poniedziałek, 5 lutego 2018

c02r03 Devil, not a woman.

- Teraz mnie słyszysz? - spytałam, zaraz po tym, gdy w ustawieniach laptopa zmieniłam intensywność mojego mikrofonu na sto procent.
- Idealnie. - ciemnowłosa uśmiechnęła się do kamerki i wzięła łyk soku. 
Najczęściej jak było to możliwe, starałam się rozmawiać przez internetowe komunikatory lub telefon z moimi przyjaciółmi, którzy wciąż mieszkali w Manchesterze. Po zdarzeniach z ostatniej imprezy powitalnej ze względu na to, że nie miałam komu się wygadać, zadzwoniłam do Jessie. 
- Czyli nie usłyszałaś nic z tego, co powiedziałam ci wcześniej, tak? - westchnęłam zrezygnowana, szykując się do ponowienia mojego wcześniejszego wywodu. 
- Nie wszystko, ale raczej wiem o co chodzi. Powiedz mi, naprawdę nie wiedziałaś, że przenosi się do FC Barcelony? - przekręciła głowę na bok, wpatrując się prawdopodobnie w kwadrat na jej monitorze z moją podobizną. 
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się, kiedy za moją przyjaciółką pojawiła się mała, zadowolona dziewczynka.
- Ciocia! - wykrzyknęła i podbiegła do laptopa, strasząc tym jej mamę, która nie miała pojęcia o obecności dziewczynki. 
Oczywiście zaśmiałam się głośno z zaistniałej sytuacji, a Jessie upomniała swoją córkę, aby więcej już tak nie robiła, bo kiedyś mogłoby się to skończyć jej zawałem. 
- Hej mała, powiedz mamie, że musicie do nas przyjechać, bo wujek Sergi baaaardzo za tobą tęskni! - powiedziałam, a mała podeszła bliżej ekranu. - Nawet czasem słyszę jak w nocy za tobą płacze. - dodałam, zasłaniając z jednej strony lekko usta udając tym szept, na co mała Isabel zrobiła smutną minę, a potem odwróciła się w stronę mamy. 
- Mamo. słyszysz? - pociągnęła ją za rękaw, a Jessie zaśmiała się głośno i podniosła malucha, usadawiajc ją sobie na kolanach. 
- Słyszę, ale z tego co pamietam, to w Barcelonie byliśmy pół roku temu, a ciocia z wujkiem przez te pięć lat ani razu nas nie odwiedzili. Manchester też się stęsknił. - zwróciła się do mnie, patrząc znacząco.  
- Czepiasz się. - przewróciłam oczami. 
- Wróciłem! - usłyszałam trzask, a po chwili za dziewczynami pojawił się cały mokry Isaac. - Mari! 
- Hej, dziennikarzu. Widzę, że pogoda wciąż tak samo piękna w tej Anglii. Tak jak zapamiętałam. - zaśmiałam się. 
- Dokładnie, to nie to co w tej całej Hiszpanii. - sarknął uśmiechając sie i przejął od Jessie ich córeczkę, czuło się z nią witając wywołując tym radosny śmiech dziecka.  
- Kiedy wreszcie się przeprowadzacie? - spytałam śmiejąc się, zwracając uwagę na kartony porozrzucane w pokoju, ponieważ po odstawieniu dziecka Isaac potknął się o jeden lądując przez to na ziemi. 
- Prawdopodobnie w następnym miesiącu. Jeśli ten tu. - spojrzała na chłopaka. - Zatrudni jakąś dobrą firmę, bo poprzednia przez dobre dwa miesiące stała w miejscu. 
- To nie jest moja wina! - oburzył się. - Ten gość, który dawał mi ich wizytówkę był bardzo przekonujący. Pokazywał mi nawet swój dom, który robili. 
- Is, skarbie. On też był z ich firmy. Zrobił cię w konia, przyznaj to wreszcie. 
- Nie. - stał przy swoim. - Zostawili po sobie naprawdę dużo zrobionego. 
- Jedyne co zostawili, to syf, który sprzątałam przez kilka dni. 
Zaśmiałam się z ich wymiany zdań, a mała Isabel próbując mnie naśladować również zaczęła głośno rechotać. 
- Może załatwicie sobie tą firmę i żeby nie niszczyć sobie nerwów zawitajcie na Półwysep Iberyjski? - zaproponowałam, poruszając zachęcająco brwiami, a Isaac pokiwał żwawo głową. 
- Nie. - w tym samym czasie odezwała się Jessie. 
- Och, no weź, kochanie! 
- Nie zostawię ich samych, po tym co odwalili tamci. Przecież rozwalą nam ten dom na drobny piach i już do końca życia będziemy cisnąć się w tym małym mieszkanku. - marudziła, a ja razem z Isaaciem przewróciłam oczami. 
- Isabel, chcesz przyjechać do wujka Roberto? - zagadnęłam małą, która dotąd siedziała cicho, zapewne nie rozumiejąc za wiele z wymiany zdań jej rodziców. 
- Tak! I do wujka Busiego! I cioci Eleny, prooooooosze! - skakała żwawo, wspinając się, za drobną pomocą Isaaca, na fotel stojący obok tego, na którym siedziała moja przyjaciółka. - Mamo, proszę. Zjem przecier i kaszę! - zrzekła się. 
- Słyszysz, mamo? - popatrzyłam na Jessie z uśmiechem, a ona wywróciła oczami. 
- Tylko jeśli wynajmiesz kogoś naprawdę dobrego. 
- Wszystko w twoich rękach, leniu. - zwróciłam się do chłopaka, a on ułożył swoją dłoń na klatce piersiowej w okolicy serca. 
- Możecie być tego pewnie, moje panie. Nie zawiodę! 

                                             ***

Tego samego dnia, zaraz po tym, gdy skończyłam rozmawiać z przyjaciółmi i ich uroczą córeczką ubrałam się w coś wygodnego i czekałam, aż do naszych drzwi zawita Elena z Anną, które miały pojechać ze mną na przymiarki. Van też by się z nami udała, ale skończyła z grypą żołądkową uświadamiając nas, że jeśli nie będziemy informować jej na bieżąco poprzez Snapchata, to mogę już nie zapraszać jej na ślub. Oczywiście potem powiedziała, że to żart i, i tak by przyszła, ale snapy mają być. Tym zająć się miała Anna, ponieważ to ona była jako tako obeznana w tej aplikacji, podczas gdy ja tylko oglądałam na niej różne relacje sławnych osób. Przeważnie Kim Kardashian, ale nieważne. 
Kiedy usłyszałam, jak na dole ktoś zamyka drzwi, a potem drepta zbliżając się do schodów spodziewałam się, że to nie dziewczyny, a mój narzeczony, który był na spotkaniu z kolegami. Chcieli w męskim gronie pożegnać tych, którzy wraz z następnym sezonem mieli reprezentować już inne barwy klubowe i w pełni to rozumiałam. Barcelona w tym okienku nie bardzo skupiła się na kupnie, a raczej na sprzedaży, co bardzo zezłościło Sergiego. Mnie jednak nie było to oceniać, ponieważ ani mnie to nie obchodziło, ani też za bardzo się na tym nie znałam, żeby chować uraz do kogokolwiek, kto się tym zajmował. 
Moje przypuszczenia potwierdziły się wraz z ujrzeniem mojego ukochanego, ale nie był sam, ponieważ zaraz za nim pojawił się Busquets, którego przywitałam ciepłym przytulasem. 
- Patrz jak mnie ominęła. - skomentował Sergi, udając poważnie zdziwionego i poruszonego tym co się stało. - Chyba powinienem znikać na trochę dłużej, to wtedy przynajmniej będę godnie witany. 
- Ani się waż. - zachichotałam i stając na palcach złożyłam na ustach katalończyka soczysty i delikatny pocałunek, który dość szybko odwzajemnił. 
- Ta, to ja idę do lodówki. - odezwał się Busi i w mgnieniu oka poszedł pałaszować nasze zapasy tak, jak zwykle miał w zwyczaju. 
Roberto zareagował głośnym śmiechem, ale ja zaś nie miałam szansy na to samo, ponieważ zdążył ponownie dobrać się do moich ust. 
- Okej, starczy, Romeo. - wyrwałam się chłopakowi i pstryknęłam w nos, kiedy nie słuchał i znów chciał mnie pocałować. - Pilnuj kolegę, bo nie będziesz miał nic na kolacje. 
- Jak to ja? - zdziwił się i poszedł za mną, ponieważ zeszłam na dół. - Nie jesz w domu? 
- Nie. Ide z dziewczynami na przymiarki, a potem robimy sobie kobiecy wieczór u Van, bo jest chora. - poinformowałam narzeczonego i złapałam go za dłoń, splatając razem nasze palce, kiedy byliśmy już w kuchni i przyglądaliśmy się jak nasz przyjaciel próbuje ciasteczek, które kiedyś tam kupiłamw galerii. 
Bałam się przez chwilę, że są już przeterminowane, ale nie zauważyłam na ustach Sergio jakiegokolwiek grymasu, dlatego prawdopodobnie wciąż były dobre. Lub po prostu miał stalowe kubki smakowe, a to było równie prawdopodobne co pierwsza wersja. 
- Busi, zostajesz na dłużej, bo Mari zmywa się gdzieś z twoją żonką i innymi. - zwrócił na siebie uwagę chłopaka, a ten wzruszył ramionami kiwając głową. 
- Mogę zostać. 
- To nie było pytanie. - zaśmiał się mój narzeczony i usiadł na krzesełku barowym, ciągnąc mnie za sobą przez co w rezultacie wylądowałam na jego kolanach. 
Jego ręka znalazła się na moim kolanie i delikatnie o nie pocierała na co szeroko się uśmiechnęłam, składając na policzku Roberto szybki pocałunek. 
- Zagramy w fifę, bo wczoraj nauczyłem się zajebistej sztuczki przy dośrodkowaniu, stary czegoś takiego w całej swojej karierze nie widziałeś. - zapewnił i włożył do zmywarki pusty talerzyk po ciasteczkach, a następnie strzepał okruchy z rąk, a później z blatu, oczywiście na ziemię. 
Zgromiłam go wzrokiem, ale on uśmiechnął się słodko i poczochrał mnie po głowie, a potem usiadł obok nas. 
Miałam już upomnieć chłopaka, ale przeszkodził mi w tym głośny dzwonek do drzwi. Podniosłam się szybko z nóg mojego mężczyzny i podążyłam za co chwilę powtarzającym się dźwiękiem, który był efektem zniecierpliwienia Eleny. Byłam pewna, że jej, bo zbyt dobrze ją znałam żeby się pomylić. 
- Ileż można, kochana. - odezwała się, tak jak myślałam, ciężarna kobieta. 
- Nie martw się, to jej hormony ciążowe. - pojawił się za mną Busi i ucałował niepocieszoną jego słowami żonę. - Wiesz, progesteron i tego typu tematy. - powiedział, a wszystkie trzy spojrzałyśmy na niego w ogromnym zdziwieniu, bo nawet ja nie miałam pojęcia o czymś takim, a co dopiero Busquets, którego tyle lat już znałam i w żadnym etapie znajomości nie pochwalił się tego typu wiedzą. 
- Nie patrzcie się tak. Niedziwne, że zna takie słowa, skoro już po pierwszej wizycie u lekarza kupił połowę wszystkich książek jakie tylko mieli o ciąży w księgarni. - sprostowała Elena, a ja cicho zachichotałam i wpuściłam wszystkich do środka. 
- Dzięki temu wiem jak cię nie wkurzać. - powiedział dumnie, kiedy każdy siedział już w salonie, a ja szukałam swoich kluczy, które po chwili były już w mojej torebce. 
- Masz dowód, że te pieniądze były wywalone w błoto.
- Chcesz mi powiedzieć, że cię wkurzam? - rozszerzył oczy w zdziwieniu, a Sergi nie mogąc już wytrzymać parsknął śmiechem na ich wymianę zdań. 
- Nie, pączusiu. - ścisnęła jego usta dłonią, przez co wyglądał teraz jak ryba, a kiedy je puściła złożyła na nich krótki pocałunek. - Ale lubię twoją minę w takich sytuacjach. - wzruszyła ramionami i głośno się zaśmiała. 
- Diablica, nie kobieta. - pokręcił głową, a ja poklepałam go po plecach i przybiłam dyskretnie piątkę z ciężarną. 
- Dobra. - odezwała się Anna. - Za pół godziny mamy być w salonie, a stąd na miejsce jest trochę drogi, więc jak teraz się nie ruszymy, to możemy się spóźnić. 
- Racja, szefie. - zasalutowałam i posłusznie ruszyłam za dziewczyną, a po mnie zrobiła to Elena. 
Oczywiście chłopcy poszli nas odprowadzić, prawdopodobnie nie mogąc doczekać się aż pójdziemy i będą mogli w spokoju rozpocząć już swój męski wieczór w towarzystwie Fify lub PES oraz piwa. 
Zeszłyśmy po schodach do znajdującego się na minusowym piętrze garażu, a kiedy Sergi otworzył bramę, Anna w spokoju mogła wyjechać swoim samochodem i ruszyć w stronę salonu sukien ślubnych. 
- Kiedy w końcu zrobisz to prawko? - zagadnęła Elena, kiedy skończyła się nasza ulubiona piosenka i nie miałyśmy już do czego tańczyć i śpiewać. 
- No, zaraz stuknie ci dwadzieścia cztery, a ciągle tłuczesz się autobusami. 
Wzruszyłam tylko ramionami zastanawiając się czemu faktycznie nie mam tego prawa jazdy. Doszłam do wniosku, że zbyt kocham społeczeństwo i kierowców, by robić im aż taki problem na drogach, o czym poinformowałam dziewczyny. Wywołałam tym ich śmiech. 
- Poproś Sergiego, to cię pouczy, a potem zapisz się na jakiś kurs i po problemie. 
- Skoro ona. - dziewczyna wskazała na Anne. - Zdała, to ty to zrobisz śpiewająco. 
- Ej! - klepnęła ją w ramię nie spuszczając przy tym wzroku z jezdni.
- No przepraszam bardzo, ale widziałam jak prowadziłaś przed egzaminem. - wystawiła w jej stronę język, a ja pokręciłam z uśmiechem głową.  
- Niby jak? 
- Andres odkrył wtedy w sobie zamiłowanie do kamerowania. - wzruszyła ramionami Elena. - Nawet gdzieś mam ten filmik, czekaj... - zaczęła grzebać w kieszeni płaszcza. 
- Nie! - przerwała jej partnerka Iniesty. - Nie chce tego widzieć. 
- Może nawet i lepiej. 
Na miejscu w naprawdę dobrych humorach byłyśmy jeszcze piętnaście minut przed czasem, ale i tak zostałyśmy miło ugoszczono przez panią ekspedientkę. 
Najpierw wszystkie cztery usiadłyśmy na kanapach, usadowionych w innej części budynku, która połączona była z przebieralniami i razem z dziewczynami pokazywałyśmy jej znalezione wcześniej gdzieś w internecie kreacje, które najbadziej nam się podobały. 
Zależało mi na tym, by była długa i prosta. Nie chciałam żeby materiał odstawał mi na wszystkie strony uniemożliwiając poruszanie się, siadanie i chociażby zdejmowanie czy zakładanie butów. Na górze wyobraziłam sobie, że najlepiej by było jakby miała koronkę, której naprawdę nie mogło tam zabraknąć. Kilka zdjęć jakie miałam w telefonie były bardzo podobne do tej sukienki, która przewijała sie w moich wyobrażeniach, jednak salon takich nie posiadał. A przynajmniej posiadał, ale nie były na tyle wystarczająco dobre, by w pełni mnie zadowolić. 
- Ja też za pięć miesięcy biorę ślub. - uśmiechnęła się do mnie ekspedientka, kiedy przyniosła mi lampkę wina.
Czuła, że się stresuję, a skoro mieli w zwyczaju właśnie w taki sposób ugaszczać klientów, to kim bym była, gdybym jej odmówiła. Anna i Elena nie mogły pozwolić sobie na taką dogodność ze względu na to, że ta pierwsza prowadziła, a druga miała w sobie bobaska, który raczej nie ucieszyłby się na smak wina lub jakiegokolwiek innego alkoholu. Zadowoliły się pralinkami, które również zostały powierzone do naszej głodnej cukru dyspozycji. 
- Naprawdę? Ma już pani sukienkę? - spytałam uśmiechając się i widząc w niej sprzymierzeńca, bo przynajmniej znajdowała się w mojej sytuacji i prawdopodobnie również przechodziła stan niezdecydowania i wszechogarniającego stresu. 
Kobieta pokazała nam na fotografi znajdującej się w jej galerii swoją kreację, na którą akurat ja bym się nie zdecydowała, ale czułam, że do niej pasowała wręcz idealnie. 
Przymierzyłam kilka sukienek, ale tak jak myślałam na początku, kiedy jeszcze nie miałam ich na sobie - to nie było to. Byłam wybredna, ale ani moich przyjaciółek, ani ekspedientki w żaden sposób to nie zniechęcało. Kobieta  zaproponowała, że jednak tak, jak Elena umawiała się z nimi przez telefon - sukienka zostanie uszyta, bym była w stu procentach pewna, że będzie idealna. 
Pech chciał, że nie było wtedy w salonie potrzebnych do tego ludzi, ponieważ spodziewali się, że pewnie wybiorę coś jednak z gotowców. Cóż, nie wiedzieli z kim mieli do czynienia. 
Umówiłyśmy się więc znów na kolejny termin, który był dopiero za trzy, długie tygodnie, a następnie żegnając się z miłą panią pojechałyśmy prosto do domu Puyolów, gdzie czekała na nas głodna informacji Vanessa. 
Spędziłyśmy więc naprawdę miły wieczór, który był bardzo satysfakcjonujący, ponieważ ostatnio nie miałyśmy czasu na babskie spotkania, a co dopiero wieczory przy filmach, lodach i plotkach. 
Posiadłość należącą do Carlesa i Van opóściłam w okolicy godziny dwudziestej trzeciej, ponieważ dostałam już kilka sms’ów od zmartwionego Sergiego z zapytaniami, o której ma się mnie spodziewać. Prawdopodobnie dlatego, że wieczór jego i Busquetsa już dawno dobiegł końca i biedny nie miał co sam robić. Lub urządził imprezę i chciał wiedzieć kiedy ma pozbyć się dowodów... 
Anna i Elena chciały jeszcze zostać, dlatego zrobiłam sobie krótki spacer ze względu na to, że razem z Roberto mieszkaliśmy stosunkowo niedaleko. Po piętnastu minutach stałam przed drzwiami, próbując po ciemku jakoś je otworzyć, ponieważ były już zamknięte. 
W środku znów zastałam ciemność, dlatego włączyłam latarkę w telefonie bojąc się, że obudzę chłopaka, jeśli zrobię to za pomocą lampy. Wchodząc głębiej dostrzegłam palące się światło w łazience i cichy szum opadającej wody na kafelki. Zdziwiłam się, że Sergi dopiero o tak później porze zdecydował się na prysznic, ale domyśliłam się, że to prawdopodobnie ze względu na Busiego, który musiał dopiero co opuścić nasz dom. 
Zapukałam cicho do drzwi, ale nie słysząc żadnej odpowiedzi delikatnie je uchyliłam, upuszczając przy tym torebkę ze względu na to, co zobaczyłam w środku. Nie powstrzymałam też pisku, który mimowolnie wykradł się z moich ust, zwracając tym sposobem uwagę sprawcy całego zamieszania. 

____
POLSAT.... TUDUDUDUDU, TUM TUM TUM... <3333

4 komentarze:

  1. Przerywać w takim momencie to grzech, wiesz? :D jestem bardzo ciekawa co mogła ujrzeć i czym prędzej proszę o dodanie kolejnego rozdziału.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no, ja Cię zabiję kiedyś normalnie! W takim momencie przerywasz,zła kobieto? ;p Czyżby nasza Mari ujrzała nagiego Gerarda pod prysznicem? :D czekam na kolejny,kochana!
    Buziaki!<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem jak mam ci dziękować, że napisałaś i u mnie komentarz z linkiem do siebie.. Znałam to opowiadanie, zaczęłam je czytać i naprawdę czytałam na tyle regularnie na ile się dało,n nawet przecież obserwuję cię cały czas i nagle przestałam czytać.. Nie wiem, bo mam teraz emocje, że 1.zgubiłam twojego bloga 2.CO TU SIĘ STAŁO? 3. Nawet nie wiesz jaki zabieg okoliczności, bo przed przeczytaniem twojego komentarza u mnie postanowiłam przemycić do mojego opowiadania Piqué, potem wchodzę tu i znowu Piqué i w dodatku to ten zgubiony Piqué.. Niczym córka marnotrawna wracam, bo naprawdę.. Możesz mnie informować o nowych rozdziałach w razie gdybym nawet nieświadomie próbowała odwalić znowu coś takiego? Najlepiej chamskim capslockiem, ok? I jeszcze jedno, zanim zdołam ubrać w słowa to co czuję po nadrobieniu wszystkiego. Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Jak możesz pisać, że moje się twojemu nie równa? Tak nie wolno, ok? Chyba że masz na myśli nierówność moje<twoje, bo to jak piszesz to jest po prostu...wyższa półka. Dajesz korki? Przysięgam, nie słodzę nadmiernie, ale jak tak już sobie zrobiłam wieczorek z twoim opowiadaniem to poza czytaniem zaczęłam analizować twój styl pisania w porównaniu do mojego i co powinnam zmienić, poważnie. Jeśli wyciągnę dobre wnioski od jutra zacznę wielkie poprawianie,a przynajmniej rozdziału z Piqué, bo czekają na mnie jeszcze 4 rozprawki do napisania, co że ferie, przecież matura.. Ile ja już tu ględzę??
    Do sedna to poza cudownie napisanymi długimi rozdziałami (co jest WOW)to cały czas jestem w szoku przez epilog, jak wyjazd jak nie ma i żyli długo i szczęśliwie, dzieci, ślub..he.. no właśnie ślub. Gdybym miała taki super nożyk to pewnie by mi się w kieszeni otwierał (o ile też bym miała kieszeń) Przecież to nie ten pan młody, co to ma być. Sergo nie Sergio, niech sobie szuka gdzie indziej. To przecież będzie ten sam związek co poprzedni, nieudolnie zacytuję-przecież ona go nie kocha a nawet nie lubi!! Nie ma żadnej chemii, z Gerardem jest i ma się rozwijać . (<-tak, mimo, że jestem twoją fanką to to jest kropka nienawiści) Czuję, że będzie odbijany przed ołtarzem prędzej czy później ale oni muszą być ze sobą. Najlepiej w ogóle niech się skończy ta cała szopka i możesz pisać o Mari i Piqué, w nieskończoność,hulaj dusza piekła nie ma i wszyscy zadowoleni;D
    Ja jestem cały czas w szoku. Nie chcesz wydać tego opowiadania jako książkę? Boże, rzadko mam tak, żeby natrafić na tak piekielnie dobre opowiadanie i tak napisane stylistycznie i w ogóle.. Kłaniam się nisko, pełen szacunek..
    Mam nadzieję, że bardzo niedługo pojawi się kolejny rozdział❤
    Ściskam mocno i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Update: Boże, dopiero teraz zobaczyłam resztę komentarzy pod moimi rozdziałami! haha Dziękuję, naprawdę <333 Szkoda, że wcześniej też tego nie zauważyłam bo bym ci się też odwdzięczyła takim małym spamikiem!;D Ale od dzisiaj (a nawet wczoraj, bo przed północą to było) będę już na bieżąco!<3
      Dziękuję za tyle miłych słów, chociaż wiemy dobrze która z nas jest geniuszem ^^ *
      *tak, ty^^
      Buziaki! ;*

      Usuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡