Wszyscy siedzieli na krzesłach po prostu milcząc i wpatrując się w siebie nawzajem. W momencie, kiedy weszliśmy, głowy każdego automatycznie pokierowały się na nas. Byliśmy zaatakowani przez pary oczu, które z zaciekawieniem i niecierpliwością uważnie nas obserwowały. Znów zwróciłam się ku Sergiemu, który ruchem głowy dał mi pierwszej prawo głosu.
- Kochani. - uśmiechnęłam się delikatnie, łapiąc Sergiego za dłoń. - Jesteśmy wam bardzo wdzięczni za to, że byliście z nami przez cały czas przygotowań do ślubu. Wspieraliście nas, wytrzymywaliście nasze niezdecydowanie. - zaśmiałam się, czując jak znów się wzruszam. - Oraz oczekiwaliście niecierpliwie z nami do tego pięknego dnia. Jednak jak prawdopodobnie się domyślacie... do ślubu nie dojdzie. - skończyłam i obserwowałam jak Iniesta oraz kilka innych chłopaków spojrzeli po sobie lekko zawiedzeni.
- Mimo to, nie chcemy żeby ten dzień, a raczej noc, tak się skończyła, dlatego prosimy żebyście tu z nami zostali i bawili się dalej. Nie jesteśmy z Mari w konflikcie, rozstaliśmy się w totalnej zgodzie. - uśmiechnął się mizernie w moją stronę.
Jasne, że cierpiał, widziałam to bardzo dobrze. Ja także nie łatwo radziłam sobie z tą sytuacją, jednak wiem, że trzymałam się lepiej od niego, nawet jeśli próbował stwarzać pozory spokojnego.
- Jasne. - uśmiechnęła się Anna, która wstała zaraz po tym,
gdy skończyliśmy mówić. - Zróbmy to, co nasza ex para młoda poprosiła i po prostu się bawmy. - wskazała ruchem dłoni by wszyscy się podnieśli, puszczając po tym w moją stronę oczko.
Ja posłałam jej wdzięczne spojrzenie, a kiedy wszyscy wstali i zaczęli tańczyć do muzyki, którą podłączył Sergi, podeszłam do niej i mocno się przytuliłam.
- Wiesz może gdzie jest...
- Wyszedł zaraz po tym gdy przyszliście. Wiesz, kiedy złapałaś Sergiego za rękę, chyba pomyślał, że wy... - skrzywiła się, a ja pokręciłam zdenerwowana głową i podziękowałam jej, gdy wskazała mi drogę.
Rozejrzałam się widząc tańczących i pijących przyjaciół i uśmiechnęłam się, ciesząc się z tego, że zachowują się tak, jakbyśmy właśnie przed chwilą nie odwołali swojego ślubu. Byłam im za to bardzo wdzięczna. Wypatrzyłam też Sergiego, który tańczył z Raquel. Był niesamowicie przygnębiony i zdecydowanie nie wychodziło mu ukrywanie uczuć, przez co prawie we wszystkim stawał się kompletnym przeciwieństwem Gerarda. Wtedy naszła mnie myśl, że może w moim guście byli wysocy, niemili oraz aroganccy piłkarze, którzy wyglądają jak huligani i to właśnie dlatego wciąż brakowało mi czegoś w Sergim.
Odwróciłam się w stronę tylnego wyjścia, którym podobno wychodził Gerard, jednak nim ruszyłam czyjaś dłoń owinęła się w wokół mojej ręki i pociągnęła mnie w swoją stronę. Gdy się obróciłam, zastałam zmieszanego Busquetsa, który z wielkim zakłopotaniem, całkowicie bez słowa się we mnie wpatrywał. Ja również nie wiedziałam co zrobić.
Tak naprawdę cała złość, jaką miałam do Sergio po prostu się ulotniła. Sergi miał racje, nie powinnam była go winić, ponieważ Busi po prostu próbował sprawić, bym czuła się w Barcelonie pewniej i abym w jakiś sposób zapomniała o dawnej miłości. Doceniałam to, że mimo krótkiej znajomości tak bardzo chciał mi pomóc i odczuł potrzebę zaopiekowania się mną.
- Mari, pewnie już wiesz i naprawdę przepraszam cię za to, nie wiem co sobie wtedy pomyślałem. - zaczął, patrząc na mnie tak, jak jeszcze nigdy tego nie robił.
Busquets miał naprawdę barwne usposobienie. Był pomocny, zabawny, kochany i dbający o swoich przyajciół. Często był tym, który robił różne głupie, ale i śmieszne rzeczy oraz opowiadał kawały. Stał się po prostu duszą całej naszej paczki, bez której mogłaby zanudzić się na smierć. Zawsze śmiałam się, że Busquets był takim moim odpowiednikiem Michaela z Manchesteru i zdecydowanie coś w tym było, ponieważ kiedy spotkali się w lipcu, stwarzali razem dosłownie tykającą bombę żartów i wygłupów.
Dlatego kiedy teraz stałam naprzeciw niego, nie czułam się jakby mówił do mnie ten sam Sergio, którego tak dobrze znałam. Nie był uśmiechnięty oraz nie tryskało od niego dobrą energią. Nigdy nie miałam okazji widzieć go w takim stanie i miałam ogromną nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie mi to dane.
- I zrozumiem jeśli nie będziesz już chciała utrzymywać ze mną...
- Sergio! - złapałam go za ramiona, lekko nim potrząsając. - Nie obwiniaj się już tak, jest w porządku.
- Nie wiem co miałem w głowie... co? - uniósł głowę, ponieważ przez cały ten czas gdy mówił, nie potrafił na mnie spojrzeć. Jego oczy w jednym momencie rozbłysnęły w szczęściu, a ja uśmiechnęłam się na taki widok. - Naprawdę? Nie jesteś zła?
- Nie. Jestem ci wdzięczna za to, że chciałeś mi pomóc. Sergi stał się dla mnie bardzo ważny, ale... - zacielam się, nie wiedząc co dalej powiedzieć.
- Ale on nigdy nie będzie Gerardem. - pokiwał głową, a ja spuściłam wzrok, przegryzając dolną wargę.
W tym samym momencie Busi po prostu przylgnął do mnie swoim ciałem, zwyczajnie się do mnie przytulając. Dopiero teraz zrozumiałam, że po tym wszystkim potrzebowałam takiego silnego, męskiego, ale i przyjacielskiego uścisku.
- Teraz już do niego idź. - zaśmiał się.
- Idę. - przytuliłam się do niego jeszcze raz, złożyłam na jego policzku delikatny pocałunek i nim się odwróciłam posłaliśmy w swoją stronę ciepłe uśmiechy.
Otworzyłam delikatnie drzwi i szybko się przez nie przecisnęłam, ponieważ coś je blokowało i nie chciały się do końca uchylić. Kiedy je puściłam, chorobliwie głośno trzasnęły, ale wciąż dudniąca muzyka w pewien sposób zagłuszyła huk. Na zewnątrz zrobiło się trochę zimno, a ja nie pomyślałam o kurtce, dlatego kiedy zaczęłam rozglądać się za Gerardem, próbowałam ocieplić się trochę poprzez ocieranie ramion dłońmi. Obeszłam cały lokal dookoła, mijając przy okazji jakiegoś mężczyznę w czarnym kapturze, który chamsko zmierzył mnie wzrokiem. Szybko przyspieszyłam, kiedy zaczął zwalniać, a on zaśmiał się perliście i dopiero teraz zrozumiałam, że to Gerard.
- Piqué! Przestraszyłeś mnie. - pokręciłam głową, zdzielając go ręką po brzuchu.
- O to chodziło, księżniczko. - wybełkotał w śmiechu i podchodząc bliżej potknął się, wpadając prosto na mnie. Gdyby nie było za mną ściany, leżelibyśmy teraz obydwoje na brudnym chodniku.
Kiedy się do mnie zbliżył poczułam zapach wódki i papierosów, a gdy zobaczył, że sie skrzywiłam bezczelnie chuchnął mi prosto w twarz.
- Ugh, nienawidzę cię, pijaku. - odsunęłam go od siebie i pokręciłam głową kiedy wyszczerzył się w ten swój typowy sposób, którego kiedyś na początku naszej znajomości po prostu nienawidziłam. Ironią było to, że po czasie zakochałam się w nim tak samo mocno, jak w samym Gerardzie.
- Powiedziałaś, że mnie kochasz. - powiedział pogardliwie, a ja zmarszczyłam brwi. - No tak, przecież bierzesz ślub z tym pieprzonym dzieciakiem. - zaśmiał się i nieudolnie przysiadł przy jakimś murku. - W czym jest lepszy ode mnie, Mari? - szepnął, zakrywając twarz dłońmi. - Mam się jakoś zmienić? Powiedz tylko jak.
- Jesteś dla mnie idealny taki, jaki jesteś, jeszcze tego nie pojąłeś? - westchnęłam, kucając zaraz przed nim. - Nie chce żebyś się dla mnie zmieniał. A gdybyś został na dłużej, to wiedziałbyś, że do żadnego ślubu nie dojdzie. - dodałam, gdy wcale nie zareagował.
Dopiero teraz podniósł głowę i z wręcz iskierkami w oczach spojrzał na mnie, przy okazji z dość zabawną miną.
- Żartujesz? Widziałem jak złapałaś go za rękę.
- Jesteś słodki, kiedy jesteś zazdrosny. - zaśmiałam się i podeszłam bliżej tak, by usiąść na jego udach.
Gerard złapał mnie za pośladki, bym lepiej usiadła, a ja położyłam swoje dłonie na jego ramionach. Już dawno nie byliśmy tak blisko siebie, gdzie idealnie czułam jego perfumy, a jego usta były kilka centymetrów od moich.
- Nie jestem zazdrosny, Mari. - wyszeptał, przeczesując delikatnie moje włosy. - Po prostu się boję. Myślałem, że cię odzyskałem, a teraz gdy tak razem stanęliście byłem pewien, że znów cię straciłem.
- Nie straciłeś. Swoją drogą, gdy już tak mówimy o zazdrości... - spojrzałam na niego poważnie. - Pamiętasz jeszcze o tym, że masz dziewczynę?
Gerard spojrzał na mnie z poważnym wyrazem twarzy, po czym zaśmiał się perliście w dokładnie ten sam sposób, co jeszcze kilka minut wcześniej.
- Wiesz, czekałem cały czas, zastanawiając się kiedy o nią spytasz. - prychnął ponownie. - Nie mam dziewczyny. Nigdy jej nawet nie miałem.
- A Malia? - zmarszczyłam brwi, lekko się od niego odsuwając, zmierzyłam go wzrokiem, a on szczerzył się jak głupi do sera. - Udawałeś związek żebym była zazdrosna?
- Może... - zaśmiał się, gdy uderzyłam go w ramię. - I jak widać podziałało.
- Lepiej się już nie odzywaj. - fuknęłam, robiąc minę obrażonego dziecka.
- Czyli tak? - uniósł brwi, wciąż głupio się uśmiechając.
Ja zbliżyłam się do niego i łącząc swoje dłonie na jego karku wzruszyłam delikatnie ramionami.
- Być może czasem miałam ochotę wyrwać jej te blond kudły. - odpadłam niewinne, co spotęgowało jego rozbawienie. - Ale i tak wygrałam jeśli chodzi o wzbudzanie zazdrości.
- Teraz to ty się nawet nie odzywaj. - zagroził, a ja wybuchłam śmiechem.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy, tylko uznałeś, że masz taki kaprys? - spytałam, bawiąc się jego włosami.
On cały czas wpatrywał się we mnie, nawet na chwile nie zmieniając swojego punktu obserwacji. Nie krępował mnie tym jednak.
- Zadajesz dzisiaj masę pytań. - westchnął.
- Ale mam prawo na odpowiedzi, prawda? - uśmiechnęłam się lekko, posyłając w jego stronę mimo wszystko karcące spojrzenie.
- Gdybyś się dowiedziała, to pewnie byście się posprzeczali, a wtedy prawdopodobnie nie doszłoby do ślubu i...
- I znów wolałeś stracić w moich oczach tylko po to, by chronić nasz związek? - wtrąciłam się mu w słowo, nie potrafiąc się powstrzymać, Gerard jednak pokiwał przecząco głową.
- By chronić ciebie. - sprostował. - Sergi mimo wszystko, to dobry i odpowidzialny chłopak. Wiem, że jeśli doszłoby do ślubu, to byłabyś z nim szczęśliwa. A przynajmniej szczęśliwsza niż ze mną.
- A ty? Byłbyś szczęśliwy? Zresztą jak mógłbyś pomyśleć, że będzie mi lepiej z osobą, do której nie czuje tyle, ile do ciebie. - pokręciłam głową, wzdychając.
- Ja byłem najmniej ważny, bo...
- Skończ, Gerard. Przestań tak siebie traktować. Też jesteś ważny, nie jestem jedyna!
Potem zapanowała między nami cisza, ponieważ Gerard się nie odezwał. Robił to bardzo często. Kiedy temat mu nie leżał, po prostu nie odpowiadał. Spokój panujący wokół nas rzerywany był jedynie dźwiękiem od czasu do czasu przejeżdżających aut. Przez chwilę się w siebie wpatrywaliśmy, a potem uznałam, że skoro uznał naszą rozmowę za zakończoną, to położę się na jego klatce. Kiedy to zrobiłam Gerard ułożył swoje dłonie na moich plecach lekko je głaszcząc, a ja usadowiłam swoją głowę niedaleko zagłębienia w jego szyji.
- Bądź moja. - szepnął po jakimś czasie, a ja na jego głos aż się wzdrygnęłam.
Słysząc jego słowa podniosłam głowę i spojrzałam w jego stronę, zastając wlepione we mnie niebieskie oczy.
- Zawsze byłam twoja. - uznałam zgodnie z prawdą.
- Ale teraz bądź oficjalnie moja, wiesz... - zmieszał się i zauważyłam, że nawet jego policzki delikatnie się zarumieniły.
- Pytasz czy chcę być z tobą w związku? - uśmiechnęłam się i poczułam jak moje serce powoli nabiera tempa.
- Tak, chyba tak. - kiwnął niepewnie głową. - Znaczy, nigdy nie pytałem o to nikogo i...
Nie powoziłam mu dokończyć, ponieważ wpiłam się w jego usta, przerywając przy okazji jego wypowiedź.
Gerard w porę zareagował, jakby spodziewał się, że właśnie to zrobię. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby tak było, ponieważ wiedział o mnie więcej, niż ja sama. Zwracał uwagę na najmniejsze szczegóły, o których nie miałam nawet pojęcia. Był czujny i uważny, dosłownie w każdej sytuacji. Zwykle ciężko było dzięki temu go zaskoczyć.
Gerard gładził moje włosy, policzki i szyję bez jakiegokolwiek opamiętania, nawet jeśli pocałunek wcale nie był tak szybki i żywy. Czułam jakby sprawdzał i upewniał się, że rzeczywiście siedzę właśnie na jego kolanach i po prostu, bez żadnych wyrzutów sumienia, całuję go. Ale tak właśnie było. Siedzieliśmy zwyczajnie na ziemi, jak para głupich nastolatków, a przecież już dawno nimi nie byliśmy. Całowaliśmy się, jakbyśmy nie robili tego już długi czas, a ja nie czułam wcale tego, że jeszcze niedawno zerwałam swoje zaręczyny. Miałam wrażenie, jakby Gerard był ze mną od zawsze. Bez żadnej kilkuletniej przerwy. Po prostu, jakbyśmy byli razem przez cały ten czas, ponieważ tak się zachowywaliśmy. I to był właśnie ten moment, w którym nie musiałam się bać, zastanawiać i domyślać, dlaczego Gerard mnie nie pocałował albo czemu w ogóle to zrobił. Teraz wiedziałam, że na wszystko odpowiedzią była miłość. Ukrywana tyle lat, duszona, zastąpiona nieraz wieloma ludźmi, ale jednak miłość.
Nie całowaliśmy się długo, już po krótkiej chwili oderwaliśmy się od siebie, jedynie w akompaniamencie ciężkich i szybkich oddechów.
- Czyli tak? - spytał, oblizując wargi.
Wcale nie musiałam się nad tym zastanawiać. Odpowiedź była przecież prosta już od tylu lat. Nie miałam wyrzutów sumienia, spowodowanych tym, że rozpoczynałam od razu nowy związek, ponieważ to od zawsze był Gerard. Nie Logan, Sergi czy ktokolwiek inny, tylko pewien kataloński obrońca, który zdobył moje serce już lata temu.
- Ty też będziesz tylko mój. - uniosłam jedną brew, delikatnie się uśmiechając. - Nie jakiejś tam Malii.
- Zawsze byłem i będę twój. Nigdy nie było inaczej, Mari. Może i sporo zajęło mi dojście do tego, ale teraz już wiem, że jeszcze nigdy w życiu nie byłem czegoś aż tak pewien.
- Więc tak. - uśmiechnęłam się szeroko, a Gerard wyprzedził mnie i szybko zbliżył się do moich ust.
Był szczęśliwy, czułam to i niesamowicie cieszyłam się, że wreszcie mogłam zobaczyć ten jego piękny i szczery uśmiech częściej, niż raz na kilka miesięcy.
Gerard delikatnie muskał moje usta, próbując się nimi nasycić, jednak szło mu to tak samo źle jak mnie, ponieważ ja nigdy nie potrafiłam tego zrobić. Zawsze czułam niedosyt, brak i chęć ponownego posiadania go blisko siebie i aż nie wierzyłam, że teraz mogłam to mieć.
Piqué zjechał dłońmi z powrotem na moje biodra i podniósł się do postawy stojącej. Niemiłosiernie mnie tym przestraszył, dlatego przerwałam pocałunek głośnym piskiem. Bałam się, że wylądujemy znów na ziemi i tym razem boleśniej, ale powinnam była pamiętać, że Gerard nigdy nie pozwoliłby mi upaść.
- Co ty robisz? - zaśmiałam się głośno i ponownie pisnęłam, gdy mnie podrzucił, dla lepszej stabilizacji.
- Wynajęliście pokoje na piętrze, prawda? - kiwnęłam głową, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście to zrobiliśmy.
Gerard puścił mi jedynie oczko i zaczął kierować się do drzwi. Przystanął na chwilę przy nich, lekko siłując się z opornymi zawiasami. Gdy miałam zaproponować, by mnie puścił udało się mu otworzyć i szybko znaleźliśmy się w środku. Nawet nie zdążyłam zobaczyć jak się wszyscy bawią, ponieważ Gerard pognał w stronę schodów. W tym samym czasie zaczął drażnić moją skórę na dekolcie, a ja zatopiłam swoje dłonie w jego gęstych, delikatnych i miękkich włosach. Przez całą drogę głupkowato się śmialiśmy i to było dobre przypomnienie tego, że mimo wszystkiego co się stało wciąż byliśmy pod wpływem niemałej ilości alkoholu. Nasze dobre humory przerwało chrząknięcie, ponieważ kiedy obróciliśmy głowy w stronę wydobywającego się dźwięku, zastaliśmy podirytowaną kobietę, stojącą w recepcji. Spojrzałam zmieszana na Gerarda i pokazałam mu ruchem dłoni, by mnie puścił. Myślałam, że to zrobi, ale on podrzucił mnie wyżej tak, bym wisiała mu na ramieniu. Krzyknęłam głośno, by mnie odstawił, jednak on się głupio zaśmiał i podszedł do kobiety.
- Ja i moja dziewczyna potrzebujemy pokoju. - powiedział poważnie, ale nie byłam w stanie nic zobaczyć, ponieważ jedyny widok, jaki teraz miałam, to jego plecy, pośladki i trochę nogi.
Moje serce jednak podskoczyło, gdy po raz pierwszy przyznał przy kimś, że jestem jego dziewczyną. Jeszcze nigdy tak nie reagowałam, gdy byłam w innych związkach i wiedziałam, że będę miała tak na dłużej.
- Jesteście z tej imprezy z dołu? - spytała.
Brzmiała mniej poważnie, niż wyglądała.
- Gerard możesz mnie puścić? - jęknęłam z zażenowaniem, lekko się wierzgając, jednak on nawet nie zareagował. Powinnam była być na to gotowa, przecież tak dobrze go znałam.
- Tak. - odpowidział, a ja podziękowałam, jednak klepłam go z całej siły w plecy, gdy zorientowałam się, że nie odpowiedział mnie, tylko jej. - Panna młoda we własnej osobie. - zaśmiał się.
- Dobrze. Pokój numer trzysta pięć. - usłyszałam szmer wysuwanej szuflady, a następnie dźwięk kluczy, które prawdopodobnie wręczyła Gerardowi.
Chłopak podziękował i dopiero gdy się odwrócił zsunął mnie do poprzedniej pozycji. Posłałam mu moje mordercze spojrzenie, ale nic to na nim nie zrobiło, pomijając wywołanie śmiechu.
Kiedy znaleźliśmy się w pokoju Gerard położył mnie delikatnie na łóżku i po zamknięciu drzwi zawisnął nade mną z uśmiechem.
- Narobiłeś nam wstydu. - klepłam go delikatnie po twarzy.
- Lubisz mnie bić. - zmarszczył w udawanym oburzeniu brwi, łapiąc się za policzek. - Jakiego wstydu, skarbie? Ona dosłownie chciałaby być na twoim miejscu. - zaśmiał się i pocałował mnie w rzuchwę, zbliżając się do ust, by wreszcie je złączyć.
W trakcie pocałunku zaczął delikatnie dotykać mnie w okolicach miednicy, zjeżdżając niżej, a potem wyżej. Kiedy miał pozbyć się mojej bluzki, drzwi wręcz huknęły od energicznego pchnięcia. W stresie szybko zrzuciłam go z siebie i podniosłam się do siadu, a Gerard nie wiedząc jak zareagować po prostu zrobił to samo. Oczywiście zapomniał przekręcić zamek, przez co u progu stał Michael. „Stał” było może jednak zbyt odważnym określeniem, ponieważ miał zdecydowanie duży problem z równowagą.
- Mówiłem ci, że to nie ten. - wybełkotał czerwonowłosy Michael, tak naprawdę nie wiem do kogo. - Przecież nie otworzylibyśmy bez klucza. - pokręcił głową i o mało nie dostał zawału, gdy zauważył mnie i Gerarda. - Och, Mari, Gerard!
Z uśmiechem rzucił się na nas, jednak nie trafił i poleciał prosto na podłogę.
- Jesteś w cholerę pijany. - prychnęłam w rozbawieniu, schylając się, aby sprawdzić czy nic mu się nie stało.
- Nie, nie jestem. Jestem nietrzeźwy, a to różnica. - wybełkotał, próbując się podnieść.
W tym samym czasie u progu stanął Busquets, przez co zrozumiałam do kogo odzywał się wcześniej Michael.
- Ej, chyba jestem...
- Nietrzeźwy? Już to przerabialiśmy. - odezwał się Gerard.
- Niee... Najebany, o tak. - urwał ze śmiechem, próbując ratować swoją równowagę za pomocą futryny. - Zdecydowanie jestem najebany. - dopowiedział, kiedy uderzył w ścianę, gdy próbował wejść do środka.
Zastanawiałam się jak oni w ogóle weszli po schodach i poprosili o klucze do pokoju, skoro Busi przegrał z drzwiami.
- Wypad, bo nam przeszkadzacie. - westchnął podirytowany Gerard, wstając z łóżka i próbując pomóc podnieść się Michaelowi, który wciąż leżał na podłodze.
- Jak ci wypadł, to se włóż. - ryknął śmiechem Busi, bardzo zadowolony ze swojego żartu, który mimo wszystko trochę mnie rozbawił.
- No właśnie przez was nie mogę sobie włożyć, palanty. - mruknął, czym sprawił, że się zarumieniłam.
Chłopcy mimo nietrzeźwości załapali aluzję, ponieważ z uznaniem przeprosili i obydwaj unosząc ręce w górę powiedzieli, że nie będą już przeszkadzać. Kiedy wyszli, a Gerard tym razem przekręcił zamek w drzwiach, dosłownie wybuchłam śmiechem.
- Zawsze muszą wszystko popsuć. - pokręcił głową, wracając w stronę łóżka. - Na czym my to skończyliśmy? Ach tak, na tym. - uśmiechnął się chytrze i bez ostrzeżenia zdjął ze mnie bluzkę.
I co ja mam napisać po przeczytaniu tego rozdziału co? Powtarzam się już nie wiem który raz ale tworzysz cudowne rozdziały- można się przy nich pośmiać, popłakać, a czasami nawet bać😘 uwielbiam ten duecik. Gerciu i Mari to idealnie dobrana para. Widać na kilometr, że bardzo się kochają.. Tak się zastanawiam co zrobię jak zakończy te opowiadanie 🤔
OdpowiedzUsuńAleż ten Pique nieogarnięty ... jak każdy facet chyba. Zamiast poczekać, źle ocenił sytuację i zwiał. A przecież skoro się dowiedział, że ona go kocha, to powinien o nią walczyć i nie "oddawać" Sergiemu! A tak to Sergi oddał mu ją dobrowolnie, mimo że nie do końca chętnie. Ale cóż ... wiedział, że dziewczyna nigdy nie obdarzy go takim samym uczuciem.
OdpowiedzUsuńNa całe szczęście Maritza znalazła swoją "dużą" zgubę ;) Ich rozmowy są komiczne! I to, jak Gerard prosił ją, żeby została jego dziewczyną ^^ widać, że to raczej on był o takie rzeczy proszony. Ale! Tak czy siak, udało mu się i nareszcie, oficjalnie, on jest jej, a ona jego ... tak jak powinno być od dawna ;D
"Ja i moja dziewczyna potrzebujemy pokoju" - jak to przeczytałam to sobie od razu pomyślałam "Wow, no coś Ty! Serio?" haha jakby kobieta nie zauważyła, czego od niej oczekują ;P A drzwi się zamyka na klucz! Szczególnie w dość ważnych sytuacjach i gdy ma się nie do końca normalnych przyjaciół ^^
Busi i jego żarciki <3
Haha, kocham w twoich rozdziałach to, że zawsze potrafisz dorzucić dozę humoru i wychodzi Ci to wprost idealnie. :D
OdpowiedzUsuńDziękuję i do następnego :*
Gerard, Ty mój słodziaku! Czuje, że przy nim (z ostatnich rozdziałów) o zapasy miodu nie musiałabym się martwić. 😂
OdpowiedzUsuńJestem tak szczęśliwa, że są razem, że są tacy radośni i zakochani, że S Z O K!
Do następnego, buziak! 😘
Szanuję! Szanuje ten rozdział i szanuję Ciebie kochana autorka za to cudowne love story. Piękny. Dokładnie tego chciałam, oczekiwałem i i to się modliłam!!!! ALLELUJA. ŚCISKAM, do następnego! Girwithaball.
OdpowiedzUsuń