czwartek, 21 czerwca 2018

c02r11 Who’s pregnant?

Nasz wyjazd oraz pobyt moich przyjaciół z Manchesteru w Barcelonie minął naprawdę szybko, ponieważ ani się nie obejrzałam, a wszystko powróciło do normalności. Przez to, że miałam ich tak blisko przez ten krótki czas, poczułam wielką pustkę w momencie, w których żegnałam się z wszystkimi na lotnisku. Wiedziałam, że wkrótce do tego dojdzie, a mimo to miałam wrażenie, że przy tym rozstaniu miałam jeszcze większą trudność niż pięć lat temu na lotnisku w Manchesterze.
Gerard po tym co stało się w hotelu i na plaży zaczął mnie kompletnie ignorować, co dało mi potwierdzenie, że było to jednym, wielkim, pieprzonym błędem, który kompletnie nie powinien mieć miejsca. Dopiero w domu dotarło do mnie to, jak wielką idiotką się przy nim stawałam. Moje wyrzuty sumienia powiększyły się jeszcze trzykrotnie, co spowodowało, że zaczęłam spędzać coraz więcej czasu z Sergim, ponieważ przez Gerarda często go unikałam. Uznałam, że nie mogę zachowywać sie jak głupia, niezdecydowana nastolatka. I tak wyrządziłam już Sergiemu sporą krzywdę, a on nawet o tym nie wiedział. Lipiec był miesiącem naszego ślubu, ponieważ trzebabylo wreszcie zająć się takimi sprawami jak zaproszenia, dekoracje i oczywiście sukienka, którą miałam do wglądu następnego dnia, ponieważ ustaliliśmy jeszcze przed wyjazdem projekt. Nie wierzyłam, że do ślubu zostały już tylko trzy miesiące. To w jakiś sposób trafiło do mnie jeszcze bardziej, sprowadzając mnie na ziemię i odpychając od robienia głupich rzeczy. 
- No i nie wiem czy wybrać białe, czy kremowe. - jęknęłam, popijając kawę, a następnie biorąc gryza tosta.  
Sergi okrążył wysepkę kuchenną i znalazł się przy mnie przewracając swoimi oczami, a następnie złożył krótki pocałunek na moim policzku. 
- Przecież one są praktycznie takie same, kochanie. - jęknął, widząc projekty zaproszeń na tablecie. 
- Nie są. - fuknęłam. - Chyba będę musiała zadzwonić do mamy. 
- Nie! Ona jest równie zdecydowana w takich sprawach, co ty. - zaśmiał się i przejechał dłonią po moich włosach, widząc moją niezadowoloną minę. 
No, ale miał rację, bo ani ja, ani mama nie potrafiłyśmy podejmować dużych decyzji. 
- Okej, więc biorę białe. - powiedziałam i dokończyłam śniadanie. 
- Serio? 
- Ugh, nie wiem! - opadłam na blat, a Sergi zaniósł się gardłowym śmiechem i kręcąc głową złapał za mój talerz, a następnie umieścił go w zmywarce, za co mu oczywiście podziękowałam. 
Po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi, a ja wiedząc, że to Elena i Busi po prostu poczekałam aż wejdą sami. Sergi też nie fatygował się do drzwi, ponieważ powiedziałam mu wcześniej o naszych gościach. Jednak mimo to, żadne z nich nie weszło, a wciąż dobijało się do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, a następnie obydwaj skierowaliśmy się w stronę przedpokoju. 
- Wreszcie! 
Zamarłam widząc przed sobą matkę Sergiego. On również nie wyglądał jakby w jakikolwiek sposób spodziewał się swoich rodziców w naszym domu. 
- Dzień dobry! - uśmiechnęłam się, próbując sprawiać pozory zadowolonej z ich wizyty, mimo że w środku właśnie krzyczałam. - Co za niespodzianka. - mruknęłam, kiedy kobieta wyminęła mnie, zignorowała rękę, którą wystawiłam na powitanie, a następnie wpadła w objęcia mojego narzeczonego, zachwycając się tym jak męski jest. 
- Cześć, Mari. - usłyszałam, kiedy pojawił się przede mną ojciec Sergiego, który przytulił się do mnie i z uśmiechem przywitał. 
- Dzień dobry, panie Roberto. - tym razem mój uśmiech był szczery, ponieważ był on naprawdę równym gościem, czego nie można było powiedzieć o jego zadufanej żonie. 
- Anna będzie później, ponieważ wpadła do Eleny i Busquetsa. Och, Maritza nie przybrałaś trochę na wadzę? - stanęła na środku salonu i z lekką pogardą spojrzała na mnie, oglądając każdy kawałek mojego ciała, szukając czegoś, do czego mogłaby się przyczepić. 
Ona po prostu mnie nienawidziła. 
- Może jesteś w ciąży? Błagam, jeszcze nawet nie wzięliście ślubu! 
- Mamo, Maritza nie jest w ciąży. - westchnął spokojnie mój narzeczony, który wreszcie postanowił się odezwać. 
Byłam zła, ale i dość skrępowana zaistniałą sytuacją. Jej uwaga doprowadziła nawet do tego, że kiedy siedzieli już w salonie, a ja przygotowywałam kawę mimowolnie spojrzałam na mój brzuch i dotknęłam go, by sprawdzić czy nie jest zbyt wypukły. Może rzeczywiście powinnam zacząć się zdrowiej odżywiać i o siebie dbać, bo na ślubie będę wyglądać jakbym faktycznie spodziewała się dziecka. 
Mama Sergiego tak naprawdę nigdy za mną nie przepadała, ponieważ już pierwszego dnia, gdy się poznałyśmy kierowała w moją stronę masę niemiłych uwag, nawet nie patrząc na to, że mogą mnie urazić. Najgorzej było kilka miesięcy temu, kiedy wspólnie oznajmiliśmy, że postanawiamy się pobrać. Dosłownie oszalała i nie z radości, czyli tak, jak zrobiła by to każda inna matka, a z rozpaczy i zdenerwowania. Za to Josep, czyli jego tata, był zupełną jej przeciwnością. Zawsze śmiało ze mną rozmawiał, witał się we właściwy sposób i był szczerze zadowolony z faktu, że postanawiamy się pobrać. Naprawdę nie wiedziałam jak mógł w jakikolwiek sposób wytrzymać z nią jeden dzień, a co dopiero tyle lat. 
Nim zaniosłam filiżanki do salonu, jeszcze raz spojrzałam na swoje ciało i zadecydowałam, że naprawdę będe musiała dogadać się z Van, która była zafiksowana na punkcie siłowni i zdrowego trybu życia. 
- Więc kiedy oficjalnie zaczynacie treningi? - usłyszałam w momencie, w którym weszłam do pokoju i wcale nie byłam zdziwiona faktem, że rozmowa zeszła na tor piłki nożnej oraz FC Barcelony. 
- Cóż, oficjalnie powinienem szesnastego lipca, ale trener przedłużył mi i paru osobom wolne, więc wracam pod koniec miesiąca. 
- Z jakiej racji aż tyle wolnego? Kochanie, musisz ćwiczyć przed nowym sezonem. - wtrąciła się Maria, a mnie mimowolnie podniosło się ciśnienie na jej głos. 
- Z racji ślubu, mamo. - sprostował. - Swoją drogą, nie miejcie mi za złe, ale skąd ta wizyta? 
- Nie możemy odwiedzić syna? - spytała żartobliwie, a ja ukradkiem spojrzałam na minę Josepa, który chyba nie był zadowolony. - No dobrze, chcemy wam pomóc przy ślubie! 
- Ty chcesz, ponieważ ja mówiłem ci milion razy, że są dorośli i zdecydowanie poradzą sobie sami. - burknął tata Sergiego, a ja dosłownie współczułam mu tego, co musiał przeżywać z tą kobietą. 
Chciała być wszędzie, mieć nad wszystkim kontrole i sprawić, że każdy będzie wykonywał tylko te czynności, które wydają się jej być odpowiednie. Dlatego właśnie ani razu nie fatygowaliśmy się, by prosić ją o radę, bo nawet jeśli poprosilibyśmy o nią tylko pana Roberto, to ona i tak musiałaby dołożyć swoje trzy grosze. Kobieta niezbyt przejęła się zarzutem męża, ponieważ kiedy nastała cisza, ona schyliła się do wielkiej siatki, którą przez cały czas trzymała blisko siebie i zaczęła wyciągać z niej różne kartki. 
- Tu są projekty zaproszeń, tutaj kopert. - zaczęła wyciągać wszystko na stół, robiąc przy tym spory bałagan. - Gdzieś w siatce mam jeden z suknią dla... o! Mam, proszę, to jest projekt sukni dla druhn, a tutaj bukietów! 
Z dumą patrzyła na porozrzucane sterty papieru, a ja z szokiem w oczach patrzyłam to na nią, to na stolik i Sergiego, który również nie widział co powiedzieć. 
- Mamo, myślę... - westchnął Sergi, nie wiedząc jak powiedzieć to najdelikatniej, by nie obraziła się w sposób, który jest już po prostu ikoniczny, jeśli chodzi o nią. - Myślę, że takie rzeczy powinnismy załatwiać my, a w szczególności Mari. 
- Przykro mi synu, ale twoja dziewczyna nie ma gustu, więc musiał zająć się tym ktoś, kto się na tym zna.
- Mamo, po pierwsze Maritza jest moją narzeczoną, a nie dziewczyną, po drugie dlaczego cały czas jesteś w stosunku do niej taka niemiła? - uniósł lekko głos, co bardzo mnie zaskoczyło, ponieważ nigdy do końca nie zdecydował się mówić do niej aż tak głośno. 
- Nie unoś się. - ostrzegła, a ja nie mogłam uwierzyć, że wywiązała się między nimi taka rozmowa. 
Dosłownie za każdym razem, kiedy wymiana zdań między Sergim a jego mamą zaczynała przybierać postać bardziej delikatnej kłótni, to mój narzeczony po prostu odpuszczał i pozwalał jej wygrać. Każdy z nas wiedział, że po prostu nie warto czekać, aż przerodzi się to w coś poważniejszego, ponieważ wtedy może być za późno, a jej złość będzie przypominać tą, kiedy dowidziała się o ślubie. Nikt nie chciał powtórki z tamtego dnia.  
- W końcu ktoś musi, bo nie rozumiesz, kiedy ktoś mówi do ciebie w normalny sposób. Kocham Mari, jest moją narzczoną, za trzy miesiące stanie się żoną, a ty musisz wreszcie zaakceptować to, że jestem dorosły i potrafię sam podejmować decyzje. Całe życie wszystko robiłaś za mnie, więc pozwól mi chociaż raz zrobić coś po swojemu, szczególnie, że to jest n a s z ślub! A jeśli nie będziesz potrafiła tego zaakceptować, to nie wiem czy chce widzieć cię w ten dzień, który powinien być dla mnie szczęśliwy, a nie stresujący tylko dlatego, że będziesz tam ty, próbująca sprowadzić wszystko na swoje! 
Po wybuchu Sergiego, którego nie spodziewał się chyba nikt, nastała przeszywającą cisza. Josep z podziwem przyglądał się synowi, prawdopodobnie nie wierząc, że wreszcie po tylu latach zdał się na to, by postawić się własnej matce. Maria spuściła wzrok i przypuszczam, że był to pierwszy raz, kiedy ktoś właśnie w taki sposób spróbował się jej sprzeciwić, a ja obserwowałam wszystkich nie do końca wiedząc jak powinnam się zachować w właśnie takiej sytuacji. W lekkim stresie złapałam za filiżankę i upiłam łyk herbaty, a następnie przeniosłam wzrok na Sergiego, słysząc jak podnosi się z kanapy i wychodzi z mieszkania. Nie próbowałam go nawet zatrzymać, bo widziałam, że jest teraz bardzo zły. Jedynie Maria krzyknęła za nim, w momencie, w którym otworzył drzwi, ale nie wiele jej to dało, a Josep upomniał ją, by tego nie robiła i zostawiła go w spokoju, bo musi ochłonąć. Przynajmniej on jedyny w ich małżeństwie myślał w miarę przejrzyście. 
- Więc... - odezwałam się, a wzrok każdego z nich przeszywająco spoczął na mnie.
Josepa w zaciekawieniu, a Marii złości, bo prawdopobnie o wszystko teraz zacznie oskarżać mnie. 
- Może chcecie coś zje...
- Heeeeeeej, gdzie jest moja ulubiona połówka pary składającej się z Mari i Sergiego!? - po całym mieszkaniu rozległ się głos Busquetsa, który wesoło wparował do salonu, a jego optymizm spadł przynajmniej o połowę w momencie, w którym zobaczył jakich mamy gości. - Dzień dobry, państwo Roberto. 
W tym samym czasie małżeństwo podniosło się, jakby na zawołanie, a ojciec Sergiego poinformował, że nie będą już zawracać nam głowy i lepiej jak pójdą. Mogłabym być kulturalna i oczywiście zaprzeczyć, mówiąc, że wcale nie przeszkadzali, ale wtedy po prostu bym skłamała, a naprawdę chciałam żeby już wyszli.  
- Anna nie jest z wami? - spytała się Eleny Maria, odzywając się po raz pierwszy od czasu kłótni. 
- Nie, była, ale akurat jak przyjechaliśmy, to wychodził dość zdenerwowany Sergi, więc poszła z nim. 
- Powinnam do nich zadzwonić. - powiedziała i szybko chwyciła za torebkę, wyciągając z niej telefon. 
- Nie, nigdzie nie dzwoń, kobieto. Myślę, że rodzeństwo może mieć chwile spokoju? - wtrącił się pan Josep i wyrwał urządzenie z ręki kobiety, a następnie szybko się pożegnali i wyszli. 
- Powinniśmy wiedzieć co się stało? - odwrócił się do mnie Busi, który zdążył już napełnić usta paluszkami, które stały na stoliku do kawy. 
- Cóż, to może być dla was ciekawe. 

                                          ****

Sergi wrócił do domu późnym wieczorem i chwilę porozmawialiśmy o wszystkim co zaszło, ale tak naprawdę skończyło się na tym, że znaleźliśmy się w łóżku. Następnego dnia pojechał z Busquetsem odebrać wreszcie nasze auto od mechanika, a ja udałam się z Van, Anną i kolejną Ann (która była siostrą Sergiego) do centrum miasta, by przymierzyć finalnie uszytą sukienkę. Na szczęście wcale się nie zawiodłam i pomimo tego, że bardzo się o to bałam, pasowała idealnie. Następnie pojechałyśmy załatwić dla mnie kurs prawa jazdy, ponieważ wiedziałam, że muszę wreszcie się za to zabrać. Wspomniałam też Vanessie o siłowni, bo nadal nie zmieniłam zdania co do mojej sylwetki. Może i mama Sergiego zachowywała się podle wobec mnie, ale uznałam, że miała racje. W ostatnim czasie zdecydowanie przybrałam na wadze, a kiedy powiedziałam o tym dziewczynom, uznały ze śmiechem, że może faktycznie jestem w ciąży. I nawet jeśli usłyszałam to w żartach, przez resztę czasu, który spędziłyśmy na kawie myślałam o naszym ostatnim razie z Sergim, który był bez zapezpieczenia. Faktycznie zdarzało się to dość często, ale byłam pewna, że w jakiś sposób był ostrożny. 
Około piętnastej byłam w domu, gdzie zastałam Sergiego wraz z Busim, Albą i Iniestą, którzy okupowali kanapę i zadowalali się powtórkami meczy. Dowiedziałam się, że wszyscy zostaliśmy zaproszeni na grila u Alby i Romarey. Miał się odbyć o siedemnastej, dlatego w momencie kiedy przyszłam Jordi właśnie zbierał się powoli do wyjścia, by pomóc swojej partnerce w przygotowaniach. Busi oznajmił, że raczej nie przyjdą, ponieważ Elena kończąc już swój szósty miesiąc ciąży zaczęła mieć naprawdę dokuczliwe bóle kręgosłupa i obrzęki. W dodatku pojawił się u niej chorobliwie wielki apetyt, dlatego zażartował, że mogłoby nic dla nas nie zostać. Słuchając o ciąży przyjaciółki poczułam jak coś delikatnie uciska mnie w żołądku. Nie wiedziałam czy poradziłabym sobie z tym wszystkim, jeśli faktycznie okazałoby się, że w moim brzuchu właśnie rozwija się nowe życie. Ten ciężar, skurcze, bóle wszelkiej maści, kompletnie nie czułam się na to gotowa, mimo że w przyszłości naprawdę chciałam mieć małego dzidziusia. Jednak nic nie było pewne, dlatego nie zamartwiałam się na zapas i postanowiłam po prostu zajść następnego dnia do apteki i kupić po raz pierwszy w życiu test ciążowy. Ucieszyłam się, ponieważ kiedy wszyscy już poszli Sergi poinformował mnie, że umówił się z kolegami właśnie na kolejny dzień, więc miałam pewność, że nie przyłapie mnie i nie pomyśli, że rzeczywiście jestem w ciąży. Nie wiedziałam jak mógłby zareagować. Nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy o takich sprawach jak dzieci, dlatego nie wiedziałam nawet czy kiedykolwiek jakieś by chciał. 
Kilka minut po siedemnastej znaleźliśmy się na posiadłości Alby. Sergi poszedł na taras, gdzie siedziała męska część gości, z kilkoma wyjątkami, a ja dotrzymałam towarzystwa Romarey, która szykowała jedzenie na gril. Reszta partnerek siedziała w salonie i plotkowała, przygotowując przy tym talerzyki i inne tego typu rzeczy. 
- Więc, masz dwadzieścia pięć lat, prawda? - spytałam, siadając na krzesełku i przyłapując się na tym, że złapałam za kawałek ogórka, który zaczęłam jeść. 
- Mam, a co? - zaśmiała się i przesypała pokrojone warzywa do miski. - Mogłabyś podać mi większą? Jest tutaj w górnej półce. 
- Jasne. - wstałam po ową rzecz i próbowałam kontynuować temat. - Nie macie dzieci z Jordim, bo uważacie, że jesteście za młodzi czy na przykład dlatego, że on nie chce? Proszę. - dodałam, kiedy podałam kobiecie miskę. 
- Cóż, raczej nie dlatego, że jesteśmy za młodzi. Tak naprawdę jeszcze nie rozmawialiśmy o tym. Dlaczego pytasz? 
- Nieważne. Znasz dobrze Sergiego? - spytałam ponownie i poprawiłam się na krzesełku, delikatnie się kręcąc. 
- Trochę tak, poznałam się z Jordim kiedy miałam osiemnaście lat, więc już od tamtej pory znam Roberto. 
- Chciałby dzieci? 
- Nie wiem, dlaczego pytasz? Jesteś w ciąży?! - zasłoniła usta dłońmi, powstrzymując się od pisku, a ja podskoczyłam zaczynajac ją uciszać. 
- Nie krzycz tak, proszę, bo usłyszy. - jęknęłam. 
- Więc jesteś? - uśmiechnęła się szeroko, a jej oczy błyszczały ze szczęścia. 
Gdybym była, to Romarey cieszyła by się z tego faktu sto razy bardziej, niż ja sama.  
- Nie, nie jestem. Znaczy... jeszcze nie wiem. 
- Robiłaś test? 
- Miałam zamiar kupić i zrobić go jutro, ale trochę się stresuje. Nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach, do tego nie czuje się jeszcze na tyle odpowiedzialna, by je w ogóle mieć. 
- Myśle, że to przychodzi samo. Wiesz, te wszystkie rodzicielskie rzeczy. Czujesz to dopiero, kiedy się urodzi albo jak zobaczysz je na USG. W sumie, to nie miałam dzieci, więc się nie znam, ale znam sporo mamusiek. - zaśmiała się, spoglądając na wszystkie partnerki, które posiadały dzieci i siedziały w salonie. 
- Dzięki, ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie jestem w ciąży. - zaśmiałam się nerwowo i złapałam za kolejnego ogórka. 
- Kto jest w ciąży? - usłyszałam za plecami głos Sergiego i o mało nie zakrztusiłam się warzywem, które właśnie miałam zamiar połknąć. 
Dziękowałam wtedy Bogu, że wszedł dopiero pod koniec naszej rozmowy. 
- Rozmawiamy o Elenie. Szkoda, że jej z nami nie ma. - wybrnęła Romarey, zauważając, że nie potrafię wydusić z siebie żadnego słowa. 
- Fakt. - przytaknął. - Chodźcie, bo zaraz wchodźmy do basenu. - uśmiechnął się i złożył krótki pocałunek na moich ustach, a potem pociągnął mnie w stronę wyjścia na taras. 

_____
hej po długiej przerwie! przepraszam, ze ostatnio nie było mnie u was (byłam, czytałam, ale po prostu nie komentowałam), ale miałam lekkie zawalenie związane z końcem roku, dlatego nie było też żadnego rozdziału. obiecuje, ze będę już na bieżąco jeśli chodzi o komentowanie oraz postaram się nadrobić to, co obiecałam, że nadrobię, a jak zapomnę, to proszę się tu upominać! <3 
dzisiaj tak bez Gerarda, ale myśle, ze dość ciekawie i jestem po prostu cieeeeekawa waszych odczuć ;D <3 
do następnego ❤️

3 komentarze:

  1. Po pierwsze po przeczytaniu tytułu o mało nie dostałam zawału, hahaha!
    Wiem, że dla Mari matka Sergiego jest okropna, ale mnie wyjątkowo rozbawiła swoim zachowaniem. 😁 już sobie wyobrażam jakby zareagowała na wieść o dość bliskiej ostatnimi czasy relacji Mari i Gerarda XD
    Sergi mi zaimponował swoim zachowaniem i zarazem zdziwił, ponieważ nie mogę go sobie wyobrazić w takiej sytuacji, to takie grzeczne chłopaczysko. 😂
    Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział, w którym zapewne dowiemy się czy Mari jest w ciąży czy nie.
    Ściskam mocno, kochana. 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale że jaka ciąża?! :o Nie strasz mnie, kobieto! Mama Sergiego to podła baba. Mogła już sobie oszczędzić te komentarze na temat gustu Mari... Czekam na więcej mojego Gerarda :D
    Buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń

  3. Ciąża? Jaka ciąża? Co tu się w ogóle odjaniepawliło? Ja nawet nie chcę słyszeć o żadnej ciąży!
    Sergio jest taki kochany, że naprawdę mi go szkoda, ale... Ale mimo wszystko jak dla mnie wygrywa Gerard. Przeczytałam sobie jakiś czas temu wszystkie rozdziały od nowa wraz z pierwszą częścią, co dało mi do myślenia. Przypomniałam sobie ich przeszłość, przez co jeszcze bardziej upewniłam się w tym, że Gerard i Mari powinni być razem. Łączy ich naprawdę barwna przeszłość i chciałabym, żeby powstała również wspólna teraźniejszość i przyszłość. Ciąża mogłaby w tym nieźle namieszać...
    Chociaż to co teraz Geri znowu wyprawia, bardzo mi się nie podoba. Tak się za nią uganiał, a teraz co? Unika jej? Niech ja go tylko złapię w swoje ręce, to go za coś takiego prześwięcę. Zostaw tę swoją dziunię i bierz się w końcu za Mari, Pique!
    Swoją drogą... Brakowało mi w tym rozdziale Gerarda. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie go więcej, bo już się za nim stęskniłam. A Ramosem to ja się chętnie sama zajmę 😊
    Matka Sergiego... Ugh, co za baba! Mogła sobie darować te teksty. Żałosna kobieta. Nie wiem, jak jej mąż z nią wytrzymuje.
    Hiszpania na pierwszym miejscu w grupie! Jej! :D <3
    Ja się przypominam, ja! Ktoś tu o mnie zapomniał. :(
    Błagam, wstawiaj kolejny rozdział jak najszybciej, bo już się nie mogę doczekać. Jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej i chcę poczytać o Gerardzie!
    Dużo weny życzę.
    Trzymaj się, kochana! ;*

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡