowana na piłkarza Manchesteru, jeszcze nie do końca wiedząc co właściwie się stało. On natomiast jak gdyby nigdy nic, odwrócił się nawet na mnie nie patrząc i poszedł dołączyć do reszty siedzącej w salonie, która żywo o czymś rozmawiała. Świadczyło to najprawdopodobniej o tym, że ten denny film wreszcie się skończył i jak Boga kocham, była to jedyna dobra rzecz tego dnia.
Przeklinając w myślach na cholerną bipolarność tego człowieka warknęłam zdenerwowana i poszłam w jego ślady.
Widząc sugestywnie poruszające się brwi Stilesa i Logana oraz sugerujący coś uśmiech Amber, uniosłam prawą rękę do góry wskazując na całą trójkę.
- A niech się tylko któryś odezwie, to nie ręczę za siebie i tą rękę.
Stiles synchronizując się razem z Loganem uniósł obie dłonie w geście obronnym, a Amber posłała mi spojrzenie typu "i tak się wszystkiego dowiem". Ignorując to usiadłam zrezygnowana na kanapie jęcząc z bezsilności.
Usłyszałam cichy chichot z lewej strony pokoju i wiedziałam, że należy on do Pique. Choćbym nie wiem jak się siliła na to by tego nie zrobić, to mimo wszystko uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
Po paru minutach wszedł do pokoju Isaac i wystarczyło spojrzeć na jego uśmiech, by każdy już wiedział, że zaraz powie coś głupiego.
- Stary, nie warto - odezwał się Logan nim tamten zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Właśnie, bo ona nie ręczy za siebie - wskazał na mnie Stiles - I tą rękę. - podniósł moją dłoń w górę, tak samo jak zrobiłam to ja jeszcze niedawno.
- Wole nie ryzykować - spojrzał na mnie udając przestraszonego, a każdy w pokoju zaniósł się donośnym śmiechem, nawet ja i Madeline, która od dłuższego czasu się nie odzywała.

____________________
Uwagaaa, dodałam rozdział na historia-o-niezwyklej-milosci.blogspot.com, także zapraszaam <3