Busquets, którego właśnie ujrzałam nago nic sobie z tego nie zrobił, a nawet spytał mnie czemu się tak drę i otwieram mu drzwi. Zrobił to w dodatku z wyrzutem, ponieważ stwierdził, że zrobiłam przeciąg i było mu teraz zimno. To, że był pijany, było pewne jak to, że nie miałam pojęcia gdzie był mój mąż i czemu nasz przyjaciel brał właśnie u nas prysznic.
Mimo wszystko po krótkim czasie jedna z zagadek została rozwiązana, ponieważ kiedy przymknęłam z powrotem drzwi od łazienki, za mną pojawił się w małym stopniu zaspany i przerażony Sergi.
- Co do cholery się stało? - wpadł jak kopnięty prądem i zaczął wymachiwać parasolką łapiąc uprzednio za moją talię, jakby to miało mnie w jakiś sposób uratować jeśli w naszym domu faktycznie znalazłby się jakiś włamywacz.
- Sergio się stał. - spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. - Rozumiesz, że do końca życia nie wymiarzę tego widoku z pamięci?
Roberto umiał dodać dwa do dwóch, dlatego niekrótko po mojej wypowiedzi zorientował się w sytuacji.
Jednak zamiast coś powiedzieć po prostu zaniósł się śmiechem, a potem zapukał do drzwi łazienki, skąd po chwili wyłonił się ubrany już w piżamę Busquets.
- Co?
- Stary, wiem, że moja narzeczona jest seksowna i naprawdę ciężko jest się jej oprzeć, ale ty masz Elenę, a Mari powinna takie rzeczy widywać tylko i wyłącznie za moją sprawą. - zwrócił się z uśmiechem do kolegi, a ten kiwnął głową.
- Ale to ona weszła do łazienki. - powiedział wzruszając ramionami i poszedł w stronę naszego gościnnego pokoju, a Sergi spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Skąd mogłam wiedzieć, że to on? Myślałam, że to ty! - westchnęłam unosząc ręce w geście kapitulacji, a chłopak pokręcił głową i pocałował mnie w czoło.
- Chciałaś mu umyć plecki? Jak słodko. - rozległ się dookoła lekko przyciszony głos i o mało nie zaksztusiłam się najzwyklejszym w świecie powietrzem.
- Myślałem, że śpisz. - Sergi spojrzał na, w moim mniemaniu, intruza, który stał u progu salonu w samych bokserkach.
- Co Gerard u nas robi? - spojrzałam niezrozumiale na narzeczonego i przysięgam, że po tym już nic nie mogło mnie tego wieczora zaskoczyć.
- Nocuje. Stwierdziłem, że skoro się znacie, to nie będziesz miała nic przeciwko.
- Gerard nie ma swojego mieszkania? - pytałam natarczywie, wywołując rozbawienie malujące się w oczach nowego nabytku FC Barcelony.
- Ma, ale wypiliśmy i nie mógł prowadzić, a mieszka jeszcze dalej niż Busi.
Kiwnęłam głową, pokazując tym, że wszystko zrozumiałam i co za tym idzie zaakceptowałam, a później podniosłam swoją torebkę, w którą Busquets musiał wcześniej wdepnąć, ponieważ odbił się na niej mokry ślad jego wielkiej stopy.
Westchnęłam przeciągłe próbując dosadnie ukazać całemu towarzystwu moją niechęć do całej tej sytuacji i wytrzeć pamiątkę pozostawioną po hiszpanie na mojej ukochanej torebce od Louis Vuitton, którą Vanessa i Carles sprezentowali mi na zeszłoroczne urodziny.
Nie mając wyboru minęłam się z Gerardem, który wciąż stał przy wejściu do salonu. Potrzebowałam chusteczek, a tylko tam znajdowała się ich paczka.
Gerard pożegnał się z moim narzeczonym i wszedł za mną do środka, nie zwracając na mnie uwagi. Ja także starałam się nie patrzeć w jego stronę, ale brak jego widoku na żywo przez tyle lat nie pozwalał mi trzymać przy swoim. Pragnęłam sprawdzić czy aby napewno jego włosy wciąż są takie miękkie i puszyste jak zapamiętałam i czy jeśli dotknęłabym jego wyrzeźbionej klatki piersiowej poczułabym, jak delikatnie się napina pod moim ledwo wyczuwalnym dotykiem tak, jak to zwykle miało miejsce kiedyś. Chciałam móc przekonać się czy pamięć mnie nie zawodziła i za jego prawym uchem faktycznie znajdowało się małe, ledwo widoczne znamię, które dostrzegałam za każdym razem, gdy składałam pocałunki na jego szyji. Ostatni raz robiłam to na dachu kamienicy, na którą zabrał mnie w dzień przed jego wylotem. Powinnam była smażyć się w piekle za takie myśli, a wyrzuty sumienia śmiało mogły wygryzać wszystko z mojego środka, ale kompletnie nie chciałam zwracać na to uwagi. Ważne było to, że on także się we mnie wpatrywał i głęboko nad czymś myślał.
Normalnie już dawno zarumieniłabym się albo wyszła chcąc uniknąć niemiłych wydarzeń, które mogły nastąpić, ale jednak nie tym razem. Ta sytuacja nie była na porządku dziennym, więc nie musiałam działać według schematów. Miałam wrażenie, że próbuje napawać się moją obecnością, tak jak ja jego. Lub może po prostu patrzyłam na to ze zbyt przepełnionej uczuciami strony. Prawdopodobnie tak, ale nie chciałam niszczyć tej mimo wszystko napiętej w czasie chwili.
Pierwszy raz w życiu przechodziłam test silnej woli, który na szczęście dotąd dzielnie zaliczałam. Miałam niebywałą ochotę porywczo wstać z podłogi, nie zwracając uwagi na moją torebkę oraz chusteczki, które przy takiej kolei rzeczy prawdopodobnie porozsypywałyby się po dywanie i rzucić się mu w ramiona. Tak po prostu, by móc znów poczuć jak to jest mieć go przy sobie, usłyszeć bicie jego serca oraz doświadczyć tego ciepła, które zawsze biło od niego, jak od dobrze nagrzanego kaloryfera.
Jednak powstrzymałam się i łapiąc za to, po co tak właściwe zawitałam do salonu podniosłam się i pokierowałam do wyjścia.
Nie zatrzymywał mnie, dokładnie tak jak ja nie zatrzymałam jego w dniu, w którym postanowił mnie opuścić.
***
Następnego dnia w czwórkę zjedliśmy przyszykowane przez Busiego śniadanie, który chciał w ten sposób odkupić winy za nasz nocny incydent. Tłumaczył, że po alkoholu hamowały mu się jakiekolwiek odruchy wstydu, przez co zareagował tak, a nie inaczej, kiedy zastałam go nagiego. Jednak ja dobrze o tym wiedziałam, ponieważ nieraz dał mi już to odczuć. Bo przecież nie była to pierwsza sytuacja, w której zabalował z moim narzeczonym.
Jedyne pytanie jakie mi się po tym wszystkim nasuwało, to co robił z nimi Gerard. Miałam nadzieje, że nie postanowił zaprzyjaźnić się z Sergio i Busquetsem, ponieważ było to równoważne z tym, że mogliśmy na siebie znacznie częściej wpadać. Chciałam tego uniknąć, ponieważ w jego obecności, kiedy znajdowaliśmy się sam na sam, w jakiś sposób przestawałam myśleć na tyle logicznie, by poprostu odwrócić się i zwyczajnie odejść. Coś mnie przy nim zatrzymywało.
Było to zupełnie to samo „coś”, które robiło ze mną co tylko chciało jeszcze kiedy mieszkałam w Manchesterze.
- Sergi, musimy pojechać na zakupy, bo w lodówce są już praktycznie pustki. - odezwałam się przerywając ciszę, zagłuszaną jedynie od czasu do czasu dźwiękiem sztućców uderzanych o talerze lub szlanek o stół.
- Auto nadal jest w naprawie, nie będziemy mieli jak. - podrapał się po karku, upijając łyk czerwonej herbaty.
- Ile mają zamiar je trzymać? Przecież... - zerknęłam na moment w stronę kalendarza przyczepionego do ściany przede mną, na którym znajdowało się zdjęcie ukazujące mnie, Sergiego, Elenę, Sergio, Jessie, Isaaca i ich małą Isabel, kiedy zawitali do nas podczas zeszłorocznej przerwy świątecznej. - Jutro minie dokładnie jeden, pieprzony miesiąc.
- Wiem skarbie, ale to była usterka wymagająca znacznie więcej czasu.
- Dałeś jej prowadzić, że aż tak poturbowany? - odezwał się Busi, na którego spojrzałam spod byka.
- Nie. - odpowiedziałam krótko i spojrzałam ponownie ma narzeczonego. - Czyli znów autobus.
- Może Gerard cię przygarnie, kiedy będzie wracał? Ma po drodzę do centrum, co nie? - odezwał się, kiedy skończył już jeść i wstał by zabrać swoje i nasze puste już talerze do zmywarki.
Odchrząknęłam jedynie patrząc z ukosa na Gerarda, żeby zobaczyć jak zareaguje na propozycję mojego narzeczonego.
- Tak, spoko. Za chwilę już jadę więc się przyszykuj. - powiedział jakby od niechcenia i wstał od stołu mówiąc, że idzie do łazienki.
Ja jedynie kiwnęłam głową, ale i tak nie mógł tego zobaczyć, ponieważ był już w drodzę do ubikacji.
Westchnęłam cicho i napotkałam się z przenikliwym wzrokiem Busquetsa, który patrzył tak na mnie już naprawdę długo.
- Co?
- Nic. - wzruszył ramionami i zajął się telefonem, a ja zmarszczyłam na niego brwi i podniosłam się z krzesła, by wziąć torebkę, a potem włożyć do niej pieniądze i klucze.
Przejrzałam się jeszcze po drodzę do salonu w lustrze, by zobaczyć czy może nie mam czegoś na twarzy, przez co Sergio tak na mnie patrzył. Jednak nic nie znalazłam, może oprócz tego, że jeden kosmyk moich włosów zamiast po prawej stronie, znajdował się po lewej, dlatego pomogłam przetransportować się mu we właściwe miejsce. Sprawdziłam też zęby, ale one także były w nienagannym stanie.
- Idziesz do warzywniaka czy na wybieg? - usłyszałam za sobą Gerarda, ale nim się odezwał i tak widziałam go już wcześniej w lustrze, dlatego byłam przygotowana na taką okoliczność.
- Jedziemy? - spytałam ignorując jego słaby sposób na zdenerwowanie mnie, ponieważ wciąż byłam pieprzoną oazą spokoju. A przynajmniej starałam się nią być.
- Tak. - uśmiechnął się w ten sposób, który kiedyś bardzo mnie irytował i ominął moją osobę, kierując się do przedpokoju, by założyć buty.
Pożegnałam się z Sergio, ponieważ spodziewałam się, że jak już wrócę, to nie zastanę go w naszym domu. A Roberto otrzymał ode mnie przelotnego buziaka w usta, na co Gerard przewrócił oczami, mówiąc do chłopaków krótkie „cześć” i opuszczając mury naszej posiadłości.
Cieszyłam się, że Sergi nie wyczuł jakiegokolwiek spięcia między mną, a Gerardem, ponieważ mógłby zacząć dopytywać, a dla jego dobra lepiej, żeby myślał o nas tylko i wyłącznie jak o znajomych. Dla mojego zresztą też.
Gerard miał samochód naprawdę podobny do tego, którym jeździł Busi i zaparkował go trochę dalej od miejsca, w którym znajdowała się brama wjazdowa. Z tego też powodu poprzedniego dnia nie pomyślałam, że może on należeć do osoby, która właśnie znajdowała się w naszym domu, ponieważ stał on bliżej sąsiadów, aniżeli nas.
Wsiedliśmy do pojazdu, a ja zakładając z góry, że zapanuje między nami cisza złapałam za pierwszą lepszą płytę i wkładając ją w wyznaczone do tego miejsce, puściłam przegraną na nią muzykę. Mając przy tym nadzieję, że nie rozzłoszcze Gerarda grzebaniem w jego schowku.
W momencie, w którym Pique wyjechał z mojej ulicy, z głośników rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki. Zamarłam słysząc, że to właśnie „You’re beautiful” opanowało swoim brzmieniem całą powierzchnie auta, ponieważ to właśnie tą piosenkę Gerard nazwał kiedyś mianem „do dupy”, kiedy odwoził mnie do pracy i akurat leciała wtedy w radiu. Oczywiście dałam mu wtedy do zrozumienia, że wcale nie jest i, że tak właściwie to moja ulubiona piosenka.
Czyżby jego gust muzyczny zdążył się zmienić czy może jednak był to zwykły przypadek?
Gerard odwrócił głowę w moją stronę, a widząc z jaką uwagą wpatruje się w wyświetlacz, na którym co chwilę przewijał się jej tytuł złapał za pokrętło i przełączył na inny utwór, a następnie zmniejszył głośność do minimum. Popatrzyłam szybko na niego, ale on z opóźnionym refleksem znów wpatrywał się w jezdnię.
To było dziwne, ale nie chciałam nic mówić.
- Pewne rzeczy się nie zmieniają. - powiedział po czasie, wciąż nie racząc mnie swoim spojrzeniem.
- Co masz na myśli?
- Że wciąż nie masz prawka. - zaśmiał się.
Ostatnimi czasy dosłownie każdy przyczepiał się do mojego braku posiadania świstka, dzięki któremu mogłam prowadzić.
- No i co? - oburzyłam się, a następnie położyłam dłonie na swoich kolanach, lekko za nie ściskając.
- Nie chcesz? Myślałem, że chociaż tutaj je zdasz.
Czyli jednak myślał o mnie po tym, kiedy wyjechał. Nie mogłam się jednak niepotrzebnie nakręcać.
Zdecydowanie brałam ostatnio wszystko zbyt do siebie.
- Nie wiem. Raczej i tak mi się nie uda. - odpowiedziałam zgodnie z tym co myślałam w rzeczywistości.
To nie tak, że byłam jakąś niezdarą, a moje umiejętności manualne równały się zeru, ale temat prawa jazdy był zupełnie inną historią.
Samo patrzenie na to, jak trzeba się na wszystkim skupiać podczas prowadzenia sprawiało, że zaczynałam się męczyć i dezorientować.
- Nie możesz się od razu skreślać. Próbowałaś w ogóle? - spytał, a ja pokiwałam przecząco głową, co wreszcie zmusiło go do popatrzenia na mnie. - To chyba czas najwyższy?
- Nie wiem, jestem w tym kompletnie biała. Nie rozmawiajmy o prawie jazdy, bo ostatnio każdy mnie o nie pyta. - westchnęłam, a katalończyk zaśmiał się perliście.
- Może już nie chce się im ciebie wozić. - stwierdził zaczepnie, a ja przytaknęłam.
- Pewnie tak.
Około dwie minuty później Gerard zaparkował na parkinku przed super marketem i wyłączając silnik wyszedł z pojazdu. Uniosłam brwi w zdziwieniu, ponieważ myślałam, że tylko mnie odstawi, a potem wróci do domu, jednak także wysiadałam, kierując się razem z nim w stronę sklepu.
Potrzebowałam czegoś na obiad i kolacje na dzisiaj, ale także i dzień następny. Kiedy ja stałam przy dziale z warzywami, Gerard urwał się do tego z alkoholem. Było to bardzo typowe i w jego stylu.
Gdy oboje mieliśmy już to, co potrzebowaliśmy poszliśmy dalej, gdzie zaczęłam szukać ryżu. Gerard wskazał mi na drugą półkę od góry, ale była zbyt wysoko żebym w jakikolwiek sposób mogła do niej dosięgnąć. Wystawiłam rękę w jej stronę, uderzając prawie przy tym chłopaka w twarz, ale moje szanse na złapanie w dłoń paczki były znikome.
Pique nie krył śmiechu i rozbawienia, ale po chwili przestał kazać mi się męczyć i sam podał mi to co chciałam.
- Niezły pierścionek. - skomentował po chwili, gdy staliśmy już w kolejce.
Prawdopodobnie zauważył go, kiedy mało brakowało, a wydłubałam mu swoim palcem oko.
- Dzięki. - mruknęłam, zerkając na wspomnianą przez niego rzecz.
Zastanawiałam się czy wiedział wcześniej o moim ślubie, czy może jednak dopiero teraz wybawiłam go z tej niewiedzy.
Nie wiem dlaczego, ale przebiegło po mnie podstępne poczucie winy sprawiające, że poczułam się niekomfortowo.
Spojrzałam na Gerarda, ale nie wydawał się być poruszony jakkolwiek zaistniałą sytuacją.
Mimo wszystko niekoniecznie mnie to uspokajało.
Ale fajnie.. mówisz i masz. Wczoraj nadrobiłam a dzisiaj już następny.. tak to ja bardzo lubię;D
OdpowiedzUsuńNo i kolejny wspaniały rozdział twojego autorstwa..
Ja nie wiem czy ta obecność Gerarda to taka przypadkowa i czy naprawdę jest taki obojętny. Myślę właśnie, że bardziej się zaprzyjaźni z nimi, żeby być bliżej Mari. Dobrze wie, że to zaręczynowy pierścionek, i myślę, że też dobrze wie, że on już do tego ślubu nie dopuści. Może zgrywa twardziela, że może to go nic nie obchodzi ale myślę, że on gdzieś tam w duszy naprawdę kipi z wściekłości i zazdrości.. Oby działał jak najszybciej, ja mu kibicuję!❤
Dziękuję, że mnie poonformowałaś!:)
Dużo dużo weny i do następnego!! (jutro np? Haha)
Buziaki!!
Ej no! Totalnie mnie zaskoczyłaś. Ale tak się właśnie kończy,kiedy próbuję Cię przejrzeć,hehe. Ciekawe,czy Geri spróbuje ją nauczyć jeździć :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next i liczę na zazdrosnego i seksownego Gerarda. ;) Buziaki!
o maj gaaad!!! ta piosenka! na bank zgrał ja dlatego żeby przypominała mu o mari jesyem tego pewna!
OdpowiedzUsuńCzyli jednak Sergio paradował z gołym tyłkiem, haha! Nie spodziewałam się tam Gercia, ale bardzo się ucieszyłam z jego obecności, i bądź co bądź krótkiej chwili sam na sam z Mari.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział, buziaki! ;*