poniedziałek, 13 sierpnia 2018

c02r18 And is it good?

Wrzesień zleciał dość szybko na odwoływaniu spraw związanych z niedoszłym ślubem. Na mnie spadł obowiązek poinformowania o tym gości, co wcale mi się nie podobało, ale nie powinnam była marudzić, ponieważ Sergi zajął się dosłownie wszystkim innym. W ciągu kilku godzin nieustannego telefonowania zdołałam zawiadomić wszystkich, którzy mieli przyjechać. Najważniejsi byli ci, którzy lecieli samolotem. Razem z Sergim zarzekliśmy się również, że pokryjemy wszystkie koszty biletów. Na sam koniec zostawiłam jednak swoich rodziców. Słuchawkę podniosła rozradowana mama, mówiąca, że właśnie z tatą pakują swoje rzeczy. Przez pewien czas nie potrafiłam się odezwać, wiedząc, że rodzice wcale nie będą zadowoleni z tego, co miałam im przekazać. Początkowo mama nie chciała mi uwierzyć, będąc wręcz przekonaną, że wykręcamy jej jakiś słaby kawał. Nie wiem co sprawiło, że wreszcie się przekonała - długość moich zarzekań czy powaga, którą podtrzymywałam całą naszą rozmowę, ale wreszcie to zrobiła. Wiedziałam, że tak to zniosą, ponieważ w przeciwieństwie do matki Sergiego, moi rodzice naprawdę go uwielbiali i szanowali. Nie wspominałam im jednak o mnie i Gerardzie, którego swoją drogą znali bardzo dobrze z wielu moich historyjek, których naopowiadałam się po wyjeździe z Manchesteru. Zdawali sobie sprawę z moich uczuć względem jego, ale byli przekonani, że nigdy nie zostały odwzajemnione. Było tak tylko i wyłącznie ze względu na to, że do niedawna również i ja żyłam w tym okropnym błędzie.
W tym samym miesiącu zdążyłam się również przeprowadzić do starej kamienicy, w której wynajęłam mieszkanie pięć lat temu, zaraz po przylocie. W prawdzie moje stare lokum już dawno zostało sprzedane, jednak dwójka młodych ludzi kilka miesięcy wcześniej wyniosła się z kamienicy, zostawiając mieszkanie wręcz idealne dla mnie.  Było trochę mniejsze od poprzedniego, ale traktowałam to jako zdecydowany atut. Nie brakowało mi pieniędzy, ponieważ na moim koncie wciąż wylegiwała się naprawdę niezła sumka, którą Gerard dał mi za układ. Przy Sergim nawet nie miałam okazji jej wydać, ponieważ wciąż powtarzał, że to on powinien za mnie płacić. Dlatego, kiedy się rozstaliśmy poczułam lekką ulgę. Wreszcie byłam w pełni niezależna i nie musiałam czuć skrępowania z powodu nieustannego wydawania nie swoich pieniędzy. Znalazłam też pracę w bibliotece, która mieściła się zaledwie pięć minut od mojego miejsca zamieszkania, oraz dostałam się na  zaoczne studia, o których myślałam już od dłuższego czasu. Gerard przez cały ten czas przy mnie był i wspierał mnie we wszystkich stresujących momentach. Cieszył się razem ze mną, gdy przyjęli mnie do pracy oraz kiedy wyczytałam swoje nazwisko na liście tych, którzy dostali się do uczelni. Nie wpychał mi na siłę swoich pieniędzy, wmawiając, że skoro jesteśmy razem, to jego obowiązek. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie lubiłam takich sytuacji. 
W październiku liga wreszcie rozkręciła się na dobre, a ja przypomniałam sobie jak to jest mieć chłopaka grającego w piłkę nożną. W prawdzie Gerard i Sergi bardzo się od siebie różnili i inaczej przeżywali mecze, jednak wciąż oznaczało to częste rozłąki przez wyjazdowe mecze. Starałam się chodzić na Camp Nou tak często, jak to było możliwe. Raz, kiedy dostałam wolne poleciałam nawet z chłopakami do Madrytu na mecz z Atletico. Wszystko po prostu jakoś płynęło. Bez stresu, niepotrzebnych problemów i kłamstw. Tak, jak zawsze chciałam by było. 
El Clasico tym razem wypadło na początek listopada. Dokładnie piątego, o siódmej rano przysiadłam na małej walizce, do której jeszcze przed chwilą pakowałam swoje ubrania. Nie dużo, bo mieliśmy spędzić w Madrycie tylko dwa dni, ale i tak to cholerstwo nie potrafiło się dopiąć. Prawdopodobnie była to wina moich kosmetyków, których ilość niestety nie zmieniała się w zależności od długości pobytu. 
- Przyszedłem! - usłyszałam trzask drzwi, a następnie przede mną wyrósł zaspany wciąż Gerard. - Jeszcze się nie spakowałaś? 
- Spakowałam, ale nie umiem się dopiąć. - fuknęłam ze złością i warcząc wstałam, a następnie rzuciłam się na łóżko.  Gerard postawił swoją torbę przy drzwiach i wszedł do środka, a następnie przykucnął i bez problemu zasunął zamek. Widząc to rozszerzyłam oczy w zdziwieniu i westchnęłam machając ręką. Piqué zaśmiał się kręcąc głową i podszedł bliżej łóżka, schylając się nade mną i składając na moich ustach szybki pocałunek. 
- Tak w sumie to dzień dobry. - uśmiechnął się. 
- Chcę żeby jutro po meczu też był dobry. - spojrzałam na niego znacząco. 
- Wygramy to z zamkniętymi oczami. Zobaczysz, że jeszcze strzelę. - powiedział z dumną miną i podniósł się, żebym mogła zabrać kurtkę i opuścić razem z nim mieszkanie 
- Pamiętaj, żeby zrobić to do swojej bramki. - skomentowałam z głupim uśmieszkiem, gdy staliśmy już po drogiej stronie drzwi, a ja próbowałam znaleźć klucze w torebce. 
- Od kiedy tak się znasz na piłce nożnej? 
- Mój były narzeczony to piłkarz, zapomniałeś?. - uśmiechnęłam się słodko i odwróciłam, by zejść po schodach.
Gerard pognał za mną z nietęgą miną, ponieważ bardzo nie lubił, kiedy wspominałam mu o Sergim. Wciąż miałam z nim bardzo dobre kontakty, ponieważ często się widywaliśmy ze względu na wspólnych przyjaciół. Sami zresztą nimi byliśmy i z tego co się dowiedziałam od Eleny mój ex narzeczony zaczął spotykać się po „przyjacielsku” z jakąś dziewczyną, co bardzo mnie ucieszyło. 
W Madrycie byliśmy około godziny dziewiątej i od razu autokarem pokierowaliśmy się do hotelu. Nie byłam jedyną osobniczką reprezentującą płeć piękną, ponieważ miałam ze sobą również Romarey i Anne. Lot jednak spędziłam w obecności Gerarda. Na miejscu chłopcy mieli czas na rozpakowanie rzeczy, przebranie się, następnie było późne śniadanie, a na samym końcu pojechali na trening. 
W czasie, kiedy nasi piłkarze dzielnie przygotowywali się do ważnego dla nich meczu, my, jako żeńska część grona, poszłyśmy na miasto. W Madrycie aż roiło się od kawiarni, sklepów i sklepików oraz galerii handlowych. Ulicami przewijało się również pełno turystów, ale do tego każda z nas była dobrze przygotowana, ponieważ Barcelona była drugim, zaraz po stolicy, najczęściej odwiedzanym miastem Hiszpanii. I wcale się nie dziwiłam. 
Kiedy obeszłyśmy kilka butików i dziewczyny zaopatrzyły się w wyprzedażowe, jesienne ciuszki poszłyśmy do kawiarni. Kupiłam sobie zwykłą, parzoną kawę, mając nadzieje, że postawi mnie jakoś na nogi. W nocy kompletnie nie potrafiłam spać, prawdopodobnie stresując się meczem i tym, jak wypadnie Gerard, a w samolocie nie mogłam pozwolić sobie na sen, ponieważ chłopcy byli naprawdę głośno, a swoją drogą w godzinny lot ledwo zdążyłabym zasnąć, a już byśmy lądowali. Współczułam chłopakom, ponieważ kiedy my raczyłyśmy się ciastkiem i kofeiną, oni zasuwali w ośrodku treningowym. Odkąd pamiętam, dosłownie za każdym razem przed klasykiem zarzekali się, że wcale się nie stresują i są pewni dobrej gry. Zawsze wiedziałam, że blefują, ponieważ ich własne ego nie pozwalało im po prostu na przyznanie się do swoich słabości.
Zauważyłam, że An przygląda się mojemu palcu, kiedy brałam łyk ciemnego, niesłodzonego napoju, co wyrwało mnie z głupich przemyśleń. 
- Nie zdjęłaś go jeszcze? - spytała nawiazując do mojego zaręczynowego pierścionka, który teraz wcale nie miał już żadnego znaczenia związanego z zaręczynami. 
Przypominał mi o dobrze spędzonych latach, których nie potrafiłam usunąć z pamięci od tak. To, że nie kochałam Sergiego tak, jak Gerarda wcale nie oznaczało, że się do niego nie przywiązałam i nasze zerwanie nic dla mnie nie znaczyło. Także to nie tak, że nie zdjęłam go tylko i wyłącznie dlatego, że mnie o to poprosił. 
- Nie. - przyznałam i wpakowałam porządny kawałek ciasta do ust, byłam głodna cukru, ponieważ dawno nic takiego nie jadłam. 
Tak, jak sobie już dawno temu obiecałam postanowiłam trochę o siebie zadbać, dlatego częściej wpadałam na siłownie i zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to, co jem. W końcu nie często ktoś pyta cię o to czy jesteś w ciąży, kiedy rzeczywiście w niej nie jesteś, a to musiał być jakiś znak.
- I Gerard nie ma z tym problemu? - wtrąciła się Romarey, a ja pokiwałam przecząco głową.
- Wie, że go bardzo kocham. - uśmiechnęłam się lekko. 
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak się cieszę, że wreszcie jesteś w pełni szczęśliwa. Tak samo jak on. Nie znam go długo, ale nigdy tak nie promieniał, jak od twojego wieczoru panieńskiego. - zaśmiała się. 
- Swoją drogą zniknęliście wtedy i nawet nie wróciliście. Chyba nie chce wiedzieć czym byliście zajęci. - dodała Ann. - Jedynie pijany Busquets chwalił się Elenie przez telefon, że wszedł wam z Michaelem do pokoju, kiedy leżeliście na łóżku, więc... 
- Tak. - przerwałam jej z rumieńcem na twarzy. - Byliśmy wtedy niecałe pół godziny razem, a już nas ktoś złapał w łóżku. - wybuchłam śmiechem, a dziewczyny mi zawtórowały. 
- I wcale nie dziwie się, że byli to akurat oni. 


 ***

Następny dzień kręcił się tylko i wyłącznie wokół meczu, do którego zostało już mało czasu. Chłopcy od dawna byli na Santiago Bernabeu, kiedy my dopiero szykowałyśmy się w pokojach hotelowych. Jeszcze przed wyjazdem do Madrytu, całkowicie bez wiedzy Gerarda, przed jednym z meczów na Camp Nou, zaszłam dyskretnie do klubowego sklepu i kupiłam sobie koszulkę z najnowszego sezonu, posiadającą numer i nazwisko Piqué. Przy okazji zaopatrzyłam się też w szalik. Wszystkie rzeczy wzięłam ze sobą i to był wreszcie dzień, w którym mogłam je ubrać i godniej niż zwykle kibicować naszym chłopcom, a w szczególności Gerardowi. Do koszulki w klubowe barwy dobrałam białe, długie spodnie i buty na obcasie, by być chociaż trochę wyższą. Na pewno urosłam od czasów Manchesteru, ale to nie była jakaś kolosalna różnica, a gdy stałam przy Gerardzie, to nawet jej nie czułam. Z dziewczynami umówiłyśmy się, że o godzinie dziewiętnastej stawimy się w holu i razem pojedziemy taksówką na stadion. Hotel nie był daleko od Bernabeu, ale zawsze podczas klasyków na mieście tworzyły się wielkie korki, dlatego wolałyśmy dmuchać na zimne i być dużo wcześniej, niż spóźnić się na pierwszą połowę spotkania. Kiedy byłyśmy już na miejscu stadion był prawe pełny, więc w tłumie podekscytowanych ludzi pokierowałyśmy się na swoje miejsca i obserwowałyśmy, jak chłopcy rozgrzewają się już na murawie. Każdy był tak skupiony, że nawet nas nie zauważyli, mimo że siedziałyśmy blisko barierek. 
Pół godziny później, między wrzawą głodnych dobrego widowiska kibiców, spotkanie rozpoczęło się wraz z donośnym gwizdkiem arbitra. Wszyscy chcieli bramek, walki, ale i płynnego spotkania, co niestety przy derbach zdarzało się bardzo rzadko. Zwykle piłkarzy osobu stron brało zbyt duże zdenerwowanie, emocje i presja co skutkowało wylewem żółtych kartek, a zdarzało się, że padła też i jakaś czerwona. Spotkanie było takie, jakie spodziewałam się, że będzie. Pełne dobrych, jednak niewykorzystanych akcji i wielu przerw w grze. Swoją szansę na zdobycie gola w dwudziestej minucie miał Iniesta, próbujący popisać się swoimi umiejętnościami przy strzale z odległości, jednak w ostatniej chwili piłka zmieniła swój bieg, ocierając się o nogę obrońcy „królewskich”. Nie wykorzystaliśmy okazji przy rzucie rożnym, ale nie zdziwiło mnie to, ponieważ to nie była najmocniejsza strona Barcelony. Dosłownie każdy czekał na jakiś rzut wolny, bliski pola karnego Realu Madryt, który byłby niczym jedenastka dla Leo Messiego. Niestety w pierwszej połowie nie było na to szansy ze względu na czyste zagrania przeciwników na własnej połowie, którzy znali umiejętności argentyńczyka i bardzo się pod koniec pilnowali. W doliczonym czasie Real zaczął znacznie naciskać, prawie doprowadzając do ich prowadzenia. Barcelonę w ostatnim momencie uratował Claudio Bravo, dając dobry bramkarski popis, który zakończył również pierwszą połowę. Nikt do końca nie był zadowolony, ponieważ piłkarze schodzili z murawy z dość nietęgimi minami, a głodni bramek kibice odpowadzali ich tylko niepocieszonym wzrokiem. Spotkaniu nie można było odmówić dynamiki, ponieważ z dziewczynami nawet nie miałyśmy szans na rozmowę, bojąc się, że ominie nas coś ważnego na boisku. Przez cały czas obserwowałam skupionego Gerarda, który z dużym spokojem wybijał futbolówkę spod nóg przeciwników i posyłał kolegom długie piłki w nadzieji, że rozpoczną one dobrą akcję. Kilka razy się mu to udało, zaliczając prawie asystę przy bramce Leo, który wyszedł sam na sam z bramkarzem. Niestety okazało się, że był na dosłownie minimalnym spalonym. 
Kiedy murawa była już pusta zastanawiałam się co zrobić, by jakoś podnieść go na duchu. Sms nie miał sensu, ponieważ nie mogli mieć przy sobie telefonów, dlatego odpuściłam. Skorzystałam jednak z tego, że już wyciągnęłam komórkę i poprosiłam Romarey, aby zrobiła mi zdjęcie na tle boiska. Ustawiłam się tyłem do aparatu i zebrałam włosy do przodu, by nie zasłaniały nazwiska Gerarda. Złapałam za dwie części szalika i uniosłam go tak, by znajdował się nad moją głową i aby dobrze widoczny był napis „FC Barcelona”. Gdy odebrałam od niej urządzenie sprawdziłam zdjęcie i uznając, że wyszło naprawdę ładnie postanowiłam wstawić je na instagrama. Nie byłam zbyt aktywna w mediach społecznościowych odkąd zaczęłam być niestety dość rozpoznawalna. Na moim profilu znajdowały się zaledwie dwa zdjęcia, z czego jedno przedstawiało widok pięknej Barcelony z lotu ptaka, a drugie mnie, Elenę i Annę w naszej ukochanej kawiarnii, w której kiedyś często się spotykałyśmy. Taki obrót spraw był skutkiem najpierw sytuacji w Londynie, po której uznano mnie za dziewczynę Gerarda, później narzeczeństwa z Sergim, o którym dosłownie huczały lokalne gazety, ale i strony poświęcone piłkarzom FC Barcelony, a teraz znów mojego związku (tym razem był już prawdziwy) z Gerardem. Nie ominęła mnie fala krytyki zagorzałych fanek piłkarzy, które uznały, że robię to dla sławy i dlatego skaczę z kwiatka na kwiatek. To sprawiało, że czułam się źle z tym co robiłam, jednak one tak naprawdę mnie nie znały i nie były świadome wszystkiego, co działo się w moim życiu. Z Sergim byłam przez cztery lata, w dodatku kiedy media zdążyły już zapomnieć o mnie i Piqué. Dopiero później, gdy już się ujawniliśmy zaczęli grzebać głębiej, znajdując stare artykuły i wtedy właściwie zaczęło się osądzanie. Dokładnie tak, jak we wrześniu, gdy Gerard wstawił na swoje portale społecznościowe naszą wspólną fotografię zrobioną w szatni po pierwszym meczu sezonu. 
Nim moje zdjęcie znalazło się w sieci, postanowiłam szybko dodać jakiś opis, a po kilku stuknięciach w klawiaturę był już gotowy:
„ ¡Vamos Barcelona! ¡Vamos mi Piqué! T’estimo. <3”
Na napisie koszulki oznaczylam Gerarda, a kiedy wreszcie je udostępniłam, od razu polała się fala lajków oraz komentarzy. Zastanawiałam się przez chwilę czy nie wyłączyć możliwości komentowania, bojąc się, że znów zostanę zmieszana z błotem, jednak uznałam, że nie mogę dawać innym żadnej satysfakcji. Nie znali mnie, więc nie mieli prawa oceniać tego, co robię. Wyłączyłam więc internet w telefonie i schowałam go do kieszeni na samym dnie, by nie kusiło mnie sprawdzanie powiadomień. 
W tym samym czasie na boisko zaczęli wychodzić pojedynczy piłkarze Realu Madryt, podczas gdy nasi chłopcy wciąż siedzieli schowani w szatni. Po chwili jednak i oni wyłonili się z tunelu, ustawiając się na swoich pozycjach. Na pierwszy rzut oka nie dojrzałam żadnych nowych twarzy, więc jak na razie Lucho nie zdecydował się na dokonanie zmiany. 
- Jeny. - odezwała się z entuzjazmem Romarey, a kiedy na nią spojrzałam wzrok miała wlepiony w ekran telefonu, podczas gdy z jej twarzy nie schodził szeroki uśmiech. 
- Co? - spytałyśmy z An w dokładnie tym samym czasie, co wywołało nasze śmiechy. 
- Wszyscy cię dosłownie kochają. - zaśmiała się i wystawiła mi przed twarz swój telefon. - Patrz. 
Miała wyświetlony mój post, który przed chwilą wstawiłam, a dokładnie na sekcji komentarzy. Spojrzałam na nią niepewnie, a w dokładnie tym samym czasie usłyszałam gwizdek rozpoczynający drugą połowę. 
- No szybciej, patrz, bo już grają! - krzyknęła, ponieważ kibice zrobili głośną wrzawę w związku z rozpoczęciem się gry. 
Przejrzałam je wzrokiem razem z An przy moim ramieniu, która także chciała zobaczyć i nie licząc kilku wyjątków, praktycznie każdy komentarz był po prostu miły. Ludzie pisali, że Gerard jest szczęściarzem mając tak pięknego i wspaniałego kibica oraz, że wspierają nasz związek i nie powinniśmy patrzeć na niemiłe uwagi. Pojawiły się nawet takie, w których ktoś pisał o Sergim, mówiąc, że wyglądałam z nim gorzej i tworzę lepszą parę z Gerardem. Spojrzałam zdziwionym wzrokiem na dziewczyny, które szczerzyły się jak głupie do sera. 
- Ty się tak martwiłaś, a oni się uwielbiają. - prychnęła rozbawiona Romarey. 
- Bo u Gerarda połowa osób mnie nienawidziła. - zaśmiałam się i skupiłam swój wzrok na boisku, zapominając, że już grali. 
- Na jego koncie aż roi się od fanek, które wciąż myślą, że kiedyś za nie wyjdzie. - poklepała mnie po ramieniu An. - A każdy dobrze wie z kim nasz Piqué stanie przy ołtarzu. 
Po tych słowach już nie rozmawiałyśmy, skupiając się na boisku. Przez cały ten czas miałam wciąż w głowie komentarze z instagrama, ponieważ nie potrafiłam uwierzyć, że był tam ktoś, kto naprawdę mnie lubił i nie czekał jedynie na to, by mnie obrazić za to, że po prostu się zakochałam. 
Druga połowa nie byla już aż tak bogata w akcje, jak poprzednia. Toczyła się dość ślimaczym tempem, ale na całe szczęście pod dyktando piłkarzy z Katalonii, którzy przez cały czas utrzymywali się przy piłce i próbowali szukać luki w obronie tych z Madrytu. Nikt raczej nie był zadowolony z gry, a już na pewno nie piłkarze, ponieważ dostrzegłam, że zaczęli się denerwować. W sześćdziesiątej minucie dokonała się pierwsza zmiana. Zszedł Iniesta, pożegnany gromkimi brawami nawet przez kibiców Realu Madryt, a na boisko wszedł Sergi. To był strzał w dziesiątkę, ponieważ Roberto starał się w dość skuteczny sposób rozkręcić trochę napastników Barcelony. Dziesięć minut później wyciągając piłkę spod nóg Isco pognał w stronę pola karnego przeciwników, zwinnie ominął dwóch obrońców i prostopadłym podaniem pokierował futbolówkę wprost pod nogi Messiego, który jednym, prostym kopnięciem bez przyjęcia umieścił ją w bramce. Chłopcy rzucili się na siebie w wielkiej euforii, ciesząc się z tak wspaniałego napoczęcia przeciwnika, ponieważ w tej akcji zrobili z piłkarzami Realu dosłownie co tylko chcieli. Razem z dziewczynami zaczęłam piszczeć, przytulać się i cieszyć ze zdobytego gola. Trybuny na części, w której znajdowali się kibice FC Barcelony wręcz szalały, podczas gdy reszta stadionu pozostała w ciszy, nie wierząc, że ich piłkarze aż tak łatwo i bez kiwnięcia palcem dali sie ograć. Real nie dał długo nacieszyć się naszym, ponieważ od razu przystąpili do wznowienia gry i bardzo naciskali, próbując jakoś dostać się do naszej bramki. Gerard jednak przeciął podanie Benzemy w stronę Cristiano i przechwytując piłkę, długim podaniem pokierował ją do Neymara. Ten zabawił się z obrońcą i niebanalnym zagraniem sprawił, że futbolówka w szybkim tempie znalazła się przy nodze Suareza. Zamarkował on strzał, myląc tym bramkarza, co dało mu łatwą szansę na wpakowanie piłki do bramki. Nie pomylił się i idealnie wycelował, dając Barcelonie kolejnego gola oraz powiększając tym samym przewagę nad „królewskimi”. Trybuny z katalonii znów oszalały, skandując nazwisko strzelca. 
Końcowy gwizdek rozbrzmiał dziesięć minut później, ponieważ nie było potrzeby na dodatkowy czas. Barcelona zwyciężyła 2:0, na stadionie przeciwnika, wprawiając wszystkich wiernych kibiców w wielki stan euforii. Nie tylko kibiców, ponieważ i piłkarze skakali ze szczęścia po boisku, kiedy ci z Madrytu zdążyli już schować się w tunelu. Gerard rozejrzał się po naszej loży i dostrzegając mnie zaczął iść w naszą stronę. Oczy wszystkich pokierowały się na mnie, nawet te Romarey i Ann. Dały mi znacznie do zrozumienia, że powinnam do niego zejść. Nie mając wyboru, wstałam z krzesełka i podążyłam w dół po schodkach. Przy barierkach spotkaliśmy się w dokładnie tym samym momencie, na co szeroko się uśmiechnął. Już widziałam te wszytskie zdjęcia w internecie oraz ludzi, którzy jeszcze nie wyszli ze stadionu i właśnie na nas patrzyli. 
- I jest dobry?* - spytał i zbliżył się do mnie bardziej. 
- Bardzo dobry. - uśmiechnęłam się i łapiąc za jego policzki złączyłam razem nasze usta. 
W tym samym czasie na naszych twarzach błysnął flesz, spowodowany podekscytowanymi fotografami, którzy robili nam dosłownie milion zdjęć na minutę. 
- Kocham cię. 
- Ja ciebie też, ale jesteś spocony. - zaśmiałam się i odepchęłam go lekko, by mógł pobiec do swoich przyjaciół. 
Nim to jednak zrobił, wystawił w moją stronę język, a następnie rozczochrał moje ułożone włosy. Spojrzałam na niego gniewnie, ale nic więcej nie byłam w stanie zrobić, ponieważ pognał do Busquetsa, rzucając się mu na plecy, a następnie zeszli razem do szatni. Kochałam tego głupka całą sobą i ten głupek był cały mój. 

_____
*nawiazanie do ich rozmowy z początku rozdziału. 

Heeeeejka! Dziękuje wam za tak ogromną aktywność pod ostatnimi rozdziałami, naprawdę! Do tej pory cały czas miałam po trzy rozdziały zapasu, ale przez to, ze wyjechałam na wakacje mam tylko jeden i to niedokończony. Możliwe, ze za dwa tygodnie w poniedziałek nie będzie rozdziału, ale pracuje nad tym, żeby coś napisać, bo mam plan, ale wena szwankuje i czas tez nie pomaga. Do końca opowiadania zostało może z 5 rozdziałów, no ale to znaczy, ze jeszcze miesiąc tu pobędziemy, jeśli uda mi się publikować dalej w poniedziałki. 
Czekam na wasze opinie, mam nadzieje, ze pozytywne, bo wreszcie się doczekałyscie tego typu rozdziałów ;D 
Buziaki! 

4 komentarze:

  1. Wpadam tutaj pomiędzy moim pakowaniem i aż parsknęłam śmiechem czytając o tym, jak Maritza nie mogła sobie poradzić z walizką ... mam ten sam problem xD Bycie kobietą jest trudne ...
    Wszystko z niedoszłym ślubem załatwione. W sumie lepiej dla niej dzwonić po gościach i informować o odwołaniu tego wiekopomnego wydarzenia, niż żyć bez miłości swojego życia :P Ciekawi mnie reakcja jej rodziców na związek z Gerardem!
    Dziewczyna oficjalnie powiadomiła świat, że są z Pique parą i na przeciw jej obawom zostało to "zaakceptowane". Swoją drogą, bawią mnie fani, którzy sądzą iż życie prywatne ich idoli to ich sprawa i mają prawo to komentować czy oceniać. Dobrze, że "tutaj" poszło to gładko, bo niektóre wpisy wcale nie są przyjemne.
    Te ich dyskusje ... się nadali do siebie! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana moja, po raz drugi juz tak zaczynam, ale trudno. Może jednak ten komentarz nie będzie taki zły, bo obiecałam ci na miarę twojego..(to może na miarę twojego to następny?)
    W każdym razie jestem przeszczęśliwa, że Maritza ma wreszcie faceta, którego miała mieć! Tylko za mało, znacznie za mało ich razem.. Szanuje za opis meczu, bo sama nie dałabym rady tyle napisać i to mistrzostwo.. ale zamiast tego mogłaś Wiesz Co napisać.. ja bym się nie obraziła 😂❤️ Ale to dopiero początek ich razem i jestem pewna, że nie zaniedbasz ich tak i nie pominiesz.
    A tak btw, to.. Jeśli Gerard nie ma nic przeciwko noszeniu pierścionka zaręczynowego, a o Sergim nie chce słyszeć ani słowa to....:)))) iksde?!😂🙈 Piszesz genialnie i ja dobrze wiem, że piszesz lepiej, a ty nie musisz używać większej ilości swojego talentu w pięknych, długich komentarzach, żeby to udowodnić.
    Wiecej Maritzy i Gerarda a ja będę w niebie.❤️ I dłuższe też możesz pisać,bo mam jeszcze kawę (termin minął dwa lata temu, ale może poskutkuje bardziej)
    Kocham, wielbię i czekam. Nie ważne ile będzie trwało pisanie-zawsze jestem!!❤️😘 Loveee!❤️ Wenę wyślę priorytetem! x.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że wszystko idzie dość gładko, a nasze gołąbeczki są szczęśliwe. Uwielbiam czytać rozdziały, w których opisywane są mecze, bo wtedy czuję się, jakbym siedziała na trybunach i wszystko widziała. 😀
    Życzę duuuuuuuużo weny, buziaki! ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Je je je! Kocham to opowiadanie i bohaterów! :D Ale Mari powinna zdjąć pierścionek - sądzę że będzie o to afera xd
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdy Twój komentarz, dziękuje! ♡