Miałam iść do pracy, ale Melissa wyjechała do swojej siostry, więc nie chcąc zostawiać na mojej głowie dosłownie całej apteki postanowiła na ten tydzień ją zamknąć. Od jakiegoś czasu pracowałam mniej, niż miałam wolnego, ale ze względu na moją dość leniwą naturę nie ubolewałam nad tym. W końcu Gerard wciąż i tak przelewał na moje konto pieniądze za układ.
Tak więc od rana leżałam na łóżku nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. W mojej głowie co chwilę przewijały się obrazy minionych zdarzeń, a ja miałam już dość, że ciągle o tym myślałam. Liczyłam na telefon od Logana, który by mnie przeprosił przez co mnie też łatwiej byłoby to zrobić. Jednak Logan nie dzwonił, a ja cały czas byłam pogrążona w dość dziwnym stanie. Nie byłam smutna ani zraniona. Byłam bardziej załamana tym, że w ciągu kilku dni moje życie obróciło się w zupełnie innym kierunku, w którym nie potrafiłam podążać. W tamtą stronę zdecydowanie szło mi się lepiej.
Ubolewałam też nad tym, że kompletnie nie wiedziałam co mam zdobić z relacją między mną a Gerardem. Żyłam w niewiadomej, ponieważ kiedy ja wreszcie zrozumiałam co tak naprawdę do niego czuję, on postanowił zachowywać się, jakby nic wcześniej między nami się nie wydarzyło.
Może po prostu o to mu chodziło? Pomogłam mu z ojcem, który dzień wcześniej wyleciał już do domu ze względu na sprawy zawodowe, przespałam się z nim udowadniając, że ja także mam do niego słabość i wcale niczym nie różnie się od tych innych kobiet, z którymi spał, a kiedy przestałam być mu potrzebna postanowił mnie ignorować.
Czasami zastanawiałam się dlaczego byłam aż tak naiwna lub przynajmniej dlaczego stawałam się taka przy nim.
Chciałam po prostu przestać żyć w niewiedzy i normalnie z nim porozmawiać. Nie wiem czy był to impuls albo chwila odwagi, ale podniosłam się szybko z łóżka, pobiegłam do przedpokoju i zaczęłam zakładać buty jakbym bała się, że zaraz mi przejdzie i wrócę z powrotem zrezygnowana do pokoju.
Potrzebowałam prawdy i dosłownie gówno w tamtym momencie obchodziło mnie to czy Gerard miał ochotę mi ją wyjawić. Był mi ją winien już dawno.
Na dworze od rana panowała wielka ulewa, ale z nerwów nie pomyślałam o parasolce lub chociaż płaszczu z kapturem. Szłam więc w cienkiej, jesiennej kurtce, ponieważ tylko ta była na wierzchu i zwykłych sportowych butach, które przemokły na wylot w momencie, w którym weszłam w wielką kałużę. Pogoda panująca w Manchesterze była jedyną rzeczą, do której nigdy nie przywykłam i, której nigdy nie byłam w stanie w pełni zaakceptować. Będąc już przed drzwiami mieszkania Gerarda, chwilę przed zapukaniem owinęłam dłonie wokół swoich mokrych kosmyków włosów i mocno ściskając próbowałam usunąć z nich nadmiar wody. Zaraz po tym nacisnęłam na dzwonek i kilka razy uderzyłam w drewniane drzwi.
- Mari? - spytał zdziwiony, kiedy po chwili czekania wreszcie mi otworzył. - Co tu robisz?
Nie przywitałam się, a ominęłam jedynie piłkarza i ściągając po drodze nasiąknięte deszczówką buty ruszyłam do środka mieszkania.
Na szczęście Ben, jeszcze przed naszym wyjazdem do Londynu, zdążył się już wyprowadzić, dzięki czemu nie musiał być świadkiem naszej rozmowy.
Gerard pognał szybko za mną i złapał mnie za rękę, nim jeszcze weszłam do salonu, ale ja zdążyłam zobaczyć już coś, czego prawdopodobnie nie powinnam widzieć.
Na środku pokoju rozłożone były trzy dużej wielkości walizki, a tylko jedna z nich była jeszcze nie do końca zapełniona, podczas gdy pozostałe posiadały praktycznie całą zawartość szafy Gerarda. Wokół nich leżała jeszcze sterta innych ubrań, które chciał prawdopodobnie zapakować do dużych siatek, leżących obok.
Odwróciłam na niego swój wzrok, a kiedy zastałam jego zmartwioną minę widziałam, że napewno coś jest nie tak.
- Robisz porządki? - palnęłam głupio, z nadzieją, że to wcale nie musi być tak, jak pomyślałam sobie na początku widząc walizki w jego salonie.
Gerard jednak postanowił milczeć, a następnie spuścić wzrok na swoje stopy, by uniknąć ze mną jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.
Prychnęłam na jego reakcję i wyrwałam dłoń z uścisku chłopaka, a następnie weszłam w głąb mieszkania. Tym razem już mnie nie zatrzymywał. Rozejrzałam się powoli, dopiero teraz widząc, że jeszcze do niedawna zapełnione różnymi drobiazgami półki teraz świeciły pustkami. Mogłabym pomyśleć, że coś mi się przewidziało i tak naprawdę nigdy ich tam nie było, ale ślady, które zostawiły po sobie w kurzu utwierdziły mnie w tym, że jednak nie zwariowałam. Na stoliku zamiast drobnego bukietu sztucznych kwiatów, które kiedyś mu dałam, by było przytulniej znajdował się teraz mały kartonik, który po chwili chwyciłam w dłoń.
- Naprawdę wyjeżdzasz. - zaśmiałam się gorzko, próbując udawać, że wcale nie mam ochoty wybuchnąć płaczem.
- Mari... - zaczął, podchodząc bliżej, ale kiedy się odsunęłam on urwał swoją wypowiedź.
Pewnie nawet nie wiedział co ma do powiedzenia.
- Wytłumaczysz mi to jakoś? Chyba mam jakiekolwiek pieprzone prawo na jakiekolwiek pieprzone wyjaśnienia?!
- To spotkanie w Londynie, było na temat mojego transferu, Mari. - powiedział powolnie, a ja zmarszczyłam brwi. - Zmieniam klub, więc się... wyprowadzam.
Jego zdanie tępo obiło się o moje uszy, tworząc niewyraźny szum składający się jedynie ze słowa „wyprowadzam”. Nawet nie zauważyłam, kiedy bicie mojego serca znacznie przyspieszyło, a w oczach powoli zaczęły zbierać mi się łzy. Oczywiście nie chciałam, by widział, dlatego przechyliłam lekko głowę w drugą stronę dyskretnie je przecierając. Prawdopodobnie i tak to widział, ale to nie było ważne.
- Jasne. - ponownie się zaśmiałam, lekko pociągając nosem. - Jak mogłam się nie domyśleć. Byłam taka głupia. - wybuchłam śmiechem, sprawiając, że Gerard patrzył na mnie ze zdziwieniem nie do końca rozumiejąc mojej reakcji, która była tylko i wyłącznie samoobroną. - Chciałeś mi w ogóle powiedzieć, czy może zadzwoniłbyś już po przylocie na miejsce z pozdrowieniami z... - zerknęłam na bilet, by zobaczyć nazwę miejscowości. - Saragossy?
- Miałem ci powiedzieć. - szepnął zmieszany, a ja przetarłam kilka razy oczy, ponieważ nie mogłam już panować nad łzami.
Wreszcie zrozumiałam co tak naprawdę do niego czuje, a on postanowił uciec bez żadnego słowa.
- Jasne, że miałeś. - prychnęłam i rzucając na ziemie bilet, szybkim krokiem udałam się do przedpokoju.
W połowie drogi znów, tak jak przedtem, poczułam jego dłoń okalającą się wokół mojego nadgarstka, przez co zostałam pociągnięta w jego stronę.
- Czego jeszcze ode mnie, kurwa, chcesz?! -wrzasnęłam pogrążona płaczem. - Czego?!
Nie panując już nad swoimi reakcjami zaczęłam bez opamiętania uderzać zwiniętymi w pięść dłońmi w jego klatkę piersiową. On jakby niewzruszony pozwolił mi się wyżyć, dlatego po czasie odpuściłam już ze zmęczenia, a następnie przywarłam głową do jego piersi nadal nie przestając płakać. Gerard niepewnie przejechał dłonią po mojej głowie, a drugą po plecach.
- Przepraszam, naprawdę cholernie cię przepraszam. - wyszeptał w moje włosy. - To moja szansa. - dodał, kiedy wreszcie się od niego oderwałam.
- Tak, rozumiem. - szepnęłam, lekko się uspokajając.
I tak nie mielibyśmy razem szansy. Jeśli by mnie kochał, już dawno by mi powiedział lub zaproponowałby, abym pojechała razem z nim. Bałam się to sobie przyznać, ale nigdy nie znaczyłam dla niego tyle, ile on znaczył dla mnie.
- Pojedź gdzieś ze mną. - odezwał się po chwili. - Teraz.
- Co?
- Ten ostatni raz. - powiedział, a mnie pękło serce na świadomość, że naprawdę widzimy się ostatni raz.
Dlatego się zgodziłam.
***
Po półgodzinnej drodze autem znaleźliśmy się przed starą kamienicą, gdzieś na obrzeżach Manchesteru. Posłałam chłopakowi pytające spojrzenie, ale on jedynie kiwnął głową, abym wyszła i podążyła za nim. Nie miałam i tak żadnego wyjścia, dlatego zrobiłam tak, jak kazał. Kiedy weszliśmy do środka udaliśmy się na górę po lekko zniszczonych schodach, a później wchodząc po drabinie umieszczonej na samej górze, wspięliśmy się na dach.
- Wow. - westchnęłam, widząc jak ładnie widać było stąd krajobraz, nawet jeśli pogoda zostawiała naprawdę wiele do życzenia, ponieważ nadal nie przestało padać.
Usiedliśmy razem dokładnie na środku dachu i w milczeniu przypatrywaliśmy się budynkom przed nami.
- Może się jeszcze kiedyś przypadkiem spotkamy. - odparłam przerywając ciszę, kładąc głowę na jego ramieniu.
Zaczął bawić się moimi naprawdę długimi już włosami. Zrozumiałam, że dużo rzeczy zdążyło zmienić się odkąd pojawiłam się w Manchesterze. Przede wszystkim zmieniłam się ja.
- Jeśli chodzi ci o to twoje przeznaczenie, to wątpię. - puścił moje włosy i oparł się wygodnie o mur za nami, po czym położył swoją rękę na moje ramiona - Nie wierze w przeznaczenie.
- Dlaczego?
- Bo wiara jest zgubna, a przeznaczenie po prostu nie istnieje.
Nie odezwałam się, tylko rozmyślając nad tym co powiedział patrzyłam jak zahipnotyzowana na piękną panoramę Manchesteru. Jego spokojny oddech uderzał o mój policzek i w tamtym momencie nie miałam już wątpliwości, co do moich uczuć względem tego skomplikowanego Hiszpana.
- Nie jest zgubna, daje nam nadzieje, - zdecydowałam się powiedzieć po dłuższej przerwie.
- Kiedyś ludzie wierzyli w to, że ziemia jest płaska, teraz wszyscy się z tego śmieją - zaczął - Wierzą w Boga, ale czy istnieje naprawdę?
- I to jest właśnie to. Ta niepewność o realności tego w co wierzymy jest czymś, co pociąga to wszystko do przodu. Daje ci nadzieję i sprawia, że jeszcze bardziej chcesz się dowiedzieć czy to w co wierzysz to prawda. Wiara tak jakby nadaje sens życiu, bo to nią się kierujemy. To taka nieodzowna część naszego życia, której się z niego nie pozbędziemy.
Znów zapanowała między nami cisza. Po krótkim czasie między spokojnym szumem aut usłyszałam jak Gerard przeklina coś pod nosem.
- Jeśli chodzi ci o to twoje przeznaczenie, to wątpię. - puścił moje włosy i oparł się wygodnie o mur za nami, po czym położył swoją rękę na moje ramiona - Nie wierze w przeznaczenie.
- Dlaczego?
- Bo wiara jest zgubna, a przeznaczenie po prostu nie istnieje.
Nie odezwałam się, tylko rozmyślając nad tym co powiedział patrzyłam jak zahipnotyzowana na piękną panoramę Manchesteru. Jego spokojny oddech uderzał o mój policzek i w tamtym momencie nie miałam już wątpliwości, co do moich uczuć względem tego skomplikowanego Hiszpana.
- Nie jest zgubna, daje nam nadzieje, - zdecydowałam się powiedzieć po dłuższej przerwie.
- Kiedyś ludzie wierzyli w to, że ziemia jest płaska, teraz wszyscy się z tego śmieją - zaczął - Wierzą w Boga, ale czy istnieje naprawdę?
- I to jest właśnie to. Ta niepewność o realności tego w co wierzymy jest czymś, co pociąga to wszystko do przodu. Daje ci nadzieję i sprawia, że jeszcze bardziej chcesz się dowiedzieć czy to w co wierzysz to prawda. Wiara tak jakby nadaje sens życiu, bo to nią się kierujemy. To taka nieodzowna część naszego życia, której się z niego nie pozbędziemy.
Znów zapanowała między nami cisza. Po krótkim czasie między spokojnym szumem aut usłyszałam jak Gerard przeklina coś pod nosem.
Obrócił się gwałtownie w moją stronę łącząc swoje usta z moimi, a ja nie opierając się za bardzo, po prostu się mu oddałam. Pocałunek był delikatny i czuły, przypominał mi ten z Londynu, o którym często zdarzało mi się myśleć . Gerard oddawał w niego wszystkie swoje emocje, które przez tyle czasu chciał kryć. Starałam się czerpać z niego jak najwięcej. Rozkoszować się delikatnymi ustami Pique, które idealnie pasowały do moich, smakiem papierosów wymieszanych z miętą, który stał się już jego wizytówką i po prostu jego obecnością.
Nie chciałam zbędnych słów, które mogłyby zabrać mi choć na chwilę bliskość piłkarza. Potrzebowałam jej na zapas. Wiedziałam, że już pewnie nigdy nie usłyszę jego głupich tekstów, nie zobaczę tego wkurwiającego uśmieszku, nie dotknę jego wiecznie idealnych włosów czy wyrzeźbionej klatki piersiowej.
Że prostu nigdy nie zobaczę już jego - Gerarda Pique, którego nienawidziłam i za razem kochałam całym sercem, mimo, że nie taka była umowa.
Gdy wreszcie się od siebie oderwaliśmy, znów umiejscowiłam swoją głowę na jego barku, a on swoją rękę na moich plecach, lekko je gładząc.
- Jestem w tobie tak cholernie zakochana, że nie daje sobie już z tym rady. - wyszeptałam, a on nadal siedział w bezruchu delikatnie masując mój kark, jakby w ogóle mnie nie słyszał.
A to dlatego, że nigdy nie wypowiedziałam tych słów na głos.
Kuźwa, znowu ryczę.. Jak Ty to robisz? :o Geri wyjeżdża... Wiedziałam, że to zrobisz, ale miałam nadzieję, że wcześniej coś jej powie. Sama nie wiem - może przyzna, że coś do niej czuje? Ugh. Czekam na next, kochana <3
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wszystko stracone, może wreszcie weźmie się w garść i to zrobi, hmm...
UsuńOch, oby! Czekam na next, kochana - przydałby się jakiś miły przegrywanie w przygotowaniu do sesji ;*
UsuńNieeeee..
OdpowiedzUsuńNiech się Gercio ogarnie i zaproponuje jej przeprowadzce czy coś.. Tak być nie może!
Mam nadzieję, że nie złamiesz mi serca i ostatecznie będą razem.
Buźka! ;*
Nic obiecać nie mogę!
Usuń