poniedziałek, 20 sierpnia 2018

c02r19 So you're moaning now?

- Więc jak spędzacie Wigilię? - spytała Elena dokładnie piętnastego grudnia, jeżdżąc dookoła pokoju z wózkiem, kiedy w posiadłości Busquetsów razem z Anną szykowałam ciasteczka na klubowe, świąteczne spotkanie.
El urodziła początkiem października piękną i zdrową Olivię, która była mimo to bardzo humorzasta. Dlatego nasza przyjaciółka miała z nią dosłownie urwanie głowy. Ciężko było zostawić ją na chwilę samą, ponieważ przez cały czas potrzebowała stuprocentowej uwagi. Możliwe, że miała coś z Sergio. Za dwie godziny miała odbyć się coroczna, „klubowa wigilijka”, na której zawsze pojawiali się wszyscy piłkarze z rodzinami oraz ludzie z zarządu. Można było wtedy spędzić miło czas w swoim gronie i poczuć się jak rodzina przy wigilijnym stole. Każdy zaproszony powinien przygotować coś do jedzenia. My na tą okazję szykowałyśmy coś słodkiego, mając nadzieję, że wyjdzie nam za pierwszym razem, ponieważ nie miałybyśmy już czasu na powtórki. 
- Razem z Andresem jedziemy do teściowej. - fuknęła Anna, dosypując do ciasta więcej mąki, ponieważ masa wyszła zbyt leista.  - Nie zniosę tej kobiety w jednym pomieszczeniu na dłużej niż kilka godzin, więc jak poradzę sobie przez całe święta? - westchnęła, a my się zaśmiałyśmy, jednak mimo to naprawdę jej współczułyśmy. 
Z opowieści An wynikało, że matka Andresa miała fioła na punkcie własnego syna. Nie widziała poza nim świata i nie wyobrażała go sobie u boku innej kobiety, niż jej samej. Co było śmieszne, bo przecież byli już małżeństwem i z tego co wiedziałam powoli szykowali się na dziecko. Słysząc o całej tej sytuacji miałam przed oczami rodzicielkę Sergiego, która zawsze szukała jakiegoś powodu, by mi ubliżyć. Miały ze sobą wiele wspólnego i myśle, że jeśli by się spotkały mogłyby założyć swój własny klub „Nienawidzimy swojej synowej”. Chyba, że już faktycznie to zrobiły. 
- A wy? - Elena zwróciła się do mnie.
- Lecimy do Włoch. - uśmiechałam się, gdy udało mi się uformować dosyć ładne serduszko z ciasta. 
- Zrób je chudsze i mniejsze, bo jak wyrośnie, to będzie wyglądać conajmniej jak poturbowany kamień. 
- Dzięki. - westchnęłam i przywróciłam mojemu serduszku posturę kulki, a potem pozbyłam się z niej małej ilości ciasta. - Wracając... Gerard chciał poznać moich rodziców, a mama i tak zapraszała mnie na święta, więc postanowiłam, że pojedziemy razem. 
- Zaraz. - Elena zatrzymała się i postawiła wózek przy ścianie, ponieważ Olivia wreszcie zasnęła, dając nam trochę spokoju od płaczu. - Zaprosiła ciebie? Więc twoi rodzice nie wiedzą, że z nim jesteś? 
- Znają go. - odpowiedziałam wymijająco i zaczęłam układać gotowe ciasteczka na blaszce. 
- Ale jako „Gerarda”, a nie „Gerarda, faceta naszej córki”, tak? - zaśmiała się Elena. - Chcesz się poczuć jak nastolatka ukrywająca przed rodzicami swojego chłopaka? 
- Nie, ale matka dostałaby zawału, gdybym razem z odwoływaniem ślubu poinformowała ją, że od razu po zerwanych zaręczynach zaczęłam nowy związek. - popatrzyłam na nie znacząco, a Anna kiwnęła głową, wyraźnie się ze mną zgadzając. 
Elena sprawdzała co kilka sekund czy z jej córeczką wszystko w porządku i kiedy tak się jej przyjrzałam, uznałam, że trzyma się naprawdę dobrze. Co prawda miała niesamowite wory pod oczami, których ze względu na brak czasu nie miała szansy przykryć korektorem, ale pomimo tego nie wyglądała aż tak źle, jak mówiła. Stwierdziłam więc, że zaoferujemy jej z Ann zajęcie się małą Olivią, gdy wstawimy już ciastka do piekarnika, by ona mogła pójść i zająć się sobą. Była nam bardzo wdzięczna i pognała od razu do łazienki, a ja sprawdziłam czy piekarnik zdążył się już nagrzać. Anna w tym czasie podziwiała śpiącą dziewczynkę, która wreszcie była bardzo spokojna. Coś było w tym, że dzieci są grzeczne tylko wtedy, kiedy śpią. 
Pół godziny później słodkości były już gotowe i o dziwo wcale nie wyszły źle. Pięć minut potem dostałam wiadomość od Gerarda, że czeka na nas przed domem. Elena akurat w tym samym czasie wyszła z łazienki. Zdążyła wziąć prysznic, umyć włosy, pomalować się i założyć naprawdę śliczną, długą, czarną sukienkę, która idealnie przylegała do jej ciała. Nie znając jej, nigdy nie powiedziałabym, że niedawno urodziła. Jej ciało było zdecydowanie lepsze od mojego, nawet jeśli zaczęłam ćwiczyć. Wzięła swoją córkę, która właśnie się obudziła i ubrała ją zgodnie z pogodą panującą na dworze. Wyszłyśmy przed dom i faktycznie Gerard stał już przy bramie. Elena złapała jeszcze za przygotowane rzeczy Olivii i razem pokierowałyśmy się w stronę Piqué. One siadły z tyłu, podczas gdy ja zajęłam miejsce pasażera, próbując nie upuścić blachy, którą dałam sobie później na kolana. 
- Hej. - uśmiechnęłam się, a on bez odpowiedzi nachylił się i szybko pocałował mnie w usta. 
Zwiesił swój wzrok na blaszce i wyciągnął rękę, by odchylić sreberko, jednak ja pacnęłam go w dłoń, mówiąc, że to na później. 
- Muszę spróbować czy są dobre, nie chcecie chyba dać Bartomeu czegoś trującego, hm? - uśmiechnął się w ten swój własny sposób, a dziewczyny z tyłu zaniosły się śmiechem. 
- Wątpisz w moje umiejętności kulinarne? - spytałam w udawanym oburzeniu, a Gerard w tym samym czasie odpalił samochód i dołączył do ruchu drogowego. 
- Noo... - skrzywił się na pokaz, a kiedy spojrzałam na niego gniewnie posłał mi niewidzialnego buziaka. 
- Skończyłam ten temat. - odwróciłam od niego swój wzrok i skupiłam się na jezdni, jednak również się zaśmiałam.
Miał racje, ponieważ naprawdę byłam słaba we wszystkim, co było związane z gotowaniem. Gerard dobrze o tym wiedział i często obierał sobie ten fakt, jako idealny punkt zaczepek. 
Najpierw pojechaliśmy do domu rodziców Eleny, gdzie zostawiła pod ich opieką Olivię, a następnie pokierowaliśmy się już prosto w stronę restauracji, w której miała odbyć się uroczystość. 
Nie wszyscy byli jeszcze na miejscu, ale już większość zaproszonych siedziała w wyznaczonych dla nich miejscach. My byliśmy jednymi z ostatnich, ponieważ już mało siedzeń pozostało wolnych. Nasze nazwiska znaleźliśmy zaraz obok Vanessy i Carlesa oraz Jordiego i Romarey. Naprzeciwko nas usiedli Elena i Sergio oraz Anna z Andresem. Wszystko było na tyle przemyślane, by każdy mógł spędzić czas w towarzystwie najbliższych mu osób. Oczywiście, że wszyscy czuliśmy się jak rodzina, ale mimo wszystko każdy miał swoją „paczkę, z którą posiadał najlepsze relacje i zarząd dobrze o tym wiedział. 
Gdy wygodnie rozsiedliśmy się na swoich miejscach Gerard skupił całą swoją uwagę na Sergio i Jordim. Mimo to przez cały ten czas jego prawa dłoń leżała na moim lewym udzie, delikatnie je ściskając oraz wykonując masujące ruchy. Ja natomiast nie dołączyłam się do żadnej rozmowy, a obserwowałam wszystkich znajdujących się w środku oraz ostatnich brakujących zaproszonych, którzy właśnie wchodzili. Po około dziesięciu minutach już wszystkie krzesła zostały zajęte, oprócz jednego obok Roberto. Przeszło mi przez myśl, że może to za sprawą jakiejś pomyłki, jednak mimo tego, że jego stolik był od nas dość oddalony, zobaczyłam obok jego nazwiska jeszcze jedną podpisaną kartkę. Pomimo gwaru usłyszałam stukot szpilek, po czym u progu stanęła wysoka, uśmiechnięta blondynka. Nikt oprócz mnie nie zwrócił na nią uwagi, dlatego ułożyłam swoją dłoń na tej Gerarda, która wciąż nie zmieniła położenia i mocno ją ścisnęłam, co sprawiło, że oderwał się od jakiejś dyskusji i na mnie spojrzał. 
- Co ona tu robi? - spytałam patrząc mu w oczy, ponieważ to właśnie Malia zaszczyciła nas swoją obecnością na spotkaniu, które wcale jej nie dotyczyło, odkąd przestała udawać dziewczynę Gerarda. 
Nie miał pojęcia o kim mówię, dlatego z wymalowanym zdziwieniem na twarzy uniósł wzrok i umieścił go na kobiecie, która właśnie wieszała swój płaszcz przy wejściu do restauracji. Ulżyło mi, gdy zobaczyłam, że był zaskoczony równie bardzo jak ja. Nie wiem co sobie myślałam, ale byłam niesamowicie zazdrosna, nawet jeśli wiedziałam, że Gerard nie miał pojęcia czemu się zjawiła.
Podniósł się z krzesła w momencie, w którym Malia zaczęła iść w naszą stronę. Postanowiłam, że nie pozwolę im rozmawiać bez mojej obecności, dlatego szybko pognałam za chłopakiem, nim jeszcze zdążył do niej podejść. 
- Hej, Geri. - uśmiechnęła się miło. - I Mari. - dodała już mniej entuzjastycznie, ale jednak. 
Zawsze była miła. Nigdy nie dawała powodów, by jej nie lubić, ale mimo to mnie aż odrzucało na jej widok. Oczywiście kiedyś nie umiałam się przyznać dlaczego, ale teraz mogłam śmiało powiedzieć, że z powodu zazdrości niezależnie od tego jak miła i uprzejma była, to ja nie potrafiłam pałać do niej jakąkolwiek sympatią. Nawet, jeśli nic takiego mi nie zrobiła, bo przecież po prostu grała to, o co ją poproszono.
- Cześć, co tu robisz? - spytał, a ona uwiesiła swój wzrok na kimś za nami. 
Kiedy się obróciłam zastałam uśmiechniętego Sergiego, który zwinnie nas wyminął i stanął naprzeciw Malii, składając na jej policzku szybki pocałunek. 
- Jest ze mną. - odpowiedział, prawdopodobnie słysząc kawałek naszej rozmowy. 
- Więc jesteście razem? - spytałam, czując wewnętrzną ulgę. 
Prawdopodobnie było widać, że bardzo się rozluźniłam. 
Obydwoje kiwnęli w odpowiedzi głowami, a następnie nas przeprosili i udali się do swojego stolika, ponieważ Bartomeu już wstał, przygotowując się do swojej przemowy. 
Spojrzeliśmy z Gerardem po sobie w lekkim zdziwieniu, ponieważ była to ostatnia rzecz, o jakiej mogliśmy pomyśleć widząc tu Malię. Także wróciliśmy na swoje miejsca i w ciszy przyglądaliśmy się Sergiemu i Malii, którzy żywo o czymś dyskutowali. Jego oczy świeciły się w szczęściu, na co delikatnie się uśmiechnęłam. Dobrze było go takiego widzieć i wiedzieć, że ma się dobrze oraz ułożył sobie jakoś życie. Nie spodziewałam się jednak, że będzie to Malia. 
Josep przywitał nas wszystkich oraz podziękował za przybycie. Rozgadał się trochę o rozpoczętym sezonie, chwaląc chłopców za rozegrane już mecze oraz napomknął też o tych przyszłych, życząc chłopcom siły po nowym roku. Prawdę mówiąc, nie było to nic nowego, ponieważ powtarzał to rok w rok, a przynajmniej w te lata, podczas których uczestniczyłam w tej klubowej wigilijce. Wszyscy dobrze wiedzieli co ma do powiedzenia, ponieważ nie fatygował się nawet zmienić kolejności. Piłkarze czekali tylko aż skończy, a kiedy wreszcie to nastąpiło, mogliśmy podzielić się opłatkiem i rozpocząć kolację. 
W gwarze spowodowanej głośnymi dyskusjami nie było słychać nawet stukotu talerzy, pomimo tego, że każdy z wielkim głodem rzucił się na wytrawne i dokładnie przygotowane dania. Miałam wrażenie, że tylko ja i Gerard nie rozmawialiśmy, będąc zbyt zajęci obserwowaniem Sergiego i Malii. Wydawało mi się to takie dziwne, a zarazem krępujące i byłam pewna, że dla Piqué również. 
- Kto by pomyślał, że nasi ex będą ze sobą? - wypalił w końcu Gerard w momencie, kiedy ja także chciałam się odezwać. - Do tego jak słodko się przejęłaś, gdy ją zobaczyłaś. - zaśmiał się, pstrykając mnie w nos, ponieważ zrobiłam niezadowoloną minę. 
- Po prostu jej nie lubię. - fuknęłam. 
- Niee... - prychnął. - Nie lubisz świadomości, że kiedyś robiła rzeczy, których ty nie mogłaś. - przerwał jedzenie, by skupić wzrok na moich gorących policzkach. 
Jak zwykle miał racje, ale nie chciałam dawać mu satysfakcji. Fakt, że byliśmy razem nie sprawiał, że przestał się ze mną droczyć, ale bez tego nasza relacja po prostu nie byłaby sobą. To nas cechowało. 
- Wcale nie. - mruknęłam i mimowolnie zerkając w ich stronę wzięłam łyk soku pomarańczowego. To oczywiste, że tak było oraz, że Piqué znów trafił w punkt. W tym był niezawodny. 
- Spokojnie, kochanie. - zbliżył się do mnie, odkładając łyżkę, przez co mógł odgarnąć moje włosy z ust i policzków, które podczas naszej rozmowy się tam znalazły. - Zazdrość wygląda na tobie wręcz idealnie. - wyszeptał i szybko pocałował mnie w usta, powodując ciepłe mrowienie w moim brzuchu. 
Około godziny dwudziestej pierwszej towarzystwo zaczęło się wykruszać. Tradycyjnie najpierw zmył się zarząd, który zawsze na takich spotkaniach przebywał najkrócej. Później sala zaczynała robić się coraz bardziej pusta, więc z Gerardem stwierdziliśmy, że i my także już pójdziemy. Pożegnaliśmy się z ostatnimi osobami, które zostały, życząc jeszcze raz wesołych świąt, a następnie udaliśmy się do auta. 
Gerard jechał prosto do swojego apartamentu, dlatego uznałam to za znak, że będę u niego nocować. W jego mieszkaniu znajdowało się pełno moich rzeczy, dlatego nigdy nie musiałam martwić się o to, że nie będę miała piżamy czy też jakiegoś kosmetyku. 
Kiedy po przebraniu się w odrobine wygodniejsze rzeczy Piqué poszedł po kieliszki do szampana, który zaoferował, że otworzy, ja włączyłam telewizję, wiedząc, że jeśli zrobiłby to on, skończylibyśmy oglądając jakiś kanał sportowy. O tej godzinie leciały już zwykle jakieś horrory albo nudne filmy dokumentalne wszelkiej maści, dlatego przełączyłam na kanał muzyczny, ponieważ to zawsze przyjemniejsze od krwawych scen. Gerard zjawił się krótką chwilę potem, gdy ja wygodnie wbiłam się w oparcie kanapy. Oprócz kieliszków, które moment później napełnił trzymał jeszcze białą kopertę. Podał mi ją razem z szampanem, który odłożyłam na stolik, by móc skupić się na kawałku papieru. 
- Co to? - spytałam od razu, przyglądając się kopercie. 
- Przedświąteczny prezent. - uśmiechnął się, a następnie usiadł zaraz obok mnie, biorąc łyk napoju. - No otwórz. - pogonił. 
- Już, już. - westchnęłam, skupiając się na jak najdelikatniejszym porwaniu materiału. 
Kiedy udało mi się nie popsuć zawartości, wyciągnęłam ze środka kawałek papieru. 
- To bilety? - spytałam po raz kolejny. - Do Francji? 
Piqué kiwnął jedynie głową, a uśmiech nie znikał mu z twarzy. 
- Pomyślałem, że możemy spędzić tam święta. - dotknął mojego kolana, jednak widząc moją reakcje jego mina lekko zrzedła. - Ale ty nie wydajesz się być zadowolona. Co się stało? 
Spojrzałam na niego i wpatrując się przez chwilę w jego rozkojarzone oczy delikatnie westchnęłam. Zdjęłam jego rękę z kolana i podniosłam się z kanapy, wciąż obserwując jak w milczeniu przygląda się temu co robię. Odwróciłam się w stronę drzwi, a on w skołowaniu nawet się nie podniósł. I dobrze, ponieważ gdy tylko wzięłam torebkę, od razu do niego wróciłam, wyciągając z niej dość duży świstek, który od razu mu podałam. Piqué spojrzał na mnie niepewnie wciąż się nie odzywając, a gdy zobaczył co właśnie trzymał w rękach, wbił się w oparcie z wymalowaną na twarzy ulgą. 
- Maritzo Camarillo, masz mnie już więcej tak nie straszyć, do cholery. - przetarł twarz swoimi dłońmi i pociągnął mnie w swoją stronę, kiedy zaczęłam się donośnie śmiać. - Chyba przeszedłem zawał, kiedy szłaś do drzwi. 
Zrobił minę, jakby właśnie umierał, po czym rzucił się na kanapę, nie zwracając uwagi na to, że na nim siedziałam. Skończyłam leżąc pod jego bezwładnym ciałem, ponieważ zachciało mu się jakiejś głupiej zabawy. Śmiałam się głośno,  prosząc, aby się podniósł, bo nie mogłam oddychać, ale on nawet nie reagował. 
- Gerard, zejdź! - jęknęłam, a on szybko uniósł głowę do góry, blokując ze mną spojrzenie. 
- A więc już jęczysz? - uniósł brew, a ja pacnęłam go w twarz z otwartej ręki, po czym wyswobodziłam się spod niego, kiedy lekko podparł sie rękoma. 
- Teraz bądźmy poważni, Gerard. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale... - zaśmiałam się widząc jego minę. 
- Prowokujesz mnie, a potem masz pretensje! - krzyknął niczym małe dziecko, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. - Dobra, teraz ty bądź poważna, bo ja już jestem. - fuknął, a ja schyliłam się po bilet, który Gerard chwilę temu upuścił. 
- Nie mogę być poważny, kiedy się tak zginasz. - powiedział, po czym złapał mnie za biodra nim zdążyłam się wyprostować i pociągnął mnie na swoje kolana.  
- Skończ. - upomniałam go, po czym pocałowałam go krótko w policzek i ześlizgnęłam się z niego, lądując na miejscu obok. - Co robimy? Kupiłam nam już bilety do Włoch, bo myślałam, że to idealny pomysł na poznanie moich rodziców. - powiedziałam, wspominając o tym, co jeszcze chwilę temu dałam Gerardowi. 
- To proste. - uśmiechnął się, jakby odpowiedź była oczywista. - Na święta lecimy do Włoch, a sylwester spędzimy na Wieży Eiffla. - nachylił się w moją stronę i szybko cmoknął w usta, a ja kiwnęłam głową i wyciągając z jego dłoni bilet położyłam go na stoliku, po czym usiadłam na nim okrakiem, lekko go zaskakując. 
- Dla ciebie też ten deser, który podali nie był zbyt sycący? - spytałam zaczepnie szeptem, wprost do ucha Piqué, który aż się wyprostował. 
- Zdecydowanie potrzebuję dokładki. - zaśmiał się, dokładnie rozumiejąc co miałam na myśli. 
Ułożył swoje dłonie na moich pośladkach, a ja moje owinęłam wokół jego szyji, kiedy zauważyłam, że chce się podnieść. 
- Nie, nie, nie! - spojrzałam na niego znacząco, gdy zaczął kierować się do sypialni. - Zróbmy to tu. - wskazałam na salon. 
- Cholera, jak ja cię kocham. - uśmiechnął się i zawrócił. 
- A ja ciebie, Piqué. - przygryzłam wargę, po czym zachłannie wpiłam się w jego malinowe usta, nim zdążył położyć mnie na kanapie. 

______
No i czas na święta! Nie powiem, dziwnie o tym pisać, kiedy na dworze skwar ;D wiem, ze może być nudno, ale tak tez czasem trzeba. wakacje niestety powoli się kończą i przyjdzie mi niedługo po raz pierwszy zmierzyć się ze wspaniałym liceum 😂 może mi zabraknąć czasu na pisanie przez jakieś pierwsze dwa miesiące, dlatego próbuje teraz dużo pisać i szykować nowe opowiadanie, wiec trzymajcie kciuki ;D
do następnego poniedziałku! 

6 komentarzy:

  1. Już sobie wyobrażam teściową Anny, która jej nie lubi.. Co za głupia kobieta 😂😂
    Możliwość spędzenia świat we Włoszech, a Sylwestra we Francji, to naprawdę kusząca propozycja i mogą zabrać mnie ze sobą 😂 i jakim cudem Sergi jest z tą całą Malią? Co tu się naodpierdzielało?! 🙄
    Mi wcale nie przeszkadza, że piszesz o świętach, gdzie są upały za oknem, bo z miłą chęcią bym poprosiła o jeden dzień chłodu.
    W takim razie trzymam kciuki za wenę, rozdziały i nowe opowiadanie.
    Buziak! ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Miłość kwitnie huhuhu!
    Dobrze , tak trzymać ;)
    Jestem ciekawa jak rodzice przyjmą wieść o związku tej słodkiej dwójeczki..
    Mam nadzieje , że dobrze ;p
    Czekam na kolejny rozdział , w wolnej chwili zapraszam na nowość do mnie :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Geri i Mari - kocham tych ludzi! Są tak idealni z tymi swoimi wadami, że aż wierzę w prawdziwą miłość. :D
    Czekam na kolejny rozdział. Więc do poniedziałku (chyba, że u mnie coś drgnie wcześniej, bo pewna Oliwia mnie dręczy XD)
    Buziaki! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie "dręczę XD" tylko sugeruję, z czego Twoi wierni fani i czytelnicy byliby zadowoleni i w jaki sposób możesz wpłynąć na poziom ich endorfin (i ewentualnie zepsutych nerwów).
      Z najwyższymi wyrazami szacunku,
      Pewna Oliwia😂😂😂

      Usuń
  4. Jestem i ja. Żeby nie było, że tylko wymuszam i dręczę, ty też to robisz.
    Po pierwsze primo, ja mam nadal niedosyt Geriego i Maritzy. Cieszę się niezmiernie, że są razem, buziaczki, misiaczki, przytulaczki..Ale ej. Ja potrzebuję rozpływać się cały, długi rozdział tylko z tą dwójką. Chociaż inni bohaterowie też są super, przyjaciele przyjaciółmi (swoją drogą świetnie wykreowani) i dobrze, że ich mają.. to i tak taka część rutyna Gerarda i Maritzy byłaby strzałem w dziesiątkę.
    Po drugie primo. Olivia? No nie musisz aż tak mnie tu wyróżniać, bo się zarumienię. Tak nie można! Ale szanuję.
    Po trzecie primo. I najważniejsze. (to, że trzecie, to nic nie znaczy .) Ty wiesz, że ja będę o to zła. Jak mogłaś, jakim prawem, jakim...tak skończyć. No po prostu.. "Bo NiE uMiEm" A idź mi z "nie umiem", oczywiście, że umiesz. To przyda ci się do realizacji punktu nr.1 : więcej Maritzy i Gerarda.

    Wredna teściowa? Och, klasyk. 59 rozdział u mnie czeka i zaciera rączki jak chcesz więcej o teściowej. Takie są najlepsze. Wystarczy tylko ta od Anny, teściowa Sergiego już może sobie iść.
    Malwa, Mala, Maila, Sralia. Szczerze? Nie obchodzi mnie kto jej za seks płaci, Sergi niech robi co chce, też mnie już nie obchodzi z jakich i czyich usług korzysta. Nie mój biznes, jego.
    Zazdrosna Maritza? Oby tylko o panią do towarzystwa wieczorami i w nocy, a nie byłego faceta, od którego nosi pierścionek zaręczynowy. Niech wreszcie no zdejmime, bo Gerard go odda na przetopienie.
    I czekam na rozdział ze świętami, bo czuję, że sie podzieje. Mam już kilka scenariuszy, teraz ich nie zdradzę, ale może kiedyś je ze mnie wyciągniesz. Wszystkie są ciekawe i prawdopodobne. Czekam, czekam, czekam, bo wiem, że to nie będą rutynowe święta jak co roku, a rodzice nie powiedzą tak od razu ze spokojem "O, witaj Geri, miło że zaciągnąłeś do łóżka naszą córkę tydzień przed jej ślubem. Witaj synu w rodzinie." Tam będzie się działo, będzie zabawa i znowu nocy bedzie mało będzie głośno, będzie..radośnie?! No ja na pewno się pośmieję.
    Więc czekam na kolejny. Mam nadzieję, że pojawi się Gerardowo Maritzowy rozdził very soon. I dokończyć ten rozdział poproszę na początku następnego! Nie bawimy się tak.
    Buziaki kochana! Do następnego! x.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli Gerard zostanie oficjalnie przedstawiony przyszłym teściom. Ciekawi mnie ogromnie ich reakcja ;) Bo z jednej strony rozumiem Mari. Jej rodzice byli wręcz przekonani, że do tej pory to Sergi był tym jedynym. Nie poznali prawdziwego powodu odwołania ślubu. Zaakceptowali go i polubili jako zięcia, a tu Ci niespodzianka! Mogą różnie zareagować, dlatego nie mogę się tego doczekać :)
    Gerard i Mari są genialni. To jak sobie dogryzają <3 Biedny Pique obawiał się, że dzięki umiejętnością kulinarnym jego ukochanej, prezydent klubu może zostać wysłany do szpitala. Urocze :P
    Hej! Sergi i Malia? Ja byłam przekonana, czytając o tej karteczce, że wejdzie jakaś urocza, śliczna i sympatyczna dziewczyna, a tu ZONK! Ta kobieta według mojej oceny nie mieści się w żadnym tym słowie! Chyba że nagle się zmieni, co do czego mam wątpliwości ^^
    Święta i Sylwester zapowiadają się uroczo ... o ile nic się nie popsuje ;)

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡