środa, 12 kwietnia 2017

012 Nice to see you too, Pique.

Złapałam za kurtkę, która jakimś sposobem leżała na ziemi i powoli zaczęłam ją ubierać. Rozglądałam się dookoła zastanawiając się czy czasem o czymś nie zapomniałam. Stwierdzając, ze mam już wszystko krzyknęłam tylko Isaacowi, ze wychodzę do pracy i chwile później schodziłam już po schodach w stronę drzwi od klatki. Stwierdziłam, ze tym razem chciałabym się przejść, jednak nie wynikało to z faktu, ze zaczęłam dbać o swoje zdrowie, po prostu nienawidziłam komunikacji miejskiej. Po ostatnim incydencie jeszcze bardziej, kiedy przecier gruszkowo- jabłkowy małego dziecka wylądował na mojej nowiutkiej bluzce. Musiałam wtedy jechać na ulice, gdzie pracuje i później w śmierdzącej koszulce czekać aż nastepny autobus przyjedzie i będę mogła wrócić do domu, by ją zmienić. Nie chciałam tym razem narażać się na taką sytuacje lub jeszcze gorszą, o ile było coś gorszego od wymiocin rocznego dziecka na nowym ciuchu. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem, kiedy weszłam do parku. Nie miałam blisko do pracy, ale wyszłam w takim momencie, by móc pozwolić sobie na wolniejszy krok. Przymknęłam oczy starając się ignorować krzyczące w tle dzieci, rozkoszując się cichym śpiewem kilku ptaków. Zapomniałam się całkowicie i oczywiście wpadłam na osobę idąca z naprzeciwka.
- Marzysz już o naszym ślubie czy szukasz rozbitego nosa? 
- Ciebie tez miło widzieć, Pique. - uśmiechnęłam się ironicznie do wysokiego obrońcy Manchesteru United.  - Muszę iść, spieszę się do pracy. 
Złapał mnie za nadgarstek, kiedy chciałam go wyminąć i obrócił mnie w swoją stronę. 
- Nadal pracujesz u mojej ciotki? 
- Tak, bardzo miła z niej kobieta. Pewnie nie wiesz, skoro ostatni raz widziałeś ją pięć lat temu. - popatrzyłam na niego z wyrzutem. 
- Tobie nic do tego kiedy i czy w ogóle ją widziałem. - warknął. Widać bylo, ze się zdenerwował. Jego zmarszczki na czole lekko zaczęły drgać, co było już jego naturalnym odruchem w takich sytuacjach. Sama nie wiedziałam, kiedy zaczęłam zwracać uwagę na takie szczegóły. 
- Przepraszam, ale naprawdę muszę już...
- Podwieźć cię? - wszedł mi w słowo. 
- Co? 
Patrzyłam na niego lekko zdziwiona. 
- Pytam czy cię podwieźć. - powtórzył, w tym samym czasie zwinnie przewracajac swoimi niebieskimi oczami, w których już pare razy zdażyło mi się utonąć. 
- T- tak, znaczy... Jeśli to nie problem? 
- Gdyby to był problem, nie spytałbym. - westchnął. - Swoją drogą wypadało by zawieźć swoją narzeczoną do pracy, nie? - mrugnął do mnie, zmieniając kompletnie wyraz twarzy. Uśmiechnął się, ale tym razem jakoś inaczej. Był to szczery, niekontrolowany uśmiech. Zwyczajny. Bez podtekstów, bez próby zdenerwowania mnie. Po prostu uśmiech, którym mógłby zabijać. Przestałam nawet zwracać uwagę na to, ze jego oczy tego nie robiły, po prostu skupiałam się na tamtym przyjaznym geście z jego strony. Wiedziałam, ze muszę się nim nacieszyć, bo przeczuwałam, ze szybko tego znów nie doświadczę. Odwzajemniłam go, ignorując wzmiankę o naszym "narzeczeństwie". 
Jego auto było zaparkowane niedaleko nas, przy świeżo otwartej kawiarnii. Gerard zaproponował, byśmy wstąpili do niej na chwilę, widząc jak powstrzymuje ziewiniecie, kiedy wsiadałam do pojazdu. Odmówiłam, ponieważ nie czułam się jeszcze na tyle dobrze w jego towarzystwie, żeby jak gdyby nigdy nic wypić sobie z nim kawę i trochę poplotkować. Obruszył się tym, ale starał się mi tego nie okazywać. Nie widziałam czy zachowywał się tak, ponieważ coś się w nim w końcu zmieniło, czy bał się, że zrezygnuję z udawania jego narzeczonej, co było bardziej prawdopodobne. Mimo wszystko próbowałam nacieszyć się tym dobrym Gerardem, którego lubiłam. Kiedy ruszyliśmy, zapanowała między nami cisza. W moim odczuciu nie była krępująca, jednak Pique postanowił ją przerwać. Włączył radio, a po chwili usłyszeliśmy głos prezentera jednej z moich ulubionych stacji, który życzył nam miłego dnia i przyjemnego słuchania. 
- Puść głośniej! - krzyknęłam podekscytowana, kiedy w cichej melodii rozpoznałam "You're Beautiful". 
- Nie będziemy tego słuchać, ta piosenka jest do dupy. 
- Tak, będziemy i nie, nie jest do dupy. - złapałam za regulator głośności i dałam na siedemnaście - Jest piękna. 
Gerard jedynie westchnął i postanowił pozostawić to bez jakiegokolwiek komentarza, co było mi na rękę. Wystukiwałam palcem jej rytm w prawę udo, a momentami podśpiewywałam cicho niektóre fragmenty. Czułam, że piłkarz co chwile odwracał wzrok w moją stronę, nie skupiając się w pełni na drodze. 
- Może odegraj scenę z teledysku*, co? - zaproponował, a ja pokręciłam niedowierzając głową. 
- Nie będę się przed tobą rozbierać, co to, to nie. 
- Aha, czyli jesteś zdania, ze seks po ślubie? Gorzej trafić nie mogłem. - udawał, że jest bardzo zawiedziony tym faktem. Westchnęłam i uderzyłam go lekko w ramie. 
Po paru minutach Gerard zatrzymał się przed dobrze znaną mi apteką. Rozpięłam swój pas i zerkając ukradkiem na piłkarza wydusiłam ciche "dziękuje", po czym otworzyłam drzwi auta. Nie zdążyłam postawić nogi na asfalcie, kiedy jego duża ręka owinęła się wokół mojej, która swoją drogą wyglądała przy niej bardzo marnie. Pociągnął mnie w swoją stronę i nawet nie zdążyłam zareagować, kiedy leżałam na jego klatce piersiowej. Prawdopodobnie pobrudziłam mu butami białą tapicerkę, ale w tamtym momencie ani ja, ani on nie martwiliśmy się takimi błachostkami. 
Jego duże oczy, o których już wspominałam wpatrywały się głęboko w moje, a ja po raz kolejny się w nich zatopiłam. Mimo tej niedorzecznej pustki, coś się w nich kryło. Lekka iskierka, mało zauważalna, ale wiem, ze tam byla. Zabrałam szybko lewą rękę, kiedy zorientowałam się, ze leży ona niedaleko jego krocza. Poinformował mnie o tym Gerard cicho wciągając powietrze. Zmieszałam się i chciałam wstać, ale przytrzymał mnie. 
- Co ty robisz? - warknelam. 
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy co w tym momencie zrobiłaś. - popatrzył w dół, a ja niekontrolowanie również tam spojrzałam. 
- Jesteś niemożliwy. 
- Przyjadę po ciebie, o której kończysz? - zignorował moją wcześniejszą wypowiedź. 
- Po co? - uniosłam brwi - O szesnastej. - odpowiedziałam, kiedy Pique dał mi do zrozumienia, że nie odezwie się, dopóki mu nie odpowiem. 
- Świetnie, musimy poćwiczyć to i owo. - mrugnął do mnie. 
- To i owo? 
- Jesteś moją narzeczoną. Musimy coś o sobie wiedzieć, prawda? Za trzy tygodnie przylatuje tata, więc przydałoby się już zacząć. - wzruszył ramionami. 
- Okej, a teraz muszę już iść. Pa, Gerard. - spojrzałam na swoją rękę, by mnie puścił. 
- Pa, Mari. - szepnął mi na ucho i zbliżył swoje usta do skóry znajdującej się pod moją żuchwą. Wzdrygnęłam się lekko. Wyczuł to, bo nie ukrywał zadowolenia. - A teraz zejdź, bo tu dojdę. 
- O Boże. 

______________
*jakby ktoś nie wiedział, w teledysku do "You're Beautiful" James Blunt rozbierał się ;D 
Hejkaa, po trochę dłuższej przerwie, ale mam nadzieje, ze nie jesteście źli ;3 Liczę na komentarze, bo ostatnio mało was tu ;c Do następnego <3

2 komentarze:

  1. Kochanie, jak ja się cieszę, że dodałaś nowy rozdział! Aż zaczęłam piszczeć z radości! :D Och, genialnie to rozegrałaś. Kocham Twój sposób pisania i wprost nie mogę się doczekać kontynuacji, no jestem ciekawa tego, jak będzie zachowywał Piqué. ;p Także pisz mi szybciutko ten rozdział, a jutro wpadaj do mnie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że podoba ci się historia Gerarda i Maritzy! Nastepny rozdział jest już napisany i pojawi się jeszcze przed Wielkanocą ;3 jasne, ze wpadnę, nie ma innego wyjścia! <3

      Usuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡