czwartek, 12 lipca 2018

c02r13 I needed him.

Odpięłam pasy, gdy Gerard zatrzymał auto na parkingu przed jakąś małą restauracją. Przez całą podróż Gerard starał się rozmawiać ze mną o wszystkim, bylebym nie myślała o tym, co działo się jeszcze kilka godzin temu. Doceniałam to i byłam zdziwiona. Nie wiem też dlaczego od razu zgodziłam się na to, by gdzieś z nim jechać, skoro on jeszcze do niedawna kompletnie mnie olewał. Jak widać, nie potrafiłam trzymać się swoich planów, ponieważ moje postanowienie o trzymaniu się z daleka od Gerarda znów nie wyszło. Czułam, że między nim a mną jest jakaś dziwna relacja, która mimo wszystko trwa i nie dopuszcza do rozpadu. Była na tyle silna i uparta, że zatrzymywała moje racjonalne myślenie, ponieważ kiedy potrzebowałam transportu moim pierwszym pomysłem wcale nie była po prostu taksówka, a on. Chciałam wiedzieć czy pomimo tego, że znów zaczął mnie ignorować rzuci wszystko i do mnie przyjedzie. Zrobił to, czym sprawił, że poczułam się dla niego trochę ważna. Wysiadałam z pojazdu zaraz po nim i pokierowałam się do drzwi, kiedy on był już prawie w środku.
Lokal był mały, ale miło urządzony przez to można było poczuć się w nim bezpiecznie. Biło od niego ciepłem i domową atmosferą co bardzo mi się podobało, ale również nie pasowało do charakteru Gerarda. 
Z tego co zauważyłam podczas naszej drogi, to restauracja znajdowała się gdzieś w środkowej części miasta, ale nie w centrum, co potwierdzał mały ruch. Usiedliśmy naprzeciw siebie przy jednym ze stolików i otworzyliśmy karty dań. 
- Mają tu najlepsze naleśniki. - powiedział z uśmiechem i kiedy się chwilę zastanowiłam, to doszłam do wniosku, że rzeczywiście dawno nie widziałam go takiego rozentuzjazmowanego. 
Podobało mi się to, ponieważ taki Gerard był najlepszy. Nikogo nie udawał, był naturalny, swobody i przede wszystkim był sobą, czego brakowało mi, gdy widziałam go na codzień. 
- Więc musisz je wziąć. 
- Cóż, chyba nie mam innego wyjścia. - zaśmiałam się szczęśliwa z powodu, że on był szczęśliwy i nie wiem dlaczego reagowałam aż tak emocjonalnie. 
Odłożyłam menu, ponieważ skoro Gerard uznał, że powinnam je wziąć, to właśnie to chciałam zrobić. On również postawił na naleśniki i dopiero kiedy pomyślałam o jedzeniu, zdałam sobie sprawę, że jestem niesamowicie głodna. 
- Dzień dobry, są państwo gotowi do zam... Gerard?! - średniego wzrostu kobieta w podeszłym wieku uśmiechnęła się szeroko, zauważając, że zaczęła obsługiwać właśnie Piqué. - Skarbie, czemu się nie pokazałeś, kiedy wszedłeś? Ale wydoroślałeś! Powiem ci, że oglądam często twoje mecze i w tym cholernym pudełku wyglądasz zupełnie inaczej. Strasznie schudłeś, jesz ty coś w ogóle? 
Spojrzałam na kobietę, której usta dosłownie nie chciały się zamknąć nawet na chwilę. Zmarszczyłam brwi na jej uwagę i spojrzałam na Gerarda, który właśnie przerwał jej wypowiedź i wstał by się z nią właściwie przywitać. Dopiero teraz przyjrzałam się mu ważnie i zauważyłam, że rzeczywiście był chudszy niż rormalnie. Miał lekko zapadniętą twarz i worki pod oczami, których naprawdę wcześniej nie zauważyłam. Jego uda znacznie się wyszczupliły, co potwierdzały za szerokie już dżinsy. Tak bardzo przejęłam się jego wyglądem, że nie zauważyłam jak starsza kobieta zaczęła coś do mnie mówić. Zamrugałam kilkakrotnie widząc, że stoi zwrócona do mnie, a potem jak odwraca z powrotem zdziwiony wzrok na Gerarda. 
- Czy ona nie mówi albo nie słyszy? - spytała całkiem poważnie, co było trochę komiczne. 
- Nie, proszę pani. - zaśmiał się. - To Mari. 
- Przepraszam, jestem trochę zmęczona i się zagapiłam. - próbowałam się jakoś wybronić. - Miło mi panią poznać. 
- Ojej, czy to ta Mari, którą... 
- Poprosimy dwa razy twoje najlepsze naleśniki. - wtrącił się jej w słowo Gerard, podając jej w tym samym czasie nasze zamknięte już karty dań. 
- Och, jasne. - uśmiechnęła się, dziwnie kiwając głową i odbierając od niego menu. - Zaraz będę. 
Obserwowałam jak odchodzi, a potem spojrzałam z wyrzutem na Gerarda, który nie wiedział o co mi chodzi. 
- Wszedłeś jej brzydko w słowo.
- Wcale nie, skończyła już mówić. - wzruszył ramionami i odpalił telefon. 
- Nie, nie skończyła. - stałam przy swoim. 
- Naprawdę? - spytał w udawanym zdziwieniu, a kiedy wywróciłam poirytowana oczami zaśmiał się słodko.
Byłam ciekawa co chciała powiedzieć kobieta. Jestem tą Mari, którą... no właśnie co? Wiedziałam, że długo będę się nad tym zastanawiać, ale znając mentalność Gerarda spodziewałam się, że nigdy nie poznam prawdy. Gerard musiał z nią o mnie rozmawiać, a to znaczyło, że wcale tak po prostu o mnie nie zapomniał, kiedy wyjechał z Manchesteru. Dlaczego więc nigdy się do mnie nie odezwał?  Był niesamowicie skomplikowaną osobą, ale czułam, że ja i tak jako jedna z niewielu potrafię go jakoś rozszyfrować. Lub może po prostu tylko mnie dawał na to szansę. 
Po kilkunastu minutach kobieta wróciła do nas z zamówieniem i musiałam w pełni przyznać rację Gerardowi, ponieważ przygotowane przez nią naleśniki były dosłownie przepyszne. Jedliśmy, a Gerard w tym samym czasie opowiadał mi o tym, jak często przychodził tu, kiedy był młodszy. Już drugi raz wziął mnie ze sobą w miejsce, które miało dla niego jakąś większą wartość, a to sprawiło, że poczułam się dla niego trochę ważna. Prawdopodobnie zabierał też w takie miejsca Malie, dlatego ostudzałam szybko swój zapał tak szybko, jak tylko mogłam. 
- Więc czemu nie chciałaś mu mówić o prawdopodobnym dziecku? - odezwał się nagle, po chwili ciszy spowodowanej tym, że Gerard skończył już opowiadać.
- Mówiłam ci już. Nie jestem nawet pewna czy Sergi chce zakładać rodzinę. 
- Skoro cię kocha, bierzecie razem... ślub, to raczej powinien przyjąć do świadomości to, że macie dziecko i po prostu je wychować. - wyglądał na lekko podirytowanego, ale zdałam sobie sprawę, że Gerard wyglądał tak przez znaczną część swojego życia. 
- Już widzę jak ty byś leciał, by to zrobić. - prychnęłam. 
- Dla ciebie zrobiłbym wszystko. - powiedział, a ja wstrzymałam oddech. - Gdybym oczywiście cię kochał i był na jego miejscu. - dopowiedział od razu. 
Kiwnęłam głową, próbując uspokoić moje szybko bijące serce. Jasne, że mnie nie kocha, przecież wiedziałam o tym jeszcze w Manchesterze. Swoją drogą nie miałam pojęcia dlaczego się tym aż tak przejęłam, skoro miałam Sergiego i to z nim chciałam spędzić resztę swojego życia. 
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, a potem zaczęliśmy szykować się do wyjścia. Podziękowaliśmy przemiłej kobiecie za dobry posiłek, a ona poprosiła byśmy wpadali częściej. Gdy Gerard zdążył już wyjść, a ja się do tego przymierzałam, usłyszałam jak staruszka woła w pośpiechu moje imie. Odwróciłam się oczywiście i z zaciekawioną miną podeszłam do kobiety. Ona złapała mnie za dłoń i przejechała ręką po moim policzku. 
- Jesteś tak bardzo piękna. Myślałam, że Gerard przesadzał ze swoimi opowiadaniami, ale miał rację. - uśmiechnęła się. 
- Nie bardzo rozumiem. - zmarszczyłam brwi. 
- Gerard przyjechał do mnie po powrocie z Manchesteru niesamowicie zmarnowany i załamany. Pierwszy i ostatni raz widziałam go takiego, kiedy po raz pierwszy znalazł się w mojej restauracji. Było to zaraz po tym, gdy dowiedział się, że jego mama zaszła w ciąże ze swoim kochankiem. Widząc jak się po tym zmienił i jak zaczął ukrywać swoje emocje, myślałam, że już nigdy nie zobaczę go w takim stanie, ale wtedy po transferze, był chyba w jeszcze gorszym. - powiedziała i pogłaskała mnie po dłoni w zupełnie ten sam sposób, w jaki robiła to moja mama. 
- Do czego pani zmierza? - spytałam i dosłownie czułam jak się pocę.
Czy to możliwe, że po wyjeździe Gerarda nie tylko ja z naszej dwójki stałam się kompletnym wrakiem człowieka? 
- Chcę ci powiedzieć, słonko, że dużo rzeczy o waszej dwójce wiem. Kiedy Gerard był lekko pijany jedynym tematem, o którym chciał rozmawiać, byłaś ty. Opowiadał mi o waszym układzie, wyjeździe do Londynu i o tym, że naprawdę sporo rzeczy sobie nie wyjaśniliście nim wyjechał.  Mari, jesteś dla niego bardzo ważna. Nawet nie wiesz jak zareagował na wieść o twoim ślubie. 
Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że ona naprawdę dużo wiedziała, a to znaczy, że Gerard wiele jej o nas mówił. 
- Ale ja już nic na to nie poradzę, proszę pani. Gerard mnie zostawił, a teraz jest szczęśliwy z Malią, a ja mam narzeczonego, z którym niedługo biorę ślub. On nigdy nie powiedział mi czegoś, czym dałby mi do zrozumienia, że jestem dla niego chociaż trochę ważna. 
- Myślę, że to zrobił, ale ty tego nie widziałaś. Gerard jest bardzo zamknięty w sobie. Jego sposoby na wyrażanie uczuć są trochę inne, niż te, do których jesteś przyzwyczajona. Może być to coś wrzuconego między wiersze, ale nigdy nie będzie to dosłowne. A Malią się nie martw, widziałam ich tu razem i sposób w jaki na nią patrzy nigdy nie będzie ten sam, w jaki patrzy na ciebie, kochanie. 
- Więc dlaczego mnie zostawił? - spytałam, czując, że zaraz się przed nią rozkleje. 
Miałam niesamowity mętlik w głowie, od którego zaczynało mnie wszystko boleć. 
- Mam nadzieje, że sam ci to kiedyś powie. 
- Ej, Mari. Czekam na ciebie już tyle czasu, co robisz? - do restauracji wszedł Gerard, a ja razem z kobietą odwróciłam się w jego stronę. 
- Ym, po prostu... 
- Maritza poprosiła mnie o przepis na naleśniki. - kobieta uśmiechnęła sie, a ja poczułam jak powoli ulatnia się ze mnie jeszcze chwile temu naprawdę duży stres. - Już wszystko wiesz? - odwróciła się w moją stronę i puściła mi oczko, a ja zrozumiałam, że jej słowa to lekka aluzja. 
Pokiwałam jedynie głową i po raz kolejny się pożegnaliśmy. Ten dzień był tak niesamowicie szalony i niszczący, że miałam już go dość. 

                                             ***

Myślałam, że Gerard wiezie nas do domu, ale zmieniłam zdanie zaraz po tym, gdy zobaczyłam, że wyjeżdżamy z miasta. Spytałam go o cel naszej kolejnej podróży, ale on jedynie kazał mi być cicho i czekać. Wolałam się nie kłócić, dlatego zrobiłam to, o co mnie poprosił. Dla zabicia czasu włączyłam radio. Poleciało kilka popowych piosenek i jedna lekko rockowa, ale jako, że nienawidziłam tego typu muzyki spytałam Gerarda czy nie mogłabym wymienić płyty. Kiwnął głową, dlatego otworzyłam schowek i zaczęłam przebierać między opakowaniami. Każda była podpisana, ale zamarłam, gdy zobaczyłam, że jedna z nich była oznaczona inaczej. Jako jedna, jedyna nosiła na sobie moje imie. Zerknęłam na Gerarda, by upewnić się, że nic nie widzi i szybko schowałam ją do torebki. Następnie, by nie wyszło na to, że zbyt długo grzebię złapałam za pierwszą lepszą płytę i włożyłam ją do odtwarzacza. 
Miejscem docelowym okazał się być lasek, do którego Gerard zabrał mnie w nocy, podczas której wymknęłam się z domu. Od razu pokierowaliśmy w stronę wielkiego kamienia, na którym wtedy siedzieliśmy.
- Czemu tak schudłeś? - spytałam, gdy byliśmy już na kamieniu i zapadła między nami cisza, podczas której obydwoje wpatrywaliśmy się w widok naprzeciw nas. 
Dręczyło mnie to odkąd starsza kobieta zauważyła zmianę w jego wyglądzie. Nie był to drastyczny spadek wagi, ale mimo to zdecydowanie rzucał mi się w oczy od momentu, w którym zdałam sobie z niego sprawę. 
- Martwisz się? - zaśmiał się i włączył latarkę w telefonie, ponieważ zdążyło się zrobić już ciemno. 
- A dlaczego miałabym nie być zmartwiona? - również odpowiedziałam pytaniem, co troszkę go rozbawiło.
Gerard spojrzał mnie, a ja na niego i zrozumiałam, że siedzieliśmy naprawdę blisko siebie. 
- Może to z tęsknoty? - uniósł brew i zbliżył się jeszcze bardziej. 
- Do czego? - szepnęłam i również zmniejszyłam dzielącą nas odległość. 
Przy nim nie myślałam i nie chciałam tego robić. 
- Do ciebie.  
- A tak całkiem serio? - wywróciłam oczami, ale nie odpowiedział tylko ułożył swoje duże dłonie po obu stronach mojej głowy i delikatnie przyłożył swoje usta do moich. 
Całował mnie wolno i delikatnie, robiąc przy tym małe przerwy, by spojrzeć mi w oczy i znów powrócić do pocałunków. Zachowywał się tak, jakby sprawdzał czy mi to nie przeszkadza, ale to nie miało sensu, bo przecież dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak od zawsze na mnie działał. I nieważne czy miałam osiemnaście, czy też dwadzieścia trzy lata - nic nie nie zmieniało.
- Do twoich ust. - odezwał się i szybko je cmoknął. - Do twoich oczu, policzków, dołeczków, śmiechu? Może to właśnie sprawiło, że stałem się wrakiem człowieka i do tego ckliwym? 
- Nie bajeruj mnie, Gerard. - odsunęłam się, rozumiejąc co się właśnie dzieje. - Robisz to ciągle, nawet teraz! 
- O co ci chodzi? 
- O to, że znów mówisz mi te bzdety. Dajesz jakieś nadzieje, sprawiasz, że prawie zdradziłam swojego męża z tobą w łóżku albo raczej na kanapie... gdy był w tym samym pomieszczeniu, że całuje się z tobą, kiedy i ty, i ja mamy już kogoś! A potem przestajesz się do mnie odzywać i traktujesz mnie jak powietrze. Czego ode mnie chcesz? Robisz mi nadzieje, a potem zostawiasz bez żadnego upewnienia co do swoich uczuć względem mnie, kiedy ja już za każdym razem jestem co do nich prawie, że pewna! Skoro stałeś się takim „wrakiem człowieka”, to dlaczego po prostu mnie zostawiłeś? - z początku byłam zła, ale z każdym moim słowem czułam jak zaraz się rozpłaczę. Zrobiłabym to, ale resztkami sił starałam się opanować. 
- Ponieważ cię... ponieważ robiłem to dla ciebie! 
- Znowu to robisz. Wszystko robisz niby dla mnie, ale mimo to i tak jesteś wpatrzony w swój własny czubek nosa. Jesteś egoistą, Gerard! Nawet na chwilę nie pomyślałeś o mnie! 
- Wiesz co... chociaż nie. W sumie tak, masz rację. Jestem egoistą i nie obchodzi mnie nic innego, niż ja sam. Masz kurwa racje, a teraz wybacz, musimy wracać, bo czeka na mnie Malia, a ty wracaj do tego swojego pieprzonego Roberto. 
Wstał z kamienia i nie patrząc na mnie zaczął iść w stronę auta. Wpatrywałam się w jego plecy, wciąż starając się nie rozpłakać. Zaczynał powoli znikać w ciemności, dlatego poszłam za nim, ponieważ nie do końca znałam drogę i nie chciałam się zgubić. 
Nie wierzyłam w to wszystko. Jak mógł mnie zostawić i wmawiać, że zrobił to dla mnie? Jak można było w ogóle usprawiedliwiać się w ten sposób? 
Potrzebowałam go, ale bardziej niż jego potrzebowałam też stabilności i pewności co do uczuć drugiej osoby względem mnie. A to zapewniał mi jedynie Sergi Roberto. 

3 komentarze:

  1. Dobra. Może zacznę tak, z uwagi na to, że jeszcze nie wyszłam z formy maturalnej pisania. Tam było tak, że jakiś cytat zawsze ubogaca wypowiedź. Także oto on:

    -> "Zastanawiałam się do kogo mogłabym zgłosić się o pomoc, ale wiedziałam, że jeśli poproszę na przykład Annę o podwózkę do ginekologa, to ta szybko zorientuje się o co chodzi.
    Długo nad tym myślałam, aż w końcu czas, który szybko upływał nie dał mi wyboru i zmusił do kontaktu z osobą, do której dzwonić chciałam najmniej. "

    Z mojej dedukcji wynika, że 1.Anna 2.długo długo nic. 3.dalej nic 4.nie mam znajomych forever alone 5. OsObA dO KtÓrEj ChCę DzWoNiĆ nAjMnIeJ -Pique.

    ->" [...} ponieważ kiedy potrzebowałam transportu moim pierwszym pomysłem wcale nie była po prostu taksówka, a on."

    On był OSTATNIM pomysłem. Pozwól, jeszcze jeden cytat.

    ->"Konfabulacja, wspomnienie rzekome – pochodzący z łaciny termin oznaczający uzupełnianie brakujących wspomnień informacjami nieprawdziwymi, które możliwie dobrze pasują do całego logicznego ciągu wydarzeń. Konfabulacja różni się od świadomego zmyślenia tym, że konfabulujący człowiek jest przekonany o prawdziwości swoich wspomnień"

    Na podstawie powyższych cytatów śmiem stwierdzić, że Maritza nie potrzebuje ginekologa, a psychiatry. I to nie szybkim jak koń Scarlett G. samochodem, ale to już na sygnale do wariatkowa. Jako niepoczytalna i później ubezwłasnowolniona będzie miała pod górę z wzięciem ślubu, więc nic z niego nie wyjdzie. Wolę nie myśleć jak postąpi ta ułomność dalej, teraz sobie wymyśli, że kocha Gerarda, albo w ogóle Annę i do ślubu nie dojdzie (dobra, wszyscy wiedzą, że i tak nie dojdzie he, tak jest już zapisane w gwiazdach). Więc proponuję jej dalsze losy w pokoju bez klamek z wielką szybą na korytarz i wygodnym łóżkiem z pasami. Przynajmniej dopóki udaje, że jest superniaście z Sergim (hehe, Sergio XDDD) i chce być jego żoną. Jak będzie z Pique, to może jeszcze będą szanse i się dogadamy.
    Poza tym, kocham autorkę miłością platoniczną ("Miłość platoniczna – miłość wzniosła, wyidealizowana, wolna od seksu i zmysłowości, przyjacielska, bezinteresowna, lojalna i wierna. ~Wikipedia) (przepraszam za brak seksu i zmysłowości ale no..bywa), bo pięknie pisze i wierzę, że jakoś tego Sergio (XDDD x2) odkręci.
    Wstawiaj te kolejne, zapasy są bez sensu!
    Nie musisz dziękować za moją diagnozę, drobnostka;D
    Do następnego <3333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiadało się tak pięknie, a wyszło jak wyszło.. Czy oni w końcu porozmawiają na spokojnie? Czy on wyzna jej tą cholerną miłość? Czy może Gerard czeka do dnia ślubu? Oh, tak strasznie mnie wkurzył w tym rozdziale..
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera, już miałam nadzieję na to, że on jej wszystko wyjaśni, a tu du**... :/ Ale w sumie nie dziwię się Geriemu, bo Mari za bardzo na niego naskoczyła, zamiast dać mu szansę na powiedzenie tego, co chciał jej wyznać..
    Oby teraz Pique się w sobie nie zamknął, a postanowił pogadać na poważnie z Mari i raz na zawsze wyjaśnić sobie z nią, co do siebie czują, kim dla siebie są. Bo w końcu (już niedługo) nadejdzie dzień ślubu Sergiego i Maritzy, a wtedy może być już za późno... No chyba, że Gerard krzyknie w kościele głośne, wyraźne "NIE ZGADZAM SIĘ! KOCHAM MARITZĘ, A ONA KOCHA MNIE. MARI, KOCHANIE, TO ZA MNIE POWINNAŚ WYJŚĆ. PROSZĘ, MARI, KOCHAM CIĘ JAK WARIAT!!" - czy coś w ten deseń. XD

    Czekam na next, buziaki <3

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡